Miło było dla Was pisać...

wtorek, 14 sierpnia 2012

"High Voltage" AC/DC


Kto z nas nie zna zespołu AC/DC? Swoją drogą – nie zaczynałem już kiedyś tak recenzji? ;) Nieważne. Kapelę tą rozpozna chyba każdy. Utwory takie jak „Highway to Hell” czy „Back to Black” to już rockowe klasyki. Nie sposób ich nie znać. Do mnie też dotarły. Spodobały mi się na tyle bardzo, że postanowiłem wreszcie dorwać się do całej dyskografii AC/DC. Czy jednak ich debiutancki krążek „High Voltage” (w wersji australijskiej; europejska jest lipna) zachęcił mnie do sięgnięcia po ich kolejne studyjne dokonania? Odpowiedź na to pytanie znajdziecie w recenzji.


Zespół gra muzykę rockową, po części rock & rollową. Nie da się ukryć, że ich brzmienie z pierwszej płyty jest nieco garażowe. Czy może inaczej – niedopracowane. Tak, to słowo znacznie lepiej opisuje zawartość „High Voltage”. Głównymi instrumentami są oczywiście gitary elektryczne i perkusja. Znalazło się tu także miejsce dla pianina czy gitary akustycznej. Jednak poza utworem „Love Song” wiele ich niestety nie znajdziemy.

Myślę, że warto poświęcić jeszcze jeden akapit na sam wokal Dave’a Evansa. Muszę przyznać, że jest bardzo, ale to bardzo charakterystyczny. Nie pomyliłbym go chyba z żadnym innym. Nie oznacza to jednak, że się nim zachwycam. Ok, w radiu można od czasu do czasu posłuchać, ale osiem (w tym przypadku) piosenek pod rząd z jego głosem to już lekkie przegięcie. Ściąga na siebie całą uwagę, często spychając sam podkład na drugi plan. A ja w tym czasie zastanawiam się o ile lepiej brzmiałyby instrumentalne wersje utworów z „High Voltage”.

Najbardziej podoba mi się piosenka o tytule „Love Song”. Po polsku oznacza to ‘miłosny utwór’. Czy nim jest? O tak. A może jednak czymś więcej? Niestety nie. To po prostu poprawny kawałek o tym już wyczerpanym na wszelkie możliwe sposoby temacie. Wyróżnia się jednak zastosowaniem pianina i gitary akustycznej. Bardzo ładnie uzupełnia to perkusję i gitary elektryczne. Dobrze do siebie pasuje. Przyjemny numer. Jako jedyny ma w sobie to ‘coś’, co mnie do niego przyciągnęło.

Oprócz „Love Song” mogę sobie czasem załączyć „She’s Got Balls”. Poza już wcześniej opisanym kawałkiem ten jest jedynym, w którym całkiem podoba mi się głos wokalisty. Śpiewa jakby od niechcenia, nieco może nawet poza tonacją. To chyba właśnie największy plus kawałka. Lubię też solówkę gitarową pojawiającą się pod koniec. I to tyle. Refren jest straszny. Nie cierpię tych powtarzanych w kółko słów she’s got balls (PL: Ona ma jaja). Do tych dwóch kawałków ogranicza się liczba numerów, które lubię. No może bardziej toleruję.

O reszcie w sumie nawet nie ma co pisać. Wszystkie piosenki wydają mi się być niemal identyczne. Za każdym razem słychać w nich te same wpływy rocka i rock & rolla. Ok, może i lubię te gatunki muzyczne, ale odtwarzanie tego samego utworu 7 razy (siedem po wyłączeniu „Love Song”) chyba każdego może znudzić. Dodając jeszcze charakterystyczny, ale na dłuższą metę irytujący wokal otrzymamy album, do którego ja wracać nie chcę i chcieć nie będę.

Do odkrywczych teksty raczej nie należą. Tak jak i w samych piosenkach nie ma w nich żadnej różnorodności. Wszystkie opowiadają o jednym i tym samym. Co jednak dzieje się, kiedy jesteśmy znudzeni słuchaniem kolejnej piosenki o miłości? AC/DC, nie strudzeni, serwują jeszcze kilka podobnych. Postaram się jednak wybrać co ciekawsze cytaty. Najbardziej podoba mi się chyba tekst do „Baby, Please Don’t Go”. Z tym tylko, że to… cover: Why must you leave me Lying on my back Going across the other side of the track Found yourself a new man I know So baby please don't go (PL: Dlaczego musisz mnie opuścić Kłamiąc mi za plecami Idąc drugą stroną toru Znajdując sobie nowego faceta Więc kochanie, nie odchodź). Z kolei zupełnie inaczej myślę o „Love Song”. Zwyczajny, kiepski, ckliwy tekścik: When you smile I see stars in the sky When you smile I see sunrise (PL: Kiedy się uśmiechasz widzę gwiazdy na niebie Kiedy się uśmiechasz widzę świt). Reszta jest zupełnie przeciętna. Jak zresztą i płyta…

Zupełnie nie mam pomysłu co zawrzeć w podsumowaniu. To, co chciałem napisać, już napisałem. Płyta jest po prostu nudna, bez polotu. Po nagraniu dwóch czy trzech piosenek skończyły im się pomysły i zaczęli po prostu sami siebie kopiować. To moja wersja. Jak było naprawdę? Tego nie wiem i prawdopodobnie nigdy się nie dowiem. Nie zależy mi. W tym miejscu powraca jednak pytanie, czy sięgnę po ich pozostałe krążki. Może i jestem samobójcą, ale tak. Chcę po prostu zobaczyć, jaka jest ich muzyka dziś. Czy tak samo masakryczna? A może jednak uległa w pewnym stopniu poprawie?

Ocena: 2/6
Najlepsze: Love Song
Najgorsze: Baby, Please Don’t Go; Little Lover; Show Business

9 komentarzy:

  1. Drugie "High Voltage" to wersja światowa, nie tylko europejska ;p
    "Myślę, że warto poświęcić jeszcze jeden akapit na sam wokal Dave’a Evansa." Evans był wokalistą zespołu ale tylko przez rok i kiedy wydali zaledwie dwa single w 1974 roku. Na tym albumie śpiewa już drugi wokalista Bon Scott, który śpiewał z nimi do 1980, czyli swojej śmierci.
    Mnie się ten album podobał. I z chęcią będę do niego wracać i chciałabym go mieć i postawić na swojej półce oraz od czasu do czasu włączać na mojej wieży. Może trzeba było sięgnąć po międzynarodową wersję? ;p Składa się głównie, z moim zdaniem lepszego, "T.N.T.", a z tej płyty pojawiają się tam tylko 2 kawałki.

    OdpowiedzUsuń
  2. uwielbiam AC/DC niektore piosenki ale tej plyty akurat nie znam, a oceniles ja surowo lista-przebojow.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Dawno nie słuchałam, więc nie wiem jakby mi się dziś ta płyta podobała. Oceniłam ją dużoooo wyżej niż Ty. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Legenda sama w sobie! Moim zdaniem opinia nieco za niska.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mozesz dac mi swoj nr gg lub maila? Musze Cie o cos zapytac... :D

      Usuń
  5. Nie znam - nie planuję

    Zapraszam na nowy post na The-Rockferry.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. http://plixid.com/2009/08/19/norah-jones-the-greatest-hits-limited-edition-2008-mp3/

    OdpowiedzUsuń
  7. AC/DC znam póki co wybiórczo, jednak jestem chyba na dobrej drodze do ich poznania. Na razie znam ich te najbardziej popularne utwory, a że je uwielbiam, to kiedyś sięgnę na pewno za dyskografię, chociaż przeraża mnie nieco ilość ich albumów studyjnych. Z tego krążka niestety nic nie znam.
    Ahh... Tylko ja potrafię się rozpisać o niczym xD
    Metaliczna

    OdpowiedzUsuń
  8. Dotarłem tylko do akapitu poświęconego Dave'owi Evansowi... Po takim błędzie nie mam ochoty dalej tego czytać.

    Przy okazji, zapraszam na swojego bloga z recenzjami płyt rockowych i metalowych, w tym także AC/DC.
    http://pablosreviews.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń