Miło było dla Was pisać...

środa, 14 listopada 2012

Katie Melua w Sali Kongresowej - relacja


Na początku marca tego roku została wydana ostatnia płyta gruzińskiej wokalistki – Katie Meluy. Album „Secret Symphony” spodobał się przede wszystkim Polakom. Jedynie na naszej liście najpopularniejszych krążków doszedł do pierwszego miejsca. Artystka, która już w 2010 roku u nas wystąpiła, zapowiedziała, że zagra trzy koncerty: w Sali Kongresowej w Warszawie (12.11),  Zabrzu (13.11) oraz Poznaniu (14.11). Jako że byłem na jej warszawskim koncercie, postanowiłem sprostować czy rzeczywiście warto wydać na to widowisko 100zł (i więcej).


Właściwy koncert miał zacząć się o godzinie 20. Jak to jednak na gwiazdę wieczoru przystało, Katie spóźniła się 15 minut. Przed nią zagrał suport – indie rockowy zespół Boy. Nie znałem wcześniej ich muzyki, ale muszę przyznać, że podobała mi się ich gra – spokojna, akustyczna. Mimo wszystko była to jedynie ‘przystawka’ przed ‘daniem głównym’.

Gdy tylko Melua zjawiła się na scenie, posypały się oklaski. Wcześniej zdążyłem rozejrzeć się po sali. Dominowały tam osoby w wieku trzydzieści i więcej lat. Na początku może faktycznie było trochę sztywno, ale pod koniec wszyscy się rozluźnili, podeszli pod scenę itp. Ja niestety nie miałem tej przyjemności (dość dalekie miejsce), ale i tak bardzo łatwo dałem się zaczarować wokalistce.


Koncert zaczął się i skończył akustycznymi wersjami piosenek z jej najpopularniejszego albumu – „Piece by Piece”. Na początek zagrała wzruszający, wspaniały numer tytułowy. Z kolei na koniec zaśpiewała równie piękne „I Cried for You”. Choć oba występy bardzo mi się podobały, to ani jednego, ani drugiego nie zaliczam do najlepszych z całego koncertu. Katie z samą gitarą akustyczną jest świetna jak zawsze, ale to jeszcze nie to. Zdecydowanie większe widowisko zrobiła, gdy dołączył do niej zespół. Nie zapamiętałem imion wszystkich osób, ale wiem, że do instrumentów, które się tam pojawiły należały: wszystkie klasyczne instrumenty smyczkowe, perkusja, pianino i gitara elektryczna. No i sama Katie grała raz na gitarze klasycznej, raz na akustycznej. Zespół przy każdym utworze był bardzo ważny, idealnie się z Meluą zgrywał, ale zdecydowanie najlepiej wyszedł im utwór „Moonshine” ze świetną solówką zagraną na gitarze elektrycznej i pianinie.

Sama Katie momentami wydawała się być nieco nieśmiała, ale miała bardzo dobry kontakt z publicznością. Opowiadała o tym, jak powstało wiele piosenek a także o swoim życiu prywatnym. Tak więc: zanim wyszła za mąż, miała wiele razy złamane serce i napisała o tym utwór „I’d Love to Kill You” (PL: Kochałabym cię zabić). Co roku wraca do swojego rodzinnego kraju, zaśpiewała więc numer o tejże tematyce „Gasoline Alley”. No i w końcu sama zapytała publikę, którą jej piosenkę chcą usłyszeć. Wybrano „Shy Boy”, a w czasie wykonywania jej udawała, że nie pamięta tekstu, myli dźwięki itp. Miło się na to patrzyło.
Całej setlisty nie zapamiętałem, ale mogę powiedzieć, że wyglądała mniej więcej tak:

  • Piece by Piece
  • If You Were a Sailboat
  • I'd Love to Kill You
  • The Closest Thing to Crazy
  • Mary Pickford
  • The Flood
  • A Moment of Madness
  • The Cry of the Lone Wolf
  • If the Lights Go Out
  • Gasoline Alley (Rod Stewart cover)
  • The Walls of the World
  • Forgetting All My Troubles
  • Secret Symphony
  • The Bit That I Don't Get
  • The Night I Dreamed I Was Awake (previously unreleased)
  • Spider’s Web
  • Call Off the Search
  • Moonshine
  • Two Bare Feet
Encore:
  • Nine Million Bicycles
  • Shy Boy
  • I Cried for You

Do moich ulubionych występów tego wieczoru zaliczam z pewnością nieco kabaretowe „A Moment of Madness”, wyżej wspomniane „Moonshine” oraz „Spider’s Web”. Ostatni utwór urzekł mnie tym bardziej, że przygotowano dla niego zupełnie nową aranżację. W oryginale balladowy kawałek został przerobiony na bardziej przebojowy, podchodzący nawet pod rock. Podobnie zresztą z „Mary Pickford” czy „If the Lights Go Out” (inspirowane dzieciństwem Katie w rodzimej Gruzji), które w koncertowych wersjach brzmiały znacznie od studyjnych lepiej. Bardziej przebojowe. Trochę zawiódł mnie fakt, że Melua wykonała zaledwie sześć piosenek z nowej płyty. Bardzo podobał mi się jej występ z utworem „Forgetting All My Troubles”, czyli jedynym napisanym w całości przez Katie na „Secret Symphony”. Ciekawie przedstawiał się też nowy cover artystki – „Gasoline Alley” (w oryginale wykonywany przez Roda Stewarta) oraz wcześniej niewydany numer – przebojowe „The Night I Dreamed I Was Awake”. Jednak zdecydowanie najlepszym występem był ten do piosenki „The Flood”. Utwór już w oryginale był wspaniały, ale nie wiedziałem, że aż tak bardzo się przy nim wzruszę. Na koniec nie można nie wspomnieć o „Nine Million Bicycles”. Wcześniej publika była raczej spokojna. Natomiast przy tym numerze wszyscy wstali, podeszli pod scenę, zaczęli tańczyć.

Wracając do początku mojej relacji – owszem warto było wydać kasę na to widowisko. Katie wspaniale błyszczała, brzmiała znacznie lepiej niż na płytach. Podobnie zresztą jej zespół – muzyka była perfekcyjna. Co tu więcej pisać – na koncert TEJ wokalistki po prostu trzeba pójść.


6 komentarzy:

  1. Pewnie świetnie się na to wszystko patrzyło :)

    OdpowiedzUsuń
  2. jakos nie lubie tej artystki. Ewentualnie nine million bicycles i nic poza tym. takze ja bym na jej koncert nie poszedl lista-przebojow.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie przepadam za jej muzyką, zraziłam się kiedyś do niej i tak mi pozostało.
    A co do spóźnienia - 15 minut to nie wiele. Myślę, że spóźnienia do pół godziny można spokojnie wybaczać ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawa relacja, ale mam jedno zastrzeżenie - mogłeś aktualne fotki dodać ;)

    Zapraszam na nowy post na The-Rockferry.blog.onet.pl, gdzie znajdziesz recenzję świątecznej płyty Cee Lo Green i grafikę z Beyonce.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszam na nn :) [Złoty-Gramofon]

    OdpowiedzUsuń
  6. czytam o Katie bo właśnie ma zagrać koncert w Lulinie i się "nastrajam" ;)

    OdpowiedzUsuń