Miło było dla Was pisać...

poniedziałek, 10 listopada 2014

Pop Music in 2014

Ja wiem, dawno mnie tu nie było, stęskniliście się, nie było żadnych wpisów i w ogóle wszystko źle. W każdym razie już jestem, może to i dobrze, że niczego nie publikowałem? Wakacje w październiku zawsze spoko.


JESSIE WARE - TOUGH LOVE


Data wydania: 13/10/2014
Producenci/tekściarze: pięć utworów BenZel, dwa Dave Okumu, dwa James Ford + Emile Haynie, Julio Bashmore i Nineteen85. Jeśli chodzi o tekściarzy, warto zwrócić uwagę na Eda Sheerana oraz Miguela. Dosyć mocno odcisnęli piętno na piosenkach Jessie.
Sukces komercyjny: album przyniósł dwa największe (dotychczas!) przeboje Jessie Ware w Wielkiej Brytanii: Tough Love (miejsce 34.) oraz Say You Love Me (miejsce 22.). Samo Tough Love było na Wyspach 9. Największy sukces osiągnęło - a jakże - w Polsce, gdzie uplasowało się na pozycji 6.
Brzmienie: na Tough Love Jessie zmierza w bardziej mainstreamowym niż na Devotion kierunku. Mamy trochę popu, trochę soulu, nawet pościelowe ballady i bardziej dynamiczne kawałki. Płyta jest bardziej oczywista i szybciej odkrywa przed słuchaczem swoje smaczki. Może być to uznane za minus, jednakże utwory same w sobie są tak ładne, dopracowane i po prostu tak świetne, że przestaje to przeszkadzać. No i nie wolno zapomnieć o pięknym wokalu, którym Ware dysponuje teraz bardziej świadomie niż kiedykolwiek.
Najlepszy utwór: w przypadku tego albumu miałem naprawdę spory problem. Znakomitych utworów mamy tu naprawdę dużo. Po dłuższym zastanowieniu wybrałem jednak akustyczną balladę Say You Love Me. Wielu ludzi na nią narzeka, pisząc, że jest przewidywalna i zwyczajna. Ojej, jak ja bym chciał, żeby wszystkie przewidywalne i zwyczajne piosenki tak brzmiały! Jest to bardzo emocjonalna, zgrabnie napisana, piękna kompozycja. A chór gospel w końcówce absolutnie zachwyca.
Ukryta perełka: po raz drugi chętnie wpisałbym tu pół płyty, lecz zdecydowałem się na utwór, na który prawie na pewno nie zwróciliście większej uwagi. Zamykająca album kompozycja Desire zachwyca swoją przestrzenią, hipnotyzującą, nowoczesną produkcją i, jakby nie było, dosyć nietypową budową. Ciary gwarantowane.
Tekstowy must-read: teksty Jessie Ware konwencji nie łamią, lecz w kategorii utworów miłosnych wokalistka wychodzi obronną ręką. Zobaczcie choćby fragment kompozycji tytułowej opowiadającej o trudnym związku: When your heart becomes a million different pieces That’s when you won't be able to recognize this feeling.
Ciekawostka: Jessie Ware wyjątkowo często koncertuje w Polsce. Wcześniej (ze specjalną dedykacją dla fanclubu) wykonywała Something Inside, obecnie jest to jedna z kompozycji z Tough Love zatytułowana Keep on Lying.
Podsumowanie: płyta Tough Love na pewno jest łatwiejsza w odbiorze i przyjemniejsza od chłodnego Devotion. I nawet jeśli nie zachwyca tak bardzo jak klimatyczny debiut, wciąż jest niesamowicie solidnym i mocnym wydawnictwem. Podoba mi się, że wokalistka eksperymentuje z brzmieniem i nie zamyka się w przysłowiowej wieży z kości słoniowej. 5/6

NICOLE SCHERZINGER - BIG FAT LIE


Data wydania: 17/10/2014
Producenci/tekściarze: głównie The-Dream oraz Tricky, ponadto: Chris "TEK" O'Ryan i  Bart Schoudel jako producenci wokalu; Justin Tranter, Julia Michaels, Felix Snow (Run), a nawet sama Nicole (tekst utworu tytułowego).
Sukces komercyjny: mały/brak. Your Love zadebiutowało na miejscu 6. w Wielkiej Brytanii, dotarło też do 2. w Szkocji, w innych krajach niczego nie osiągnęło. On the Rocks - miejsce 90. w UK. Sam album najlepiej poradził sobie w Wielkiej Brytanii - 17. miejsce. Mimo tego wynik nie zadowolił wytwórni, która chce wyrzucić Nicole.
Brzmienie: na nowym albumie Nicole odchodzi od imprezowych klimatów znanych z debiutu i singla Boomerang. Jej nowe piosenki są mieszanką popu, r&b (dosyć nietypowego, w niekomercyjnym wydaniu) oraz elektroniki. Choć początkowo płyta może się wydać monotonna, Scherzinger postawiła na różnorakie eksperymenty, czego efektem są m.in. powerful ballad On the Rocks, taneczne Your Love, powolne Bang czy w końcu zakręcone God of War.
Najlepszy utwór: zapomnijcie o lekko irytującym Your Love, zapomnijcie o bardzo irytującym On the Rocks. Niewątpliwie najlepszym utworem na wydawnictwie jest zamykające edycję podstawową Run. To piękna, emocjonalna ballada, która czaruje niezwykle silnym wokalem Scherzinger oraz wzruszającym tekstem. Tak powinno brzmieć całe Big Fat Lie!
Ukryta perełka: czytając recenzje na różnych portalach internetowych, widzę, że każdy wpisałby tu inny kawałek. Ja postawiłem na powolne, wyraziste Heartbreaker. Jest to spokojny - ale nieballadowy - utwór podszyty elektronicznym bitem. Produkcja bardzo na plus.
Tekstowy must-read: może i jest dosyć koślawy i nieudolnie napisany, ale co tam - Big Fat Lie. Chorobliwe dążenie do piękna i okropnej szczupłej sylwetki, to w końcu poważny problem i należy o tym mówić. Edit all my picture, make my legs thinner Eyes just a little lighter, now make my ass just a little bigger.
Ciekawostka: słyszycie tego mężczyznę na początku Just a Girl? Jest nim... Nicole Scherzinger. Pobawcie się programami do obróbki dźwięku, podwyższcie tonację i tadam!
Podsumowanie: poprzednie dokonania Nicole naprawdę trudno zaliczyć do udanych. Big Fat Lie również idealne nie jest, nie wszystkie eksperymenty wyszły na dobre (Your Love, Bang, Big Fat Lie), ale jako całość album jest mocny, wyrazisty, charakterystyczny. Mam tylko jedno życzenie: więcej ballad. 4/6

KIESZA - SOUND OF A WOMAN


Data wydania: 21/10/2014
Producenci/tekściarze: teksty prawie wszystkie sama Kiesa Rae Ellestad, produkcja prawie cała  Rami Samir Afuni. Pomogli im: Simen & Espen (produkcja), Paolo "Shirazi" Prudencio, Jordan Orvosh czy też Carlos St. John (tekst).
Sukces komercyjny: singiel Hideaway odniósł całkiem spory sukces w całej Europie. Szczyt zestawień zdobył m.in. w Wielkiej Brytanii, we Włoszech czy w Belgii (w Polsce, na Dance Top 50) był 2.). Cały album (co dziwne) w Anglii wydany nie został, w innych krajach docierał do TOP50. Złe te wyniki nie były.
Brzmienie: najróżniejsze! Zapomnijcie o singlach, ukazują nam tylko jedną stronę płyty. Owszem, kawałki klubowe, imprezowe, elektroniczne tu dominują (Giant in My Heart, Vietnam, Piano, The Love), ale na całym krążku dzieje się o wiele więcej. Mamy tu klasyczne, rozpisane na pianino i smyczki ballady - cover What Is Love oraz Cut Me Loose - a także podróże w rejony bardziej czarnej muzyki, czasem trącącej r&b, innym razem z hip hopowym zabarwieniem. No a gdzieś w środku mamy jeszcze tytułową power ballad, która średnio komponuje się z resztą piosenek. Choć zwrotki ma świetne.
Najlepszy utwór: po dłuższym zastanowieniu postawiłbym na imprezowy kawałek No Enemiesz. Utrzymany jest w podobnym stylu co znane wszystkim Hideaway - stonowane (ale również klubowe) zwrotki, dynamiczny refren oraz wysokie rejestry Kieszy. Mimo tego całość bardziej przypadła mi do gustu. Szybciej wpada w ucho.
Ukryta perełka: takich tu na pewno nie brakuje. Mnie urzekła jednak kompozycja Bad Thing. Obok wokalistki gościnnie pojawia się w niej mało znany raper Joey Bada$$. Razem stworzyli ciekawy, a przy tym zadziorny
Tekstowy must-read: Flo Rida podrywał na gwizdek, raperzy podrywają na fury i złote łańcuchy. A Kiesza? Na pianino. You got me breaking all the rules, rules So put your hands on my piano.
Ciekawostka: Sound of a Woman nie jest debiutanckim albumem Kieszy. Wcześniej wokalistka nagrała jeszcze jedną płytę i... wysłała ją dla 4.5 tysiąca żołnierzy na misji w Afganistanie. Ona sama miała natomiast łamać kody dla brytyjskiej armii.
Podsumowanie: w środowisku elektroniki, nowoczesnego popu oraz PBR&B zrobiło się ostatnio dosyć tłoczno. Debiutantek mamy naprawdę sporo. Kiesza do tych gatunków nawiązuje, lecz jednocześnie idzie bardziej w stronę muzyki klubowej. Mimo tego nie wróżę jej zawrotnej kariery. Jej kawałki są przyjemne, poprawne, lecz to trochę za mało, by przebić się do pierwszej ligi gwiazd. 4/6

ELLA HENDERSON - CHAPTER ONE


Data wydania: 14/10/2014
Producenci/tekściarze: Steve Mac, Steve Robson, Toby Smith, Ryan Tedder, TMS, Dapo Torimiro oraz Noel Zancanella. Dosyć sporo biorąc pod uwagę fakt, że piosenki brzmią, jakby wyszły spod ręki jednego producenta. W tworzeniu tekstów czynny udział brała Ella.
Sukces komercyjny: Ghost zadebiutowało na samym szczycie brytyjskiej listy przebojów, podobny los spotkał cały album. W innych krajach już tak różowo nie było. Z umiarkowanie ciepłym przyjęciem spotkał się także singiel Glow.
Brzmienie: słuchając płyty po raz pierwszy, zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem nie natrafiłem na składankę radiowych przebojów zamiast na album Elli Henderson. Mam wrażenie, że producentom zależało na trafieniu do jak najszerszej grupy odbiorców. A to nigdy nie wychodzi. Piosenki są bardzo wygładzone i w gruncie rzeczy nienarzucające się. A tam, coś leci sobie w tle, nie drażni, ale i w żadnym razie nie zachwyca. Niedzielnym słuchaczom może ballady przypadną do gustu, innym ludziom nie. Szybsze kawałki wypadają minimalnie lepiej.
Najlepszy utwór: po kilkukrotnym (a warto wspomnieć, że już jedno wykańcza słuchacza) przychyliłbym się do Mirror Man. W tej piosence wreszcie usłyszałem to, czego brakuje mi we wszystkich innych. Jest jakaś iskra, Ella w końcu pokazała pazurki. Myślę, że taki utwór nagrać by mogła Amy Winehouse. Wiadomo, że brzmiałby o wiele lepiej, ale sam fakt powinien Ellę ucieszyć.
Ukryta perełka: a tutaj wskazałbym utwór Billie Holiday z edycji deluxe. Żadne to arcydzieło, ale jest przyjemne, radosne, skoczne. Wywołuje uśmiech na twarzy. Ogólnie cała wersja rozszerzona podnosi poziom tej płyty. Ballady tam zamieszczone brzmią na pewno lepiej od emocjonalnych sucharów z podstawy.
Tekstowy must-read: Oh nobody knows but you How to make me come alive And no, my heart explodes Kaboom, like rockets in the sky. Tak, kaboom. Ogólnie tekst do Rockets zawiera kilka ciekawych zwrotów i metafor, ale kaboom mnie zniszczyło.
Ciekawostka: Ella Henderson została skredytowana jako autorka 17 z 18 tekstów na płycie. Którego utworu nie napisała? Glow. A to właśnie on został wybrany na drugi singiel promujący dzieło. Czyżby jej współpracownicy nie wierzyli w jej song-writerskie zdolności? Ups.
Podsumowanie: Ella Henderson jest ładną dziewczyną z talent show. I nikim więcej. Jak wiemy, przychodzące tam nastolatki często nie mają osobowości i śpiewają te swoje ckliwe balladki. Ok, nic do tego nie mam. Kiedy jednak ktoś wydaje płytę zawierającą 18 takich piosenek, to coś już jest nie tak. Na Chapter One nie ma nic - ani przebojowości, ani intrygujących melodii, ani dobrych tekstów, ani emocji. Oj, nieładnie. Oby Chapter Two brzmiało lepiej. 2+/6


JESSIE J - SWEET TALKER


Data wydania: 13/10/2014
Producenci/tekściarze: Rob Stevenson (exec.), Josh Alexander, Ammo, Axident, Louis Biancaniello, Steve Booker, The DFRNS, Diplo, Warren Felder, David Gamson... i jeszcze 19184789127 innych. Auć. Co do tekstów to bida, bo do tej pory Jessie J pisała wszystkie, a tu współtworzyła tylko 5 z 12.
Sukces komercyjny: Bang Bang stało się największym dotychczasowym przebojem wokalistki (zdziwiłbym się, gdyby było inaczej). Trzeci numer jeden Jessie w Wielkiej Brytanii oraz pierwszy numer trzy w Stanach. TOP5 i TOP10 w wielu innych krajach. Sam album dotarł do 5. pozycji w UK (najsłabiej ever), zaś w USA zadebiutował na miejscu 10. i jest tam najlepiej chartującym krążkiem piosenkarki.
Brzmienie: w stosunku do Who You Are czy Alive nie zmieniło się jakoś szczególnie. Może tylko jest spokojniej i mniej różnorodnie. Jessie wciąż krąży pomiędzy popem a r&b (czasem nowoczesnym, innym razem nieco w stylu lat 90.). Mimo tego nie mogę jej nowych piosenek pochwalić. Brzmią tak, jakby wokalistka chciała tanim (bardzo tanim) kosztem zaspokoić wszystkie stacje radiowe. Utwory są więc bardzo wymuszone i na siłę przebojowe. Kolejny minus - duża ilość spokojnych kawałków. Tak ogromnej dawki wtórności i kuriozalnego patosu (Sweet Talker, Fire, Personal, Said Too Much, Loud) nie słyszałem dawno. Emocji zero.
Najlepszy utwór: zapewne zamykająca album ballada Get Away. O ile te wymienione wyżej są po prostu okropne, banalne i tandetne, o tyle ta pięknie błyszczy. W przeciwieństwie do nich (naprawdę, nie mogę uciec od porównań) nie ma tu kiczowatych smyczków. Samo pianino+ładny wokal Jessie. I to wystarcza. Piosenka jest naprawdę dobra, ładna i emocjonalna.
Ukryta perełka: Bang Bang oraz Burnin' Up wpadają w ucho, ale to single, więc raczej "ukrytymi perełkami" nie są. Dlatego w tej kategorii wygrywa Seal Me With a Kiss. Kawałek z triem De La Soul, w którym wokalistka nawiązuje do r&b i hip hopu rodem z lat 90., przez co przypomina mi trochę Daydreamin' z Alive. Bardzo przyjemna pozycja.
Tekstowy must-read: I'm still workin' on my masterpiece, śpiewa Jessie J w Masterpiece. Owszem, zdanie ładne i dające nadzieję na dobrą przyszłość, ale wydaje mi się, że tutaj wokalistka staje się trochę hipokrytką. Dlaczego? Wyjaśniam to w podsumowaniu.
Ciekawostka: Bang Bang miało być początkowo solową kompozycją Jessie J. Jednak producent Max Martin puścił ją Arianie, której bardzo się spodobała. Następnie usłyszała ją także Nicki Minaj i nie pytając nikogo o zgodę, dograła swoją partię. I mamy Lady Marmalade A.D. 2014. Ironicznie.
Podsumowanie: Jessie J ponoć wciąż pracuje nad swoim masterpiece. Ale czy na pewno? Od czasu kawałka LaserLight z Guettą idzie już tylko w dół i nagrywa coraz gorsze piosenki. Nie wydaje mi się, by kiedykolwiek przeskoczyła Who You Are. Sweet Talker jest bowiem bardzo sztucznym longplayem, który miał zapewnić wokalistce wysokie miejsca na listach przebojów, ale artystycznie niczego sobą nie reprezentuje. Szkoda. 2/6


A teraz proszę, hejtujcie, że nie czuję piękna sztuki Jessie J.

15 komentarzy:

  1. Jessie Ware nagrała naprawdę piękną płytę i tyle w tym temacie. Chociaż ja na najlepszy utwór wybrał bym "All On You" z wersji deluxe. Ciekawe jestem bardzo płyty Kieszy, czy inne single będą równie fajne, jak "Hideaway".
    Za Jessie hejtować nie będę, a wręcz przeciwnie. Jej pierwsze kawałki były dobre, to co teraz nagrywa panna J, ani trochę mi się nie podoba. Tak jak napisałeś, ta płyta ma tylko zapewnić wokalistce wysokie miejsca na listach przebojów. A co z tymi, którzy nie lubią takiej komercji?:P

    OdpowiedzUsuń
  2. No to może ja się rozpiszę o Kieszy, bo ją najbardziej lubię z podanego grona artystów. Więc zacznę od tego, że mam już obiecaną jej płytkę jako prezent na gwiazdkę :) Dlatego też robię sobie niespodziankę i 7 utworów z płyty nie przesłuchałem i jestem ich ciekaw. Już od początku Hideaway podbiło moje serce. Potem pojawiło się Giant In My Heart, które według mnie jest jeszcze lepsze. Jakie było moje zaskoczenie, gdy ujrzałem klip do tego kawałka na basenach termalnych na wakacjach w Popradzie. Potem pojawiło się genialne No Enemiesz. Słuchałem też kilku innych utworów z płyty i wszystko mi się podoba! Uwielbiam taki styl jaki ma właśnie Kiesza. Ma świetny głos, sposób na piosenki i bardzo dobrze tańczy. Podobają mi się także okładki jej utworów. Ma też fajną przeszłość dotyczącą właśnie wojska. Co ciekawe nie jest z UK tylko Kanady. Ale dość o niej.
    Twórczość Nicole Scherzinger, Ellie Henderson i Jessie Ware kompletnie do mnie nie trafia. Ale z Jessie J jest inaczej.
    Jessie J tym razem się nie postarała. Wcześniej jakoś radziła sobie lepiej. Co prawda głos ma nadal ten sam, ten świetny, ten unikalny, ale piosenki bywają nużące. Co prawda podoba mi się Wild z tamtego roku, ale szczyt możliwości to nie jest. Na pewno potrafi być lepsza tak jak chociażby w Domino. Nie wiedziałem prawdę mówiąc, że Bang Bang na początku miało być tylko i wyłącznie jej. Życzę jej powodzenia i że jeszcze wyjdzie na prostą.
    http://zyciejestmuzykaaa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. 1. Jessie ware wolę za czasów debiutu. Ciekawsza miała wtedy muzykę.
    2. Nicole nagrała lepszą cd niż debiut. Ale i tak wolę ją z PCD
    3. nie znam
    4. nie znam
    5. Jessie J [*]. A takie miała piekny początek...

    Nowa recenzja na http://The-Rockferry.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak się zastanawiałam czy nie zaginąłeś w akcji :D
    No więc tak....
    1. Jessie Ware - jakoś mnie do niej nie ciągnie.
    2. Nicole. Cięzko powiedzieć. podoba mi się ta płyta fifty/fifty. I ja tam lubię On The Rocks.
    3. Kiesza do mnie wgl nie trafia.
    4. Nie znam.
    5. Jessie J miała mocny debiut więc trudno będzie jej to przebić.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nowe wydanie POUR THE MUSIC jest już dostępne! W tym miesiącu jest ono wyjątkowe ponieważ PTM kończy już rok! Zapraszamy do czytania a także do głosowania na okładkę roku.
    Pozdrawiamy.
    http://pour-the-music.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  6. Chyba sięgnę po Kieszę, bo EPka "Hideaway" podobała mi się ("What Is Love" jest mega!).
    U mnie nowa notka, zapraszam i pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Moim skromnym zdaniem...

    1. TOUGH LOVE, Jessie Ware - miły, delikatny klimat, myślę że ta pani nie zginie na rynku muzycznym :D
    2. BIG FAT LIE, Nicole Scherzinger - prawie każdy kiepsko widzi przyszłość Nicole, a mnie tam się akurat podoba jej ostatnia płyta :) I chyba nawet kupię sobie ten album.
    3. SOUND OF A WOMAN, Kiesza - brzmienie dosyć dobre, jednak jeżeli w najbliższym czasie będzie jechać ciągle tym samym stylem (klubowa muzyka, piskliwy głos), może się publiczności szybko znudzić...
    4. CHAPTER ONE, Ella Henderson - ta pani dopiero debiutuje, więc dajmy jej szansę lepiej się wykazać :)
    5. SWEET TALKER, Jessie J - niestety, wykrusza się nam Dżesia. Z roku na rok, z sezonu na sezon, coraz mniej ciekawie, coraz mniej przyciągająco... Nie jestem pewien, czy ta kobieta jest jeszcze w stanie stworzyć coś, co powali mnie na kolana.
    To tyle jeśli chodzi o opinie na temat tegorocznych albumów. Co do samego bloga stwierdzam, że to fajna stronka, pisana stylem bardzo na poziomie, zacznę chyba tu częściej zaglądać. Raczej na pewno :)
    Tymczasem zapraszam do odwiedzin mojego bloga http://hedgehog-chart.blogspot.com, gdzie zobaczyć można najnowsze jak i również te starsze notowania Hedgehog Chart, czyli moją "małą", prywatną listę utworów :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie zgadzam się co twojej opinii o Chapter One, mnie ten album utwór zauroczył. ;) Tough Love ma kilka świetnych kawałków. x
    songnevergrewold.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Idąc po kolej
    1.Na płycie Jessie Ware są kilka kawałków co mi się podoba ale ogólnie płyt jest średnia.
    2. Niestety po opuszczeniu grupy Pussycat Dolls, Nicole nie udało się odnieść spektakularnego sukcesu i nie może podbić listy przebojów chodź ma wielki potencjał.
    3. Kiesza mnie nie przekonuje
    4. Również podobnie jak Kiesza, Ella mnie nie przekonuje na razie.
    5. Jeszcze nie słuchałam nowego albumu Jessie J. Za to Bang Bang uwielbiam i tak samo Sweet Talker

    OdpowiedzUsuń
  10. Dawno Cię nie było, ale jak wróciłeś, to się nieźle rozpisałeś. Czytam pierwszą recenzję: nie znam. Znaczy się płyty, bo o niej to usłyszałam. Potem Nicole: znam jedną? dwie piosenki z tej płyty. Średnie, nie zapadają w pamięć, po płytę raczej nie sięgnę. O i Kiesza... i tu mam problem. Teoretycznie znam. Ale w praktyce przesłuchałam tylko raz, jeszcze jednocześnie czytając książkę, więc zbyt wiele nie mogę o niej powiedzieć. Jeszcze. Ale póki co uwielbiam "Hideaway", mam teraz ogromną fazę na tę piosenkę i dzięki niej zaczęłam "tańczyć". Haha, tańcem pewnie tego nie można nazwać, ale w każdym razie robię dziwne ćwiczenia i wygibasy, powiedzmy w rytm muzyki :D I za to bardzo jej dziękuję, bo chciałam do tego wrócić od roku czy dwóch, ale jakoś brakło mi czegoś... motywacji? Utworu, do którego nogi by się same rwały do tańca? Nie wiem, ale "Hideaway" + "Alles Was Zählt" (taka tam niemiecka telenowela dla młodzieży), w którym co chwilę tańczą do tego utworu, sprawiły i ja zaczęłam.
    Ale ogółem krążek nie jest zły. Znaczy się, przyjemnie mi się go słuchało, nawet jeśli poza tym jednym utworem nie kojarzę w tej chwili żadnego :D
    Ella... kto to jest?
    Jessie... jak być może pamiętasz, zawsze była mi obojętna i nadal jest :)

    OdpowiedzUsuń
  11. u mnie Nowe Notowanie polecam
    hot-hit-lista.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Moim zdaniem Kiesza udowadnia, że ma świetny głos. Nowa płyta Jessie Ware jest dobra, ale chyba większym sentymentem darzę tę starą - nowa jest dosyć uniwersalna, ale stara miała moim zdaniem więcej oryginalnego klimatu.

    www.donnazoe.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Nowa notka na www.rebelle-k.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  14. Dobrze, że wróciłeś! Dawno cię nie było, zresztą mnie też nie, więc mam podobną sytuację do ciebie :D Co do umieszczonych powyżej piosenek to jednego nie mogę zrozumieć: co wszyscy widzą w Kieszy? Znaczy szanuję to, ale nie mogę zrozumieć jej twórczości. Ma naprawdę dobry głos, to muszę przyznać, ale mnie jej muzyka jakoś nie powala, a wręcz trochę nudzi. Czy ja jestem w tym osamotniona?xd
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  15. No więc postaram się rozpisać najbardziej jak się da.
    1. Nie znam
    2. Nie znam
    3. Nie znam
    4. Nie znam
    5. Nie znam

    Pozdrawiam, Ania słuchająca tylko true norvegian brutal folk death black blue green yellow metalu.

    NAMUZOWANI.blog.onet.pl <3

    OdpowiedzUsuń