Miło było dla Was pisać...

niedziela, 4 listopada 2012

"Our Version of Events" Emeli Sandé






Tytuł: Our Version of Events
Wykonawca: Emeli Sande
Rok wydania: 2012
Gatunek: pop, soul
Single: Heaven, Daddy, Next to Me, My Kind of Love







Adele Emeli Sandé to zambijsko-szkocka piosenkarka i autorka tekstów. Znana była wcześniej głównie z pisania piosenek dla takich gwiazd jak Cher Lloyd, Leona Lewis, Tinie Tempah czy Susan Boyle. Z kolei karierę jako wokalistka ‘na poważnie’ zaczęła dopiero pod koniec zeszłego roku (singiel „Heaven”). Wcześniej występowała jedynie w featuringach z innymi artystami: „Diamond Rings” rapera Chimpunka, „Never Be Your Woman” Wileya oraz „Read All About It” by Profesor Green. W końcu jednak zaczęła pracować na własne nazwisko.


Płyta „Our Version of Events” to mieszanka muzyki pop, soul oraz (niestety) śladowych elementów r&b. W stylu Brytyjczyków. Nie jest to więc nic nowego, wiele podobnych kawałków już słyszeliśmy. Całość brzmi jednak autentycznie. Słychać, że właśnie w takiej muzyce Emeli czuje się najlepiej. Fajnie, że nie poszła na łatwiznę i nie nagrała dance-popowego szajsu, a piosenki, które naprawdę mają potencjał.

Z albumu wydano cztery single (przy czym tylko jeden z nich był międzynarodowy). Jeszcze w zeszłym roku wypuszczono „Heaven”. Wielkiego sukcesu nie osiągnęło, ale sprawiło, że w Wielkiej Brytanii zaczęto interesować się Emeli Sandé. Muszę przyznać, że piosenka bardzo mi się podoba. Jest szybka, przebojowa, no i łatwo wpada w ucho, co na „Our Version of Events” jest rzadkością. Z drugiej strony podoba mi się, że kawałek nie należy do takich typowych dance-popów. Muzyka może i taneczna, ale przyjemna dla ucha, nie do końca komercyjna. Ważnym elementem utworu jest też wokal Emeli. Brzmi bardzo dobrze. Nieco tylko gorzej przedstawia się międzynarodowy hit „Next to Me”. Piosenki przyjemnie się słucha, ale szybko się nudzi. Refren średnio mi się podoba, za to zwrotki bardzo lubię. Emeli brzmi w nich świetnie. Ogólne wrażenie jest raczej pozytywne.

Jednak najlepsze, jeśli chodzi o single, wokalistka zostawiła nam na koniec. Mówię tu o „My Kind of Love” oraz „Daddy”. Pierwszy z tych kawałków to świetna ballada. Emeli brzmi w niej wręcz niesamowicie. Bardzo emocjonalnie, niemal perfekcyjnie. Dlaczego ‘niemal’? Tylko dlatego, że nie ma rzeczy idealnych. Zdecydowanie najbardziej podoba mi się z piosenki refren. Zwrotki również są bardzo udane, ale nie dorównują mu. Tam właśnie Sandé brzmi najlepiej, muzyka też staje się mocniejsza. Całość ma nieco wręcz patetyczny wydźwięk, ale to może właśnie dzięki temu utwór jest taki niezwykły. To zdecydowanie najmocniejszy punkt na „Our Version of Events”. Bardzo podoba mi się również „Daddy”. To kawałek, który spośród tych na płycie zawiera najwięcej wpływów r&b. Wokalistka też brzmi inaczej. Nie do tego nas przyzwyczaiła, co jest kolejnym plusem. Sama muzyka zawarta w „Daddy” bardzo mi się podoba. Nieco nawet niepokojąca, zadziorna. W porównaniu oczywiście do innych kawałków z krążka.

Mam problem, jeśli chodzi o pozostałe numery z płyty „Our Version of Events”. Z jednej strony są to całkiem zgrabnie nagrane ballady zaśpiewane pięknym, emocjonalnym głosem Emeli. Problem w tym, że słuchając tego albumu, czasem trudno powstrzymać się od ziewania. Utwory są do siebie podobne, mało który czymkolwiek się wyróżnia. Zaciekawił mnie jednak fakt, że piosenka „Mountains” miała początkowo trafić do Leony Lewis. Sandé uczestniczyła w jej pisaniu. Ostatecznie jednak kawałek trafił na opisywany teraz krążek. Wydaje mi się, że Leona więcej by z niego, hmm, wydobyła. Czy może inaczej: mogłaby zrobić z tej piosenki coś dobrego, wynieść ją na inny poziom. Niestety wykonanie Emeli średnio mi się podoba. Podobnie sprawa ma się z „Hope” autorstwa Alicii Keys. Jestem przekonany, że Keys zrobiłaby to lepiej. A tymczasem wersja Sandé jest nijaka, bezbarwna. Gubi się pośród innych kawałków na „Our Version of Events”. Jeszcze gorsze jest „Lifetime”. Pogodne, ale za to ciężkostrawne, kiepskie po prostu. Na tle innych ballad z tej płyty wyróżnia się tylko ostatnia z zamieszczonych tu pozycji – „Read All About It (Part III)”. Poprzednia część to duet z raperem o pseudonimie Profesor Green. Oryginał brzmi całkiem nieźle, ale to wersja z „Our Version of Events” bardziej mi się podoba. Ale nadal – szału nie ma. Kawałek jest emocjonalny, artystka brzmi pięknie. Muzyka zagrana została chyba wyłącznie na pianinie. Możliwe, że gdzieś tam włączają się smyczki. Z opisu wynika, że utwór jest rewelacyjny. Cóż – niestety w praktyce nieco inaczej to wygląda. Trochę zbyt depresyjny numer, szybko się też nudzi.

Teksty na albumie opowiadają, rzecz jasna, o miłości. Miło jednak posłuchać historii artystki. Podoba mi się tekst do piosenki „Next to Me”: You won't ever find him being unfaithful You will find him, you'll find him next to me (PL: Nigdy go nie dostrzeżesz na byciu niewiernym Odnajdziesz go, odnajdziesz go przy mnie). Podobnie zresztą sprawa ma się z romantycznymi „Mountains” oraz „River” czy w końcu „Breaking the Law”, w którym pojawiają się słowa I'll never stop Breaking the law for you I'll never stop Helping to pull you through Whatever it takes it get what you need (PL: Nigdy nie przestanę Łamać prawo dla ciebie Nigdy nie przestanę Pomagać Ci przetrwać Czegokolwiek by to nie wymagało, czego byś nie potrzebował). Jednak najbardziej podoba mi się tekst do „My Kind of Love”: ‘Cause when you've given up. When no matter what you do it's never good enough. When you never thought that it could ever get this tough, That’s when you feel my kind of love (PL: Bo właśnie wtedy, kiedy jesteś zrezygnowany, kiedy cokolwiek, co robisz nie jest wystarczająco dobre, kiedy zdajesz sobie sprawę, że nigdy nie myślałeś, że coś może być tak trudne, to właśnie wtedy odczujesz moją miłość). Ogólnie uważam, że tekst to najjaśniejsza część „Our Version of Events”.

Płyta Emeli Sandé zrobiła na mnie niestety średnie wrażenie. Utworami takimi jak „Daddy” czy „My Kind of Love” artystka udowodniła, że ma potencjał, ale jako całość album nie prezentuje się niestety tak dobrze. Za dużo tu spokojnych kawałków, za mało przebojowych numerów w stylu „Heaven” lub „Next to Me”. A jeśli już wokalistka rzeczywiście najlepiej czuje się w balladach, to niech nagra więcej takich na miarę „My Kind of Love”, a nie takich niewypałów jak chociażby „Lifetime”.

Ocena: 3+/6
Najlepsze: Heaven, My Kind of Love, Daddy
Najgorsze: Clown, Lifetime

8 komentarzy:

  1. Nie znam. Artystkę kojarzę tylko dlatego, że ktoś (prawdopodobnie Twoja kuzynka :)) już wcześniej to recenzował :)

    OdpowiedzUsuń
  2. W ogóle nie znam tej artystki. Głosu, ani nazwiska nie znam. Ciekawe ilu artystów poznam czytając Twojego bloga :P ?

    OdpowiedzUsuń
  3. płyta jest super jak dla mnie troszkę za słabo przez Ciebie doceniona, My Kind Of Love wzrusza lista-przebojow.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie posiadam płyty ale znam za to Next To Me i 'Read All About It'
    ZAPRASZAM DO GŁOSOWANIA PLEBISCYT 2012 na http://muzyka-listaprzebojow.blogspot.com/
    GŁOSOWAĆ MOŻNA CODZIENNIE DO 31 LISTPADA. WYNIKI BĘDĄ 1 GRUDNIA.

    OdpowiedzUsuń
  5. Podoba mi się ta płyta, choć momentami faktycznie przynudza.

    Leona Lewis "Glassheart" (recenzja) // the-rockferry.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. Brakuje mi czegoś na tej płycie, co zlikwidowałoby jej przeciętność :)

    U mnie nowa notka, zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapraszam na nowy post na the-rockferry.blog.onet.pl. A w nim recenzja płyty Mariah Carey "Butterfly", grafika z Katy Perry i wybór najlepszego singla 2012.

    OdpowiedzUsuń