Miło było dla Was pisać...

czwartek, 1 listopada 2012

"Some Nights" fun.





Tytuł: Some Nights
Wykonawca: fun.
Rok wydania: 2012
Gatunek: pop, muzyka alternatywna
Single: We Are Young, Some Nights, Carry On









 fun. to amerykański zespół powstały z przypadku. Wokalista – Nate Ruess – udzielał się wcześniej w kapeli o nazwie The Format. Po dwóch studyjnych płytach band się jednak rozpadł. Nate został niewzruszony i w ten sposób założył fun. Większość z Was pewnie myśli, że wydany w tym roku album „Some Nights” to ich debiut. Już trzy lata temu wydali swój pierwszy krążek (o tytule „Aim and Ignite”). Jednak to dopiero w tym roku, z pomocą singla „We Are Young”, zdobyli większą popularność.


Jaką muzykę gra fun.? Coś z pogranicza indie pop, rocka alternatywnego, elektroniki. W niektórych utworach twórczość tej kapeli skojarzyła mi się z zespołem Queen. Na pewno tych drugich kojarzycie. Nie? A utwory pokroju „Friends Will Be Friends”, „We Will Rock You” czy chociażby „We Are the Champions”? A no właśnie. Wiem, że właśnie sam to zrobiłem, ale stawianie muzyki Queen obok fun. to jakiś słaby dowcip. Wiadomo, że grupa mająca niegdyś Freddiego Mercurego [*] jako frontmana to zupełnie inna liga. Bardzo dobrze potrafili eksperymentować z muzyką (tak właśnie powstały nieco taneczne „The Invisible Man” czy niesamowite „Innuendo”), co nadal nie wychodzi fun.

Teksty są, bo i wokalista musiał mieć coś do roboty (zaśpiewania). Nie zrobiły na mnie dużego wrażenia. Fragmenty o miłości to po prostu fragmenty o miłości. Temat ten przerobiony był już na wszelkie możliwe sposoby. Na szczęście zdarzają się i ‘przebłyski’. Nie wiem, czy Ruess przypadkiem nie stracił mamy. W „Stars” bowiem pojawiają się słowa Some nights I rule the world With bar lights and pretty girls But most nights I stay straight and think about my mom Oh god, I miss her so much (PL: Są noce gdy rządzę światem Ze smugami i ślicznymi dziewczynami Ale większość nocy po prostu zostać i myślę o mojej mamie O Boże, tak bardzo za nią tęsknię). A zaraz w „One Foot” śpiewa Some nights I break down and cry Lucky that my father's still alive (PL: Czasami w nocy załamuję się i płaczę Na szczęście mój ojciec ciągle żyje). Swoją drogą słowa some nights (PL: niektóre noce) pojawiają się chyba w każdej piosence. Pozostałe teksty to nie arcydzieła, ale i tak uważam je za najmocniejszą cześć płyty „Some Nights”.

Żeby jednak nie obsmarowywać zespołu tak od razu powiem, że są tu dokładnie dwa numery, które bardzo lubię. Zalicza się do nich niewątpliwie „Some Nights Intro”. Całość sprawia wrażenie nagranego w jakiejś operze. Nate jest tak jakby dyrygentem. Po sposobie jego śpiewania odzywają się (w przypadkowej kolejności) operowa śpiewaczka, chórek, pogrywające w tle pianino, instrumenty smyczkowe. To wszystko daje razem świetny klimat. A wokal Ruessa? Genialny. Tu brzmi jak nigdzie indziej. Mocno, zdecydowanie. Po prostu dobrze. Na końcu piosenki słychać brawa ludzi. Zasłużone. Aż szkoda, że nie pokusili się o stworzenie pełnego utworu w stylu „Some Nights Intro”. Oprócz tego kawałka podoba mi się „Carry On”. Szczególnie lubię jego początek – spokojny, akustyczny. Ogólnie udany. Dalej numer się ożywia. Ta część również bardzo mi się podoba. Słychać sporo instrumentów – gitary akustyczne, elektryczne, perkusję. Ale przede wszystkim radość z tworzenia muzyki. Piosenka napawa mnie niesamowitą, pozytywną energią. Dawno żaden kawałek nie powodował na mojej twarzy tak dużego uśmiechu.

Na tym jednak kończy się moja niezwykle ‘długa’ lista lubianych kawałków. Już po pierwszym przesłuchaniu „Some Nights” zauważyłem, że najsłabszą częścią wielu numerów jest ich refren. Jako najlepsze przykłady mogę podać „We Are Young” oraz „Why Am I the One”. „We Are Young” o uszy Wam się z pewnością obiło. Na początku tego roku zyskało ogromną popularność. Nie znam żadnej osoby, która nie lubiłaby tego kawałka. Oprócz… mnie. Strasznie mi ta piosenka działa na nerwy. Setki jej przesłuchań nie pomogły. Nadal jej nie lubię. Zwrotki są przeciętne, ale znośne. Natomiast refrenu nienawidzę. W kawałku gościnnie pojawia się wokalistka r&b – Janelle Monáe. Właściwie tylko jej partia stara się ten numer uratować. Mam jednak nadzieję, że dzięki „We Are Young” ludzie sobie o niej przypomną. Jej debiut („The ArchAnoid (Suites II and III)”) jest świetny. A co sądzę o „Why Am I the One”? Nic a nic. Numer jakich wiele. Z tych tu zawartych najbardziej kojarzy mi się jednak z Queen. To niestety tylko jakaś nieudana parodia.

Pozostałe kawałki (z „One Foot” i „Some Nights” na czele) są nijakie. Nawet nie warto się nad nimi rozwodzić. Wszystkie zawierają te same wpływy indie popu, alternatywnego rocka i elektroniki. Nuda. Nie cierpię „It Gets Better”. Kawałek to po prostu chaotyczna mieszanka rocka i elektroniki. Raz więc mamy gitarowe i perkusyjne partie (klikam, że lubię), po chwili przetworzone przez komputer dźwięki i podrasowany wokal (nie lubię). W rezultacie wyszło jak wyszło, a „It Gets Better” należy do najsłabszych pozycji na krążku. Jednak nic nie przebiło „Stars”. Może i tekst należy do najlepszych na albumie, ale sam kawałek na pewno nie. Zaczyna się od braw różnych ludzi i nieco cyrkowej muzyki. Przyznam, że to najlepsza część piosenki. Jej minusem jest natomiast długość. Trwa aż 7 minut. Biorąc pod uwagę fakt, że przez cały czas nie ma ani jednej zmiany brzmienia, chyba mogę mieć dość w połowie. Głos Nate’a tym razem nie jest wybawiający a co najwyżej irytujący.

Zespół fun. mnie nie zawiódł. „We Are Young” jest, jakie jest i mnie się nie podoba. Kolejny singiel („Some Nights”) też nie zachęca do sięgnięcia po płytę. Jednak to zrobiłem i przyznam, że nie żałuję. Mam już kandydata do kategorii ‘Najgorszy album’ (w moim muzycznym podsumowaniu roku). Po poprzedni album grupy raczej nie sięgnę. Po co się katować? Może kiedyś się przekonam. A tymczasem nie pozostaje mi nic innego, tylko wystawić ocenę:

Ocena: 2/6
Najlepsze: Some Nights Intro, Carry On
Najgorsze: Stars, One Foot, All Alright, It Gets Better


7 komentarzy:

  1. Znam ich singiel, którego w tej chwili nie potrafię sobie przypomnieć, ale na pewno go słyszałam i piosenka nawet, nawet mi się podobała. jednak ne na tyle, żeby sięgnąć po całą płytę. Twoja recenzja też do tego nie zachęca ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. nie przepadam za zespolem fun. znam jedynie we are young i some nights ale ten drugi nie zachwycil no porownanie do queen dzlles czadu lista-przebojow.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. "We are young" - swego czasu miałam na to fazę. dzisiaj tez to lubię. Świetny, pozytywny utwór.

    Carly Rae Jepsen "Kiss" (recenzja) // the-rockferry.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. Znam tylko "We Are Young" i póki co to się nie zmieni.

    OdpowiedzUsuń
  5. We Are Young jest fajne, ale już kolejny singiel jakoś mnie odrzuca :P Z tego, co widzę, nie za bardzo warto sięgać po całość ^^

    Nowy post, zapraszam serdecznie (:

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie lubię fun. a patrząc po recenzji nie mam czego żałować :) też nie znoszę "We are young"

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapraszam na nn :) [Złoty-Gramofon]

    OdpowiedzUsuń