Miło było dla Was pisać...

poniedziałek, 4 lutego 2013

"Notes from the Underground" Hollywood Undead






Tytuł: Notes from the Underground
Wykonawca: Hollywood Undead
Rok wydania: 2013
Gatunek: rap rock, hip hop
Single: We Are, Dead Bite







Hollywood Undead… Spotkaliście się kiedyś z tą nazwą? Jest to amerykański zespół grający muzykę z pogranicza nu-metalu, rap rocka i rapcore (czyli cięższe, mocniejsze, rockowe odmiany rapu). Grupa powstała w 2005 roku i do dziś ma się dobrze. Wydali już trzy studyjne płyty. Pierwsza, „Swan Songs”, ukazała się w 2008 roku. Kolejna – „American Tragedy” – trzy lata później. Jednak to ostatnią (trzecią) ich płytą chcę się dziś zająć.


Znam kilka ich starszych piosenek (ze świetnym „Undead” i „Comin’ in Hot” na czele). Ich muzyka zawsze była fajnym połączeniem rapu z bardziej rockowymi, niekiedy metalowymi dźwiękami. Mieszanka ciekawa, lubię takie kombinowanie. Poza tym nigdy nie było to szablonowe, zawsze dodawali coś od siebie. A jak jest na „Notes from the Underground”? Przede wszystkim to nieco zbyt bezpieczna płyta. Mam też wrażenie, że usłyszeli powiedzenie ‘dla każdego coś miłego’ i nim się kierowali. Mamy więc prawdziwą mieszankę gatunków. Jest trochę rocka, trochę rapu, popu a nawet piosenki, które mogłyby znaleźć się w komercyjnym radiu.

Album zaczyna się od „Dead Bite”, czyli jednej z cięższych artylerii. Jest trochę rapu, trochę śpiewu, ale przede wszystkim trochę dobrego, metalowego grania. Podoba mi się to wciągające brzmienie gitar. Od kawałka łatwo się uzależnić. Bardzo dobra produkcja, która równie dobrze mogłaby znaleźć się na którejś z poprzednich płyt kapeli. Dalej otrzymujemy „From the Ground”. Jest to chyba najbardziej różnorodny kawałek na krążku. Zwrotki są szybkie, melodyjne. Przejście ostre, metalowe. Natomiast refren całkiem spokojny (z zastosowaniem pianina!). Przyznam, że całkiem podoba mi się ten kawałek. Dobrze się go słucha. Na podobnej zasadzie stworzony został kawałek „Lion”. I tu już taki pobłażliwy nie będę. Z powodzeniem mógłby on znaleźć się na „Minutes to Midnight” Linkin Park. Jednak i tam ładnie by nie błyszczał. To po prostu zbyt, uwaga, słodki (!) numer. Delikatny, niewinny. Do wyrzucenia i/bądź zapomnienia.


Do spokojniejszych numerów należą również „Believe”, „Rain” oraz „Outside”. Niestety żaden z tych kawałków nie zdobył mojego uznania. „Believe” to bardzo zwyczajny, wręcz radiowy numer. Z rap rockiem wiele wspólnego nie ma. „Outside” zaczyna się jak typowa ballada. Jednak po refrenie dochodzi jakaś rockowo-dubstepowa (moje własne odczucia) melodia. Po wielu przesłuchaniach trochę się do niej przekonałem, ale wciąż uważam, że jest nieco nudna. Jednak nawet „Outside” i „Believe” ładnie się prezentują w porównaniu do „Rain”. Chcieli chyba zrobić z tego akustyczną balladę. Coś im jednak nie wyszło, bo utwór jest koszmarny. Z jednej strony spokojny, zagrany głównie na gitarze akustycznej, z drugiej jakiś taki bardziej nowoczesny, nijaki. Po prostu źle się tego słucha.

Na szczęście krążek Hollywood Undead to nie tylko wątpliwej jakości spokojne kawałki, ale i prawdziwe kopniaki energetyczne. Należą do nich przede wszystkim „Dead Bite” oraz singlowe „We Are”. Szczególnie „We Are” bardzo mi się podoba. Jego zwrotki są całkiem niezłe, choć przyznam, że ten rap wiele od tego, co słyszeliśmy wcześniej, się nie różni. Uwielbiam natomiast refren. Chwytliwy, łatwo wpada w ucho. Wokalista (ten który śpiewa, nie rapuje) daje z siebie wszystko. W podobnym – a nawet ostrzejszym – stylu utrzymane jest „Kill Everyone”. Bardzo podoba mi się mocne brzmienie perkusji (refren) i gitar (zwrotki) w tle. Poza tym utwór jest bardzo agresywny. Najbardziej pasuje do starego stylu grupy. Jedyne co mi się w nim średnio podoba, to przerabianie głosu przed refrenem. Na szczęście później śpiewa już normalnie.

Obok jednak takich piosenek jak właśnie „Dead Bite” czy „Kill Everyone” otrzymujemy takie już typowo hip hopowe. Jedna z nich – „Pigskin” – nawet mi się podoba. Nie przepadam za taką muzyką, ale ten kawałek mnie zaciekawił. Jednak powtarzający się w kółko ten sam bit staje się po kilku przesłuchaniach męczący. Lepsze, a już na pewno bardziej chwytliwe i przystępniejsze dla ‘biernego’ słuchacza jest „Up in Smoke”. Przyzwoity numer. Podoba mi się także „Another Way Out”, czyli najbardziej popowy, powiedziałbym nawet, że imprezowy, kawałek z krążka. Mało ambitny, ale za to chwytliwy.



Teksty… Ich największy problem to fakt, że są po prostu nijakie. Nie tak ostre jak te stare. Z drugiej strony… No właśnie. Wiele o nich powiedzieć nie można. Jest trochę o kobietach („Pigskin”), nieco ‘ciemnej wizji życia’, czyli tak naprawdę to, co zawsze otrzymuje się przy muzyce tego typu. W dodatku podane w mało ciekawy, niezapadający w pamięć sposób.

Obiecałem sobie, że sięgnę po poprzednie płyty kapeli. Mam nadzieję, że będą jeszcze lepsze niż „Notes from the Underground”. Wydają się też być ostrzejsze, bardziej rap rockowe. Przyznam, że tu trochę zawadzało mi to wymieszanie gatunków. Raz dostajemy świetny, nu-metalowy numer w stylu „Dead Bite” lub „Kill Everyone”, a za chwilę kiepską balladę czy hip hopowy numer. Nie za dużo tego? Ale nie narzekam, bo koniec końców krążek całkiem mi się podoba.

Ocena: 4/6
Najlepsze: Dead Bite, We Are, Kill Everyone, From the Ground
Najgorsze: Lion, Rain, Believe

7 komentarzy:

  1. Nie przekonuje mnie to...
    Pozdrawiam, True-Villain.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Hohoho! Aż 4/6? W trakcie czytania recenzji spodziewałam się naciąganej trójeczki :P

    OdpowiedzUsuń
  3. o kurcze recenzja dobra, kapeli nie znam, swietnie lista-przebojow.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie znam i raczej nie poznam

    Zapraszam na nowy post na http://The-Rockferry.blog.onet.pl, gdzie pojawiła się recenzja płyty Destiny's Child i co nieco na temat występu Beyonce na Super Bowl.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszam na 2 nowe recenzje na http://the-rockferry.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. nie znam, ale dzięki Twojej recenzji uznałam że warto przesłuchać album :) U mnie nowy post zapraszam www.PatriciaxLife.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie znam, ale wystarczyło drugie zdanie recenzji, bym podjęła decyzję o przesłuchaniu tegoż to albumu. Do tego Twoja recenzja w całości potwierdziła tę decyzję ;) Kiedyś to przesłucham ;)

    OdpowiedzUsuń