Miło było dla Was pisać...

środa, 4 września 2013

Mini-recenzje #4

W dzisiejszym wydaniu Mini-recenzji zajmę się trzema odgrzewanymi kotletami od Metalliki: "Load", "ReLoad" oraz "St. Anger". Ale czy na pewno są to odgrzewane kotlety? Odpowiedź znajdziecie poniżej. Jednak żadna z tych płyt nie dorównuje progresywnemu "...And Justice for All", dojrzałemu, choć bardziej komercyjnemu "Metallica" czy genialnemu "Master of Puppets". Wspominam je z lekkim rozrzewnieniem. Szkoda, że czasy tych albumów pewnie już nie powrócą.

LOAD (1996)

Pięć lat po słynnym czarnym albumie Metallica wydała kolejny – „Load”. Przygotowanie go zajęło muzykom około dziesięciu miesięcy. Słuchając jednak płyty, zastanawiam się, czemu aż tyle czasu potrzebowali. Nawiązując do tytułu, wczytywanie jakby zacięło się w połowie. Nie ma tu thrash czy heavy metalu, z których znany był niegdyś zespół. Mamy natomiast nieco hard rockowych brzmień, nudnych gitarowych riffów oraz perkusji, która gdzieś tam sobie pogrywa w tle. I – co najgorsze – poza dwiema pozycjami nie ma tu ani jednego kawałka, który choćby na milimetr zbliżyłby się do wcześniejszych nagrań. Pozytywnie wyróżniają się jednak dwa utwory: „Until It Sleeps” oraz „King Nothing”. Ta pierwsza piosenka ma bardzo wciągający klimat. Jest poważna, nieco też tajemnicza i niepokojąca (rewelacyjny refren). Natomiast w „King Nothing” poczułem tę niesamowitą energię znaną z poprzednich płyt grupy. To jest właśnie to, czego zabrakło mi w innych kawałkach na „Load”. Co więc znajdziemy poza „Until It Sleeps” oraz „King Nothing”? Mamy tu głównie nudne i nijakie numery pokroju „Wasting My Hate”, „Cure” czy „Poor Twisted Me”, do których raczej nie będę często wracał w przyszłości. Jeszcze gorsze jest „The Outlaw Torn”, które trwa ponad 9 minut, a ma się go dość po 3. Na tym tle zaskakująco dobrze wypadają zadziorne „Ain't My Bitch” czy nieco mniej przebojowe „The House Jack Built”. Jednak i tym piosenkom bardzo daleko do doskonałości. Oprócz jednak szybkich, rockowych kawałków Metallica (jakby dla udobruchania starych fanów) nagrała kilka ballad. Nie spodziewajcie się jednak klasyków na miarę „Fade to Black” czy chociażby „The Unforgiven”. „Hero of the Day” i wydłużone, udziwnione „Bleeding Me” znudziły mnie praktycznie po jednym przesłuchaniu. Znacznie lepiej wypada „Mama Said”. To ładna, akustyczna ballada. Jednak trzy utwory, choćby nie wiem jak genialne, nie czynią pozytywnej oceny, kiedy obok nich mamy dziesięć nijakich i słabych tworów.

Ocena: 2/6
Najlepsze: Until It Sleeps, King Nothing, Mama Said
Najgorsze: The Outlaw Torn, Wasting My Hate, Cure, Bleeding Me, 2 X 4


RELOAD (1997)

W tym samym okresie co „Load” zespół nagrał także materiał na kolejny album. Później tylko go dopracował. Mieli dużo piosenek, więc postanowili obsadzić nimi dwie płyty. O ile jednak w przypadku poprzedniej płyty wczytywanie zawiesiło się w połowie, o tyle przy odświeżaniu właściwie bez większej wpadki udało się wczytać do końca. Widocznie klęska poprzedniej płyty nieco zmartwiła Metallikę, gdyż na „ReLoad” zawarto utwory cięższe i bardziej wciągające. Takie, przy których nie zacznie się ziewać w połowie. Szczególnie początek płyty przypadł mi do gustu. „Fuel” to szybki, gitarowy kawałek. Dwa razy bardziej przebojowy od tych, które otrzymaliśmy na „Load”. Dobrą passę kontynuują ciężkie „The Memory Remains” ze świetnym, charakternym refrenem oraz „Devil's Dance”. Podoba mi się także  mocne „Better than You”, które (poza „Fuel”) najszybciej na „ReLoad” wpada w ucho, oraz „Bad Seed”, w którym wręcz zaczarował mnie wokal Jamesa. Małej zadyszki album dostaje przy mniej wciągającym „Carpe Diem Baby” czy „Where the Wild Things Are” (za długie i nieco rozlazłe). Jednak największą porażką na „ReLoad” jest druga część „The Unforgiven”. Chcieli odświeżyć klasyk? To odświeżyli. I wyszła im karykatura oryginału. Ten mały (czy może raczej dość spory) minus niwelują na szczęście kolejne numery: „Prince Charming” oraz „Low Man's Lyric”. Szczególnie ten drugi numer bardzo mnie zaskoczył. To bardzo dobra, ciekawa i oryginalna ballada nawiązująca do muzyki... irlandzkiej! Na koniec posłuchajcie jeszcze agresywnego „Attitude” i będącego jakby wariacją na temat „The Outlaw Torn” „Fixxxer”. Choć początkowo oceniałem ten album niżej niż „Load”, udało mi się do niego przekonać. Jest ciekawszy, mocniejszy i bardziej różnorodny pod względem tempa i klimatu nagrań. Raz otrzymujemy szybkie „Fuel”, zaraz wolniejsze „The Unforgiven II” a po chwili powolne, ale powalające ciężarem „The Memory Remains”. Choć krążek nie dorównuje „Master of Puppets” czy „...And Justice for All”, słucha się go przyjemnie.

Ocena: 4/6
Najlepsze: Low Man's Lyric, The Memory Remains, Bad Seed, Prince Charming
Najgorsze: The Unforgiven II, Fixxxer, Where the Wild Things Are


ST. ANGER (2003)

Na kolejny krążek Metalliki przyszło nam czekać kolejne sześć lat. W międzyczasie wydano zbiór coverów „Garage, Inc.” oraz zapis z koncertu pt. „S&M”. Aż szkoda pisać, ale te dwie płyty zmiatają „St. Anger” z powierzchni ziemi. Niestety – ósmy studyjny krążek Metalliki to ponownie słaba płyta. Jej początek tego nie zapowiadał. „Frantic” to świetny, agresywny, drapieżny, szalony właśnie utwór. Szczególnie jego refren mi się podoba. Dobrze wypada też tytułowe „St. Anger”. Uwielbiam je za tekstowe nawiązanie do „Hit the Lights” oraz „Damage, Inc.”, a także za różnorodność – raz jest mocniej, za chwilę spokojniej. Kolejne dwie piosenki – „Some Kind of Monster” i „Dirty Window” – też zrobiły na mnie całkiem pozytywne wrażenie. Poza tą czwórką nic mi się w całości nie spodobało. Co najwyżej fragmentami. Np. w „Shoot Me Again” uwielbiam spokojniejsze przejście. Dużo gorzej oceniam sam jego refren – nijaki, prostacki wręcz. „My World” wyróżnia się z kolei rozgorączkowanymi szeptami i kontrastującymi z nimi krzykami. To najciekawszy moment tej piosenki. A co z pozostałymi kawałkami? Otrzymujemy m.in. nieco słodkie „Sweet Amber” oraz „Invisible Kid”, które (nawiązując do tytułu tego drugiego) są niewidzialne. Nawet się ich nie zauważa. Jednak one i tak dobrze wypadają w porównaniu do „All Within My Hands”. Ten numer chyba najdobitniej obrazuje porażkę tego albumu. Jest nudny, monotonny i niesamowicie męczący. A przy tym brzmi jak sklejka poprzednich piosenek z „St. Anger”. Płyta jest słaba. Słucha się jej nieco lepiej niż „Load”, ale od pozostałych zdecydowanie odstaje. Jest po prostu nudna i męcząca. Raz czy dwa można posłuchać, ale w większych odstępach czasu. Nie będę do tego krążka często wracać. Na szczęście na kolejnym („Death Magnetic”) nastąpiła spora poprawa.

Ocena: 2+/6
Najlepsze: Frantic, St. Anger, Dirty Window
Najgorsze: Invisible Kid, All Within My Hands, Purify

11 komentarzy:

  1. Od Metalliki znam w całości tylko Czarny Album i, pomimo że nie jestem wielką fanką metalu, z czystej ciekawości zapoznam się z pozostałymi albumami :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wstyd się przyznać, ale z twórczości Metallici kojarzę naprawdę nie wiele.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tak samo.

      Nowa recenzja na http://The-Rockferry.blog.onet.pl (Robin Thicke „Blurred Lines”)

      Usuń
  3. uwielbiam St Anger hot-hit-lista.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Miałam się za nich zabrać, ale odkładam to w nieskończoność :P
    Nowy post u mnie, zapraszam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie słucham.

    Nowa notka na http://true-villain.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. Metallica to klasyka. Ale nie wszystkim bedzie sie ich muzyka podobac.

    OdpowiedzUsuń
  7. U mnie nowa recenzja, zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja tam lubię Metallicę, bo ich muzyka stoi naprawdę na wysokim poziomie. Jednak prawda jest taka, że jest wiele lepszych zespołów.

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie znam żadnego z tych krążków - kiedyś poznam :) Trudno powiedzieć, kiedy... Zatrzymałam się na 2 albumie... :D

    OdpowiedzUsuń