Miło było dla Was pisać...

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

"My" Edyta Górniak

Prawie 5 lat. Aż tyle (bo płyty z kolędami nie liczę) musieli czekać fani Edyty Górniak na album My. Długo. Z tego co pamiętam, miał ukazać się już w 2011, lecz jego premiera została przełożona. Poprzedni krążek - E.K.G - był całkiem udany. Zawierał kilka naprawdę dobrych utworów: List (choć to kopia Celine Dion), Dziękuję ci oraz Love Is a Lonely Game. Pamiętam też jeden fragment tekstu: Bo wszystko, co najlepsze, przed nami jeszcze jest. Trzymałem Edytę za słowo. Teraz, po dwóch latach od premiery My, mogę skonfrontować je z rzeczywistością. Czuję się oszukany.


Za teksty większości kawałków odpowiadają specjalizująca się w muzyce alternatywnej Karolina Kozak oraz Bogdan Kondracki, który obracał się już w przeróżnych gatunkach. Od popu i rocka do... death metalu. Swoje trzy grosze dorzuciły sama Edyta oraz, co mnie bardzo zaskoczyło, Ania Dąbrowska. Można więc rzec: doborowe towarzystwo. Nie przełożyło się to jednak na powstanie stylistycznie spójnego longplaya. Wiadomo - choć obecnie nieco odchodzi się od electropopu, to w czasie wydania My (2012) był on w cenie. Edyta nie chciała jednak odrzucić typowych dla siebie ballad. Powstało, co powstało.

Utworem z tego albumu, który niezmiennie od dwóch lat uwielbiam, jest singlowy kawałek On the Run. Przejrzałem listę producentów: widzę wyżej wspomnianego Bogdana, Polaka. A tymczasem, gdybym nie wiedział, że wykonuje go właśnie Górniak, pomyślałbym, że to jakiś amerykański bądź brytyjski numer. Na światowym poziomie. Delikatne, elektroniczne zwrotki mieszają się przebojowym, ale również stonowanym refrenem. Piosenka pokazuje, że gdyby wokalistka tylko chciała, mogłaby spokojnie wyjść przed szereg i zostawić w tyle wszystkie inne polskie piosenkarki. Szkoda tylko, że pozostałe kawałki z My nie czynią z niej królowej polskiej muzyki. Stawiają ją raczej w jednym rzędzie z Eweliną Lisowską czy Sylwią Grzeszczak aniżeli największymi zachodnimi gwiazdami.


Na krążku My (podobnie jak na poprzednim) mieszają się utwory anglojęzyczne z polskojęzycznymi. O ile jednak na E.K.G podział miał sens, tak tu mamy pomieszanie z poplątanym. Kawałki po angielsku nijak się mają do tych po polsku. Mijają się i zostawiają tylko wrażenie, że My to płyta chaotyczna i nieprzemyślana.

Zacznę może od kawałków wykonywanych po angielsku. W końcu to one mają więcej potencjału na stanie się światowymi hitami, nie tylko ze względu na język. Otwierające krążek Find Me to nawiązująca do muzyki house kompozycja. Nie czaruje, nie zachwyca. Momentami robi się wręcz nieznośnie nudna i monotonna. Jednak ona i tak dobrze wypada na tle klubowego Consequences. Zupełnie nie rozumiem, co piosenkarka chciała tym kawałkiem osiągnąć. Sukcesu komercyjnego nie było. A przy tym powstał utwór naprawdę bardzo słaby. Nie dość, że bez energii, nie da się do niego tańczyć, to nawet nijak nie eksponuje wokalnych możliwości Edyty. A takie miało chyba być założenie. Najlepszym z grupy klubowych utworów jest (Let's) Save the World. Może trochę zbyt bardzo stylizowany na hity zza oceanu, ale udany. Lubiłbym Sens-is, bo melodia brzmi naprawdę świetnie, lecz komputerowa obróbka głosu ciągnąca się przez cały kawałek dobija. Zupełnie nie rozumiem także umieszczenia tu kompozycji Perfect Heart. Choć to, obok On the Run, najlepszy utwór na My, pasuje do całego krążka jak pięść do oka.

Płyta My przekonała mnie, że ballady Edyta Górniak woli wykonywać po polsku. Szkoda tylko, że te zamieszczone tu ani na milimetr nie zbliżyły się do sławetnego To nie ja ani nawet wspomnianego na początku List. W spokojnych piosenkach z tego albumu słyszę nutkę (zresztą niejedną) fałszu. Słychać, że są na pokaz, to wytwory odśpiewane, odegrane, ale zupełnie brak im emocji. Zgodzę się oczywiście, że w Obudźcie mnie oraz delikatnej Tafli artystka wznosi się na wokalne wyżyny. Utwory te są jednak puste, nieszczere. Podobnie zresztą jak elektroniczne, radiowe Nie zapomnij oraz Dzisiaj dziękuję, które należą do głównych grzechów My.


To jednak nie mało oryginalne i nieco plastikowe melodie są największą bolączką płyty. Nie są to także dosyć oklepane i banalne teksty (Zapamiętaj mnie, nie przestawaj biec, by nie zastał nas zapomnienia czas). Boli to, kim stała się Edyta Górniak. Niegdyś piękna kobieta równie pięknie śpiewająca To nie ja. Dziś diva, nie dość, że obrzydzona (operacje plastyczne jej nie służą), to odpychająca. Swoimi wypowiedziami, wizerunkiem, muzyką. Mam wrażenie, że to wszystko to swego rodzaju mistyfikacja, poza. Jakby wokalistka stworzyła drugą Edytę i nie chciała nam pokazać tej prawdziwej. Szkoda. A jeśli już koniecznie chcecie poznać płytę My, sięgnijcie tylko po angielskie kawałki. Polskie to w znacznej większości koszmarki.

Ocena: 2+/6
Najlepsze: On the Run, Perfect Heart
Najgorsze: Consequences, Nie zapomnij, Dzisiaj dziękuję

A swoją drogą jest jeszcze coś, czego zapomniałem zawrzeć w recenzji. Od kiedy tylko poznałem My, bardziej od samej muzyki ciekawi mnie... jak wymawiać tytuł. To jest polskie my (pierwsza osoba, liczba mnoga) czy może jednak tak z angielska: mai? Weźcie pod uwagę fakt, że to naprawdę jest ciekawsze od samych utworów...

12 komentarzy:

  1. Nie lubię Edyty i nie słucham jej piosenek także... nie wiem co napisać. Jedyne co zostało to - świetna recenzją ;).

    http://pour-the-music.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie słucham Edyty, kiedyś reprezentowała jakiś poziom teraz chyba sama nie wie jaką muzykę chce tworzyć.

    Zapraszam na recenzje The Pretty Reckless ,,Going to Hell" www.Music-Rocket.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla mnie piosenka Nie zapomnij jest bardzo fajna
    PS:Wspólny fitness Baby V z siostrą-więcej w NN
    www.vanessa-actress.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. Nigdy nie przepadałam za Edytą i nigdy nie lubiłam jej piosenek, a po Twojej recenzji twierdzę, że pewnie szybko się to nie zmieni... ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak jak reszta nie przepadam za Edytą. Ale posłuchałem tego nagrania On The Run no i faktycznie sprzedałoby się na listach przebojów, ale jeszcze trzeba umieć się wypromować... Teraz Edyta promuje się jako taka diva i ciągle o niej głośno. Zachowuje się okropnie i jest to zachowanie poniżej normy. Dziwi mnie, że zaczęła do swoich piosenek dodawać elektronikę. Kiedyś specjalizowała się balladami. Świetna recenzja.
    http://zyciejestmuzykaaa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. On the run i...to wszystko. Ostatni raz całości słuchałam w 2012 roku. Mi się zdaje, że właśnie ten tytuł miał taki być. Dwojako interpretowany. W sumie na krążku są i polskie i angielskie piosenki.

    Nowa recenzja na http://The-Rockferry.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam ten album i mnie sie on na prawde podoba,wedlug mnie jest dobry
    hot-hit-lista.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Nowa notka na www.Rebelle-K.blog.pl Zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Vanessa na spacerze z psami-więcej w NN
    www.vanessa-actress.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie, nie i jeszcze raz nie! Kiedyś nawet lubiłam słuchać Edyty Górniak, ale po tym jak zaczęła śpiewać po angielsku i robić z siebie polską Lady Gagę to za każdym razem, kiedy słyszałam ją w telewizji szybko przełączałam na drugi kanał. W niektórych utworach to po prostu śpiewała ni po polsku ni po angielsku, koszmar.
    zapraszam na nową notkę
    music-the-world.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie podoba mi się ten album. ;/
    songnevergrewold.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Na tytuł nie zwróciłam uwagi, czy go czytać po polsku czy z angielskiego... Ale wiesz... może to był celowy zabieg? Gra słów? Że i tak i tak jest dobrze? Kto to wie :)
    W końcu coś, co znam. Niestety jest jeden problem. Tej płyty słuchałam chyba dość krótko po premierze. Do dziś pamiętam jak byłam na spacerze i słuchałam tego albumu... ale nic nie pamiętam. Gdzieś jakaś dziwna, irytująca piosenka zachowała się "na skraju" pamięci, ale to wszystko. Reszta? Pustka. Zero. Nic. Nawet całość usunęłam z komputera, co oznacza jedno: nie przypadło mi do gustu.

    OdpowiedzUsuń