Miło było dla Was pisać...

wtorek, 14 października 2014

"JHUD" Jennifer Hudson

Jennifer Hudson jest gwiazdą, która wyjątkowo nie ma szczęścia. Jej albumy (mimo całkiem dobrych pozycji w USA dla Jennifer Hudson oraz I Remember Me) przechodzą bez echa, z singli jedynie Spotlight stało się małym przebojem, resztę zignorowano. A szkoda. O ile debiut jest dobry, to drugi album absolutnie zachwyca i porusza. Jennifer wydała go po 3-letniej przerwie spowodowanej morderstwem jej matki, brata oraz siostrzeńca. Choć piosenki z tamtej płyty nie poruszają bezpośrednio tematu tragedii, czuć w nich ogromne emocje. I niestety - na tle tak świetnego krążka JHUD wypada bardzo, bardzo blado.



Nagrywanie nowego albumu wokalistka rozpoczęła w 2013 roku. Stworzyła kilka utworów z Pharrellem i jak sama przyznała, stała się nową osobą. Postawiła na zabawę - nie ma tu wzruszających ballad w stylu I Remember Me, brak orkiestrowo-gospelowych wstawek z Jennifer Hudson. O ile wcześniej Hudson pisanie i komponowanie zostawiała innym ludziom z branży, tu chciała brać czynny udział w tworzeniu. Skończyło się jednak na pracy przy raptem 2 piosenkach z 10. Słychać tu mimo wszystko progres, zmianę w stylu muzycznym i wizerunku wokalistki. Choć r&b i soul wciąż się pojawiają, większy nacisk postawiono na funk oraz muzykę disco rodem z lat 80. i 90.

Nawet jeśli piosenkarka nie przyzna się do tego sama, album JHUD wręcz krzyczy: "chcę popularności! słuchajcie, kupujcie moje piosenki!". Czemu bowiem wymieniła ballady na łatwo przyswajalne taneczne utwory? I czemu nagrała trzy kawałki z popularnym producentem Pharrellem, a także jeden z Iggy Azaleą? Cały tercet JHUD+Pharrell+Iggy słyszymy w tanecznej bombie He Ain't Goin' Nowhere. To zupełna nowość w twórczości Hudson - mocny, klubowy bit, seksowny, prowokujący tekst. Byłby to z pewnością dobry numer, gdyby nie... gościnna, zupełnie chybiona partia Azalei. Nijak nie współgra z Jennifer, wyraźnie doklejona została na siłę. Williams odpowiada jeszcze za dwa inne utwory. I Can't Desribe (The Way I Feel) z T.I. jest funkowe, lekkie, ale znośne, za to Just that Type of Girl to jedna z najgorszych propozycji na płycie. Nijaka, nudna, bez pazura.

A jak przedstawia się reszta pozycji? Tak naprawdę brak tu choćby jednego wyrazistego tracka, których na poprzednich albumach było pełno. Przykłady? Feeling Good, Everybody Needs Love, Believe, And I Am Telling You I'm Not Going czy Pocketbook - znakomite piosenki. Tutaj większość jest na podobnym - ale nieszczególnie wysokim - poziomie. Owszem, można zachwycić się dynamicznymi I Still Love You oraz It's Your World, które czerpią garściami z muzyki disco. Dalej jest jeszcze mocne, zadziorne Say It ze wstawkami orkiestry. I tyle. Nie czuję soulowego Bring Back the Music, nie lubię banalnych Dangerous oraz Walk It Out z Timbalandem. Na sam koniec JHUD zostało jeszcze wyrzucone długie (7 minut!) Moan, które idealnie obrazuje powiedzenie przerost formy nad treścią. Kawałek może i ma wzruszający tekst (o stracie matki), lecz sam w sobie wydaje się pusty. Wszyscy wiemy, że Jennifer ma cudowny wokal, nie musi co chwilę się nim chwalić, a nawet - zgodnie z tytułem - nieco jęczeć i zawodzić.


Recenzję JHUD pisało mi się bardzo ciężko. Podobnie zresztą było z przebrnięciem przez wszystkie piosenki. Niby jest ich tylko 10 i do długich nie należą, lecz często już w połowie miałem ochotę przełączyć. Hudson, choć na poprzednich płytach całkiem dobrze radziła sobie w dynamicznych nagraniach, wyraźnie nie czuje się swobodnie w dyskotekowej stylistyce. Również ballady (Bring Back the Music, Moan) nie umywają się do starszych. A teksty? Poza dobrym do Moan opowiadają o imprezach, romansach, seksie. Co by słuchacz nie musiał się zbytnio wysilać. I choć naprawdę nie chciałem tego pisać - JHUD pokazuje, że Jennifer Hudson ma cudowny wokal i śpiewa naprawdę rewelacyjnie, ale kiedy przychodzi do tworzenia kompozycji, okazuje się, że to całkiem przeciętna, niewyróżniająca się artystka.

Ocena: 3+/6
Najlepsze: I Still Love You, It's Your World, Say It
Najgorsze: Dangerous, Just that Type of Girl, Walk It Out

12 komentarzy:

  1. A mi się podoba ta płyta. Taką Jenn kupuję.

    Nowa recenzja na The-Rockferry.blog.onet.pl (Jessie Ware "Tough Love")

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakoś nigdy nie interesowała mnie kariera Jennifer Hudson i nadal mnie nie nieszczególnie interesuje.
    http://zyciejestmuzykaaa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszam na nowy post! Przepraszam, że tu, ale nie ma żadnej strony SPAM :)
    Tym razem Rise Against w piosece- Tragedy+ Time i tym razem pałeczkę przejmuje Destroya!
    music-the-world.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Coś miejscami bardzo się nie zgadzamy </3 Ale to chyba kwestia, że nasze gusty pokrywają się w maks. 40% :D Chyba trzeba po prostu lubić takie melodie, a wtedy pisanie recenzji nie jest udręką ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hmmmm... ciekawi mnie ten album, może kiedyś sięgnę. Kawałek z T.I.'em bardzo lubię. :D Szkoda, że "Pocketbook" z Ludacrisem, pochodzące z pierwszego albumu Jen nie doczekało się miana singla - słabo...

    http://your-chart.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Kilka lat temu Jen zapowiadala sie na naprawde wielka gwiazde. Ale chyba ktos pokierowal jej kariera w nie odpowiednia strone, bo caly czas od pewnego czasu, jest tylko gorzej.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak, piosenki brzmią trochę jakby artystka śpiewała je na siłę, co nie wróży dobrze tej płycie, moim zdaniem. ;)
    songnevergrewold.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Uważam, że ten album ma lepsze i gorsze utwory, ale nie słuchałam płyty w całości. Niektóre świetnie sprawdziłyby się przy joggingu albo na fitnessie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardziej wolę Jennifer jako aktorkę niż wokalistkę ale muszę przyznać ze głos to ona ma fantastyczny.
    U mnie http://muzycznomaniaa.blogspot.com/ nowe notowanie

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie będę osądzał czy faktycznie nie ma ani jednego "wyrazistego tracka" na płycie, bo jeszcze jej nie słuchałem, ale "Walk It Out" wcale nie jest takie złe. Owszem, nie jest to w klimacie poprzedniej płyty. Słychać nawiązania do lat dziewięćdziesiątych, ale głównie przoduje nowoczesność. Tak jak pisałeś, "I Remember Me" stworzyła 3 lata po tragicznych wydarzeniach. Dziś mija znacznie więcej. Może dlatego jej kawałki są bardziej mainstreamowe, a przynajmniej ten jeden :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Przesłuchałam tą płytę i wgl nie pamietam, żadnej piosenki z niej. Szczerze? Nie spodobała mi się...

    Nowa notka na www.Rebelle-K.blog.pl Zapraszam.
    Nowe wydanie POUR THE MUSIC - www.pour-the-music.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  12. Twórczość tej pani jest mi zupełnie obca, a twoja recenzja raczej nie zachęca do poznania najnowszej płyty Jennifer. Po starsze dzieła być może kiedyś sięgnę ;)

    U mnie nowa recenzja, zapraszam ;)

    OdpowiedzUsuń