Cztery lata po wydaniu świetnego "Back to Basics" Christina Aguilera powraca z nową płytą. Pomysł "Bionic" narodził się u niej już w 2007 roku. Ujawniła rąbek tajemnicy składanką wydaną w 2008 roku "Keeps Gettin' Better - a Decade of Hits", na której zawarła nowe utwory o elektroniczno-tanecznych brzmieniach. Oczywiście zdążyło się jej już wtedy oberwać za "podobieństwo do GaGi". Pytam się: dlaczego? One są zupełnie różne. Lady GaGa skupia na sobie zainteresowanie skandalem. Muzyka to dodatek. Christina może się przynajmniej pochwalić głosem. Bo ma naprawdę dobry. Płytę otwiera tytułowe "Bionic". Przekonałem się trochę do tej piosenki. Za pierwszym razem w ogóle mi nie podchodziła. Zacząłem jednak na nią lepiej patrzeć. Podobają mi się zwrotki i fragment brzmiący Now, lemme spell it out, everybody can shout my name; X-T-I-N-A (PL: Teraz pozwól mi to wymówić, każdy może mnie zawołać; X-T-I-N-A). Nieco mniej podoba mi się następna pozycja - singlowe "Not Myself Tonight", choć też stwierdziłem, że nie jest to zły kawałek. Z elektronicznych piosenek pozytywnie wyróżnia się "Glam", które jest taką moją perełką. Przyjemne dla ucha. Lubię fragmenty, w których Christina śpiewa Now snap, now clap, now dance, now stop (PL: Teraz pstrykaj, teraz klaszcz, teraz tańcz, teraz stop). Z szybszych piosenek podoba mi się też hip hopowe "Woohoo" wykonywane w duecie ze świetną Nicki Minaj i "My Girls", w którym zarapowała Peaches. Nie gorsze jest również rhythm and bluesowe "Prima Donna". A i tak na głowę bije je "Vanity". Nie mogę uwierzyć, że kiedyś nie doceniłem tego kawałka. Nieźle ironiczny, może nawet wulgarny, ale śmieszny. Dobrym pomysłem było wykorzystanie "Marsza weselnego" w "Vanity". Pasuje jak nic innego. Po fakcie znacznie lepiej patrzę na "Elastic Love". Numer na pewno jest bardzo fajny, oryginalny. Chyba najbardziej elektroniczny. Na sam koniec zostawiłem sobie "Desnudate". Pamiętam jak kiedyś wręcz nie cierpiałem tego utworu. Ciekawy jest w nim ten "sjesta" moment, jednak to gitara i głos wokalistka rządzą :) Dla słuchacza, który po raz pierwszy zetknął się z "Bionic" zaskoczeniem może być umieszczenie po "Prima Donna" intra "Morning Dessert". Intro jest senne, może się wydać nudnawe, ale nie o to mi chodzi. Gdy ostatnie dźwięki "Prima Donna" zmieniają się w "Morning Dessert", może wydać się, że ktoś zmienił nam płytę w odtwarzaczu. Zrobiło się balladowo. Spokojniejsze kawałki zawsze były specjalnością pani Aguilery. Może te z "Bionic" nie są balladami na miarę "I'm Ok", "The Voice Within" czy "Hurt", ale i tak bardzo mi się podobają. Moim bionicznym faworytem jest (a może raczej stał się) spokojny numer "Sex for Breakfast". Niezwykle odprężający, w połączeniu z "Morning Dessert" budują niezapomniany klimat. Poza tym bardzo lubię "You Lost Me" - bardzo uczuciowy, smutny kawałek. Artystka śpiewa jakby zaraz miała się rozpłakać. To tylko potęguje efekt. Przychylnie patrzę także na "All I Need" i "I Am". Ten pierwszy kawałek jest dedykowany synkowi Xtiny. Ukazuje w nim, że wiele innych gwiazdeczek może pozazdrościć jej głosu. "I Am" choć wolę w wersji "Stripped" z deluxe, to ta "zwykła" też mi się podoba. Najgorszą balladą jest moim zdaniem "Lift Me Up", bo o ile wersja live była piękna, uczuciowa, tak albumowa jest bez wyrazu, polotu. Wspomniałem o deluxe. Polecam tą wersję. Mamy na niej elektroniczne arcydzieło "Birds of Prey", piękną balladę "Stronger than Ever", świetne, hip hopowe "Bobblehead" (spróbujcie zaśpiewać tak szybko jak Kryśka), popowe "Monday Morning" i w końcu nową wersję "I Am". Polecam płytę. Ja się nie mogłem przekonać, ale po 20 przesłuchaniach mi się udało. Brawo, Christina!
Ocena: 6/6
Najlepsze: You Lost Me, Bionic, Desnudate, Prima Donna, Sex for Breakfast, Birds of Prey, Stronger than Ever
Najgorsze: -
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz