Tytuł: Best Kept Secret Wykonawca: Leona Lewis Rok wydania: 2009 Gatunek: r&b, dancepop
Wytwórnia: Universal Music
Ilość utworów: 11
Single: -
|
Dotychczas myślałem, że jedynymi albumami Leony były
„Spirit” oraz „Echo”. Jednak niedawno, w Empiku, znalazłem ten krążek
(swoją drogą jego opakowanie wymagało natychmiastowej wymiany).
Zaciekawiony postanowiłem zakupić. Płyta nagrywana była w 2005, jeszcze
przed dostaniem się wokalistki do X Factora. Była mniej doświadczona.
Nie operuje tu swym głosem tak jak teraz. Jest za to prawdziwsza.
Słuchając m. in. „I Got You” miałem wrażenie, że śpiewa to nie Leona,
ale, hmmm, jej alter-ego. Tu jest in inaczej. Jest to wrażenie realizmu.
Czy to ze względu na teksty? Są szczere. Bo choć nie można odmówić
błahości niektórym piosenkom to liczą się uczucia, które Lewis chciała
przekazać. Pisząc te teksty była jeszcze dosyć młoda. Można więc
wybaczyć jej błahość. I get this
feeling inside whenever I see you You give me butterflies And there’s
nothing I can do The way it feels is just so sweet (PL: Czuję to w
środku zawsze gdy cię widzę Sprawiasz że czuję motylki I nie mogę nic
zrobić To co czuję jest takie słodkie). Miłość. Czy można jej to
wypominać? Gatunkowo album odstaje od tych nowych. Mamy tu więcej
r&b („L.O.V.E U”). Są to jednak utwory taneczne ukazujące nam nową
stronę głosu artystki. Najbardziej spodobał mi się numer „I Can’t Say
Hello”. Przyjemny. Mógłby pójść na singla. Promocja jednak była zerowa.
Nawet „Echo” nie dostało żadnej promocji. A szkoda. Fajnie by było gdyby
świat usłyszał taką odsłonę Leony.
Ocena: 




Najlepsze: I Can’t Say Hello, L.O.V.E U, I’m So Into U, Joy
Najgorsze: Private Party (Remix), Dip Down
Najgorsze: Private Party (Remix), Dip Down
Tytuł: J.Lo Wykonawca: Jennifer Lopez Rok wydania: 2001 Gatunek: pop, r&b, dance, latin pop
Wytwórnia: Epic Records
Ilość utworów: 15
Single: Love Don’t Cost a Thing, Ain’t It Funny, I’m Real, Play
|
Kto by pomyślał. Stosunkowo niedawno nie znałem żadnego
albumu Jennifer. A teraz – „On the 6″, „Brave”, „This Is Me… Then” oraz
właśnie „J.Lo” mam za sobą. Ogóle wrażenie? Z tego co znam to jej
najgorszy krążek. Sporo tu tanecznych numerów, wakacyjnych. Jak
chociażby bardzo pozytywne „Love Don’t Cost a Thing”, nieco lepsze „I’m
Real” czy też mój ulubiony numer pt. „That’s the Way”. Tak jak na
debiucie mamy tu nawiązania do muzyki latynoskiej oraz r&b.
Dodatkowo pojawia się techno („Play”, „Walking on Sunshine”). Marzył mi
się jakiś utwór na miarę „If You Had My Love”, „Baila” czy „Jenny from
the Block”. Jednak tylko jeden utwór w 100 % mi się spodobał. Jest nim
wyżej wymieniony „That’s the Way”. Podoba mi się także melodyczne
„Cariño”. Jednak chórek w tej piosence daje sporo do życzenia. Podoba mi
się także najbardziej latynoski (obok „Dame (Touch Me)”) numer. Mowa tu
o singlowym „Ain’t It Funny”. Jak reszta utworów? Połowa mi wyleciała.
Pamiętam, że wiele utworów bardzo dobrze się rozpoczyna. Jednak później
Jennifer pokazuje, że nawet najlepszy numer można sknocić. Kiepskie
wrażenie zrobiły na mnie wcześniej wspomniane utwory techno, a
mianowicie „Play”, którego nie ratuje nawet obecność Christiny Milian
oraz bardzo męczące „Walking on Sunshine”. Mimo tego, największego
minusa dostaje ode mnie „That’s Not Me”. Może i ma ładny tekst: She gave you everything She broke her back to be what you need
(PL: Dała ci wszystko Złamała kręgosłup by stać się tym czego
potrzebujesz), ale nawet najlepszy tekst można zniszczyć słabą muzyką.
Zdecydowanie nie jest to materiał na miarę J.Lo.
Ocena: 
+
Najlepsze: Ain’t It Funny, That’s the Way, Cariño
Najgorsze: That’s Not Me, I’m Gonna Be Alright, Play, Walking on Sunshine
Najgorsze: That’s Not Me, I’m Gonna Be Alright, Play, Walking on Sunshine
Tytuł: Modern Rocking Wykonawca: Agnieszka Chylińska Rok wydania: 2009 Gatunek: pop, electropop, dance
Wytwórnia: EMI Music Poland
Ilość utworów: 9
Single: Nie mogę Cię zapomnieć, Wybaczam Ci, Niebo, Zima
|
Dlaczego postanowiłem wysłuchać album „Modern Rocking”?
Nie mam pojęcia. Naprawdę, nie wiem. Single były marne. Może znowu nie
takie tragiczne, ale nie wyróżniały się z tłumu praktycznie niczym. Może
chodziło mi o sprawdzenie czy Agnieszka rzeczywiście wypaliła swój cały
rockowy potencjał? Pewnie o to mi chodziło. W każdym razie album mam
już za sobą. Bardzo cieszę się z tego, że trwa nie więcej niż 35 minut.
Bo poważnie, więcej bym nie wytrzymał. Wiele piosenek miało spoko
początek, a w refrenie Chylińska pokazywała, że każdy utwór można
sknocić. Bardzo trudno wyróżnić mi jakikolwiek utwór, gdyż zwyczajnie
żadnego już nie pamiętam. Jednak spróbuję. „Ostatnia łza” ma bardzo
trafny tekst. Szczególną uwagę zwrócił na mnie jeden fragment: tamtej dawnej mnie nie będziesz już miał.
Jakże trafne. Płyta ta (jak już wcześniej wspomniałem) nie ma nic
wspólnego z rockowym brzmieniem artystki za czasów O.N.A. Jedynym nieco
mocniejszym numerem jest „Plim plam”. Nie jest to jakiś wybitny kawałek,
ale na tle innych wypada na plus. Całkiem podoba mi się także „Foch”.
Jedyne dobre momenty. Porażką dla mnie jest natomiast „Zima”. Bardzo
fajny instrumentalny początek. A refren po prostu tragiczny. Równie
słabe jest też „Niebo”. Miała chyba wyjść z tego miłosna ballada. I
wyszłaby gdyby nie pod elektryzowana melodia. Ale i tak największego
minusa dostaje ode mnie „Normalka”. Najszybszy numer. Jakże kiczowaty.
Podsumowanie mogło by być inne. Agnieszka ma bardzo dobry głos i teksty.
Jednak muzyka to w większości przypadkach porażka. Weźmy wspomniany
wcześniej utwór „Ostatnia łza”. Podobałby mi się gdyby nie przewijający
się przez niego efekt elektroniczny.
Ocena: 

Najlepsze: Foch, Plim Plam
Najgorsze: Niebo, Zima, Normalka
Najgorsze: Niebo, Zima, Normalka
Tytuł: Rokstarr Wykonawca: Taio Cruz Rok wydania: 2010 (Polska) Gatunek: pop, dance pop, electro
Wytwórnia: Island Records
Ilość utworów: 10 (Polska)
Single: Dynamite, No Other One, (…), Falling in Love, Break Your Heart
|
Jak takie coś mogło zdobyć taką
popularność? Przecież teraz każdy mógłby nagrać dokładnie takie samo
badziewie. W dodatku dawno nie słyszałem artysty, który miałby tak słaby
wokal. Nie chcę obrazić jego fanów, ale Taio w niektórych utworach
brzmi jak dziecko. To może przejdźmy do muzyki zawartej na „Rokstarr”. I
od razu minus za tytuł albumu (PL: coś w guście „gwiaazda roka”). To
przecież nie ma absolutnie nic wspólnego z rockiem (na pewno bliżej tej
muzyce do tego „roka”). Bardziej pasowałby tytuł „Dancstarr”, ale to
szczegół. Piosenki nie wpadają w ucho. Gorzej. Są jak by to powiedzieć…
po prostu słabe. Bardzo nie podoba mi się singlowe „Break Your Heart”. A
w szczególności refren, który przypomina mi „Eenie Meenie” Justina
Biebera i Seana Kingstona. Sorry, ale dla mnie to oznacza minus. Równie
słabe jest też bardzo taneczne „No Other One”. Zaś z „I Can Be”
zapamiętałem tyle, że śpiewał jakby zaraz miał urodzić. A właśnie skoro
już jesteśmy przy „I Can Be”. Jest to 6 piosenka. Słuchając jej nijak
nie pamiętałem pięciu poprzednich. I tak plus dla naszej wersji, że ma
tylko 10 utworów. Są i wersje dłuższe. Na krążku oprócz tanecznych
brzmień znajdziemy ballady. O zgrozo. Znalazło się miejsce dla dwóch
spokojniejszych numerów. Zarówno „I’ll Never Love Again” jak i „Falling
in Love” są bardzo kiczowate i ckliwe. ukazują wszystkie braki wokalne
Taia. No i mają wręcz genialny tekst. ‚Cause today is a great day For falling in love ‚Cause today is a great day For falling in love Falling in love
(PL: Bo dziś jest wielki dzień Do zakochania Bo dziś jest wielki dzień
Do zakochania Zakochajmy się). Kto to pisał? Mnie bardziej przypadła
„I’ll Never Love Again”, „Falling in Love” zaliczyłbym do najsłabszych.
Mimo tego za najsłabszy numer uznaję „Dynamite”. Brrr, tego kawałka nie
da się słuchać. Nie cierpię szczególnie fragmentu I throw my hands up in the air sometimes Sayin’ ay-oh
(PL: Czasami wznoszę ręce w górę, Mówię „AYO”). Szansę dostały ode mnie
dwa numery. „Dirty Picture (ft. Ke$ha)” jest chyba jedynym kawałkiem,
od którego nie bolą mnie uszy. Chodzi teraz o głos wokalisty. Drugi
kawałek to „Higher”. Dodałbym go najlepszych gdyby była tu wersja ft.
Kylie Minogue. Jednak wersja solowa zupełnie do mnie nie przemawia. No
cóż, jest to płyta taka sama jak wiele innych, ale z drugiej strony
bardzo nieudana.
Ocena:
+
Najlepsze: Dirty Picture
Najgorsze: Dynamite, Falling in Love, Break Your Heart, No Other One
Najgorsze: Dynamite, Falling in Love, Break Your Heart, No Other One
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz