Wykonawca: Kings of Leon
Rok wydania: 2010
Gatunek: alternative rock, garage rock
Wytwórnia: RCA Records
Ilość utworów: 13
Ilość utworów: 13
Single: Radioactive, Pyro, The Immortals, Back Down South
Gdy w październiku
wyszedł ten album… przeszedłem koło niego obojętnie. Singiel
„Radioactive” tylko mnie do niego zniechęcił. Miesiąc później zostałem
poproszony o recenzję krążka. W ogóle nie miałem na to ochoty, a potem o
tym zapomniałem. W lutym prośba została wznowiona. Postanowiłem więc
jednak wysłuchać materiału. Album, tak jak każdy poprzedni, ma nazwę
składającą się z pięciu sylab. „Come A-round Sun-down”. Otwiera go
świetny numer „The End”. Na początku zwróciłem uwagę, że ciekawym
pomysłem było umieszczenie go jako pierwszy utwór na płycie. Jednak sama
piosenka jest dużo ciekawsza. Bardzo podoba mi się także spokojniejszy
utwór „Back Down South”. Może się mylę, ale w tle udało mi się wychwycić
gitarkę country. No tak southern rock. A te spokojniejsze utwory („Mi
Amigo”, „The Face”) przeplatają się z tymi szybszymi i mocniejszymi. A
tych jest tu znacznie więcej. Wystarczy wymienić „No Money”, „Pyro” czy
The Immortals”. Całkiem podoba mi się także „Beach Side”. Jest przyjemny
i taki jakby… po środku. Nie zbyt szybki, nie zbyt wolny. A całej płyty
całkiem przyjemnie się słucha. Dzięki zespołom takim jak Kings of Leon
zaczynam bardziej doceniać muzykę rockową. Jednak przypomniał mi się
właśnie największy minus albumu. Gitary, bębny i inne instrumenty
całkiem nieźle się prezentują, ale piosenki tracą przez… wokal Caleba
Followilla.
Ocena: 

+
Najlepsze: The End, Back Down South
Najgorsze: Radioactive, Mi Amigo
Tytuł: American Life
Wykonawca: Madonna
Rok wydania: 2003
Gatunek: pop, electronic, soft rock
Wykonawca: Madonna
Rok wydania: 2003
Gatunek: pop, electronic, soft rock
Wytwórnia: Warner Bros Records
Ilość utworów: 11
Ilość utworów: 11
Single: American Life, Hollywood, Nothing Fails, Love Profusion
Płyta Madonny „American
Life” została wydana w 2003 roku. To mało komercyjny krążek jak na nią.
Jednak nie tylko dlatego tak słabo się sprzedał. W Ameryce była bardzo
krytykowana przez tą płytę i zarówno piosenkę tytułową. Dosyć
kontrowersyjny tekst. A szczególnie kończąca go rapowana wstawka (by
Madonna!): Do you think I’m satisfied?
I’d like to express my extreme point of view I’m not Christian and I’m
not a Jew I’m just living out the American dream And I just realised
that nothing Is what it seems (PL: Myślicie, że jestem
zadowolona? Chciałabym wyrazić swój skrajny punkt widzenia Nie jestem
chrześcijanką i nie jestem żydówką Ja po prostu przeżywam amerykański
sen I właśnie zdałam sobie sprawę, że nic nie jest takie same). Mimo
tego (a może dzięki temu) uważam, że jest to jedna z najlepszych
kompozycji na krążku, jeśli nie w całej karierze artystki. Na „American
Life” składają się kompozycje z pogranicza popu, muzyki elektronicznej,
soft rocka. W niektórych numerach oprócz elektroniki pojawia się
dance-pop co mi trochę przeszkadza. Ta żywsza część krążka, na tle tej
spokojnej, wypada blado. Jedyne kawałki, które mógłbym tu wyróżnić to
„American Life” oraz „I’m So Stupid”, które od zawsze mi się podobało.
Nie wiem dlaczego. Po prostu fajny kawałek. Szansę mógłbym dać także
„Die Another Day” – utworowi nagranemu na ścieżkę dźwiękową o tym samym
tytule. Jednak męczy mnie trochę elektroniczny bit pojawiający się w
piosence. I to by było tyle z tych udanych tanecznych numerów. „Nobody
Knows Me” za nic mi się nie podoba, „Mother and Father” dałbym do
najlepszych gdyby nie głos Madonny – zepsuł mi cały kawałek, „Love
Profusion” nigdy nie mogę zapamiętać. Jednak już zupełnie najgorszym
kawałkiem jest jak dla mnie „Hollywood”. Nie podoba mi się wykonanie
królowej popu. Zresztą w zestawieniu z melodią wypada jeszcze gorzej.
Jak już mówiłem jest tu i spokojniejsza część. Kiedyś mnie nudziła.
Jednak teraz spojrzałem na nią inaczej i zauważyłem, że utwory te mające
w sobie sporo z soft rocka są bardzo przyjemne. Niestety mamy tu tylko 4
takie numery. „Nothing Fails” z tych spokojnych jest najsłabsze, ale na
tle całości dobrze się prezentuje. „Intervention” i „X-Static Process”
są bardzo udane i przyjemne. Jednak i tak moim ulubionym kawałkiem nie
tylko z tych spokojnych, ale ze wszystkich jest zamykające tracklistę
„Easy Ride”. Mimo iż trwa ponad 5 minut, nie nudzi mi się. Za każdym
razem wywołuje na mnie takie samo wrażenie. „American Life” słabe nie
jest. Z przesłuchanych przeze mnie płyt od Madonny stoi na drugim
miejscu. Zaraz za „Ray of Light”.
Ocena: 


+
Najlepsze: American Life, Easy Ride, I’m So Stupid, X-Static Process
Najgorsze: Nobody Knows Me, Hollywood, Mother and Father
Tytuł: Granda
Wykonawca: Monika Brodka Rok wydania: 2010
Gatunek: pop, folk, elektronika
Wykonawca: Monika Brodka Rok wydania: 2010
Gatunek: pop, folk, elektronika
Wytwórnia: Sony Music
Ilość utworów: 10 (Polska)
Ilość utworów: 10 (Polska)
Single: Granda, Krzyżówka dnia, W pięciu smakach
Do zapoznania się z
nową płytą Moniki Brodki zachęciły mnie głosy, że jest to jej
najambitniejszy album. Przestała grać błahe popowe pioseneczki. Nie da
się zaprzeczyć, że to jest nadal pop. Jest to jednak pop z wyższych
sfer, dla bardziej wymagających. Oprócz popu podoba mi się mieszanie na
krążku folku z elektroniką – czyli dwóch zupełnie odległych gatunków
muzycznych. Do czego to prowadzi? Do sporej różnorodności, a na pewno
braku nudy. Warto wspomnieć o głosie Moniki. Bardzo łagodny, przyjemny. W
niektórych utworach dziewczęcy. Jednak nie traktuję tego jako minus.
Tutaj takie eksperymenty są jak najbardziej na miejscu. To może trochę o
utworach. Zastosowano w nich wiele ciekawych instrumentów. Pojawiają
się tamburyna, dudy, mandoliny, skrzypce itp. Czyli w skrócie
instrumenty, których teraz rzadko się używa. Do współpracy zaprosiła
muzyków z niszowych zespołów Pustki i Pogodno. Wyszło bardzo ciekawie,
nowatorsko. Podoba mi się instrumentalna kompozycja „Hejnał”. Zagrana
przez samego ojca Moniki – Jana Brodkę. Do najlepszych zaliczyłbym także
utwór „Szysza”, który wręcz zaraża pozytywną energią. Gdy go słyszę
chce mi się tańczyć. A już na pewno uśmiecham się od ucha do ucha. I co
ciekawe – zapamiętałem kawałek po jednym przesłuchaniu. Zwykle muszę
słychać piosenek wiele razy zanim coś zanucę, a tu proszę. Równie
chwytliwa jest też „Krzyżówka dnia”, która promieniuje równie pozytywną
energią. No i oczywiście obowiązkowym punktem „Grandy” jest numer
tytułowy – zadziorny, a przede wszystkim śmieszny. Nie
polubię Cię Jak powiedzieć prościej? Zbliżysz się o krok, Porachuję
kości Nie polubię Cię, Twej koszuli pstrości Zbliżysz się o krok,
Porachuję kości. Są i spokojniejsze piosenki. „Syberia” należy do
najbardziej udanych. Niezwykle delikatny kawałek. Podoba mi się także
„Bez tytułu”, które świetnie łączy w sobie wszystkie elementy z krążka
oraz „Kropki kreski” – spokojny utwór, który w refrenie nabiera siły.
Mimo tych wszystkich świetnych kawałków, najciekawszą pozycją zostaje
„Excipit”. Zupełnie inny utwór. Interesujący. Słuchając go zaczynam
wierzyć w prawdziwość powiedzenia „apetyt rośnie w miarę jedzenia”. Taki
jest ten utwór. Im dłużej go słuchasz tym bardziej chcesz, żeby trwał
choć chwilę dłużej. Podsumowując, „Granda” jest świetną płytą. Nie
powiem, jest to pop, ale jaki pop!
Ocena: 





Najlepsze: Hejnał, Syberia, Excipit, Szysza, Granda
Najgorsze: -
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz