Tytuł: Panik
Wykonawca: Panik
Gatunek: rock, hard rock, nu-metal
Single: Was würdest du tun, Lass mich fallen
„Panik” to druga płyta zespołu Panik (szerzej znanego jako Nevada Tan). Nazwę musieli jednak zmienić. Zanim wydali ten album, odszedł od nich manager. Wcześniej wręcz okradł chłopaków. Odebrał im prawo do nazwy i piosenek z poprzedniego krążka. Sprawa trafiła do sądu. O samej tej sprawie można by napisać oddzielne wypracowanie. Muszę skupić się jednak na zawartości płyty. Muzycznie „Panik” jest ostrzejsze od debiutu. Dominuje rock, hard rock i nu-metal. Jest też kilka spokojniejszych numerów. Dzięki temu (i nie tylko temu) longplay jest różnorodny, słucha się go z zaciekawieniem. Franky wokalnie się moim zdaniem poprawił, Timo rapuje równie świetnie co w starszych numerach. Krążek otwiera utwór „Jeder”. Po pierwszym przesłuchaniu pomyślałem: ‚przecież to jest genialne!!’. Teraz pierwsze wrażenie zanikło, ale nadal uwielbiam ten numer. Szczególnie refren, w którym Franky śpiewa Jeder ist anders als der Rest, ganz anders als perfekt, tut euch den Gefallen und scheißt auf die Andern (PL: Każdy jest inny niż reszta, zupełnie inny niż doskonały, róbcie to co wam się podoba i walcie innych). Liebe. Dalej mamy piosenkę „Unsere Zeit”. Z początku nie do końca byłem do niej przekonany. Teraz kocham ją jeszcze bardziej niż „Jeder”. Ma wszystko co dobra piosenka mieć powinna: chwytliwą muzykę, świetne wykonanie, dobry tekst. No i przede wszystkim samą jej jakość. Dalej mamy dwie nieco spokojniejsze numery: „Lass mich fallen” i „Keiner merkt es”. Zdecydowanie wolę tą pierwszą, mimo że „Keiner merkt es” jest bardziej różnorodne. „Lass mich fallen” ma przyjemną muzykę, chłopaki dobrze w niej brzmią. Uwielbiam refren. Wzięli ten utwór na singla. Coś niestety nie wyszło. Innym singlem stał się utwór „Was würdest du tun”. Kiedyś go nie doceniłem. Teraz go uwielbiam. Na pochwałę zasługują DJ-skie wstawki. Sama piosenka do radia pasuje idealnie. Nie, nie jest taneczno-elektroniczno-szajdowata, ale to po prostu dobry numer. Zaskoczeniem dla fanów były dwie piosenki: „Wir geben’s zu” i „Bevor du gehst”. Nie wykonuje ich Franky ani Timo. W „Wir geben’s zu” śpiewa Christian Linke, a w „Bevor du gehst” David Bonke, który odpowiada też za produkcję wszystkich kawałków z płyty. „Wir geben’s zu” jest piosenką bardzo spokojną, wręcz melancholijną. Zwrotki są cudowne, tylko do refrenu mam zastrzeżenia. Christian mógł dać więcej czadu, mocniej to zaśpiewać. Ale sama muzyka jest świetna. Jednak dopiero „Bevor du gehst” mnie powaliło. Nie wiedziałem, że David potrafi TAK śpiewać. Jak dla mnie mogliby wymienić wokal Franky’ego na Davida właśnie. Szczególnie refren jest genialny. Cały utwór jest akustyczną balladą. Dobrze, że nie jest szybki, energetyczny. Właśnie w takim numerze słyszymy jego możliwości wokalne w całości. Mógłbym coś napisać o każdej piosence. Próbowałem skrócić tą recenzję. To jednak niemożliwe. Utwór „Perfekt” najlepiej opisuje sam tytuł. Na płycie są lepsze numery, ale i ten jest ‚perfekt’. Szczególnie refren. Zwrotki skojarzyły mi się z nieco średniowieczną muzyką. Spodobała mi się też piosenka „Morgencafé”. Rozpoczyna się DJ-owskimi wstawkami. Są trochę dziwne, ale fajnie urozmaicają ten utwór. Timo świetnie wypadł w zwrotkach, Franky dał czadu w refrenie. Po tej ostrej piosence przyszedł czas na całkowicie hip hopowe „Kinder (Ist es nicht krank?)”. Kiedyś przewijałem ten numer. Nie podobał mi się. Teraz widzę, że jest to oryginalna, ciekawa piosenka. Szczególnie jej instrumentalny początek mi się podoba. W „Noch nicht tot” jedna zwrotka jest śpiewana, druga rapowana. Niby charakterystyczne, ale ja zauważyłem to dopiero niedawno. Tak czy tak: kawałek jest na pewno udany. Wszystko blaknie jednak przy dwóch numerach: „Ein letztes Mal” i „San Diego”. Pierwszy utwór jest dość prosty, a mimo tego bardzo piękny, smutny. Szczególnie refren jest cudowny. Nie tylko za muzykę, wykonanie, ale też za tekst: Ein letztes Mal – hör ich deine Stimme. Ein letztes Mal – spür ich deine Blicke. Es ist wahr – es geht mir echt beschissen. Das letzte Mal – dass ich dich nicht vermisse (PL: Ostatni raz – słyszę twój głos. Ostatni raz – śledzę twoje spojrzenia. To jest prawdziwe – idzie mi naprawdę do kitu. Ostatni raz – że nie tęsknię za tobą). Powtórzę się, ale uwielbiam utwór „San Diego”. Czy w ogóle trzeba tłumaczyć dlaczego? Świetna muzyka, fajny wokal. I fakt, że kawałek jest po prostu… śmieszny. A, no i podoba mi się moment, w którym muzyka się urywa, a po kilku sekundach ‚włącza się’ ponownie. Podsumowując, krążek jest genialny. Podoba mi się dużo bardziej niż debiut. Jest ostrzej, choć znalazło się miejsce dla kilku spokojnych numerów. Tekstowo też się nie pogorszyli. Płyta nie została wydana w Polsce, ale ja ją posiadam. I mogę powiedzieć jedno: brawo.
Ocena:
Najlepsze: Wszystkie. Ale niech będzie: Was würdest du tun, Bevor du gehst, Unsere Zeit, San Diego, Ein letztes Mal
Najgorsze: -
Tytuł: Unbroken
Wykonawca: Demi Lovato
Gatunek: pop, r&b
Single: Skyscraper, Give Your Heart a Break
Nie najlepiej się ostatnio działo w życiu osobistym Demi Lovato. W zeszłym roku trafiła do zakładu psychiatrycznego. Zbyt dużo imprezowała, zażywała narkotyki. Podobno nawet przyjęła oświadczyny od jakiegoś fana i trafiła z nim do łóżka. Teraz powraca. Wystarczająco się wyszalała. Nad albumem zaczęła pracować w 2010 roku. Powiedziała, że inspirują ją Keri Hilson i Rihanna. Płyta miała zawierać w sobie wpływy r&b. I rzeczywiście zawiera. Dalej tu natomiast do pop rocka. Trudno stwierdzić czy wokalistka poszła w dobrym kierunku. Poprzednia płyta („Here We Go Again”, 2009) znudziła mnie. Nic z niej nie pamiętam. Z tej kojarzę większość numerów. Po pierwszym przesłuchaniu tego krążka byłem nim wręcz oczarowany. Teraz pierwsze wrażenie minęło i nie jest już tak różowo. Demi dość głupio zaczęła promować ten krążek. Singlami stały się dwie ballady – „Skyscraper” i „Give Your Heart a Break”. Słaby wybór. W końcu są tu taneczne piosenki takie jak „Hold Up” czy „All Night Long”, które dzięki temu, że są strasznie nudne i nijakie spodobają się szerszej publiczności. Ja jednak odradzam. Po prostu nie warto. Są znacznie lepsze piosenki nawet na tej płycie. Wśród tanecznych utworów znajdziemy też kilka duetów. Wokalistkę wspiera w sumie pięciu różnych artystów: Timbaland, Missy Elliott („All Night Long”), Dev („Who’s that Boy”), Iyaz („You’re My Only Shorty”) i Jason Derulo („Together”). Dev poradziła sobie całkiem nieźle. Jest to jedna z tych wokalistek, których piosenki się zna, ale osoby za nic. Bałem się, że ‚wniesie’ do piosenki jakąś kiepską elektroniczną melodię. A tymczasem „Who’s that Boy” jest całkiem przyjemnym numerem. A swoją drogą. Plus dla Demi za nieużycie elektroniki. Takową znajdziemy tylko w tytułowym „Unbroken” (koszmar; zwykła rąbanka). Pozostałe numery są, hmm, normalne
Ocena:
Najlepsze: Skyscraper, For the Love of a Daughter, Lightweight
Najgorsze: All Night Long, Together, Hold Up, Unbroken
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz