Tytuł: Talk That Talk
Wykonawca: Rihanna
Gatunek: pop, dance, r&b
Single: We Found Love, You Da One
Ale ona jest niezdecydowana. Jej nowa płyta miała nie ukazać się w tym roku. Wyobrażacie to sobie? Rok bez pozostawionej przez Rihannę płyty? Nie, nie, nie. Podpisała kontrakt na 100 płyt w ciągu 10 lat, więc teraz musi pracować xD Zamiast krążka światło dzienna miała ujrzeć reedycja krążka „Loud”. To wszystko dzieje się jednak zbyt szybko. Dopiero co został wydany teledysk do „Cheers (Drink to That)” z poprzedniej płyty, już mamy „We Found Love”, po 3 tygodniach RiRi ujawnia nowy singiel – „You Da One” – a po kilku dniach cały album wycieka do sieci. Muszę przyznać, że płyta podoba mi się znacznie mniej niż poprzednia. Z początku było ok, ale dziś jest dziś. Z „Loud” mam odwrotnie – z początku mi się nie podobało, teraz tak (szczególnie „S&M” i „Man Down”). Na „Talk That Talk” znajdują się zaledwie trzy piosenki, do których chciałbym wracać i wracać. Chociaż to trochę za dużo powiedziane. Pierwszą z nich jest singiel „We Found Love”. Z początku nienawidziłem tej piosenki, ale teraz (na tle reszty) polubiłem ją. Co prawda wysokie partie wokalne momentami dobijają, ale muzyka jest całkiem na plus. Lubię także tytułowe „Talk That Talk”. Z początku uwielbiałem ten numer. Teraz moje oczarowanie zniknęło, ale posłuchać jest miło. Uważam jednak, że mogłaby to być solówka Jaya-Z. Lubię jego partie. A RiRi momentami strasznie wyje. Swoją drogą – nie tak jak w „Umbrella”, ale jednak. Ostatnią piosenką, którą, hmm, lubię jest ballada „Farewell”. Jej zwrotki są cudowne. Co prawda przypominają mi trochę „Małe rzeczy” Sylwii Grzeszczak, ale jest ok. Jednak refren ledwo wytrwałem. Koszmarny. Cała piosenka prezentuje się jednak całkiem nieźle. Wypada jeszcze lepiej w zestawieniu z pozostałymi. Większość kawałków jest jakaś taka nijaka, niezauważalna. Spokojne piosenki („We All Want Love”, „Drunk On Love”) giną gdzieś pomiędzy tymi szybszymi („We Found Love”, „Where Have You Been”). Myślę, że byłbym w stanie polubić „Cockiness (Love It)”. No właśnie – byłbym. Niektóre fragmenty są okropne. Zwłaszcza ten: No one can do ya The way that I do Boy I wa-a-ant (Youuuuuu) (PL: Nikt nie zrobi ci Tak jak ja zrobię Chłopcze chcę-ę-ę (Cięęęęęę)). Bridge jest nie lepszy. Nieco elektroniczne „Birthday Cake” skrócono i wrzucono jako interlude. Kiedyś widziałem full wersję. Nawet nie chciałem jej słuchać. Mnie taki minutowy ‚prezent’ w zupełności wystarcza. „Where Have You Been” ma fajny początek i nic poza tym. Mimo sporej dawki dance popowej muzyki, utwór jest mdły i nudny. Szczególnie to you, I śpiewane takim elektrycznym głosem jest tragiczne. W „Roc Me Out” podoba mi się jedynie refren. Reszta jest przeciętna. „Watch n’ Learn” to masakra. Rihanna chciała chyba zrobić fajny, radosny, spontaniczny numer. A wyszło dokładnie odwrotnie – to jest takie sztuczne. Nie znoszę też „You Da One” – drugiego singla z płyty. Słuchając tego utworu mam wrażenie, że ludzie płacą nie tyle za jakość ‚wyrobu’ co za samo nazwisko. Najbardziej jednak nie lubię „Drunk On Love”. Nudna i nijaka piosenka. Wokalistka śpiewa w niej przez nos. Masakra. Podobny sposób śpiewania ‚przybrała’ Britney Spears. Jednak to co Brit pasuje, niekoniecznie musi być dla RiRi. Gwoździem do trumny są teksty piosenek. Artystka mówiła, że to jej NAJBARDZIEJ REFLEKSYJNY krążek. Ha ha ha, niezła komedia. Teksty piosenek tylko utwierdzają mnie w słabej ocenie: I want you to be my sex slave Anything that I desire Be one with my femin-ay Set my whole body on fire (PL: Chcę byś był moim seksualnym niewolnikiem To wszystko czego chcę Bądź jeden z moją kobiecością Rozpal całe moje ciało) z „Cockiness (Love It)” czy It’s not even my birthday But he want to lick the icing off I know you want it in the worst way, Can’t wait to blow my candles out (PL: To nie są nawet moje urodziny Ale on chce lizać wyłącznie lukier Wiem, że chcesz tego najgorszym sposobem Nie mogę się doczekać, by zdmuchnąć świece) z „Birthday Cake” raczej nie należą do najmądrzejszych. I jeszcze słówko o wersji deluxe. Ma ona znacznie gorszą okładkę i trzy koszmarne piosenki („Red Lipstick”, „Do Ya Thang” i „Fool in Love”), które z miejsca wstawiłbym do najgorszych.
Ocena:
Najlepsze: We Found Love, Farewell, Talk That Talk
Najgorsze: Drunk On Love, You Da One, Watch n’ Learn
Tytuł: Kill ‚Em All
Wykonawca: Metallica
Gatunek: metal, thrash metal
Single: Whiplash, Jump in the Fire, Seek & Destroy Metallica – żywa legenda muzyki metalowej. Myślę, że mogę tak powiedzieć. Znają ich chyba wszyscy (wyłączając jednego z moich kolegów z podstawówki). Postanowiłem przesłuchać dyskografię tego zespołu. Moje wrażenia po przesłuchaniu „Kill ‚Em All” znajdziecie poniżej. Muzyka zawarta na krążku określana jest jako thrash metal i speed metal. Co do tego drugiego – zgodzę się. Wszystkie piosenki są ostre, utrzymane są w szybkim tempie. James momentami wręcz ryczy. Najlepiej słychać to w piosence otwierającej album pt. „Hit the Lights”. Moim zdaniem jest to zdecydowanie najlepszy utwór. Zapamiętałem go po jednym przesłuchaniu. Nie zdarza mi się to często. Może sama muzyka nie różni się tak bardzo od pozostałych numerów, ale po prostu to uwielbiam. Wokalista podobnie krzyczy jeszcze w innym utworze – „The Four Horsemen”. Kiedyś tego numeru nie doceniłem. Teraz zaliczam go do najlepszych. Podoba mi się w nim to, że nie jest jednostajny. Mnóstwo w nim przeróżnych przejść, partii instrumentalnych. I dochodzę do takiego jednego problemu płyty – w poszczególnych kawałkach można znaleźć duże zróżnicowanie, ale słuchając całości wydaje się, że wszystkie piosenki są do siebie podobne. Po kilku przesłuchaniach można (na szczęście) odnaleźć między nimi różnice. W piosence zamykającej płytę – „Metal Militia” – słuchać deszcz. To ciekawy dodatek. Fajnie wypada na końcu utworu – smucimy się, że „Kill ‚Em All” się już skończyło. Cały kawałek jest zakręcony. Uwielbiam w nim basowe fragmenty. James bardzo fajnie wypadł. W „Motorbreath” więcej muzyki niż śpiewania. Nie stanowi to jednak dla mnie problemu. Dobrze się tego słucha. Piosenka blaknie jednak przy kolejnym numerze – singlowym „Jump in the Fire”. To przebojowy i bardzo chwytliwy numer. Świetne jest w nim to, że jego muzyka nie odbiega bardzo od ogólnego stylu płyty, ale mimo tego utwór się wyróżnia. Szczególnie fragment refrenu: So come on! Jump in the fire! (PL: Więc dalej! Skacz w ogień!). „(Anesthesia) Pulling Teeth” jest utworem instrumentalnym. Z początku kompletnie mi się to nie podobało. Pierwsza połowa tego utworu jest średnia, dalej jest na szczęście lepiej. Mimo tego utwór nie powala i jest jednym ze słabszych momentów na „Kill ‚Em All”. W „No Remorse” mamy do czynienia z bardzo długą gitarową solówką. Cieszę się z tego, że trwa tak długo. Dla mnie mogłaby być jeszcze dłuższa. Kocham ją <3 Najmniej podoba mi się piosenka „Seek & Destroy”. Co prawda ma fajny, chwytliwy rytm (wyznaczony przez gitary), ale to jest jakieś takie mało oryginalne. Poza tym przejście w utworze mi się nie podoba. Na teksty rzuciłem tylko okiem. Spodobał mi się tekst do „Whiplash”, a szczególnie jeden fragment: Hotel rooms and motorways, life out here is raw But we’ll never stop, we’ll never quit, ’cause we’re Metallica (PL: Autostrady, pokoje hotelowe Życie tutaj jest surowe Lecz my nigdy się nie wycofamy Nigdy tego nie rzucimy Bo jesteśmy Metalliką). Specjalnie zostawiłem sobie ten kawałek na sam koniec. Jest naprawdę super. Dorównuje nawet „Hit the Lights”. Muzycznie jest jednym z najszybszych. Nie sposób nie zwrócić na to uwagi. Cały krążek bardzo mi się podoba. Z początku go nie doceniłem. I jestem bardzo ciekawy co zespół przygotował na drugą płytę („Ride the Lightning”).
Ocena:
Najlepsze: Hit the Lights, The Four Horsemen, Metal Militia, Whiplash
Najgorsze: (Anesthesia) Pulling Teeth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz