Miło było dla Was pisać...

piątek, 17 lutego 2012

"Reise, Reise" Rammstein & "(Don’t Mess with the) Time Man" Halestorm

Tytuł: Reise, Reise
Wykonawca: Rammstein
Gatunek: metal, Neue Deutsche Härte
Single: Mein Teil, Amerika, Ohne dich, Keine Lust
Rammstein to niemiecki zespół założony w 1994 roku. Grają muzykę z pogranicza metalu i Neue Deutsche Härte. Ich główną inspiracją jest inny niemiecki zespół – Oomph! To podobieństwo ‚zbadamy’ później.
Tak, muzyka bardzo mi się podoba. Nie sposób też nie zwrócić uwagi na wokalistę – Tilla Lindemanna. Jego wokal jest bardzo charakterystyczny. Metal kojarzy się z darciem ryja, on jednak nie często krzyczy. Jego partie są stonowane. W niektórych piosenkach tak naprawdę tylko on tworzy klimat. Oprócz niego na płycie pojawiają się różne chórki a także rosyjska piosenkarka Viktoria Fersh.
Jeśli chodzi o moje zdanie o piosenkach. W większości mi się podobają. Poza tym krążek jest różnorodny. Co prawda niektórych utworów nie pamiętam, większość jednak została mi w głowie. W „Los” podoba mi się zastosowanie gitary akustycznej. Oprócz tego słychać w piosence perkusję, jednak to gitara jest głównym elementem. Muzyka nie jest jakaś skomplikowana, co zresztą pasuje do tytułu (los = mniej). „Reise, Reise” jest w miarę spokojnym (z mocniejszymi wstawkami) numerem. Na końcu słychać nawet akordeon. Przynajmniej tak mi się wydaje. To bardzo dopracowany numer. Wokalista też świetnie wypadł. Dobrze, że nie postanowił sobie trochę powrzeszczeć. Tak właśnie wypadł najlepiej. „Mein Teil” rozpoczyna się od eksplozji gitar. Później nieco się tylko uspokaja. Najbardziej jednak do gustu przypadło mi przejście, gdzie wokalista śpiewa Denn du bist was du isst Und ihr wisst, was es ist (PL: Ponieważ jesteś tym, co jesz A wiecie co to jest). Tekst do tego utworu nie jest jakiś mądry, ale przynajmniej zabawny. Najbardziej jednak podobają mi się dwie piosenki – „Moskau” oraz „Amerika”. „Moskau” to jedyny numer, w którym pojawia się ktoś inny wokalista (czy może raczej wokalistka) oprócz Tilla. Pisałem już o rosyjskiej piosenkarce – Viktorii Fersh. Specjalizuje się w muzyce dance <zaskoczenie>, ale świetnie odnalazła się w rockowo-metalowej piosence. Szczególnie podoba mi się połączenie rosyjskiego z niemieckim w tym numerze. Tak, tak, rozumiem tylko Moskau (Moskwa, niemiecki) i Raz, dwa, tri (Raz, dwa, trzy; rosyjski), ale i tak jest super. Ale „Amerika” to już wręcz hymn. We’re all living in Amerika Amerika ist wunderbar (…) Coca-Cola Sometimes war (PL: Wszyscy żyjemy w Ameryce Ameryka jest wspaniała (…) Coca-Cola Czasem wojna). Sama muzyka jest świetna. Wokalnie też jest perfekcyjnie. Utworów, w których wokaliści, zespoły wyśmiewają się z Ameryki jest sporo. Przykładem może być chociażby „American Idiot” Green Daya. „Amerika” jest nieporównywalnie lepsze.
Słuchając tego albumu do siódmej piosenki, myślałem, że ocenię go na 6. Jednak przy „Morgenstern” wszystko się zawaliło. Zupełnie tego utworu nie pamiętam. Nie jestem nawet w stanie stwierdzić czy mi się podoba. „Stein um Stein” jest jeszcze gorsze. Jedyne co mi się z tego kawałka podoba, to krzyki wokalisty. Ale te, które pojawiają się na końcu, też są kiepskie. Jednak to dwie ostatnie piosenki – „Ohne dich” i „Amour” – zrobiły na mnie najsłabsze wrażenie. Są to ballady. Po ich tytułach (Bez ciebie; Miłość) można domyśleć się o czym opowiadają. Mam wrażenie, że „Ohne dich” miało być poważne, nieco nawet podniosłe. Mnie bardziej śmieszy. Wyszło zbyt bardzo ckliwie. „Amour” jest nudne, bez polotu. Takie tam, przeleci, nic więcej.
Teksty też są właściwie dosyć przeciętne. O ile niektóre są ok („Reise, Reise”), tak inne śmieszą („Mein Teil”, „Amerika”), a pozostałe są po prostu kiepskie („Amour”, „Dalai Lama”, „Keine Lust”). No cóż teraz nie mam już wyrzutu, że oceniłem „Reise, Reise” na cztery. A mogło być tak dobrze…
Może wrócę teraz do porównania Rammstein do Oomph! Znając trzy pierwsze krążki Oomph! największe podobieństwo widzę w… języku, w którym śpiewają. Może ich straszne nagrania bardziej przypominały piosenki zespołu Oomph!, ale te tutaj mało mają z tamtymi wspólnego.
Tak na zakończenie… Właściwie nie wiem co mam napisać. Płyta jest ok, ale to wszystko. Znam lepsze. Gdyby więcej piosenek było mrocznych, tajemniczych (w stylu „Reise, Reise” czy „Dalai Lama”) oceniłbym tą płytę o gwiazdkę wyżej. Jeśliby zrezygnować z nagrywania ballad i pisania kiepskich, takich samych tekstów, byłoby nawet 6. Całość mnie jakoś średnio poruszyła. Ale w związku z tym, że to pierwszy album zespołu, który poznałem, a i kilka utworów jest super, postanowiłem, że ocenię tą płytę na 4. Bo jakby nie patrzeć od „Moskau”, „Amerika” czy „Reise, Reise” trudno oderwać uszy.
Ocena:
Najlepsze: Amerika; Moskau; Reise, Reise; Mein Teil
Najgorsze: Stein um Stein, Ohne dich, Amour

Tytuł
: (Don’t Mess with the) Time Man
Wykonawca: Halestorm
Gatunek: muzyka alternatywna
Single: -
Halestorm to amerykański zespół utworzony w Pensylwanii. W czasie kiedy nagrywana była EP-ka „(Don’t Mess with the) Time Man”, band składał się z Elizabeth ‚Lzzy’ Hale, jej brata Arejay’a Hale i ich ojca (którego imienia nie znam).
Tak, początek zawsze sprawia mi najwięcej problemu. Jakoś się na szczęście przez to przebrnąłem. Przechodzę więc do recenzji.
Raczej nie będzie ona długa – na płytę (czy właściwie EP-kę) składa się tylko 6 utworów. Muszę przyznać, że udało im się stworzyć coś oryginalnego. Miałem spory problem z wpisaniem czegoś w ‚gatunek’. W końcu zdecydowałem się na ‚muzyka alternatywna’. Fakt, faktem – nie da się ich zaszufladkować w jeden, określony gatunek.
Muzyka jest bardzo przyjemna, słychać żywe instrumenty. Rodzeństwo w wieku 5 lat uczyło się grać na pianinie. Najwięcej instrumentów klawiszowych słychać w „As the Eagle Flies”. To jednak instrumenty perkusyjne dominują. To właśnie charakteryzuje muzykę Halestorm. Arejay bardzo dobrze sobie radzi z tym instrumentem. Zauroczył mnie początek „No Clue” – najpierw słychać perkusję, później bas a w końcu organy. Przyznam, że jest to mój zdecydowany numer jeden z tej płyty. Muzyka jest bardzo fajna, taka ‚niedzisiejsza’ co jest oczywiście jej plusem. Lzzy bardzo dobrze tu brzmi. Szczególnie w refrenie. W zwrotkach jej głos jest nieco przytłumiony co też nieźle brzmi. Towarzyszy jej chórek, który świetnie dopełnia jej wokal.
I wrócę do zdania: ‚Lzzy bardzo dobrze tu brzmi’. Niestety dobrze wyszła jej tylko piosenka „No Clue”. W niektórych z pozostałych numerów okropnie wyje. Ok, głosu zmienić się nie da. W takim razi dlaczego w ogóle się za to brała? Chyba najgorsze pod względem wokalnym jest „You and I Could Fly”. Szczególnie to jak ona śpiewa tytuł. Brr, masakra. Jeszcze w środku piosenki to zniosę, ale pod koniec jak to tak wyciąga… Straszne. W dodatku denerwuje mnie to, że na pierwszy plan wysuwa się właśnie jej wokal a muzykę słychać tylko gdzieś w tle.
Płytę otwiera utwór „Time Man”. Mimo początkowej niechęci całkiem mi się podoba. Zwrotki są spokojne, refren żywszy. Zaczyna się od rozmowy. Lzzy mówi Good morning! Top floor, please (PL: Dzień dobry! Górne piętro, proszę) a w odpowiedzi otrzymuje Going down, ha ha ha (PL: Idź na dół, ha ha ha). Nie znalazłem tekstu, ale wydaje mi się, że Lzzy śpiewa o… widokach z windy. Jedynie fragment śpiewany a capella mniej mi się podoba. Ale później jak mówi, jej wokal bardzo mi się podoba. „Interesting” jest nieco nudne, ale warto dać mu szansę. Ma przyjemną muzykę, Lzzy też nie wypadła źle. Ale jak mówiłem: jest nieco nudne. Szybko ma się też go dość. Bardzo podoba mi się natomiast utwór „As the Eagle Flies”. Ewidentnym plusem tego utworu jest fakt, że mimo długości (prawie 7 minut) nie nudzi się. O ile sporo piosenek trwających tyle mam ochotę wyłączyć po połowie, tak to wytrzymuję do końca. Spodobało mi się też pianino budujące muzykę. Przyjemnie zaczynało się „Wings”… i tak do końca dotrwało. Z początku nie podobał mi się refren, ale po kilku przesłuchaniach zdążyłem się do niego przyzwyczaić. Całkiem dobry numer.
Tekstów do piosenek z „(Don’t Mess with the) Time Man” niestety nie znalazłem. Myślę, że mogą być ciekawe. Ze słuchu rozumiem mniej więcej połowę. W „No Clue” Lzzy śpiewa Don’t know what you’re gonna do I have no clue (have no clue) (PL: Nie wiem co zamierzasz zrobić Nie mam pojęcia (nie mam pojęcia)). Tekst do „You and I Could Fly” opowiada o miłości. W „Interesting” spodobał mi się fragment Isn’t it interesting? The way people think today (PL: Czy to nie jest interesujące? Sposób w jaki ludzie myślą dziś). Niby nic specjalnego, ale do mnie trafiło.
Ogólnie płyta zrobiła na mnie całkiem pozytywne wrażenie. Z początku kompletnie mi się nie podobała, ale teraz się do niej przekonałem. Do kilku piosenek na pewno będę chętnie wracał („No Clue”, „Time Man”). Niektóre trochę mnie znudziły, ale jak najbardziej przyjemnie się tego słucha. Muzyka wypada super. Wokalistka jeszcze nie wyćwiczyła sobie głosu, ale jestem w stanie przymknąć na to oko. Poza tym słuchając utworów z oficjalnego debiutu Halestorm, wolałbym, żeby wrócili do grania piosenek pokroju „As the Eagle Flies” czy „Interesting”. Ode mnie czwóreczka.
Ocena:
Najlepsze: No Clue, Time Man
Najgorsze: You and I Could Fly

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz