Miło było dla Was pisać...

sobota, 25 lutego 2012

"Back to Black" & "Lioness: Hidden Treasures" Amy Winehouse


Tytuł: Back to Black
Rok wydania: 2006
Gatunek: jazz, soul, r&b
Single: Rehab, You Know I’m No Good, Back to Black, Tears Dry on Their Own, Love Is a Losing Game, Just Friends
Płyta „Frank” nie odniosła może jakiegoś ogromnego sukcesu w Wielkiej Brytanii. Wokalistka zdobyła jednak fanów, którzy docenili jej muzykę. Po trzech latach wydała „Back to Black”. W mediach wręcz zawrzało. Krążek odniósł wielki komercyjny sukces. Stał się też najlepiej sprzedającą się płytą 2007 roku (w Wielkiej Brytanii). Już w maju 2006 zaczęto grać w radiu takie piosenki jak „You Know I’m No Good” czy „Rehab” (które jest już sztandarowym utworem Amy Winehouse).
Tak więc komercyjny sukces odniosła. Ważniejszy jest jednak sukces artystyczny. Takowy artystka również odniosła. Jeszcze nie przeczytałem złej recenzji „Back to Black”. Tak, możecie mi powiedzieć, że dość nisko oceniłem ten album kiedyś. Usunąłem już tamtą notkę. W takim razie Ci, którzy nie wiedzieli jaką ocenę wystawiłem temu albumowi, nie dowiedzą się. Całe szczęście.
Z pewnością znajdą się tacy, którzy uważają, że Amy nagrała płytę identyczną co poprzednia. No nie do końca. Tu ma już bardziej wyrobiony własny styl. O ile na „Frank” sporo było r&b, tak tutaj bliżej do jazzu czy soulu. Wokalistka sprawia też wrażenie odważniejszej. Chodzi mi o sam jej śpiew. Utwory są bardziej charakterne. Winehouse świetnie w nich wypadła. Bardzo podoba mi się jej wokal. Słysząc jakąś piosenkę gdziekolwiek, nigdy nie pomylę jej z inną wokalistką. Nie da się.
Jeśli chodzi o samą jakość utworów. Wszystkie dziesięć strasznie mi się podoba. Tak naprawdę o każdym można dużo naskrobać. Mam kilku faworytów. Uwielbiam otwierające płytę „Rehab”. Kiedyś tego utworu nie doceniłem; teraz go kocham. Świetna jazzowa muzyka. Amy bezbłędnie wyczuła ten klimat. Śpiewa jakby była nieobecna, może nawet naćpana. Nie chcę tu nikogo urazić, ale to jest plus. W końcu artystka śpiewa They try to make me go to rehab But I won’t go, go, go (PL: Próbują sprawić bym poszła na odwyk Ale nie pójdę, pójdę, pójdę). Jeszcze bardziej kocham jazzowe „Me & Mr. Jones”. Jest to wysmakowany a na pewno dopracowany numer. Wokal Amy w połączeniu z chórkami tworzą świetny klimat. A gdy jeszcze dodać tą muzykę – genialny numer. By go docenić, trzeba jednak przesłuchać kawałek kilka razy. Do moich ulubionych z tego krążka dołożyłbym także „Love Is a Losing Game” i „Tears Dry on Their Own”. Ten pierwszy utwór jest piękną, ale smutną piosenką. Najbardziej podoba mi się to, że „Love Is a Losing Game” jest prostą piosenką. Bardzo prostą. A mimo tego wywołuje u mnie uczucia. Można się nawet popłakać. Sam może tego nie zrobiłem, ale nie bym się nie zdziwił. Z tych dwóch wolę jednak „Tears Dry on Their Own”. To zdecydowanie najradośniejsza piosenka z całego „Back to Black”. Ma fajną, może nawet nieco taneczną muzykę. Amy super w niej wypadła. Szczególnie kocham refren. Słuchając go, nic tylko skakać. Innym bardziej radośniejszym numerem jest też „He Can Only Hold Her”. Ogólnie i ta piosenka całkiem mi się podoba, ale jest gorsza od pozostałych z tego albumu. Antidotum na „He Can Only Hold Her” są piosenki „Just Friends” oraz „Wake Up Alone” (magiczne). Podobnie jak “Love Is a Losing Game” są dość proste, ale smutne i piękne. Szczególnie „Just Friends”. Bardzo podoba mi się spokojny początek tego numeru. Później dochodzi do tego nieco reggae’owa melodia. Jednak i do tego utworu (tak jak „Me & Mr. Jones”) trzeba się przekonać. To jednak „Wake Up Alone” robi na mnie większe wrażenie. Niesamowita piosenka. Szczególnie podoba mi się jej instrumentalny początek. Dalej wchodzi Amy. Śpiewa tu super. To jak brzmi, śpiewając And I wake up alone (PL: I budzę się sama) czasem nawet mnie wzrusza. Śmieszne jest to, że zmieniam o utworze zdanie bardzo szybko. Na początku średnio mi się podobał, później go polubiłem, potem znów średnio, teraz to kocham ;)
Jednak z wszystkich zamieszczonych tu piosenek naj, naj, najbardziej uwielbiam tytułowe „Back to Black”. Ta piosenka to mistrzostwo. Jedna z moich ulubionych piosenek w ogóle. Na sukces składają się trzy główne czynniki: smutny wokal Amy, genialna muzyka i wzruszający tekst. O ile jednak często to tworzy jedynie dobry, poprawny numer, tak tutaj wszystko jest dopracowane. Mogę słuchać tego numery godzinami. Nigdy mi się nie znudzi. Bardzo trudno się od niego oderwać. Kocham to. Przez duże ‘k’.
Teksty są głównie smutne i przejmujące. Wokalistka napisała wszystkie piosenki po rozstaniu z chłopakiem – Blakiem. Nie dziwię się więc, że jest jej ciężko. Czasem sprawia wrażenie, że daje sobie z tym wszystkim radę i śpiewa m.in. He walks away, the sun goes down He takes the day but I’m grown And it’s OK, in this blue shade My tears dry on their own (“Tears Dry on Their Own”) (PL: On odchodzi, słońce zachodzi On zabiera dzień, ale ja dorosłam I jest ok, w tym smutnym cieniu Moje łzy schną same). Jednak za chwilę pokazuje nam, że jest załamana i nie daje sobie rady z rozstaniem: We only said goodbye with words I died a hundred times You go back to her And I go back to us (PL: Pożegnaliśmy się tylko słowami Umarłam setki razy Powracasz do niej A ja powracam do nas) („Back to Black”) czy And no I’m not ashamed but the guilt will kill you If she don’t first I’ll never love you like her Though we need to find the time (PL: I nie jest mi wstyd, ale poczucie winy cię zabije Jeśli ona nie zrobi tego pierwsza Nigdy nie pokocham cię tak jak ona Mimo to musimy znaleźć czas) („Just Friends”). W każdym razie nie są to złe teksty. Czasem nawet bardzo fajne muzycznie piosenki mają kiepskie teksty. Tego na szczęście nie można powiedzieć o utworach z „Back to Black”.
Amy już chyba na zawsze zapisała się tą płytą w historii muzyki. Piosenki na „Back to Black” są cudowne. Wokalistka świetnie wypada zarówno w balladach jak i żywszych numerach. Jazzowe i soulowe numery po prostu do niej pasują. Nie wyobrażam jej sobie w innym repertuarze. Wydaje mi się jednak, że nawet teraz kiedy dominuje dance i electro, muzyka z „Back to Black” mogłaby odnieść sukces. Po śmierci wokalistki płyta o razu trafiła na pierwsze miejsca list bestsellerów.
Czy coś w ogóle jeszcze trzeba pisać? To może zarekomenduję ten album w dwóch słowach: lektura obowiązkowa. Powstawały książki ‘1001 Albums You Must Hear Before You Die’ (1001 Płyt, Których Musisz Posłuchać Zanim Umrzesz). W mojej z pewnością uwzględniłbym „Back to Black”.
Ocena:
Najlepsze: Rehab, Back to Black, Me & Mr. Jones, Wake Up Alone
Najgorsze: -


Tytuł
: Lioness: Hidden Treasures
Rok wydania: 2011
Gatunek: jazz, soul, r&b
Single: Body and Soul, Our Day Will Come, Will You Still Love Me Tommorow? (2011)
Na trzecią płytę Amy Winehouse fani czekali od 2006 roku. Wydała wtedy płytę „Back to Black”. W Wielkiej Brytanii była wielkim przebojem. W zeszłym roku jej wytwórnia wręcz kipiała. ‚Materiał już nagrany! Promocja! Promocja! Promocja!’. Na powrotnych koncertach ledwo mogła ustać na nogach. Ale 23 lipca stało się coś czego nikt się nie spodziewał. Wokalistka zmarła! Zabiły ją nie narkotyki (nie brała od ponad roku), ale alkohol.
Ponieważ cały materiał był już nagrany a jej płyty wskoczyły na pierwsze miejsca list przebojów, wytwórnia postanowiła wydać krążek „Lioness: Hidden Treasures”.
Po przesłuchaniu materiału poczułem lekki zawód. Na 12 utworów tylko 6 jest nowych. Pozostałe to nowe wersje starych utworów / dema.
Najpierw wypowiem się o nowych piosenkach. Już na początku płyty wita nas utwór „Our Day Will Come”. Jest to całkiem fajna piosenka. Pierwszy raz usłyszałem ją w radiu. Nie zrobiła na mnie wtedy zbyt dużego wrażenia. Teraz się jednak do niej przekonałem. Bardzo mi się podoba. Przyjemnie się jej słucha. „Between the Cheats” znacznie mniej mi się podoba. Słychać, że utwór jest niedopracowany. Gdyby Amy dłużej nad nim posiedziała, pewnie wyszłoby coś fajnego. A tak muszę słuchać okropnego wycia jakiś facetów w refrenie. Piosenka jest nudna, ale nie tak jak „Half Time”. Jest to ballada. Amy przyzwyczaiła nas do wspaniałych spokojnych numerów. Jak chociażby „Back to Black” czy „Love Is a Losing Game”. Tutaj jednak zawiodła. Mam dość tego numeru w połowie. Podoba mi się natomiast piosenka, którą Amy nagrała z Tony Benettem – „Body and Soul”. To też jest ballada, ale znacznie lepsza. Znalazła się już wcześniej na płycie Tonego pt. „Duets II”. Jest też reklamowana jako ‚ostatnie studyjne nagranie Amy Winehouse’. Ja jednak wolę Tonego w tym numerze. Nie ma co – legenda jazzu musi mieć głos. Wcześniej Amy nie była skłonna do duetów z innymi artystami, ale tu oprócz współpracy z Tony Benettem znalazło się miejsce dla „Like Smoke”, którą Amy wykonuje z raperem Nasem. Została skrytykowana. No bo jak to można – jazzowa artystka ft. raper?! No way. Jak ja lubię jak szufladkują wokalistów. Mnie się Amy w tym kawałku średnio podoba. Nas wypadł nieco tylko lepiej.
Jeśli chodzi o alternatywne wersje piosenek. Najbardziej podoba mi się oryginalna wersja utworu „Wake Up Alone”. Piosenka (w wersji z „Back to Black”) należy do najlepszych od Amy. ‚Nowa’ wersja tego kawałka jest spokojniejsza. Można powiedzieć, że mniej dopracowana, ale ten spokój dodaje jej magii i smutku. Fajnie wypada też „Tears Dry”. Od „Tears Dry on Their Own” różni się tym, że jest spokojna. Mnie przypadła do gustu. Nie znam „Will You Still Love Me Tommorow?” w ‚pierwszej’ wersji, ale wersja ’2011′ od razu mi się spodobała. Podoba mi się to, że mimo iż Amy śpiewa Will you still love me, tommorow? (PL: Czy będziesz mnie kochał, jutro?), co nie jest zbyt wesołe (Amy ma wątpliwości), to sam utwór ma przyjemną, radosną muzykę. Nowa wersja „Valerie” jest jedną z najbardziej, hmm, tanecznych (tak, tak, zabijcie mnie za to) piosenek na albumie. Brak w niej Marka Ronsona. Ale i tak mi się podoba.
Pozostałe piosenki, o których nie wspomniałem są ok, ale nawet się ich nie zauważa. I to właśnie zbytnio mi się na tej płycie nie podoba. Większość piosenek gubi się pomiędzy np. „Our Day Will Come” czy „Valerie”. Nie wiele z tej płyty pamiętam. To już nie to samo co na „Back to Black”. A szkoda.
To niezłym „Frank” i świetnym „Back to Black” spodziewałem się równie spektakularnej trzeciej płyty. Śmierć Amy spadła jednak jak grom z jasnego nieba. Długo się nie zastanawiali i na nowej fali popularności wydali te piosenki. Utwory takie jak „Body and Soul” czy „Our Day Will Come” są dopracowane i widać, że nie ‚ulepszali’ ich po śmierci Amy. Słuchając innych numerów („Half Time”, „Between the Cheats”) mam wrażenie, że z dem próbowali zrobić jakieś konkretne kawałki. No cóż, Amy podrobić się nie da. Była jedną z najbardziej utalentowanych wokalistek. Gdyby nie depresja (i presja) wszystko mogłoby się potoczyć inaczej. A tak jest jak jest…
„Lioness: Hidden Treasures” może nie jest arcydziełem, nie dołączy do grona moich ulubionych płyt. Mimo tego krążek zrobił na mnie całkiem dobre wrażenie. Od czasu do czasu miło będzie tych piosenek posłuchać. Ale dema i nowe wersje utworów wcisnęli już trochę na siłę. Byleby coś było.
Ocena:
Najlepsze: Wake Up Alone (original recording), Body and Soul, Our Day Will Come
Najgorsze: Between the Cheats, Half Time

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz