Miło było dla Was pisać...

sobota, 21 kwietnia 2012

"Sticks + Stones" Cher Lloyd & "Red Hot Chilli Peppers" Red Hot Chilli Peppers


Tytuł
: Sticks + Stones
Wykonawca: Cher Lloyd
Gatunek: pop, dance, hip hop
Single: Swagger Jagger, With Ur Love, Want U Back
Ostatnio coraz głośniej w Polsce o nijakiej Cher Lloyd. Zanim sięgnąłem po jej krążek, wiedziałem, że wydała kilka taneczno-elektronicznych singli. Teraz zagłębiłem się w samą wokalistkę nieco bardziej. W życiu nie zgadłbym np. że ma romskie korzenie. Mieszka w końcu w Wielkiej Brytanii. To już byłem w stanie stwierdzić po przesłuchaniu płyty. Tak, akcent.
Przyznam, że nie miałem ochoty zapoznawać się z tym albumem. Myślałem ‚wiele nie stracę’. I… miałem rację. Llyod wystąpiła w programie The X-Factor. Ma ten ‚factor-x’? Trudno powiedzieć. Może i śpiewać potrafi (czasem jednak wychodzi przesłodzona), jej rap średnio mi się podoba. W każdym razie czegoś jej brakuje. Mnóstwo sezonowych gwiazdek z gatunku pop, dance. Coś mi mówi, że do tej grupy należy (bądź należeć będzie) także ta artystka.
Ale przechodząc do samej muzyki Cher. Z pewnością do swoich utworów ona sama chciałaby tańczyć na dyskotece. Miesza kilka stylów: pop, dubstep, dance, no i trochę hip hopu. Sporo także elektroniki. Tak więc wyszła płyta nowoczesna, ale zwyczajna. Jedyną rzeczą, której inne młode wokalistki mogą tej pozazdrościć to duety. Może nie są one z gwiazdami pierwszego formatu, ale trzeba przyznać, że jak na debiutantkę udało jej się zaprosić do współpracy sporo nazwisk. Obok samej Lloyd na „Sticks + Stones” pojawia się sześć innych gwiazd: Mike Posner (jego występ jest równie ‚porywający’ co wszystkie inne jego piosenki), Busta Rhymes (on również mnie rozczarował). Ci dwaj byli mi już znani. Z kolei Carolina Liar (możliwe, że to jakiś zespół), Mic Righteous, Dot Rotten i Ghetts to nieznane mi wcześniej nazwiska. Nie wnieśli niestety wiele do kawałków piosenkarki.
Cher zasłynęła z wydania utworu „Swagger Jagger”. Od razu skojarzyło mi się to z wydanym kilka tygodni wcześniej „Moves like Jagger” (Maroon 5 ft. Christina Aguilera). „Swagger Jagger” jest jednak zupełnie inne. Bardziej imprezowe, elektryczne. Nie spodziewałem się, że taki utwór może mi się spodobać. No cóż, nie jest ze mną zbyt dobrze ;) To jednak drugi singiel – „With Ur Love” – zdobył u nas większą popularność. Oprócz tego dadadam nie wiele pamiętam. Bardzo zwykłe, bez polotu. Mike Posner nie pomaga. Przeciwnie. Z kolei „Want U Back” to numer łączący dwie przeciwne cechy – denerwuje mnie, ale z drugiej strony mi się podoba. Zdecydowanie najgorszej oceniam tu ten krzyk Cher. Brr…
Oprócz „Swagger Jagger” najbardziej podoba mi się chyba „Beautiful People”. Jest to jedyna ballada na albumie Cher. Oprócz niej pojawia się tu Caroline Liar. Tak, zespół. Ich wokalista / -tka (?) całkiem nieźle sobie poradził / -a (serio, nie jestem w stanie stwierdzić czy to facet, czy kobieta). Jedyne co trochę mi zawadza to jej… umieszczenie. Usypia słuchacza, który dopiero co tańczył do „Swagger Jagger”. Za to kompletnie nie podoba mi się „Superhero”. Niby przyjemny początek zagrany chyba na skrzypcach (oczywiście przerobionych), ale to co jest dalej to zwyczajna masakra. Nie warte poznawania. To jednak nie jedyna z takich piosenek na albumie „Sticks + Stones”. A mogło być tak dobrze… W ostateczności mógłbym dać szansę utworowi „Grow Up”. Radosny, zabawny. W końcu Cher śpiewa We ain’t ever gonna grow up (PL: Nie zamierzamy nigdy dorosnąć).
A no właśnie – o czym są teksty piosenek? Głównie o chłopakach. Bo o czym może śpiewać nastolatka? Niektórzy są ‚graczami’, inni to nie superbohaterowie, a za jakimś wokalistka po prostu tęskni i chce go z powrotem. Ogólnie te teksty to nie arcydzieła, ale lepsze niż takie I’m sexy and I know it. Całkiem podoba mi się jednak refren „Beautiful People” : Cause it’s beautiful people like you, who get whatever they want And it’s beautiful people like uou, who suck the life right out of my heart And it’s beutiful people like you, who make me cry Cause nobody else could be nearly as cruel as you (PL: Bo, to tacy piękni ludzie jak ty, którzy zawsze dostają to czego chcą I to właśnie ci piękni ludzie jak ty, którzy wysysają życie z mojego serca I to właśnie ci piękni ludzie jak ty, którzy sprawiają że płaczę Bo nikt inny nie mógłby być tak okrutny jak ty). Może i nie jest to arcydzieło, ale całkiem dobre jak na 18-latkę.
W tworzeniu muzyki na „Sticks + Stones” pomogli wokalistce topowi producenci (RedOne, Max Martin). Ona sama (z pomocą) napisała większość tekstów. Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że to wszystko już gdzieś słyszałem. Na pewno nie można zaliczyć płyty do szczególnie oryginalnych czy kreatywnych. Od razu też mówię: wiele nie stracicie, nie sięgając po „Sticks + Stones”. Jeśli ktoś lubi muzykę imprezową – proszę bardzo. Jeśli nie – lepiej nie sięgać. Dodajmy, że numery są nudne i przewidywalne. Do roboty Cher!
Ocena: +
Najlepsze: Swagger Jagger, Beautiful People
Najgorsze: Superhero, Over the Moon, End Up Here
Tytuł: The Red Hot Chilli Peppers
Wykonawca: Red Hot Chilli Peppers
Gatunek: funk rock
Single: True Men Don’t Kill Coyotes, Get Up and Jump
Red Hot Chilli Peppers to kalifornijska grupa muzyczna grająca głównie utwory z gatunku muzycznego funk rock. W aktualny skład zespołu wchodzą: Anthony Kiedis (wokal), Josh Klinghoffer (gitara), Michael Balzary (bas) i Chad Smith (perkusja). Ale to oczywiście po wielu zmianach. Pierwszym znaczącym krążkiem kapeli jest pamiętne „Blood Sugar Sex Magik” (moja recenzja wkrótce). Przed wybiciem chłopaki nagrali jeszcze kilka innych longplay’i. W tym obecnie recenzowany.
Płyta jest pierwszą od zespołu. Czego można się po niej spodziewać? Cóż, sięgając po nią, nie myślałem, że będzie właśnie taka. Zamiast rocka w ‚klasycznej oprawie’ (pierwsze co przychodziło mi do głowy po usłyszeniu Red Hot Chilli Peppers) otrzymujemy niewiele z rocka + funk + coś co trudno gdziekolwiek zaszufladkować. Wokalista nie wiem czy śpiewa, czy rapuje, czy po prostu mówi. W sumie trudno stwierdzić. Powiedzmy, że rapuje w sposób śpiewająco mówiony. To tak ogólnie. Zagłębiając się bardziej znajdziemy 11 utworów, których nie nagrałby inny, znany mi zespół / wokalista. To idzie oczywiście na plus. A jakość?
Po kilku pierwszych piosenkach nie łudziłem się, że płyta mnie powali. Co najwyżej powiem, że ‚jest ok’; ‚może być’. Niestety. Choćbym się dwoił i troił, nie potrafię powiedzieć o „The Red Hot Chilli Peppers” niczego pozytywnego. Chłopaki chyba sami nie są zdecydowani, co im pasuje. Raz mamy funk, innym razem trąbki, a zaraz widoczne wpływy country. Po co im to wszystko? Jak się później okazało, oni potrafią nagrać świetną balladę w stylu „Under the Bridge” czy uzależniający, rapowany numer taki jak „Give It Away” (oba pochodzą z płyty „Blood Sugar Sex Magik”).  Dobra, może koniec na razie z tymi dość niepochlebnymi opiniami (ale spokojnie, wrócę do nich). W końcu „The Red Hot Chilli Peppers” nie jest takie znów ostatnie. Spodobała mi się piosenka „True Men Don’t Kill Coyotes”. Pisząc o kawałku inspirowanym muzyką country, miałem na myśli właśnie ten utwór. Chwytliwy, łatwo go zapamiętać. No i nie miesza się z pozostałymi. No i brawa za pomysłowość – wiedzieliście, że ‚prawdziwi mężczyźni nie zabijają kojotów’? A sam Anthony Kiedis zdaje się wierzyć w bzdury, które śpiewa. Innym numerem, który przyciągnął moją uwagę jest „Get Up and Jump”. To nie jedyny numer, w którym słuchać funk, ale żaden nie ma takiej energii jak „Get Up and Jump” właśnie. Uważam, że w takim kierunku ‚papryczki’ mogliby pójść. Mam wrażenie, że cały czas się hamują. Że mogliby dać z siebie znacznie więcej. A zamiast tego mamy kilka niewypałów. Jedynie w „Get Up and Jump” wykazali więcej… zwykłej radości z tworzenia muzyki. Chyba właśnie tego cały czas im brakuje. Trudno… Nie trawię z kolei „Mommy, Where’s Daddy”. Sama muzyka może i zła nie jest, ale ten chórek wypada koszmarnie. Wcale nie pomaga wokalista. Ta mieszanka po prostu kiepsko brzmi. Co za dużo to niezdrowo.
Ale zostając jeszcze przez chwilę przy tym przysłowiu. Trzeba mieć umiar, ale też znać złoty środek. Bo w pozostałych kawałkach wszystkiego jest zbyt mało. Ich nawet nie opłaca się komentować. Wszystkie wydają mi się podobne – nudne, bez polotu. Można ich posłuchać raz czy dwa. Później stają się mocno irytujące i nieznośne. Ale dobra – wspomnę jeszcze tylko o „You Always Sing the Same”. Ten ‚utwór’ jest jak dla mnie nieporozumieniem. Po co w ogóle to dodawali? Powtarzane przez dziesięć sekund You always sing, you always sing, you always sing the same. Na początku ciekawe. Później nużące i mało interesujące.
Miałem nadzieję, że chociaż teksty podratują nieco zespół. A gdzie tam. Nie podoba mi się fakt, że te same linijki są często powtarzane. Tak więc wychodzi niby dużo śpiewania, ale to jedno i to samo. Mam niestety wrażenie, że zupełnie nie zależało im na tym, żeby wyszło coś dobrego. Dostali pewnie jakieś beznadziejne teksty. A skoro ta muzyka to żart, to dlaczego i tego nie zepsuć? Ale moim absolutnym faworytem pozostaje fragment: When you’re just standing or sitting still Think about the frogs gettin’ a thrill (PL: Kiedy wciąż stoisz albo siedzisz Pomyśl o podnieconych żabach) (z „Get Up and Jump”). A ja dałem ten utwór do najlepszych…
Miałem nadzieję, że krążek kapeli Red Hot Chilli Peppers przypadnie mi do gustu. Jak widać – pomyliłem się. Za dużo różnych gatunków muzycznych, za mało pasji, chęci. Mimo tego „The Red Hot Chilli Peppers” na pewno nie będzie ostatnim krążkiem od bandu, który poznam. W końcu chyba jadąc na tak ‚porywających’ piosenkach, nie przetrwałby od 1984 roku do teraz (28 lat). Mam nadzieję, że się nie mylę… Jak na debiut stawiam 2 z plusem.
Ocena: +
Najlepsze: True Men Don’t Kill Coyotes, Get Up and Jump
Najgorsze: Mommy, Where’s Daddy; Why Don’t You Love Me; Green Heaven

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz