Pamiętacie ich jeszcze? Pewnie tak, w końcu jeszcze nie tak dawno recenzowałem ich debiut ;) „Zimmer 483” to druga płyta Tokio Hotel. Została wydana w 2007 roku, dwa lata po sporym sukcesie „Schrei” (1,5 miliona sprzedanych egzemplarzy). Nad nowym materiałem współpracowali z Peterem Hoffmanem (100-procentowej pewności nie mam), który odpowiedzialny jest m.in. za nową płytę LaFee pt. „Frei”. Przez te dwa lata trochę zmienili swój styl. O ile debiucie sporo było power popu, tak tu bliżej do pop rocka z przewagą tego drugiego. Nie wylansowali jednak już tak dużych hitów jak „Durch den Monsun” czy „Schrei”.
Największa zmiana to jednak wokal Billa. Stwierdziłem, że poświęcę na to nawet jeden dodatkowy akapit. Wreszcie przeszedł mutację. Nie brzmi już jak dziecko. Kiedy krzyczał, wypadał wręcz komicznie. Tu się rozwinął. Ja jednak wolę to, jak śpiewał na debiucie. To było fajne, fałszował, ale dzięki temu mogłem się z nim utożsamić ;) Tu śpiewa jeszcze gorzej. Niektórych fragmentów nie da się słuchać. Często jego wokalne braki nadrabia sama muzyka, ale w końcu ile można? Naprawdę nie mogli znaleźć jakiegoś innego, lepszego wokalisty? Pozostaje mi szukać wersji instrumentalnych tych piosenek...
Muszę niestety przyznać, że album mnie zawiódł. Utwory są nudne i bez polotu. Usnąć przy niektórych można. Zero przebojowości. Ba, zero pomysłu czy nawet energii. Oczywiście są pozytywne wyjątki, ale całości nie słucha się z przyjemnością. Przynajmniej ja tak uważam. Brakuje mi tu takich pozytywnych i radosnych piosenek jak chociażby „Leb die Sekunde” czy „Freunde bleiben” z poprzedniego krążka. Słuchając tamtych piosenek, wydaje mi się, że mieli radość z ich nagrywania. Tu nic takiego nie ma miejsca. Wszystko jest tak do bólu poprawne. Jakby Kaulitz i spółka bali się zaszaleć ze swoimi numerami.
Na pierwszy ogień idzie singlowy kawałek „Übers Ende der Welt”. W sumie da się słuchać. Na pewno nie jest to zła piosenka. Z drugiej strony też nie jakaś wybitna. Taka przeciętna. Ale od czasu do czasu miło do niej wrócić. Dużo bardziej podoba mi się inny singiel z tego albumu – „Spring nicht”. Tak, ballada. Nie osiągnęła może sukcesu na miarę spokojnych „Rette mich” czy „Durch den Monsun”, ale jest od nich nieporównywalnie lepsza. Nie ma w niej niepotrzebnych udziwnień. Tylko muzyka (prosta, nieprzekombinowana) i wokal Billa. Trzeba się jednak w niego dokładniej wsłuchać, bo nie od razu można wychwycić emocje w jego głosie. Inną, balladowatą piosenką jest też „Vergessene Kinder”. I tu ponieśli klęskę. Podoba mi się tylko dziecięcy chórek pojawiający się pod koniec numeru. Utwór po prostu nie trafił do mnie. Ma ładny tekst (o tym później), ale jest potwornie nudny. Podobnie „Nach dir kommt nichts”, przy czym tu dodatkowo zawinił koszmarny refren. Powiew świeżości wprowadza dopiero „Ich brech aus”. Mam wrażenie, że z pomocą tego utworu przeniosłem się na chwilę w czasy „Schrei”. Bardzo żywy, spontaniczny i energiczny kawałek. Nieidealny, ale to też jego plus. Nawet wykonanie Billa już tak nie razi. Muzycznie podobne jest „Wo sind eure Hände”. Tutaj jednak wokalista zawalił. Kompletnie mi się jego głos nie podoba. O ile zwrotki jeszcze da się przeżyć, tak refren... Brr. Często to właśnie on niszczy piosenki Tokio Hotel. Zwrotki wychodzą im znacznie lepiej. Tak jakby na siłę chcieli zrobić chwytliwy, żywy refren. Cóż, nie wyszło.
Muszę przyznać, że teksty całkiem pozytywnie mnie zaskoczyły. Są znacznie lepsze niż ich dźwiękowa 'oprawa'. Szczególnie kocham refren "Vergessene Kinder": einsam und verlor’n unsichtbar gebor’n ersten Schrei erfror’n Vergessene Kinder Name unbekannt endlos weggerannt aus der Welt verbannt Vergessene Kinder (PL: Samotne i zagubione Urodzone niewidocznie Odmrożone przy pierwszym krzyku Zapomniane dzieci Imię nieznane Nieskończenie porzucone Przez świat skazane na wygnanie Zapomniane dzieci). Niestety to jedyna dobra rzecz, którą mogę o tym numerze powiedzieć. Lubię też chociażby tekst do "Spring nicht": Ich schrei in die Nacht für dich lass mich nicht im Stich Spring nicht die Lichter fangen dich nicht Sie betrügen dich Spring nicht (PL: W nocy krzyczę dla Ciebie: Nie zostawiaj mnie na lodzie Nie skacz! Światła cię nie złapią, one cię oszukują Nie skacz) i do "Ich brech aus": Ich fühl mich Claustrophobisch eng Mach Platz Bevor ich mir Ausweg spreng Du hälst mich nicht auf Ich brech aus (PL: Czuję się Klaustrofobicznie ściśnięty Zrób miejsce Zanim wysadzę drzwi Nie zatrzymasz mnie Wybucham Wybucham). Wreszcie coś pozytywnego o tym krążku.
Swoją drugą płytą zespół Tokio Hotel trochę mnie rozczarował. Spodziewałem się czegoś równie fajnego i energicznego co „Schrei”. Oni jednak postawili na bardziej dopracowane, dojrzalsze numery. To ich nieco zgubiło. Nie mówię oczywiście, że krążek „Zimmer 483” jest tak zupełnie pozbawiony ciekawych piosenek. Takie też tu są. Niestety „Spring nicht” czy „Ich brech aus” to nieliczne wyjątki. Wątpię też, że będę często do tej płyty wracał. Po tej recenzji raczej rzadko. Jednak i tak wolę „Zimmer 483” niż kiepskie „Humanoid” (którego, nota bene, oceniłbym dziś na słabe dwa). Daję trzy z nadzieją na lepszy nowy krążek. A angielskie wersje piosenek raczej sobie odpuszczę.
Ocena: 3/6
Najlepsze: Spring nicht, Ich brech aus
Najgorsze: Nach dir kommt nichts, Vergessene Kinder
Moje zdanie o płycie znasz. Jeszcze świeże ;P
OdpowiedzUsuńNowy post na the-rockferry.blog.onet.pl
U mnie bardzo ważna notka. Koniecznie wejdź. http://ania-and-amanda.blog.onet.pl/
OdpowiedzUsuńDla mnie płyta jest genialna. Kocham wszystkie piosenki. A najbardziej to "Spring nicht". <3 / so-scream.blogspot.com
OdpowiedzUsuńZ tego co wiem, to z Peterem Hoffmannem pracowali nad każdym im krążkiem ;]
OdpowiedzUsuń"Nie wylansowali jednak już tak dużych hitów jak „Durch den Monsun” czy „Schrei”." Mylisz się. Może nie w Polsce, ale w Niemczech "Übers Ende Der Welt" zajęło 1 miejsce na listach przebojów (pod względem sprzedaży), "An Deiner Seite (ich Bin Da)" 2, a "Spring Nicht" 3. Podczas gdy "Schrei" było "tylko" 5 ;p Może trochę gorzej im poszło, bo z debiutu 3 single zajęły 1 miejsce, a tu "tylko" jeden, no ale... to były nadal hity.
Album też dostał się na pierwsze miejsce, teoretycznie na listach był nawet dłużej niż "Schrei", ale ostatecznie sprzedał się gorzej, bo nawet nie sprzedali 100 tysięcy w Niemczech i nie zdobyli złota. Na pocieszenie otrzymali Echo za najlepszy teledysk do "Spring nicht" ;]
Tak więc trochę gorzej im poszło, ale nadal osiągali sukcesy :)
Ha, dzięki Twojemu akapicie na temat wokalu Billa... uświadomiłam sobie, dlaczego wolę jego wokal na debiucie ;p
I dlaczego nie mogli znaleźć innego wokalisty? Z tego, co wiem (jeśli się nie mylę), to właśnie Bill i Tom założyli zespół ;p
„Übers Ende der Welt” - kiedyś jej nie znosiłam. Dopiero niedawno się do niej przekonałam. "„Spring nicht”. Tak, ballada. Nie osiągnęła może sukcesu na miarę spokojnych „Rette mich” czy „Durch den Monsun”" bo zajęła tylko 3 miejsce, a nie 1 ;p "Spring nicht" jest jedną z moich ulubionych piosenek zespołu. Też ze względu na tematykę. Co do "Vergessene Kinder"... emocje Billa słychać razem z tym chórkiem. Swoją drogą zastanawia mnie ten dziecięcy chórek... czy się kimś nie zainspirowali -.-
„Wo sind eure Hände” to jest straszne, irytuje mnie ten numer, brr
Kiedyś zrecenzuję ten album. Mam go przesłuchany, mam zrobione notatki, planowałam recenzję na wrzesień... teraz może się termin trochę przesunąć, ale myślę, że prędzej czy później zrecenzuję. mam taką nadzieję.
I dla mnie "Zimmer..." jest gorsze od debiutu, jeszcze nie wiem jak ocenię, ale też mniej więcej jak Ty :)
NN - Kelly Clarkson "Stronger". / so-scream.blogspot.com
OdpowiedzUsuńZapraszam na NN
OdpowiedzUsuńmiResena.wordpress.com
Fajny nagłówek;)
Blog z recenzjami filmowymi, o wydarzeniach i ludziach filmu - to wszystko znajdziejsz właśnie tutaj!
OdpowiedzUsuńwww.movie-theater.blog.onet.pl