Tytuł: Killing Is My Business... And Business Is Good!
Wykonawca: Megadeth
Rok wydania: 1985
Gatunek: thrash metal
Single: -
Mówi Wam coś nazwa Megadeth? To jeden z zespołów zaliczanych do tzw. Wielkiej Czwórki Thrash Metalów. Obok jakich innych grup band został tam zestawiony? Obok Metalliki, Slayera oraz Antharax. A więc faktycznie same wielkie zespoły. Każdy z nich zanim osiągnął większą popularność, miał za sobą ciężkie (czy może raczej: cięższe) początki. Nie od razu jest się znanym. Album „Kill ‘Em All” otworzył jednak Metallice drogę do kariery, a „Show No Mercy” przez niektórych fanów do dziś uważane jest za najlepszy album Slayera. A jak było z Megadeth?
Przyznam, że zaciekawiło mnie same powstawanie płyty. Zespół dostał 8000 dolców na nagranie płyty. To jednak im nie wystarczyło; otrzymali więc kolejne 4000. A co się okazało? Że całą kasę przeznaczyli na narkotyki, alkohol i (bardziej przyziemnie) jedzenie. Musieli więc zwolnić producenta. Ten album jest całkowicie ich – to zespół napisał i wyprodukował wszystkie utwory. I to słychać. Wspomniane już wcześniej debiuty Slayera i Metalliki nie są idealne, ale sprawiają wrażenie wykonanych z sercem. A na „Killing Is My Business… And Business Is Good!” składają się zwyczajnie toporne i licho wykonane piosenki. Mimo tego krążek zdobył pochlebne recenzje krytyków.
I choć ja zacząłem od przedstawienia płyty w niezbyt pochlebnym świetle, to muszę przyznać, że ja również dałem się wciągnąć w muzykę wykonywaną przez Megadeth. Owszem – idealna nie jest, ale da się tego słuchać. Krążek otwiera kawałek „Last Rites/Loved to Deth”. To chyba najciekawszy z zawartych tu numerów. Zaczyna się zaskakująco – od zagranej na pianinie melodii. Spodziewałem się wszystkiego, ale nie czegoś takiego. Szybko ustępuje ona jednak ostrej, metalowej muzyce. Pod koniec słychać jakieś śmiechy. W rezultacie otrzymujemy świetny, thrash metalowy (choć w sumie typowy dla tego gatunku) numer. Bardzo lubię też tytułowe „Killing Is My Business… And Business Is Good!”. Głównie za sam początek: wciągające brzmienie gitar i te krzyki.
Piosenką, która od początku ciekawiła mnie najbardziej, było „Mechanix”. Dlaczego? Wokalista grupy (Dave Mustaine), zanim założył Megadeth, grał w Metallice. „Mechanix” to ‘megadethowa’ wersja pochodzącego z debiutu Metalliki „The Four Horsemen”. Bardzo lubię ‘oryginał’ (który zresztą powstał przy pomocy Dave’a). Wersja Megadeth również szybko wpadła mi w ucho. Od „The Four Horsemen” odróżnia ją tempo (tu jest znacznie szybsze), no i rzecz jasna wokal oraz tekst. „Mechanix” jest też znacznie mniej rozbudowane od „The Four Horsemen”. Ale wcale nie gorsze.
Co jeszcze znajdziemy na krążku „Killing Is My Business… And Business Is Good!”? Nie można tu nie wspomnieć o „These Boots”. Utwór miał być coverem znanej niegdyś piosenki Nancy Sinatry pt. „These Boots Are Made for Walkin’”. Zanim jednak został nagrany przez zespół, jego tekst został poddany ‘niewielkiej’ obróbce. Ostatecznie „These Boots” brzmi bardziej jak parodia niż cover oryginału. Oczywiście nie było się bez kontrowersji. Ja jednak cieszę się, że kawałek ostatecznie brzmi, jak brzmi. Próbowali go co prawda cenzurować, ale bezcelowo. Mustaine świetnie wypadł w tym opowiadającym o seksie numerze. W muzyce podobają mi się te przyspieszenia (z perkusją) i spowolnienia (z gitarami). Wyszedł im świetny, różnorodny kawałek. Warto posłuchać również „Rattlehead” oraz „The Skull Beneath the Skin”. Albumy pokroju „Killing Is My Business… And Business Is Good!” mają jednak to do siebie, że można się przy nich dobrze bawić, ale o pojedynczych utworach dość trudno coś naskrobać.
Teksty są, hmm, ciekawe. Zostawmy sobie te mówiące o seksie („These Boots”, „Mechanix”). Choć przyznam, że ten drugi został napisany w niezwykle ciekawy i zabawny sposób. „Last Rites/Loved to Deth” opowiada o śmierci – temacie często poruszanym w metalowych utworach: If I can't have you Then no one will (…) Now you've gone to Heaven And I'll burn in Hell (PL: Jeśli ja nie mogę cię mieć To nikt cię nie będzie miał (…) Ty poszłaś do nieba A ja będę się palił w piekle). Podobnie zresztą w „Looking Down the Cross”: Though too much to live for I owe enough to die Ask not for salvation My Deth shall mean their lives (PL: Chociaż mam tyle powodów by żyć Zasłużyłem by umrzeć Nie proszę o zbawienie Moja śmierć oznaczać będzie ich życie) czy w utworze tytułowym. Natomiast tekst „Rattlehead” opowiada o headbangowaniu.
Choć płyta przy pierwszym przesłuchaniu wydaje się raczej słaba i nieudolnie wyprodukowana, to warto dać jej szansę. Na pewno nie jest to arcydzieło, ale muzyka, przy której można w pewien sposób odizolować się od świata, a nawet zrelaksować. W przyszłości z pewnością sięgnę po kolejne nagrania grupy.
Ocena: 4+/6
Najlepsze: Last Rites/Loved to Deth, These Boots, Mechanix
Najgorsze: -
Nie znam twórczości tego zespołu, ale bardzo się cieszę, że chociaż ty jako jeden z niewielu recenzentów w blogosferze nie oceniasz samych smentów, ale sięgasz również po cięższą muzykę. No ale Twoją recenzję Mansona pamiętam i dalej mam focha, więc lepiej uważaj!
OdpowiedzUsuńOstatnia cześć to Przed Świtem oczywiście ^^ Jedyny film z serii, który mi się podobał (I i II część, ale II bardziej). Książki nie czytałam.
Pozdrawiam, True-Villain.blog.pl
Kojarzę Megadeth, ale tylko z nazwy :P Świetna recenzja
OdpowiedzUsuńkompletnie nie znam nie moje klimaty / lista-przebojow.bloog.pl
OdpowiedzUsuńZapraszam na nową recenzję na http://the-rockferry.blog.onet.pl (Placebo "Withour You I'm Nothing").
OdpowiedzUsuńZnam zespół głównie z nazwy (ewentualnie z AR, chyba coś puszczają), ale z chęcią sięgnę po ten krążek :)
OdpowiedzUsuń