Tytuł: Stars Dance
Wykonawca: Selena Gomez
Rok wydania: 2013
Gatunek: pop, electropop, dance-pop
Single: Come & Get It, Slow Down
W ostatnim czasie możemy zaobserwować „wyzwolenie” wielu Disney'owskich gwiazdek. Miley Cyrus próbuje szokować w słabym teledysku do „We Can't Stop”, Demi Lovato postawiła się wytwórni i zamiast nagrywać słodki pop rock woli lansować coraz to bardziej electropopowe club bangery. Na podobny krok w końcu zdecydowała się także Selena Gomez. Podziękowała kolegom z zespołu The Scene za współpracę i nagrała pierwszy w pełni solowy album. Odchodzi też nad nim od typowego popu na rzecz muzyki EDM.
Nie przepadam za poprzednimi krążkami Seleny. O ile jeszcze „A Year Without Rain” słucha się przyjemnie, o tyle pozostałe dwa twory są bardzo słabe i wtórne. Tym większe było moje zaskoczenie, gdy przesłuchałem single promujące „Stars Dance”. Spodziewałem się kolejnych słodkich piosenek w stylu „Naturally” czy „Love You Like a Love Song”. A dostałem dwie mocne, seksowne propozycje. Szczególnie „Slow Down” bardzo mi się podoba. Zwrotki są przebojowe, taneczne. Refren natomiast bardziej elektroniczny, komputerowo podrasowany. I choć przy pierwszym przesłuchaniu irytowały mnie fragmenty, w których to ooo układa się w słowa song, blow, blow, o tyle dziś nie wyobrażam sobie tej piosenki bez tego. Nieco tylko mniej lubię „Come & Get It”. To chyba najbardziej ponętna i prowokująca piosenka Gomez. Brzmi w niej nieco seksownie. Cały kawałek zawiera inspiracje dubstepem oraz muzyką indyjską. Po takim 'przywitaniu' z niecierpliwością oczekiwałem „Stars Dance”. A przesłuchanie całego krążka było jak zetknięcie z kubłem zimnej wody. Ale po kolei.
Na swoim nowym albumie wokalistka łączy pop z muzyką taneczną, dubstepem i (co słychać najbardziej) elektroniką. Jednak to co w singlach było pociągające i dobre, w pozostałych utworach z płyty bardziej drażni. Sam początek porażki jednak nie zapowiadał. „Birthday” to ciekawy i zadziorny kawałek. Wokal Seleny przeplata się w nim z jękami i chórkiem ludzi na imprezie. Z pozostałych utworów niewiele mnie niestety zachwyciło. Lubię trochę „B.E.A.T.”. To spokojny, ale wciąż elektroniczny numer. Gomez niemalże w nim rapuje. Do spokojniejszych należy także ballada „Love Will Remember”. Nie podoba mi się jednak tak bardzo jak „B.E.A.T.”. To przyjemny, ale nieco zbyt banalny i dziewczęcy numer. Potencjał został zmarnowany również w przypadku tytułowego „Stars Dance”. Choć te dźwięki przypominające instrumenty smyczkowe są naprawdę świetne, to cały kawałek został popsuty dubstepowymi dźwiękami.
I to by było na tyle. 6 na 13 w miarę znośnych (lepszych, gorszych, ale nadal znośnych) kawałków na płycie. Słuchając „Slow Down” czy „Birthday”, naprawdę mam ochotę dać tej płycie wyższą ocenę. To durne club bangery, ale skrojone w naprawdę genialny sposób, chwytliwe, porywające do tańca. Niestety w kolejnych utworach trochę przesadzili z syntezatorami, przeróbkami, komputerowymi „ulepszeniami”. Wiele utworów zaczyna się naprawdę nieźle, spokojnie, kończy – chaotycznie, zbyt elektronicznie (np. „Forget Forever” czy „Write Your Name”). Muszę jednak pochwalić piosenkarkę za odważniejsze eksperymentowanie z electropopem i popracowanie nad wokalem.
Teksty to słaby punkt każdej płyty Seleny Gomez. Przez te kilka lat chyba tylko jeden mi się spodobał (ten do „Ghost of You”). Na „Stars Dance” muszę pochwalić jednak samą wokalistkę za bardziej czynny udział w tworzeniu piosenek. Ostatecznie jednak cóż mi z tego skoro nadal są to teksty kierowane do nastolatek, głównie płaskie opowiastki o miłości, flirtach, imprezach. Na dobrą sprawę spodobał mi się jedynie początek „Stars Dance”: Wake up to your dreams And watch them come true (PL: Budzę się do twoich marzeń I patrzę jak się spełniają). W dalszej części piosenki mam jednak wrażenie, że Selena śpiewa o seksualnym uszczęśliwianiu partnera. Zwykłe. W innych utworach denerwowały mnie banalne sformułowania i wiele mono sylab pokroju ooo czy eee.
Selena Gomez wreszcie poczyniła jakikolwiek progres. Co prawda „A Year Without Rain” słucha się przyjemniej i bardziej mi się podoba, to nie da się ukryć, że to właśnie „Stars Dance” jest jej pierwszym odważnym i charakternym wydawnictwem. Szkoda tylko, że poza singlami i trzema innymi piosenkami niewiele co mnie zachwyciło. Myślę jednak, że jeśli Selena dalej będzie eksperymentować z elektroniką i odważnie postawi na swoim, ma szansę nagrać naprawdę dobry, hitowy materiał.
Ocena: 3/6
Najlepsze: Birthday, Slow Down, Come & Get It, B.E.A.T.
Najgorsze: Save the Day, Undercover, Nobody Does It Like You, Music Feels Better
W sumie dobrze, że oderwała się od swojego dawnego brzmienia, ale jej muzyka nadal w ogóle mi nie podchodzi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Selena Gomez nową płytą nie podbije świata i prawdopodobnie będzie to krążek dwóch, max trzech singli. Szkoda, bo tak dobrze się zapowiadające „Come & Get It” nie będzie miało większej siły przebicia. Album strasznie nierówny i po prostu kiepski.
OdpowiedzUsuńAlbumu jeszcze nie sluchalem, ale single mi sie podobaja. No i zdecydowanie masz racje, Selena napewno brzmi juz i wyglada zdecydowanie doroslej, seksowniej. Coraz bardziej zaczyna podobac mi sie jej styl, bo ona nigdy nie naleazla do moich faworytek, i jakie bylo moje zdziwienie gdy uslyszalem a pozniej ogladnalem video do "Come...". Dajmy jej szanse, ja jej jeszcze nie przekreslam.
OdpowiedzUsuńPrzesłuchałam te utwory, które wstawiłeś i jestem na nie. Brrrr :D
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowego posta :)
Nie znam całej płyty, znam jedynie pojedyncze kawałki lubię ,,Come & Get It”,natomiast ,,Slow Down” jeszcze jest znośne. Nie podoba mi się ,,Birthday”. Zapraszam na nowy post http://www.PatriciaxLife.blogspot.com
OdpowiedzUsuńNie słuchałam płyty i chyba nie zamierzam ale kawałka ,,Come & Get It” jest dobry a ,,Slow Down” mi się nie podoba. Też wolę piosenki z poprzedniej płyty.
OdpowiedzUsuńNa http://muzycznomaniaa.blogspot.com/ jest NN serdecznie zapraszam do oddania głosów
Nie podoba mi się "Come And Get It", jest wnerwiające. U mnie nowa notka, zapraszam i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPierwszy singiel nawet znośny, ale daję sobie i jej jeszcze trochę czasu. Może przyszłość mnie natchnie i odważę się włączyć więcej niż podałeś w recenzji. Zapraszam na nową recenzję ;) http://papparazzimusic.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńNie jest jakaś koszmarna ta płyta ;) Lepsza niż 3 poprzednie.
OdpowiedzUsuń3x recenzje na http://The-Rockferry.blog.onet.pl
Słuchałam jednego singla, nawet nie pamiętam czy mi się podobał czy nie. Po całość kiedyś sięgnę.
OdpowiedzUsuńHaha, a to ciekawe :D. Akurat u mnie utwory, które Ty wymienileś jako najgorsze są najlepsze + Come & Bet It. Momentami 'Stars Dance' brzmi strasznie.. Jak pierdziawka. 'Like a Champion' to coś w stylu słabszego 'Man Down' Rihanny, a B.E.A.T. to powielenie tego co Britney Spears zrobiła na Femmme Fatlae, czyli 'Big Fat Bass' :). Świata Selena tą płytą nie zwojuje.
OdpowiedzUsuń