Miło było dla Was pisać...

piątek, 8 sierpnia 2014

"Graphite" Closterkeller

Moja ulubiona płyta. Muzycznie dojrzała, ukoronowanie tego, co robiliśmy od Violet. Smutne, zamglone klimaty. Pierwsza płyta, gdzie nie mam uwag do mojego wokalu. Tak 4 lata po wydaniu Graphite reklamowała go Anja Orthodox w wywiadzie dla Teraz Rocka. I choć część fanów z pewnością z rozrzewnieniem wspominała wówczas takie płyty jak Violet czy Scarlet, to zdecydowana większość się z wokalistką zgodziła. W końcu Na krawędzi oraz Czas komety nie bez powodu stały się największymi koncertowymi hitami grupy (obok oczywistych Władza i Scarlett). Po tak pozytywnym przedstawieniu Graphite, można by pomyśleć, że to longplay idealny. Taki jednak nie jest.


Każda kolejna płyta Closterkeller ma tytuł-kolor. I zazwyczaj owy kolor idealnie go opisuje. Co prawda różnicy (wizualnej, bo w muzyce to skrajnie różne płyty) między Purple a Violet nie widzę, tak już każdy kolejny tytuł bardzo dobrze opisuje muzykę. Blue oznacza niebieski, ale i smutek. Tak jak płyta. Dalej Scarlet, barwa ognista, świetnie pasuje do dynamicznego, agresywnego materiału. W końcu Cyan, czyli komputerowy i dosyć nietypowy odcień niebieskiego. A przy tym i nazwa trucizny. Z kolei Graphite to jeden z odcieni szarości. W tym wypadku wolałbym jednak, żeby muzyki nie opisywał. Niestety. Szósta studyjna płyta grupy jest aż do przesady szara.

Na Graphite nie ma emocji. Po prostu. Brak tu Anji szalonej, nieokiełznanej, którą świetnie znamy z takich znakomitości jak Dlaczego noszę broń czy California. Nie ma Anji (poza jednym utworem, ale o tym za chwilę) smutnej, depresyjnej, a to ona czarowała w A ona, ona oraz Cyan. W końcu - nie ma tu nawet Anji totalnie odjechanej, eksperymentującej z różnorakimi wokalizami (I jeszcze raz do końca, Owoce wschodu, Taniec na linie). To może inaczej - co więc tu jest? Jest nieskazitelna produkcja, naprawdę fantastyczna jak na polskie warunki. Mamy także utwory dopracowane, dopieszczone, dopięte na ostatni guzik. Tyle że po grupie takiej jak Closterkeller, u której zawsze ważny był mrok oraz emocje, można oczekiwać czegoś więcej.

Utworem, który chwilowo burzy wszystko to, co napisałem w poprzednim akapicie, jest tytułowy Graphite. To kompozycja bodajże najlepsza - a przynajmniej jedna z najlepszych, na pewno celująca w TOP3 - w całej karierze grupy. Mroczna, tajemnicza, ciężka... doskonała pod każdym względem. Czysty i porażający wokal Orthodox świetnie uzupełnia się z mocno zarysowanymi gitarami oraz gotyckim klimatem. Warto wspomnieć tu o różnorakich efektach uzyskanych dzięki użyciu wirtualnego analogu. Dodają piosence jeszcze więcej powagi i są niejako zapowiedzią kolejnego albumu, przegenialnego Nero. Jednak najbardziej poruszający okazuje się tu tekst. Określony jako największy closterkellerowy dół w historii. I tak faktycznie jest. Wsłuchajcie się tylko:
Najostrzejsze słowa łatwo mnie nie zranią
Mówisz kocham inną i odejdę za nią
Choć oczy mam suche a usta gorące
Wiem bajka skończona
Zgasło moje słońce

A jak przedstawia się reszta kawałków? Jest to głównie krążek przeznaczony dla fanów closterowych dołów, utworów balladowych, momentami melancholijnych i bardzo wyciszonych. W tej kategorii zdecydowanie prym wiedzie Zaklęta w marmur. Kompozycja stonowana, aczkolwiek piękna w swojej prostocie. Perkusja stanowi w niej tło dla spokojnie "sunących" dźwięków instrumentów klawiszowych. I ponownie - znakomity tekst:
Pękają lody lecz królewna snem kamiennym ciągle śpi
Zaklęta w marmur, nawet serce już zapomina bić
Równie zjawiskowe są tu dwa kolejne utwory: fantastyczne Fortepian (w którym jednak od fortepianu więcej uwagi zwraca się na gitarę elektryczną) oraz najdelikatniejsze na całym longplayu Czas komety. To jeden z największych hitów grupy. I prawidłowo - przepiękny wokal Anji oraz cudowna produkcja na najwyższym poziomie nie zostawiają słuchacza obojętnym. Obok tych piosenek wyróżnia się jeszcze Perła. Numer w swojej budowie podobny do tytułowego Graphite. Tu również mamy mroczny klimat, gitary, kosmiczne syntezatory. Co prawda te dwie kompozycje dzieli przepaść, lecz i Perła zasługuje na uwagę.


Poza jednak tą piątką (na czternaście kawałków to raczej nieduża ilość) trudno znaleźć na Graphite jakąś naprawdę dobrą piosenkę. Pozostałe dziewięć numerów to niestety potwierdzenie wszystkiego tego złego, co wypisywałem wcześniej. Choć nie, wróć. To nie są okropne kawałki. Słucha się ich nawet dosyć przyjemnie, lecz za nimi tak naprawdę nic nie stoi. Nie ma emocji, uczuć. Często brak też ciekawych muzycznych motywów. Tak jest chociażby w przypadku Na krawędzi czy też Ate. Ten drugi nadrabia jednak tekstem, w którym artystka ponownie stawia pod znakiem zapytania istnienie boga:
Może lepiej nie wiedzieć że masz tylko siebie
Łatwiej karmić się prawdą że On jest tylko zasnął
Aranżacyjne eksperymenty pojawiają się w Syrence oraz Innym obszarze. O ile pierwszym z wymienionych utworów wyszły raczej na niekorzyść, tak zmiana brzmienia w połowie Innego obszaru sprawiła, że nie brzmi nudno. W ogóle nie rozumiem natomiast, po co znalazły się tu dwa bonusy (w dodatku wrzucone w sam środek krążka): puste i nijakie Ewa i Adam oraz akustyczne, ale zwyczajne Dwa dni.

Jednak największą pomyłką na Graphite są utwory ostrzejsze, bardziej energiczne. Znajdziemy tu trzy: Sztuka ambicji, Rozbijacz symboli i Miłość za pieniądze. Nie dość, że pasują do płyty jak pięść do oka, to brzmią po prostu słabo (może poza znośnym Sztuka ambicji). Rozbijacz symboli jest okropne, przekombinowane i źle zaśpiewane. Natomiast Miłość za pieniądze to zupełna nowość w twórczości Anji. Tak płaskiego, prostego i - w gruncie rzeczy - tępego tekstu jeszcze nie miała. Przyzwyczaiła nas, że o wszystkim - począwszy od religii, przez odrzucenie, a na samobójstwie kończąc - pisze z pasją, pięknie i poetycko. Natomiast w tym traktującym o prostytucji numerze popada w jakąś dziwną manierę. Banalnych i infantylnych sformułowań tam od metra.


Graphite znam już od dawna. Początkowo byłem nim zachwycony. A raczej byłem zachwycony pięcioma utworami, które przyćmiły dosyć nijakie wrażenie pozostawione przez resztę. Dziś jednak widzę wady całego krążka. Monotonne i mało ciekawe melodie, a także brak emocji w wokalu Orthodox - to moje główne zarzuty. Najbardziej jednak boli to, że wszystko inne brzmi na tym krążku... lepiej niż wcześniej. Wspaniałe teksty nabrały nowego wymiaru, przestrzeni. Anja eksploruje nowe tematy, jednocześnie bardziej drążąc stare. Wokalna technika jest znakomita, o wiele lepsza niż na Purple czy Violet. Niczego nie można zarzucić także bardzo dobrej produkcji. Lecz mimo tego dopracowania i dopieszczenia Graphite nie stanie się moim ukochanym albumem formacji.

Ocena: 4/6
Najlepsze: Graphite, Fortepian, Zaklęta w marmur, Czas komety, Perła
Najgorsze: Miłość za pieniądze, Rozbijacz symboli, Ewa i Adam

9 komentarzy:

  1. Nie znam. Nie mam ochoty na ich muzykę :P

    Nowa recenzja na http://The-Rockferry.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapowiada się całkiem ciekawie :)
    Ostatnio słucham wszystkiego, więc z chęcią zapoznam się z ich twórczością :)

    mlwdragon.blogspot.com
    historiaadam.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę, że to nie moje klimaty.
    U mnie nowa notka, zapraszam i pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie znałem zespołu, ale posłuchałem tytułowego Graphite i jestem pod wrażeniem. Po pierwsze zespół nagrywa po polsku. Po drugie kompozycja tego utworu jest naprawdę ciekawa. Nie słyszałem jeszcze takiej no i za to się należą pochwały. No i całkiem spodobało mi się to Graphite.
    Bardzo ciekawy zespół. :) I jak ktoś lubi muzykę w tym stylu to polecam jak najbardziej. :)
    http://zyciejestmuzykaaa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. kompletnie mi nieznane ;/
    u mnie NN hot-hit-lista.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Kompletnie nie wiem, kto to jest i raczej nie zapoznam się z ich muzyką. Jakoś polscy artyści mi nie podchodzą.

    hot-hit-lista.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Ahh, do dziś pamiętam jak nazywałam ich Clostercośtam <3 //Namuzo

    OdpowiedzUsuń
  8. Zgadzam się... do połowy. A co, mogę, kurde. Co do najlepszych oczywiście. Muszę przyznać, że ostatnio dosyć świadomie unikałam Clostera - moja depresja pochłonęła mnie w całości, z Anją w słuchawkach byłoby to nie do przejścia. Jednakże nie zmienia to faktu, że całe moje serduszko należy do nich bezwarunkowo.
    Lecz do rzeczy. Na Graphite SĄ emocje. Tzw. `Głęboki dół closterowy` łączy się z tak kurewsko silnymi emocjami, że tego się nie da opisać. Ale wydaję mi się, że może faktycznie dostrzec są to w stanie osoby, które przeszły mniej więcej przez takie zawahania, także bluźnierstwo jest Ci wybaczone. ;)
    Generalnie moje zdanie o Twoich najlepszych podzielam. Na tytułowej i "Fortepianie" ryczę jak pojebana. Do "Czasu komety" mam straszny sentyment, ale, o ironio, nawet sama Anka go nie lubi, bo co koncert to ludzie tylko czas komety i czas komety, a ile można? W tym przypadku ją popieram.
    A i generalnie "Miłość za pieniądze". Muszę przyznać, że lubię ten utwór. Też mnie z początku raził ten tekst, ale generalnie doszłam do wniosku, że ten zabieg był celowy - dostosowanie języka i standardów do tematu.
    Generalnie może to też nie jest moja ulubiona płyta z ich twórczości (nic nie pobije Nero, za które składam się w ofierze na ołtarzu u stóp Anji), ale jest bardzo dobra. Muszę znowu kiedyś sobie włączyć. Za jakiś czas... ;)


    Metaliczna (tudzież Lady Miserere)

    OdpowiedzUsuń
  9. Kurcze... miałam przesłuchać chociaż raz album zanim dojdę do Twojej recenzji i... nie wyszło. Wszystko przez to, że wczoraj gotując obiad wolałam przesłuchać Soundtrack do "Igrzysk Śmierci" niż "Graphite" :) Za jakieś 2 godziny pewnie włączę sobie Clostera ;) Jestem ciekawa, jakie będą moje wrażenia :)

    OdpowiedzUsuń