Miło było dla Was pisać...

czwartek, 23 sierpnia 2012

"Electra Heart" Marina & the Diamonds


Marina Lambrini Diamandis (bo tak brzmi jej prawdziwe imię i nazwisko) to brytyjska wokalistka wykonująca muzykę z pogranicza indie popu, popu i elektroniki. Popularność zdobyła dzięki albumowi „The Family Jewels” i wydanych z niego singli (największymi hitami okazały się piosenki „I Am Not a Robot” oraz „Hollywood”). Potem o artystce trochę przycichło, żeby w tym roku znowu zaczęto o niej mówić. Jednak coś chyba poszło nie tak, bo krążek „Electra Heart” nie stał się tak popularny jak poprzedni. No i przede wszystkim zyskał dużo słabsze recenzje. Czy po czymś takim mogę mieć pewność, że Marina & the Diamonds mnie nie zawiedzie?

Już od pierwszego przesłuchania krążka „Electra Heart” słuchacza uderza jedno – piosenkarka się skomercjalizowała. O ile poprzednia płyta była zaprzeczeniem tego, co obecnie w muzyce modne, tak oceniana teraz przeze mnie pełna popu i elektroniki. Podanych na szczęście w przystępny sposób. Od razu można też domyśleć się, że single „Radioactive” (deluxe), „Primadonna” oraz „Power & Control” miały zachęcić fanów electropopu do zainteresowania się Mariną. A starsi fani i tak w końcu sięgnęliby po jej album.

Przed sięgnięciem po „Electra Heart” znałem dwie singlowe piosenki: „Primadonna”  oraz „Power & Control”. „Primadonna” całkiem mi się podoba. To połączenie spokojnego kawałka (refren) z mocnym, elektrycznym bitem (zwrotki). W efekcie wyszło znośnie. I co najważniejsze – utwór nie jest przedobrzony. Co innego niestety „Power & Control”. Nie wiem nawet, co napisać o tym numerze. Jestem w stanie powiedzieć tyle, że to najbardziej komercyjny (obok chwytliwego „Living Dead”) kawałek na płycie. Mnie jednak do gustu nie przypadł i uznaję go za najsłabszy na „Electra Heart”. Pozostałe przebojowe numery na krążku wypadają jednak o poziom lepiej. Uwielbiam chociażby „Bubblegum Bitch”. Szybki, przebojowy kawałek spodobał mi się od pierwszego usłyszenia. Szczególnie kocham jego refren, w którym Marina śpiewa m.in. I'm Miss Sugar-Pink, liquor, liqour lips (PL: Jestem Panną Cukierkowo-Różową o alkoholowych, alkoholowych ustach). Nie jest to może najmądrzejszy tekst, ale brzmi super. Nieco tylko mniej lubię „Homewrecker”. W zwrotkach wokalistka nie śpiewa a mówi. Przyznam, że to właśnie one najbardziej mi się z piosenki podobają. Jednak refren też jest warty uwagi. Podobne zdanie mam o „Lies”. Zwrotki są niesamowite. Szkoda tylko, że przy refrenie to wszystko jakoś siada. Jak się jednak okazuje – można się do niego przekonać.

Na krążku „Electra Heart” znajdziemy nie tylko szybkie przebojowe numery w stylu „Primadonna” czy „Homewrecker”. Obok nich mamy bowiem całkiem spokojne piosenki: świetne, nieco musicalowe „Teen Idle”, przyjemne „Hypocrates” oraz posiadające fajny refren „Valley of the Dolls”. Jednak wszystkie te numery blakną przy „Starring Role”. To nieco trip hopowy kawałek. Zwrotki są bardzo delikatne, Marina & the Diamonds brzmi w nich genialnie. Najbardziej jednak uwielbiam przejście, w którym artystka niemalże rapuje. Refren również całkiem mi się podoba. Najwięcej problemu mam ze spokojnym utworem o tytule „Fear and Loathing”. Z jednej strony jest naprawdę dobry – dopracowany i dojrzalszy od pozostałych na albumie. Z drugiej jednak trwa ponad 6 minut. Przy czwartej modlę się o to, by szybciej się skończył.

Na "The Family Jewels" sporo było prześmiewczych tekstów. Jako przykład mogę podać chociażby "Girls" czy "Hollywood". Na szczęście nie Marina nie odeszła od szydzenia z np. głupich dziewczyn. W "Bubblegum Bitch" padają słowa: Got a figure like a pin-up, got a figure like a doll. Don't care if you think I'm dumb, I don't care at all. Candy best, sweety pie, wanna be adored. I'm the girl you die for (PL: Mam figurę jak dziewczyna pin-up, mam figurę jak lalka. Nie obchodzi mnie, że myślisz, że jestem głupia, W ogóle mnie to nie obchodzi. Najlepszy cukierek, słodziutki, chcę być uwielbiana. Jestem dziewczyną, za którą będziesz gotów umrzeć).

Pozostałe teksty są jednak dojrzalsze i, hmm, lepsze. Wystarczy tu nadmienić chociażby "Lies": You're never gonna love me, so what's the use? What's the point in playing a game you're gonna lose? What's the point in saying you love me like a friend? What's the point in saying it's never gonna end? (PL: Nigdy mnie nie pokochasz więc po co to wszystko? Jaki jest sens grać w grę, w którą i tak przegrasz? Po co mówisz, że kochasz mnie jak przyjaciółkę? Po co mówisz, że to nigdy się nie skończy?) lub "Hypocrates": So hypocritical, overly cynical, I'm sick and tired of all your preaching (...) You tell me one thing, and do another, Keep all your secrets undercover (PL: Tak obłudny, nadmiernie cyniczny, Mam serdecznie dosyć całego twojego kazania (...) Mówisz mi jedną rzecz, a robisz inną, Trzymaj swoje sekrety w ukryciu). No i oczywiście nie mogę zapomnieć o "Starring Role", które wbrew pozorom nie opowiada o jakimś filmie (PL: główna rola), ale o miłości: It almost feels like a joke to play out the part When you are not the starring role in someone else's heart You know I'd rather walk alone, than play a supporting role If I can't get the starring role (PL: Całe to przedstawienie wygląda jak żart Kiedy nie masz głównej roli w czyimś życiu Raczej będę kroczyła przez życie samotnie, niż grała drugie skrzypce Jeśli nie mogę dostać głównej roli).

Znam poprzedni album Mariny. „The Family Jewels” jest super. Bardzo ciekawe, oryginalne. Sporo na nim indie popowych melodii, których i Kate Bush by się nie powstydziła (swoją drogą polecam Wam „Mowgli’s Road” oraz „Shampain”). Na tym tle gorzej wypada nowy krążek piosenkarki. Cóż, nie można mieć wszystkiego, a wokalistka chyba chciała pokazać się szerszej, młodszej publiczności. Bo niby w jakim innym celu przerzucałaby się z takich fajnych, oryginalnych piosenek na łatwiej przyswajalny electro pop? Warto tu jednak nadmienić, że muzyka elektroniczna w jej wykonaniu brzmi całkiem dobrze. Zdecydowanie lepiej się słucha tego niż kawałków królujących obecnie na listach przebojów. Dlatego z czystym sumieniem stawiam cztery z plusem.

Ocena: 4+/6
Najlepsze: Bubblegum Bitch, Starring Role, Teen Idle, Homewrecker
Najgorsze: Power & Control

13 komentarzy:

  1. Od Mariny znam kilka piosenek, ale muszę powiedzieć, że ich dziś nie pamiętam. Koleżanka na forum ją polecała i przesłuchałam coś, nawet z tego albumu i dzięki temu stwierdziłam, że sięgnę po ten album. Może uda mi się to zrobić we wrześniu (ew. w październiku) i zamierzam go zrecenzować przed końcem stycznia :) Zobaczymy co z tego wyjdzie no i czy mnie się całość spodoba ;)
    Prawdopodobnie sięgnę też po jej pierwszy album, aczkolwiek jeszcze nie mam go na liście xD

    OdpowiedzUsuń
  2. No patrz ;P U mnie też dzisiaj ;P Nie będę pisać w komentarzu co sądzę - wejdź i przeczytaj całość xD

    Zapraszam na nowy post na The-Rockferry.blog.onet.pl. A w nim recenzja "Electra Heart" mariny & The Diamonds i grafika z Melanie Fioną. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo lubie "Primadonna", a reszty piosenek nie znam z tytulu ale mozliwe ze slyszalam. //namuzowani

    OdpowiedzUsuń
  4. nie przepadam jakos za tym zespolem lista-przebojow.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie znam. Nie słyszałam, żadnej piosenki. / soscream

    OdpowiedzUsuń
  6. Wolę debiut :)

    zapraszam na nowy post

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie słyszałam, ale to nadrobię :) Zapraszam na www.zloty-gramofon.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

  8. Zapraszam na nową recenzję ;)
    http://revisionesdelamusica.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Zapraszam na nowy post na The-Rockferry.blog.onet.pl. A w nim recenzja nowej płyty Nory Jones i grafika z Jennifer Lopez.

    OdpowiedzUsuń
  10. mam trochę kaski więc mógłbyś mi zamówić?
    http://allegro.pl/katie-melua-piece-by-piece-cd-dvd-i2580659011.html
    http://allegro.pl/norah-jones-come-away-with-me-i2589686563.html

    to jedna i ta sama osoba

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie wiem co Wy macie z tą Mariną, już ją na którymś blogu widzę... ;P I szczerze Ci powiem, że przesłuchałam ten utwór, który wkleiłeś i raczej mnie to nie powala, powiedziałabym, że wręcz przeciwnie. Nie moja bajka. :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Kilka dni temu dostałem płytę "The Family Jewels". Już po pierwszym przesłuchaniu byłem zachwycony. Połączenie drapieżności PJ Harvey, z cudowną melodyką Tori Amos, nawiązania do klimatów boskiej Kate Bush i lekko punkowe frazowanie wokalu, czasami bliskie Siouxie...
    Słuchałem przez kila dni na okragło. Konsekwetnie chciałem jak naszybciej posłuchać kolejnej płyty.
    Posłuchałem i doznałem szoku. Discopopowe, elektroniczne kawałki w stylu "techno" (sorry, ale nie odróżniam poszczególnych rodzajów tego mechanicznego łomotu), niesłyszalny (a przecież świetny, o niezwykłej barwie i skali) wokal, ewidentne nastawienia na odbiorców szukających muzyki "dens".
    Bezbarwne, szablonowe, elektopopowe pioseneczki w stylu Lady Gaga (to nie jest komplement), ogólnie - żenada.
    Kolejny przykład wykonawcy, który po znakomitej, pierwszej płycie, przechodzi płynnie do zarabiania kasy na dyskotekowych tryglodytach.
    Zażenowanie, poczucie oszukania, rozczarowanie.
    Przestrzegam wszystkich, którzy po tej płycie oczekują czegoś więcej, niż discoanglowych pioseneczek do tańca na domówce.
    UWAGA! Chlubnym wyjątkiem jest śliczna ballada "Lies" (Live) zaśpiewana tak, jak ja chciałbym to słyszeć.
    jeśli nie jesteś discomaniakiem - nie kupuj tej płyty.
    I - NIE - nie warto dawać jej szansy! Do śmietnika!

    OdpowiedzUsuń