Miło było dla Was pisać...

wtorek, 28 sierpnia 2012

"Fortune" Chris Brown


Christopher Maurice Brown (ur. 5 maja 1989 w Tappahannock w stanie Wirginia) – amerykański piosenkarz R&B. Brown był bardzo przywiązany do muzyki swoich rodziców, słuchał Michaela Jacksona, Stevie Wondera. Muzyka ta miała duży wpływy na jego twórczość. Początkowo rapował, dopiero w wieku jedenastu lat zaczął śpiewać. Matka odkryła jego talent i zaczęła się kontaktować z producentami branży muzycznej. Z pomocą Scotta Storcha w 2005 powstał singel Run It!, który uplasował się na pierwszym miejscu US Billboard Charts. Storch jest także autorem większości utworów z albumu, który wyszedł na rynek w listopadzie 2005. W 2008 roku został uznany za najpopularniejszego artystę R&B przez telewizję BET, a na Kids Choice Awards za najlepszego wokalistę.


Znam poprzednią płytę Chrisa. “F.A.M.E.” choć strasznie wtórne i przynudzające podobało mi się bardziej niż „Fortune”. Pełne było spokojnych numerów łączących w sobie r&b i pop. Nierzadko wokalista dokładał do tego hip hop. Na ocenianym przeze mnie teraz krążku najwięcej popu. Sporadycznie pojawia się r&b, hip hop. Więcej natomiast tanecznych brzmień. Płytę z łatwością można podzielić na trzy części. Najwięcej miejsca zajmują spokojne kawałki. No ludzie. Mam wrażenie, że nagrali takie „Don’t Judge Me” i umieścili je tu 8 razy. A umieszczenie wszystkich ballad pod rząd było samobójstwem. Słuchacz z nudów po prostu zasypia. Kolejną częścią „Fortune” są taneczne piosenki. Mam niestety wrażenie, że każda z nich to mieszanka wcześniejszych singli Chrisa – „Yeah 3x” oraz „Beautiful People”. Oprócz tego, jakby dla udobruchania starszych fanów, Brown dodał tu utwory „Till I Die” oraz „Migrate”, które zawierają najwięcej wpływów hip hopu i r&b.

Zacznę może od skomentowania spokojnych numerów. Pewnie pomyślicie, że po klubowych „Turn Up the Music” czy „Don’t Wake Me Up” będą ukojeniem dla uszu. A tymczasem nie. Taneczne kawałki są tylko miłym małym przecinkiem między balladami. Za najlepszą spokojną piosenkę uznaję „2012!”. Dlaczego? Ponieważ jej… nie pamiętam. Jednak z moich notatek wynika, że całkiem mi się podobała. Podobnie zresztą przedstawia się „Don’t Judge Me”. Gdyby nie to, że ma strasznie nijaki i bezbarwny refren uznałbym ją za drugą wersję „2012!”. Znacznie gorzej przedstawia się niestety „Party Hard / Callidac”. Utwór ma właściwie dwie części: „Party Hard” oraz interlude „Callidac”. Ta pierwsza jest bardzo słaba. Połączenie w miarę spokojnego kawałka z żywszym bitem. No way. No i nie mogę przeboleć połączenia tego numeru z „Callidac”. To interlude to bowiem całkiem niezły kąsek. Śpiewa w nim nieznana mi wcześniej wokalistka o pseudonimie Sevyn. Może i nie śpiewa wybitnie, ale spodobał mi się jej wokal. Jeśli może się pochwalić czymś więcej niż featuringiem z Chrisem Brownem, to chętnie sięgnę po jej płytę. Pozostałe ballady zrobione są niestety ‘na jedno kopyto’. A m.in. „Stuck on Stupid” mogłoby się znaleźć na nowym albumie One Direction. Jednak nawet między ich piosenkami takimi jak „Taken” czy „Gotta Be You” ładnie by nie błyszczała.

Za każdym razem kiedy włączę sobie jedną z klubowych piosenek nagranych przez Chrisa, zaczynam marzyć o kolejnym „Party Hard / Callidac” czy „Don’t Judge Me”. Taneczne kawałki z „Fortune” są, lekko mówiąc, straszne. Rozumiem jednak, że wybrano je na single, żeby zachęcić potencjalnych słuchaczy. „Turn Up the Music” i „Don’t Wake Me Up” do radia pasują bowiem idealnie. To jednak plusem nie jest. Oba te kawałki zaciekle walczą o miano najgorszej piosenki na krążku. Jeśli musiałbym jednak wybrać, która jest gorsza, postawiłbym na „Turn Up the Music”. Plastik. Nie cierpię tej tandetnej, elektrycznej ‘muzyki’. Chris wcale nie pomaga. Tym bardziej pogrąża ten numer. Takie samo zdanie mam o innym electropopowym utworze – „Trumpet Lights”. Tego nawet nie opłaca się komentować. Dorosły facet, a bawi się w coś takiego.

Na koniec zostawiłem sobie jednak piosenki, które jako tako mi się podobają – „Till I Die” oraz „Migrate”. Właściwie tylko te dwa numery zostały nagrane z jakimś pomysłem. „Till I Die” to całkiem udane połączenie muzyki elektronicznej z hip hopem. Obok Chrisa pojawiają się w nim dwaj raperzy: Wiz Khalifa i Big Sean. Wnoszą do kawałka fajną energię. Co prawda nie umiem powiedzieć, kiedy śpiewa jeden, kiedy drugi, ale ogólnie uważam piosenkę za znośną. Podobnie zresztą z „Migrate”. Utwór równie dobrze mógłby znaleźć się na którymś z poprzednich albumów wokalisty. Utrzymany jest w średnim tempie. Ta plastikowa otoczka obecna w „Turn Up the Music” została odstawiona na bok. Zamiast niej mamy fajną, rhythm and bluesową muzykę. Nie podoba mi się jedynie refren, w którym Chris ma przerobiony wokal.

Teksty... Wiadomo, że na płytach z gatunku 'pop, muzyka imprezowa' arcydziełami nie będą. Wiele z nich opowiada o seksie ("2012", "Biggest Fan"). Poza tym sporo cytatów pokroju Turn up the music, cause this song just came on Turn up the music, if they try to turn us down Turn up the music, can I hear it til the speakers blow Turn up the music, fill your cup and drink it down (PL: Podkręć muzykę, bo ta piosenka przed chwilą weszła Podkręć muzykę, jeśli oni próbują nam odmówić Podkręć muzykę, czy mogę to słyszeć aż głośniki wybuchną Podkręć muzykę, napełnij kubek i wypij). Podoba mi się właściwie jedynie fragment "4 Years Old" brzmiący I got money Everything that I ever wanted Never thought of what I might need, Need, need Ain't it funny, How I spend my whole life running Reaching for the sky high and coming down with nothing (PL: Mam pieniądze Mam wszystko, czego chciałem Nigdy nie myślałem o tym, czego mógłbym potrzebować Czy to nie zabawne, jak spędzam swoje całe życie w biegu Osiągam szczyt nieba i wracam na dół z niczym).

Było "Graffiti", było "F.A.M.E.", jest "Fortune". A więc zaczęły się schody. Jednak zamiast wspinać się po nich w górę, Chris spada z nich coraz niżej. Płyta jest przede wszystkim za mało różnorodna. Słuchanie "Don't Judge Me" czy "4 Years Old" może i sprawia jakąś tam przyjemność, ale osiem razy pod rząd? Nie dla mnie. Jednak i tak lepsze one niż imprezowe kawałki tak uparcie lansowane przez Browna. Wyżej być nie mogło.

Ocena: 1/6
Najlepsze: Till I Die, Migrate
Najgorsze: Turn Up the Music, Don’t Wake Me Up, Trumpet Lights, Sweet Love

13 komentarzy:

  1. Coś tam znam, ale nie żebym lubiła. O nie!
    Przypominam by o nowych notkach informować w dziale do tego przeznaczonym czyli "Spam".

    OdpowiedzUsuń
  2. Znam tylko dwa singlowe kawałki z tego albumu i jeśli płyta jest tak słaba, jak jej promujące numery, to nie mam zamiaru sięgać po ten krążek.

    OdpowiedzUsuń
  3. plyta mega nudna zdolny artysta ale oprocz Don't Wake Me Up i Turn Up The Music nic nie ma ciekawego na albumie lista-przebojow.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. Miałam przesłuchać tę płytę, ale chyba poświęcę swój czas na coś bardziej wartościowego.

    Zapraszam na nową recenzję :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakiś baaaaaaaaaaardzo stary utwór Chrisa znam i mi się podobał, ale po jego nowe "dzieła" nie zamierzam sięgać. Tfu, w ogóle po jego krążki nie zamierzam sięgać :)
    Twoja ocena tego albumu potwierdza mnie w przekonaniu, że to słuszna decyzja xD

    OdpowiedzUsuń
  6. NN http://namuzowani.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapraszam na nn ;) [Złoty-Gramofon]

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie chciałabym się katować tym albumem. ;D

    OdpowiedzUsuń
  9. powiem tylko tyle,że poznam ;)

    Zapraszam na nowy post na The-Rockferry.blog.onet.pl. A w nim recenzja płyty Davida Guetty i grafika z Madonną.

    OdpowiedzUsuń
  10. Brown? Bożeee... Jakieś gówno. Nie podoba mi się "Till I Die"... Jak to jest najlepsze na płycie, to to jest faktycznie jakieś dno totalne.

    OdpowiedzUsuń
  11. Mi bardzo podoba się: Dont judge me, 4 years old, mirage. Lubie też Bassline i Sweet love o których nie było tu słowa.. Uważam, że płyta jest świetna. Uwielbiam Chrisa, ale bardzo chcialabym, aby dał sobie spokój z popem!

    OdpowiedzUsuń