Wykonawca: Kate Ryan
Rok wydania: 2012
Gatunek: eurodance, electropop
Single: LoveLife, Broken, Robots
Pamiętacie ją jeszcze? Tak, to właśnie ona śpiewała kiedyś takie hity jak „Désenchantée” czy „Libertine”. Znał je chyba każdy. Podobnie zresztą z „Ella, elle l’a”. Jednak później o wokalistce ucichło. Wydała składankę francuskich piosenek i zamknęła się w studiu. Już od 2010 roku zaczęła prace nad „Electroshock”. Mniej więcej już rok później cały krążek był gotowy. Żeby przypomnieć ludziom o Kate Ryan, wydano kilka singli („LoveLife”, „Broken”, „Robots”), które jednak wysokich miejsc na listach przebojów nie osiągnęły. Z całą płytą też coś nie wyszło, bo póki co nie ukazała się nigdzie poza Belgią (rodzinnym krajem piosenkarki).
W tym momencie muszę powiedzieć, że żal mi Kate Ryan. Kilka lat temu muzyka taneczna i elektroniczna nie była czymś takim jak dziś. Można nawet posunąć się do stwierdzenia, że „Alive” czy „Free” nie były tak do końca komercyjne. Słychać jednak na nich, że Kate miała pomysł na siebie, nie bała się go realizować i podążała własną drogą. Czego niestety o tym albumie powiedzieć nie można. Jak dla mnie „Electroshock” to takie „Heartbreak on Hold” Alexandry Burke. Tyle że w wydaniu Ryan. Pomijając fakt, że płyta tej brytyjskiej wokalistki przedstawia się od ocenianego obecnie krążka znacznie lepiej.
Przed sięgnięciem po krążek znałem dwa single z niego wydane – „LoveLife” oraz „Broken”. W przeciwieństwie do wielu z poprzednich przebojów wokalistki te w ogóle nie zachęciły mnie do sięgnięcia po „Electroshock”. „LoveLife” jest straszne. Zawiera w sobie sample z utworu pt. „Narcotic”. Nie znałem go wcześniej. Przyznam jednak, że właśnie to ‘zapożyczenie’ zniszczyło ten numer. Niesamowicie irytuje mnie ta elektroniczna muzyka przewijająca się przez „LoveLife”. Bez niej może nawet byłoby znośnie. Nie pomaga sama Kate. Zawsze brzmiała dobrze. W tym przypadku – przeciętnie, zwyczajnie. Znacznie bardziej podoba mi się drugi singiel – nagranie zatytułowane „Broken”. Jednak szału nie ma. Spokojne (ale, rzecz jasna, podszyte elektrycznym bitem) zwrotki całkiem mi się podobają. Wszystko psuje tandetny refren. Obok Ryan w kawałku pojawia się raper o pseudonimie Narco. Przyznam, że wprowadza on nieco świeżości i urozmaica kawałek. Szczególnie jego partia na początku utworu bardzo mi się podoba. A wracając do porównania „Electroshock” do „Heartbreak on Hold”. Singiel „Broken” to jak dla mnie „Let It Go” albumu Kate Ryan.
Zanim jednak przejdę do pozostałych kawałków zamieszczonych na tym krążku, opiszę może zawarte tu teksty. Bardziej przeciętne chyba nie mogły być. Nie mówią nawet o niczym konkretnym. Trochę o zabawie, miłości. Czyli tak jak na każdej płycie z gatunku dance i electropop. Nie ma tu ani jednego cytatu, który mógłbym wyróżnić. Postawiony do muru wybrałbym chyba jednak refren do piosenki „Broken”: You can’t hurt me You can’t touch me now You can’t break me ‘Cause I’m already broken, broken (PL: Nie możesz mnie zranić Nie możesz mnie już dotknąć Nie możesz mnie złamać Bo już jestem załamana).
Wszystkie z zawartych tu tanecznych, klubowych utworów wydają mi się być takie same. Różnią się od siebie tylko małymi fragmentami. W „Little Braveheart” podoba mi się połączenie języka francuskiego (Kate Ryan) z angielskim (towarzysząca jej Charlotte Perrelli). I to by było na tyle, jeśli chodzi o ten numer. Niegdyś wokalistka niechętnie współpracowała z innymi artystami. Oprócz jednak „Little Braveheart” i „Broken” mamy tu jeszcze jedną kolaborację. Mowa tu o kiepskim „Run Away” (ft. Tim Berg; znany też jako Avicii). Nie zaśpiewał tu, ale wyprodukował piosenkę. Numer nie odbiega za bardzo od innych jego produkcji („My Feelings for You”, „Levels”). Czyli jest tak samo słaby…
Na uszy rzuca się jeszcze jedna rzecz – całkowity brak ballad. Na każdej z poprzednich płyt Kate Ryan zawarta była przynajmniej jedna spokojna piosenka. Czasem zdarzały się jej lepsze (wspaniałe „Free”, „Goodbye”), innym razem gorsze („The Rain”, „That Kiss I Miss”), ale zawsze jakieś. Tymczasem na „Electroshock” nie znalazła się ani jedna ballada. Zamiast tego, jakby dla udobruchania fanów, piosenkarka zamieściła tu piosenki pokroju „Everytime” czy tytułowego „Electroshock”. Są niby spokojne, ale tak jak pozostałe utwory podszyte elektrycznym bitem. Wyszło beznadziejnie. Słuchanie ich jest po prostu męczące.
Najnowsza płyta Kate Ryan jest straszna. Jej poprzednie albumy miały charakter, przyjemnie się ich słuchało. Zupełnie inaczej sprawa ma się z „Electroshock”. Piosenki są strasznie płaskie, nie różnią się niczym od wielu obecnych przebojów. Poza tym dopiero teraz w pełni doceniłem jej poprzednie płyty. „Different”, „Stronger”, „Alive” oraz „Free” w porównaniu do ocenianego teraz albumu są arcydziełami. Poza tym brak mi tu ballady czy jakiejś wyraźniejszej, bardziej pozytywnej tanecznej piosenki. No cóż – teraz zostaje mi tylko wystawienie oceny niedostatecznej. Aż trudno uwierzyć, że to ta sama osoba, która jeszcze kilka lat temu śpiewała takie fajne numery jak „The Promise You Made” czy „Scream for More”.
Ocena: 1/6
Najlepsze: Broken
Najgorsze: Reszta.
Jak wiesz byłam kiedyś fanką Kate. Pierwsze płyty są ok. Przyjemny, taneczny pop. Ale to? Brak słów
OdpowiedzUsuńChyba cie matka nie kocha, mało wiesz, dużo mówisz. Jeżeli piszesz, że Electroshock jest taki sam jak wiekszość obecnych hitów, to zacznij krytykować ogół, a nie doczepiłeś się do tej sympatycznej Blondyny
OdpowiedzUsuńElectroshock jest wspaniały, Kate tak samo. Jesteś żałosnym dzieciakiem który ma sie za krytyka czy jak?
OdpowiedzUsuńOdpierdol się od Kate, szmato.
OdpowiedzUsuńElectroshock jest OK.
OdpowiedzUsuńjak sie nie podoba to idz sluchaj biebera cwelu
OdpowiedzUsuńMi sie electroshock podoba, jestes za ostry. stanowczo.
OdpowiedzUsuńCo by nie zaspiewała to nie masz prawa o niej tak mówić. Jest bardzo sympatyczna kobietą, i przynaj mniej nie asi sie tak wszystkim a dzisiejsze 'gwiazdy'
OdpowiedzUsuńco za burak to pisał..
OdpowiedzUsuńabsolutnie uwielbialem ja ale tak od 2008 roku nie moge jej sluchac fatalna sie zrobila lista-przebojow.bloog.pl
OdpowiedzUsuńAhh, jak ja uwielbiam kilka obraźliwych komentarzy napisanych przez jedną osobę, tylko dlatego, że się zjechało czyjąś płytę... hahaha...
OdpowiedzUsuńI zastanawia mnie jedno... Co ma sympatyczność Kate to jej muzyki? Przecież to dwie różne rzeczy. Wredna suka może nagrać arcydzieło, a sympatyczna kobieta jakieś gówno...
Co do Kate to nigdy nie przepadałam za jej muzyką, a singli z tego krążka raczej nie znam.
Zgadzam się z tą wyżej, ale akurat w tym wypadku ta jedna osoba miała racje, Electroshock jest zajebisty (:
OdpowiedzUsuńEeee tam. Kupiłem Electroshocka z kateryan.be Żyjemy w nowoczesnych czasach i bardziej wygodnych, wiec sprzedaz tylko w Belgii to nieprawda. "Kate idzie za czasem" i jest ok.
OdpowiedzUsuńJak na razie najgroszy wpis.. Electroshock jest zacny [:
OdpowiedzUsuńNie znam tej płyty, ale parę lat temu robiła w Polsce furorę :D A co do obraźliwych komentarzy - radzę w opcjach zmienić, aby osoby z kontami komentowali, bo przynajmniej wiesz mniej więcej kto to jest(np. konkurencja, która kocha Kate)
OdpowiedzUsuńKrążka nie znam
OdpowiedzUsuńHaha, jaki zbiorowy hejt. Nie no nieźle komuś się nudziło.
OdpowiedzUsuńA co do płyty - nie znam i jakoś nie mam ochoty zapoznawać się z nowym wydawnictwem Kate :) Lubię od niej chyba tylko "Désenchantée", dobrze mi się kojarzy :)
U mnie nowy post :)
Zapraszam na nowy post na The-Rockferry.blog.onet.pl. A w nim recenzja płyty - składanki - Goldfrapp i grafika z Laną Del Rey.
OdpowiedzUsuńnie znam całego albumu ale wydane single są świetne zwłaszcza "Robots" i "Little Braveheart". "Broken" jest trochę zbyt wrzeszczące i ten raper tutaj mi nie pasuje. natomiast "Love Life" jest dobre ale po jakimś czasie po prostu się nudzi, ale tak po za tym są dobrze zrobione. jej największe hity to wg. mnie to "Ella Elle la" i "Only if I" i "voyage voyage".
OdpowiedzUsuńczekam tyko na Polskie wydanie tego krążka
Moze w ostatnim czasie masz problemy zw sluchem? Proponuje dobrego audiologa!!!!
OdpowiedzUsuńZ wydaniem płyty i singli od samego początku były problemy - ciągłe obsuwy i mizerna promocja...Kate do końca nie może być obarczana za brak sukcesu tego krążka, przecież ktoś go w końcu wypuścił no i na tym się skończyło...Mam ten krążek i jakoś się przy nim nie męczę a niektóre kawałki po prostu pomijam.
OdpowiedzUsuńTutaj Kate brzmi jak jakaś Britney czy Kesha niestety głównie za sprawą autotune, głos ma okrutnie obrobiony komputerowo - może się dlatego wydawać męczące słuchanie takich kawałków jak Crazyville. Ta płyta to straszna komercha, choć mimo to sukcesu komercyjnego nie ma nawet w Belgii. Faktycznie nie ma tu przyjemnych, letnich kawałków w przeciwieństwie to Free ale może to i dobrze, bo zawsze to coś innego. Inna rzecz, że kawałki są bardzo krótkie w porównaniu do poprzednich płyt, ledwie po 3 minuty co jest dobre, bo na Alive np. za długie były te piosenki, jakoś bardzo rozbudowane te jej nuty nie są więc dobrze że są krótsze tutaj. Wybór singli co najmniej niewłaściwy, One More Time byłoby lepszym wyborem niż LoveLife, Broken ma bit z Get Together Madonny, a Robots pozbawione dobrego refrenu i dodanie partii ooooo w zamian, której aż nadto na całej CD... Singiel Run Away nie wypalił, ale niczym specjalnym się nie wyróżniał poza tym, że melodia była z 1 singla Avicii 'iTrack'. Everytime to bardzo dobra piosenka, w stylu starej Kate z Another Day np. tylko bez tranceowego brzmienia. Ogólnie płyta nienajgorsza, ale mogło być lepiej.
OdpowiedzUsuń