Miło było dla Was pisać...

środa, 24 października 2012

"Glassheart" Leona Lewis; "Against the Wall" (EP) Kat Graham

Jak obiecałem: oprócz 'programowej' recenzji dostajecie mały bonusik :)





Tytuł: Glassheart
Wykonawca: Leona Lewis
Rok wydania: 2012
Gatunek: pop, dancepop
Single: Trouble, Fireflies











Pamiętacie ją jeszcze? To właśnie ona zaczarowała nas w 2007-2008 roku piosenkami takimi jak „Bleeding Love” oraz „Better in Time”, a jej album „Spirit” to najszybciej rozchodzący się w Wielkiej Brytanii debiut wszech czasów. Później nadeszła era płyty „Echo”. Bardzo dobrej płyty, ale niedocenionej. Po komercyjnej – bądź co bądź – porażce i zakończonej trasie koncertowej Leona ponownie zamknęła się w studiu. Efektem tego jest nowy album wokalistki – „Glassheart”. Miał być wydany już w zeszłym roku, zaczęła się nawet promocja (singiel „Collide”). Datę premiery jednak przesunięto. Wreszcie teraz po dłuuugim oczekiwaniu możemy przesłuchać nowy materiał od gwiazdy.


Album „Glassheart” został w Polsce wydany 22 października (według fan.pl), jednak już wcześniej można było przeczytać opinie krytyków. Czy chwalili krążek? Nie bardzo. Większość dało połowiczną ocenę. Niektórym podobała się mieszanka dubstepu, elektroniki i popu; inni zarzucili Leonie przewidywalność i monotonię. Może i się powtarza, ale mnie to zupełnie nie przeszkadza. Jej ballady zawsze wywoływały u mnie emocje. Nieraz udowodniła też, że całkiem zgrabnie radzi sobie w bardziej tanecznym repertuarze („Outta My Head”, „Forgive Me”). Czego więc chcieć więcej?

Przy pierwszym przesłuchaniu byłem nieco zawiedziony. Właściwie na żaden numer nie zwróciłem większej uwagi. Praktycznie wszystkie mnie rozczarowały. Jednak coraz bardziej zagłębiając się w krążek, doceniłem go. To jednak jest coś innego niż „Spirit” czy „Echo”. Leona skierowała swoją muzykę na nieco bardziej taneczne i elektryczne brzmienia („Glassheart”, „Sugar”). Tak jeszcze na dobry początek powiem, że postanowiłem ocenić wersję deluxe albumu. Zwykle ograniczam się do podstawowych, ale dla tej artystki mogłem zrobić wyjątek.

Przed sięgnięciem po krążek znałem dwa single – „Collide” oraz „Trouble”. „Collide” zostało wydane już w wakacje zeszłego roku. Spotkało się ze sporą krytyką ze strony fanów i uznano je za plagiat utworu „Penguin” DJ’a Avicii. Swoją drogą ja tu widzę podobieństwo do dwóch innych kawałków tego faceta (taa, gra bardzo różnrodną muzykę…). Na deluxe „Glassheart” został umieszczony tylko Afrojack Remix „Collide”. Tak jak oryginału słucha się go całkiem przyjemnie. Czasem lubię go sobie włączyć. Wolę jednak kolejny numer promocyjny – „Trouble”. Z początku średnio mi się podobał. Dziś jednak bardzo go lubię. Leona brzmi bardzo dobrze. Muzyka łącząca w sobie elementy popu i elektroniki też całkiem mi się podoba. Lekką przesadą jest jednak umieszczenie na płycie trzech (!) wersji tego utworu: ‘zwykłej’, duetu z raperem Childish Gambino (mam o niej podobne zdanie). Jednak najlepiej przedstawia się akustyczna wersja tej piosenki. Znacznie bardziej emocjonalna, po prostu piękniejsza.

Z utworów zamieszczonych na podstawowej wersji płyty najbardziej podobają mi się trzy: „Lovebird”, „I to You” oraz „Glassheart”. „Lovebird” z początku nie zrobiło na mnie wielkiego wrażenia. Dziś jednak mogę go słuchać i słuchać. To kolejna ballada od Leony. W przeciwieństwie jednak do utworów pokroju niesamowitego „Homeless” czy „Footprints in the Sand” ten numer ma całkiem pozytywny charakter. Łatwo się uśmiechnąć słuchając tej przyjemnej muzyki. Szczególnie przebojowy refren bardzo mi się podoba. „I to You” to kawałek, który najszybciej zdobył moje serce. Nie umiem nawet nic konkretnego napisać. Po usłyszeniu go po prostu rozdziawiłem japę z zachwytu. Lewis nagrała po prostu niesamowity, magiczny utwór. Muzyka jest cudowna. O jej głosie nawet nie muszę mówić – jak zawsze brzmi perfekcyjnie. Lubię także tytułowe „Glassheart”. To w sumie największe zaskoczenie na krążku. Kawałek to mieszanka dance-popu i dubstepu. Czyli ogólnie muzyka, od której dotychczas artystka stroniła. Jak widać – i w takiej stylistyce czuje się jak ryba w wodzie. Bardzo dobrze jej „Glassheart” wyszło. I ogromny plus za to, że nie dało sobie przerobić wokalu. Co prawda w refrenie brzmi troszkę komputerowo, ale ogólnie wrażenie jest jak najbardziej pozytywne. Podoba mi się także ballada „Fingerprint” (ładny refren) oraz „Un Love Me”.

Jednak płyta „Glassheart” to nie tylko dobre, fajne numery. Tak swoją drogą: to pierwszy krążek piosenkarki, w którym umieściłbym jakąkolwiek piosenkę w  ‘najgorszych’. Znalazło się tu miejsce dla kilku zapychaczy. Należy do nich chociażby „When It Hurts” czy „Shake You Up”. Mieszanka popu i tanecznych brzmień zaserwowana przez producentów w tych przypadkach niestety nie wypaliła. Zupełnie nie podoba mi się „Favourite Scar”. Kiepska muzyka i Leona, która zamiast zachwycać męczy. Nie tylko siebie, ale też moje uszy. Przekonałem się natomiast do elektronicznego „Come Alive”. Zwrotki (najbardziej electropopowe) są świetne. Większa tu zasługa wykonania niż samej muzyki. Z początku nie mogłem słuchać tego kawałka przez refren. Nadal uważam, że zwrotki są znacznie lepsze, ale da się do niego przywyknąć.

Prawdziwą wisienką na torcie są kawałki zawarte na wersji deluxe płyty. Pisałem już o „Collide” (Afrojack remix) oraz „Trouble” w wersji akustycznej. Oprócz „Trouble” na piosenki ‘bez prądu’ przerobiono jeszcze „Come Alive” oraz „Glassheart”. O ile „Trouble” jest całkiem podobne do oryginału, o tyle te dwa pozostałe utwory były wyzwaniem. To bowiem one należą do najbardziej na płycie nowoczesnych. „Come Alive” w tej wersji brzmi bardzo dobrze. Choć mam wrażenie, że Lewis śpiewa tu nieco gorzej niż w oryginale. Piękna jest też „Glassheart” w wersji akustycznej. Przy niej niemal zapomina się o komputerowej muzyce w oryginale. Tutaj słychać bowiem głównie gitarę akustyczną i smyczki. Całość brzmi bardzo autentycznie, prawdziwie. Po prostu ślicznie. Warto tu jeszcze napisać, że na deluxe’ie „Glassheart” mamy tylko jeden nowy kawałek – „Sugar”. O ile w przypadku poprzednich numerów słuchacze mogli wybrać czy wolą Leonę w dance popowym repertuarze, czy może w balladach, o tyle „Sugar” łączy elementy spokojnej piosenki z elektroniką. Bardzo dobry utwór.

Która piosenka jest moją ulubioną z „Glassheart”? Nie, nie macie racji. Nie jest to tytułowe „Glassheart”, nie jest to „Un Love Me”, nie jest to nawet „I to You”. A więc co? Ano „Colorblind” (edycja deluxe). Kawałek znany nam już z wydanej pod koniec zeszłego roku „Hurt: The EP”. Wersja z „Glassheart” nieco się od tamtej różni. Co tam. Obie są po prostu niezwykłe. Piosenka jest coverem utworu (pod takim samym tytułem) zespołu Counting Crows. Leona inaczej ją zinterpretowała. I nawet lepiej, moim skromnym zdaniem. Oryginał jest nieco ‘wyblakły’, bez emocji. Z kolei przy wersji Lewis można się popłakać. Zaśpiewała niesamowicie. Muzyka (składająca się z pianina i skrzypiec) jest znacznie prostsza i ładniejsza od tej zawartej w innych utworach na płycie. Mógłbym pisać jeszcze długo. Dodam tylko, że podobnie jak w przypadku „I to You”, tak i tutaj rozdziawiłem gębę. Tyle, że jeszcze szerzej.

Napisałbym coś jeszcze o tekstach, ale stwierdziłem - po co? To akurat najmniej zjawiskowa część albumu. Leona śpiewa całkiem ładne, choć wtórne historie o miłości. Nic nie tracicie, nie znając jej tekstów. Są jednak całkiem w porządku.

Płyta „Glassheart” (czy może raczej: utwory takie jak „I to You” oraz „Colorblind”) zmusiły mnie do refleksji: ‘skąd się biorą tak utalentowani ludzie?’. Dzięki nim tym bardziej pokochałem nie album a samą Leonę. Od razu mówię, że jestem subiektywny. Wątpię, żebym ocenił „Glassheart” tak wysoko, gdyby nie to, że nagrała to właśnie ta artystka. Ale co tam. Ważne, że Leona mnie nie rozczarowała i nadal nagrywa ballady, które mógłbym zaliczyć do moich ulubionych utworów ever.

Ocena: 5/6
Najlepsze: Lovebird, I to You, Glassheart, Trouble (wersja akustyczna), Colorblind
Najgorsze: Favourite Scar





Tytuł: Against the Wall (EP)
Wykonawca: Kat Graham
Rok wydania: 2012
Gatunek: dancepop
Single: Put Your Graffiti on Me








Kat Graham jest aktorką. ‘Wielką’ aktorką. Słyszałem, że występuje w „Pamiętnikach wampirów” i tylko tam. Jednak jak to często bywa – ‘gwiazda’ miała kaprys spróbować się w muzyce.

Nie będę ukrywał – wiele talentu to ona nie ma. Wróć, trochę przesadziłem. Może i potrafi śpiewać. Na płycie „Against the Wall” w ogóle niestety tego nie widać / słychać. Kat już wcześniej miała sporo utworów, pewnie też covery, a nawet współpracę z will.i.amem (kiedy jeszcze grał normalną muzykę). Wiele obecnych gwiazd tak właśnie zaczynało. Jej pierwszym poważnym projektem było „Put Your Graffiti on Me”. Jej poprzednie kawałki sporo miały w sobie z r&b. I to mnie właśnie do Graham zachęciło. A co się okazało? Że tego r&b właśnie na „Against the Wall” najmniej. EP-ka to niezbyt udana mieszanka nowoczesnego popu, elektroniki i muzyki dance. Tylko z elementami takich stylów jak hip  hop („Put Your Graffiti on Me”) czy r&b („Wanna Say”).

Nikogo chyba nie zdziwię, jeśli zacznę od „Put Your Graffiti on Me”. Jest to jedyny oficjalny singiel promujący album. Powstał do niego całkiem przeciętny teledysk, ale to tak tylko nawiasem. Piosenka może nie jest najwyższych lotów. Kit z tym. W przeciwieństwie do pozostałych kawałków na tej płycie ten wciąga i uzależnia. Jak raz wejdzie w ucho, to długo nie chce z niego wyjść. Szczerze mówiąc, nawet nie robiłem nic, by wyszedł. Niech se siedzi, ile chce. To świetna mieszanka muzyki pop, r&b, hip hopu oraz dance. Kat brzmi tu całkiem dobrze. Jedynie bridge w jej wykonaniu średnio mi się podoba, ale ten mały minusik nie obniża poważnie jakości całego utworu.

O ile jednak „Put Your Graffiti on Me” podoba mi się i lubię go sobie posłuchać, o tyle w przypadku pozostałych trzech kawałków mam dokładnie odwrotnie. Nawiasem mówiąc, szkoda, że wokalistka nie pokusiła się od razu o wydanie całego krążka. Chociaż jeśli piosenki miałyby być tak samo słabe jak te tutaj, to niech lepiej poczeka.

Oprócz wcześniej wymienionego singla najbardziej podoba mi się „Wanna Say”. Gdyby zrezygnować z fragmentów, w których Kat śpiewa takim wysokim głosikiem, okropnego refrenu czy w końcu przerabiania wokalu piosenkarki, mógłby wyjść nawet znośny kawałek. Podkład całkiem mi się w nim podoba. Spokojny pop i r&b z niewpływającymi na jakość numeru elementami elektroniki. Warto też wspomnieć o głosie Kat. Oczywiście w tych momentach, w których śpiewa normalnie. Tutaj jej wokal brzmi najlepiej spośród wszystkich numerów na „Against the Wall”. W końcu i tak pamięta się tylko ten pisk.

Na sam koniec zostawiłem sobie kawałki, które po prostu zwaliły mnie z nóg. W pozytywnym sensie? Nie rozśmieszajcie mnie. Jeśli ktoś powiedziałby mi, że mu się „Heartkiller” czy „Supadope” podobają, to chyba serio bym go wyśmiał. W „Heartkiller” lubię tylko spokojniejszy bridge. I to chyba jedyny fragment tego numeru, w którym wokalistka śpiewa w miarę dobrze. Reszta kompletnie mi się nie podoba. Strasznie tandetny i kiczowaty bit, elektroniczna ‘muzyka’ czy w końcu wpadający w ucho, ale strasznie irytujący refren składają się na porażkę. Jednak i tak „Heartkiller” wypada dobrze w porównaniu do „Supadope”. To chyba jedna z najgorszych piosenek tego roku. Zaczyna się od dziecinnego (co plusem na pewno NIE jest) wokalu Graham z koszmarnym ooo. Potem lepiej nie jest. O samej muzyce wypowiadać się chyba nawet nie muszę. Okropna mieszanka dance i electro pop. Piosenkarka śpiewa tak wymuszenie, na siłę. Mam też wrażenie, że w taki sposób, by na pewno mnie zirytować. Ale już na serio najgorsze są fragmenty, w których pojawiają się słowa I’m Super – Dope – Funky – Fresh. Wrr…

Po „Against the Wall” Kat na pewno nie wejdzie do grona moich ulubionych wokalistek. Będzie raczej wytykana przeze mnie palcem ‘o to ta, którą oceniłem na dwa’. Ma dziewczyna pecha. W czasie wakacji (to wtedy poznawałem krążek) wyjątkowo łagodnie oceniam muzykę taneczną i elektroniczną. Ona jednak nagrała płytę tak, hmm, odstraszającą, że puścić tego płazem nie mogę. O ile czasem album promowany słabym singlem może okazać się całkiem dobry (jako przykład mogę dać chociażby „Teraz – tu” z „My” Edyty Górniak), o tyle w przypadku Graham mamy coś dokładnie odwrotnego. „Put Your Graffiti on Me” narobiło mi smaka. Niestety EP-ka jest bardzo słaba.

Ocena: 2/6
Najlepsze: Put Your Graffiti on Me
Najgorsze: Heartkiller, Supadope

8 komentarzy:

  1. bardzo ladna okladka albumu Leony, swietne piosenki bardzo ja lubie a drugiej artystki nie znam lista-przebojow.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Do tej pory Leona była mi obojętna, więc nie mogę się wypowiedzieć na temat jej twórczości :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Muzyka Leona zawsze wydawała mi się mdła i bez wyrazu, ale przyznam że zachęciłeś mnie do przesłuchania "Glassheart" ;)

    Serdecznie zapraszam na nowy post ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam na nn :) [Złoty-Gramofon]

    OdpowiedzUsuń
  5. Płyta Leony nie jest zła ;) Chociaż jak dla mnie jej najlepszą płytą nadal jest "Spirit"

    Zapraszam na specjalny post na The-Rockferry.blog.onet.pl poświęcony 10. rocznicy wydania "Stripped" Christiny Aguilery

    OdpowiedzUsuń
  6. Znam tylko Bleeding Love i to co miało być jej "we found love" U mnie NN - Jay & Kanye - Watch the Throne [papparazzimusic.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  7. "Album „Glassheart” został w Polsce wydany 22 października (według fan.pl)" Po pierwsze fan.pl posiada w ofercie płyty, które nigdy NIE ZOSTAŁY wydane w Polsce. Po drugie, data, którą oni tam wpisują to tak naprawdę data, kiedy płyta pojawiła/pojawi się w ich ofercie.
    Od Leony chcę poznać jej poprzednie albumy (uwielbiam "Bleeding Love") ale nie wiem, czy po ten sięgnę.
    Kat wystąpiła jeszcze w teledysku Akona "Lonely" i zagrała w kilku filmach ;p Chociaż chyba tylko raz zagrała którąś z głównych ról, jednak nie oglądałam z nią filmów (z wyjątkiem jednego i VD) więc nie mogę tego stwierdzić na 100%
    Podoba mi się jej "Put Your..." z resztą miałam na to ogromną fazę ;) Nadal czasem lubię sobie to włączyć, hmm, chyba zrobię to za chwilę. Słuchałam innej piosenki z tej EPki (chyba to z tym "dupa" ;p) i też mnie odstraszyło...

    OdpowiedzUsuń