Miło było dla Was pisać...

wtorek, 27 sierpnia 2013

Zespół, który odmienił moje życie + "The Civil Wars" The Civil Wars

Jako że zostałem "nominowany" do tej zabawy przez autorkę bloga True-Villain, to piszę. Uwielbiam i uwielbiać będę wiele zespołów takich jak chociażby Hunter, Closterkeller czy Metallica. Jednak gdzieś tam wysoko ponad nim jest i zawsze będzie:


Zapraszam więc do przeczytania tej litanii notki na temat Nightwish. No i recenzji świetnej płyty duetu The Civil Wars. Enjoy :*
A nightingale in a golden cage
That's me locked inside reality's maze
- Escapist (Dark Passion Play, 2007)


1. Historia poznania zespołu
Pierwszy raz zetknąłem się z muzyką Nightwish jakoś tak w 2006 roku. Zobaczyłem wtedy ich teledysk do utworu „Nemo” na jakimś kanale muzycznym. Choć słuchałem wówczas zupełnie innej muzyki, klip zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Szczególnie zaciekawił mnie wokal Tarji Turunen. Później o tym zapomniałem. Kiedyś tam jeszcze mignął mi na jutjubie singiel „Amaranth”, ale zrobił na mnie średnie wrażenie. Moja absolutna miłość do muzyki NW zaczęła się pod koniec 2011. Zobaczyłem, że wydali wtedy nowy album pt. „Imaginaerum”. Kilka dni po jego premierze (dokładnie 5. grudnia) zakupiłem ową płytę. Od razu bardzo mi się spodobała. W niedługim czasie sięgnąłem także po wcześniejszą dyskografię grupy. I wsiąkłem na dobre.


2. Najważniejsza piosenka
Wybór właściwie niemożliwy. Ostatnio robiłem sobie listę utworów Nightwish, które uwielbiam i tych „najważniejszych / najlepszych” wyszło mi... 67. Sporo. Ostatecznie wybrałem jednak trzy, bez których nie wyobrażam sobie dyskografii grupy. Kolejność chronologiczna (od najstarszej do najnowszej).
  • Ghost Love Score (Once)
„Ghost Love Score” nie jest piosenką. To już jest mała symfonia. Choć Nightwish już wcześniej eksperymentowali z kwartetami smyczkowymi, instrumentami dętymi a nawet całą orkiestrą, to w przypadku tego utworu nabrało to zupełnie nowego poziomu. „Ghost Love Score” trwa ponad 10 minut, a podczas jego trwania  kilkukrotnie zmienia się jego brzmienie. I poza oczywistymi gitarami i perkusją są tu momenty, gdzie sama orkiestra może się wykazać – zespół zupełnie milknie i słyszymy np. jedynie instrumenty smyczkowe. Największe wrażenie w utworze robi jednak niesamowity chór oraz wokal Tarji Turunen. No i sam tekst opowiadający historię nieszczęśliwej miłości. Czyżby Tuomasa do Tarji? Być może, lecz tak naprawdę pewnie nigdy się tego nie dowiemy.


Ciekawostka: utwór wykonywany był na żywo przez wszystkie trzy wokalistki Nightwisha. Najlepsze pod względem wokalnym były występy z Tarją. Pod względem interpretacji (porażająca końcówka) wygrywa Floor Jansen. Wersja Anette Olzon jest zupełnie inna. Nie tyle zła, co najsłabsza z tych trzech.

mash-up wszystkich trzech wykonań
  • Meadows of Heaven (Dark Passion Play)
Utwór będący pochwaleniem dzieciństwa. Pod względem atmosfery jest bardzo ciepły, wręcz przywodzi na myśl dawne wspomnienia. Jest to symfoniczna ballada z bardziej celtyckimi elementami. Zupełną nowością było tu wprowadzenie chóru gospel, nieobecnego na poprzednich dokonaniach grupy. Najlepszym fragmentem utworu jest trzecia zwrotka, w której oprócz samego pianina i instrumentów smyczkowych pojawia się reszta zespołu: świetna solówka gitarowa Emmpu a także delikatna perkusja Jukki. W utworze Anette daje z siebie wszystko, dając popis swoich (wcale niemałych!) umiejętności wokalnych.


Ciekawostka: utwór został nagrany także w pełnie orkiestrowej wersji. Nie pojawiają się w niej gitary, perkusja czy wokal. Słyszymy jedynie cudowne skrzypce, pianino oraz gospelowy chór.

wersja orkiestralna

  • Song of Myself (Imaginaerum)
Utwór jeszcze bardziej rozbudowany i epicki od „Ghost Love Score”. Składa się z czterech części: instrumentalnego „From a Dusty Bookshelf”, „All That Great Heart Lying Still”, „Piano Black” oraz „Love”. Części teoretycznie są zupełnie inne, ale idealnie się ze sobą komponują. „All That Great Heart Lying Still” jest bardzo dynamiczne, chóralne, a w jego tekście znajdziemy liczne odniesienia do tytułów innych utworów NW. „Piano Black” jest wolniejsze, cięższe. Ważnym jego elementem jest gra na pianinie. Jednak najbardziej powalającym i prawdopodobnie najpiękniejszym elementem w całej twórczości zespołu jest ostatnia część utworu – „Love”. To inspiracja twórczością Walta Whitmana, gdzie podmiot liryczny obserwuje życie: ludzie, ich zachowania, emocje, różne zjawiska. Wszystkie te elementy składają się po w życie – temat od zawsze zachwycający i inspirujący Tuomasa. Pod względem treści jest to prawdopodobnie najlepszy tekst, jaki Holopainen kiedykolwiek napisał.


Ciekawostka: po raz pierwszy w twórczości Nightwisha w „Song of Myself” użyto instrumentu o nazwie „hardanger fiddle” (brak polskiej nazwy), jego dźwięki słyszymy w trakcie „Love”. Jest to też najlepszy moment wokalny Anette na całym „Imaginaerum”.

wersja instrumentalna

Jako że ta trójka wydaje mi się być nieco wybrakowana, dodam jeszcze po jednym w utworze z każdej innej studyjnej płyty: Tutankhamen (Angels Fall First); Sleeping Sun (Oceanborn); Dead Boy's Poem (Wishmaster); The Phantom of the Opera (Century Child).

3. Najlepszy koncert
Na żadnym osobiście niestety nie byłem, jedynie oglądałem i słuchałem tych kilku zarejestrowanych. Z tych wszystkich zdecydowanie najlepszy jest moim zdaniem koncert z Hartwall Arena 21. października 2005 roku. Został później wydany na DVD o bardzo wymownym tytule „End of an Era”. Czemu wymownym? Był to ostatni koncert zagrany z Tarją. Chcieli więc zrobić coś naprawdę wielkiego, niezwykłego. No i zrobili. Występowi towarzyszyły fajerwerki, wybuchy, a oprócz zespołu na scenie pojawił się chociażby John Two-Hawks (wykonał „Stone People” oraz końcówkę „Creek Mary's Blood”). Specjalnie na koncert zespół chciał też zaprosić całą orkiestrę (!), niestety data nie pasowała i Nightwish musieli ograniczyć się do instrumentów smyczkowych.


Na specjalną uwagę zasługuje szczególnie kilka wykonań z tego koncertu. „Slaying the Dreamer” – niesamowicie ostre, mocne, z genialnym mostkiem wykonywanym przez Marco. „The Siren” – nieco orientalne, zwodnicze, z genialnym wykorzystaniem elektrycznych skrzypiec i cudowną wokalizą Turunen. „Wish I Had an Angel” – miało znacznie więcej energii od wersji studyjnej. No i w końcu (rzecz jasna) „Ghost Love Score” – wspaniałe, wielkie, genialne. Oczywiście jeszcze bardziej powalające byłoby, gdyby cała orkiestra się zjawiła, mimo tego końcówka (a właściwie całość od słów Take me, cure me, kill me... absolutnie wzrusza, czasem doprowadza mnie do płaczu i wywołuje u mnie ciarki).


4. Marzenia związane z zespołem
Tych jest naprawdę sporo. Z tych najbardziej realnych i możliwych do spełnienia jest uzupełnienie swojej płytoteki. Póki co mam jedynie wszystkie studyjne płyty (siedem), EP-kę „Over the Hills and Far Away”, singiel „Bless the Child” oraz DVD „End of Innocence”. Planuję zakupić 2 koncertowe DVD: „End of an Era” oraz „From Wishes to Eternity”, CD+DVD „Made in Hongkong (And in Various Other Places)” a także zapis z jednego z koncertów trasy „Imaginaerum World Tour” (wydany będzie pod koniec tego roku). Poza tym z pewnością wyposażę się w trzy solowe studyjne albumy Tarji Turunen oraz krążek Tuomasa Holopainena, który premierę będzie mieć pod koniec tego bądź na początku przyszłego roku.



Dalej – bardzo chciałbym, żeby Floor Jansen pozostała w zespole. Jej dalsze losy są jeszcze nieznane, możliwe, że przyjmą inną wokalistkę, ale byłoby to głupotą. Floor ludzie już pokochali, poza tym jest to klasa sama w sobie (posłuchajcie jej zespołów After Forever lub ReVamp). Poza tym śpiewa naprawdę rewelacyjnie. Tyle w temacie.


Innym marzeniem jest pojechanie na koncert Nightwisha (jakim ja kurwa cudem przegapiłem ich zeszłoroczny koncert?!). Jako że w planach zespołu już jest World Tour w latach 2015-2016, zaczynam już zbierać pieniądze. Jeśli nie odwiedzą Polski – trudno. Teraz nie odpuszczę już okazji zobaczenia ich. A jakby się udało więcej niż raz (podczas tej trasy) pojechać na koncert, tym lepiej. Zamierzam również pojechać na koncert Tarji 13. listopada 2014 roku w warszawskim klubie Palladium.


Są też oczywiście marzenia, które najprawdopodobniej nigdy się spełnią. Należą do nich: zaprzyjaźnienie się z członkami grupy (głównie z Tuomasem i Marco), pójście z nimi na piwko, ewentualnie dwa bądź 169237 piwek. No i żeby Holopainen napisał o mnie kolejne wiekopomne dzieło.

5. Za co jestem im wdzięczny
Właściwie za wszystko, co kiedykolwiek zrobili. Za to pamiętne ognisko (1996), przy którym Tuomas wpadł na pomysł stworzenia własnego zespołu. Za pomysł zaproszenia do grupy kolegów – Emmpu oraz Tarję. Za nagranie magicznej płyty „Angels Fall First”. I za to wszystko, co zrobili później.


Oczywiście były momenty załamania. Tak jak w 2001, kiedy Tuo chciał rozwiązać Nightwish i był zmuszony wyrzucić z zespołu Sami. Tak jak w 2005, kiedy na stronie zespołu ukazał się list otwarty, w którym chłopcy napisali, że wykluczają Tarję z zespołu. Tak jak 1. października 2012 roku, gdy pojawiło się oświadczenie, że Nightwish i Anette kończą współpracę (spowodowane najprawdopodobniej ciążą Olzon). Mimo jednak tych wpadek zespół umiał się podnieść, tworzyć kolejne arcydzieła i po prostu kochać swoich fanów. Poza tym uważam, że każda z tych „wpadek” ostatecznie pozytywnie wpłynęła na zespół. Dołączył bowiem genialny Marco, a Anette wprowadziła do zespołu wiele radości.


I tak na koniec nieco ironicznie o członkach zespołu (żeby nie było: uważam ich za niesamowicie utalentowanych ludzi, aczkolwiek trochę śmiechu nikomu nie zaszkodziło, co oni sami zresztą wiedzą).
Obecni:
Tuomas Holopainen (od 1996) – klawiszowiec, pianista, pisanie, komponowanie, wyrzucanie wokalistek. Pisze głównie o aniołach  i zmarłych chłopcach, choć na trzeźwo nie jest zbyt wylewny.
Marco Hietala (od 2002) – basista, męski wokal wspomagający & picie przynajmniej trzech piw i wódki podczas koncertów.
Jukka Nevalainen (od 1997) – perkusja, bębny & ukrywanie swej łysiny chustką.
Emppu Vuorinen (od 1996) – gitary elektryczne, akustyczne, bycie wesołkiem, ale to taka próba ukrycia kompleksów spowodowanych wzrostem.
Floor Jansen (od 2012) – brakujące ogniwo pomiędzy Tarją a Anette. Niektórzy uważają ją ze świetną wokalistkę, jednak na to dopiero na NW chce się wypromować, bo jej poprzednich kapel nikt nie zna.

Byli członkowie:
Tarja Turunen (1996-2005) – śpiewanie „forever” jako „foriiiiver”, eksponowanie biustu i swoich firanek sukienek.
Sami Vänskä (1998-2002) – słabo słyszalny bas na „Oceanborn” i w ogóle niesłyszalny bas na „Wishmaster”, poza tym smutanie i psucie dobrego humoru.
Anette Olzon (2006-2012) – jodłowanie & straszenie swoimi rajstopami w czaszki.



Do napisania czegoś podobnego "nominuję" następujące blogi: THE-ROCKFERRY, RE-CENCJE oraz COFFECHARTS.

 



Tytuł: The Civil Wars
Wykonawca: The Civil Wars
Rok wydania: 2013
Gatunek: country, folk, indie rock
Single: The One That Got Away, From this Valley








The Civil Wars to amerykański duet grający muzykę country. Tworzą go dwoje utalentowanych wokalistów: Joy Williams oraz John Paul White. Ja ich muzykę poznałem podczas słuchania soundtracku do pierwszej części „Igrzysk śmierci” (nawiasem mówiąc, genialny film), gdzie zamieścili dwa utwory: genialną kolaborację z genialną Taylor Swift pt. „Safe & Sound” (nagroda Grammy w kategorii Best Country Duo/Group Performance!) oraz równie piękne, emocjonalne „Kingdom Come”. Po przesłuchaniu tych utworów nie mogłem przegapić drugiego studyjnego albumu pary.

Muzykę, jaką grają The Civil Wars, można określić mianem country. Zapewne wielu z Was takie brzmienia kojarzą się z tandetą. Cóż, na takim rozumowaniu można się nieźle przejechać, przesłuchując krążek „The Civil Wars”. Ich muzyka daleka jest od wiejskich potańcówek. Prezentują delikatną odmianę country zmieszaną z folkiem oraz spokojnym rockiem alternatywnym. Usłyszymy więc wiele instrumentów typowych dla muzyki tego typu – gitara akustyczna, smyczki, nienarzucająca się perkusja. Nie ma tu miejsca nawet na małe naleciałości elektroniczne za co im chwała.


Początkowo płyta wydawała mi się przyjemna, ale nieco nudna. Cóż – w przeciwieństwie do recenzowanego ostatnio „Jazz-Iz-Christ” nie jest to album do słuchania przy odrabianiu lekcji czy sprzątaniu. Trzeba się całkowicie oddać muzyce i poznać utwory The Civil Wars w skupieniu, by odpowiednio je docenić. Dlatego też zajęło mi trochę czasu, nim pokochałem zawarte tu piosenki. To jedyny minus... choć nie – to jedyna trudność tej płyty. Do plusów mógłbym zaliczyć natomiast niesamowite wokale. Zwłaszcza głęboki, mocny głos Johna bardzo mi się podoba. Niestety nie pojawia się on w każdym utworze. Zdecydowanie większe partie wokalne otrzymała partnerująca mu Joy. Narzekać jednak nie będę, bo i ona śpiewa świetnie, a poza tym bardzo wczuwa się w piosenki i dobrze je interpretuje.

Płytę otwiera singiel „The One That Got Away”. Zaczyna się spokojnie, rozkręca się w refrenie i mostku. Szczególnie właśnie refren przypadł mi do gustu – szybko wpada w ucho. Ogólnie jednak bardziej podoba mi się kolejny utwór na krążku. „I Had Me a Girl” to bodajże najmocniejszy z zamieszczonych tu kawałków. Uwagę zwraca świetna mieszanka gitar elektrycznych z akustycznymi. No i niesamowite wykonanie Johna. Z początku tylko na te dwie piosenki zwróciłem uwagę. Dziś jednak i pozostałe bardzo mi się podobają. Sporo tu spokojnych utworów. Do żywszych poza „I Had Me a Girl” należą zadziorne „Devil's Backbone”, „Oh Henry” oraz singlowe, najbardziej na krążku radosne i skoczne nagranie „From this Valley”. Wszystkie te piosenki bardzo mi się podobają. Jednak to ballady mają w sobie więcej uroku. Warto przesłuchać smutnego, wzruszającego „Same Old Same Old”. Podobne wrażenie robi emocjonalne „Tell Mama”. Z kolei „Eavesdrop” mógłbym porównać do „The One That Got Away”. Oparte zostało na podobnym schemacie – spokojny początek, mocniejszy koniec. Jednak to właśnie „Eavesdrop” zrobiło na mnie lepsze wrażenie.


Na osobny komentarz zasługują ballady umieszczone na końcu płyty. Zdecydowanie najpiękniejszą z nich jest „Disarm”. To prawdopodobnie najlepszy pod względem wokalnym utwór na płycie. Niskie partie Johna pięknie komponują się z wyższymi rejestrami Joy, tworząc naprawdę niesamowity duet. Moją uwagę zwróciła także końcówka tego kawałka – niesamowicie wzruszająca i emocjonalna. Uważam, że „Disarm” byłoby cudownym zakończeniem „The Civil Wars”. Duet umieścił jednak po nim jeszcze dwie kompozycje: śliczne, wykonywane w całości po francusku „Sacred Heart” oraz nieco żywsze „D'Arline”, w którym gitara akustyczna została naprawdę cudownie wykorzystana.

Teksty na „The Civil Wars” opowiadają głównie o miłości. Głównie o nieszczęśliwej, przeszłej, zakończonej („Eavesdrop”, „The One That Got Away”, „Tell Mama”). Nieco bardziej pozytywny (adekwatnie do muzyki) jest „From this Valley”. Z kolei w przypadku „Sacred Heart” mamy trochę o miłości, która (przynajmniej jednostronnie) przetrwa próbę czasu: Je me souviens des promesses Au nom de l’amour Je vais t’attendre là Viendras-tu pour moi? (PL: Pamiętam te obietnice W imię miłości Będę tam na ciebie czekać A ty przyjdziesz do mnie?). Ogólnie nie są to arcydzieła, podobne historie słyszeliśmy wielokrotnie, ale ogólnie teksty The Civil Wars są ładne, przystępne.


Choć piosenki nagrane przez Johna i Joy na soundtrack do „Igrzysk śmierci” zrobiły na mnie bardzo pozytywne wrażenie, to nie sądziłem, że aż tak spodoba mi się ich studyjny album. A jednak cuda się zdarzają. Jednym z nich jest właśnie drugi longplay grupy The Civil Wars. Choć niektórzy przy słuchaniu „The Civil Wars” mogą się zanudzić, ja uwielbiam taką muzykę. Naprawdę pomaga mi się zrelaksować. I cóż – jeśli folk w Ameryce brzmi właśnie tak, to ja już zamawiam sobie bilet lotniczy.

Ocena: 5+/6
Najlepsze: Disarm, I Had Me a Girl, Eavesdrop, Sacred Heart, From this Valley
Najgorsze: brak

10 komentarzy:

  1. Przepraszam, ale przeczytałam tylko litanię. Naprawdę nieźle się rozpisałaś. Ja w przeciwieństwie do Ciebie zrobiłam to w dużym skrócie. Rozwalił mnie opis Floor :D + wydawało mi się, że Tarja śpiewa "foraaiiiver" a nie "foriiiver" xD Normalnie Cię kocham za tę notkę <3

    Dziękuję za przyjęcie nominacji i pozdrawiam, True-Villain.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. dzięki za nominację. Już chyba wiesz, o kim zrobię? ;) A płyta TCW jest bardzo dobra.

    Nowa recenzja na http://The-Rockferry.blog.onet.pl (Margaret "All I Need")

    OdpowiedzUsuń
  3. A to musi być konkretnie zespół, czy może być solista? W sumie powinienem się zapytać Ani z True-Villain ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ania z T-V odpowie tutaj, ok? xD

      Tak, może być solista, solistka, instrumentalista, zespół też spoko.

      Usuń
  4. PS. Będę musiał mieć fazę na tą płytę, bo do ambitnych słuchowisk mnie ostatnio nie ciągnie :C

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale mnie zalatwiles, ja zeby wysmarowac taka litanie to bede musial tworzyc to przez miesiac. Ale sie postaram. Nightwish tez bardzo lubie, jednak nigdy nie umial bym sie jednak zdecydowac gdyby przyszlo mi wybierac miedzy nimi a Within Temptation.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawie opisałeś swoją fascynację Nightwish :) Bardzo lubię dwie płyty tego zespołu i koniecznie muszę zapoznać się z resztą!

    U mnie nowa recenzja, zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
  7. z twórczością Nightwish się niestety jeszcze nie zapoznałam, a o The Civil Wars pierwszy raz słyszę. Nowy post zapraszam www.PatriciaxLife.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. U mnie również zespół, który odmienił moje życie. Zapraszam i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Duet znam tylko z piosenki z Taylor Swift i pamiętam, że ta piosenka mi się podobała ;)

    OdpowiedzUsuń