Miło było dla Was pisać...

środa, 25 grudnia 2013

Because it's Christmas time...

Z okazji świąt chciałbym życzyć moim Kochanym Czytelnikom zdrowia, radości, szczęścia, tysiąca cudownych albumów, uśmiechu, (co niektórym) dobrych wyników na maturze itp. itd. Happy Christmas (War Is Over) :)







ŚWIĄTECZNE RECENZJE

Odkąd zacząłem poznawać całe świąteczne albumy, zauważyłem pewną, hmm, „przypadłość”. O ile kolędy w języku angielskim są zwykle przebojowe i radosne, o tyle słuchając polskich wykonań… nic, tylko sobie w łeb strzelić. To w dużej mierze (zwłaszcza te kościelne wykonania) zbyt patetyczne depresyjne i ponure utwory. Chciałem więc zobaczyć jak święta przedstawiają się w innych krajach. Na pierwszy ogień idzie Finlandia.


Swojej miłości do Tarji dałem w tym roku upust już dwa razy: przy okazji recenzji nightwishowego Oceanborn oraz jej solowego Colours in the Dark. Artystka ma niesamowity, operowy wokal, który w metalowych, symfonicznych utworach sprawdza się znakomicie. Na świątecznym Henkäys Ikuisuudesta sięgnęła jednak po nieco inną muzykę. Turunen nagrała bowiem 14 piosenek z nurtu muzyki klasycznej! Nie ma tu miejsca dla gitar elektrycznych czy perkusji. Usłyszymy za to cudnie brzmiące smyczki oraz pianino.


Większość kawałków, które Tarja nagrała, to covery. Jedynie dwa utwory – Kuin Henkäys Ikuisuutta oraz En Etsi Valtaa, Loistoa (pierwszy raz zarejestrowane w 2004, na album artystka nagrała go ponownie) – zostały przygotowane specjalnie dla wokalistki. Nie różnią się jednak zbyt bardzo od innych. Przyznam szczerze, że mnie to ucieszyło. Cały album utrzymany jest w jednym, melancholijnym, ale bądź co bądź ciepłym i pogodnym klimacie. Czuć tu nie tylko święta, ale i Finlandię. Zamykam oczy i przenoszę się do tamtejszego lasu, mroźnego, lecz także niezwykle pięknego oraz majestatycznego.

Nie wszystkie piosenki z Henkäys Ikuisuudesta wykonywane są w języku fińskim. Pięć z nich Turunen zaśpiewała po angielsku. I to właśnie ta grupa pokazała, że radosne i pozytywne numery artystka woli wykonywać w innym niż ojczysty język. Pierwszym anglojęzycznym utworem jest ballada You Would Have Loved This. Prawdziwie świąteczna, klimatyczna. Jej refren (genialne wykorzystanie sekcji smyczkowej) dosłownie zwalił mnie z nóg. Przy tej kompozycji bladnie Happy New Year. Nie spodziewałem się, że usłyszę tu cover utworu… ABBY. Turunen połączyła popowe cechy oryginału z klasyczną aranżacją. Wyszedł radosny, ciekawy kawałek. Podobnie zresztą jak Happy Christmas (War Is Over). Ten utwór jest już zresztą na tyle cudowny, że chyba w każdej wersji będzie dobrze brzmieć. Chórek dzieci zaproszony przez Tarję wypadł niezwykle uroczo. Ładnie przedstawia się również urocza ballada The Eyes of a Child z napawającym nadzieją refrenem. Jednak wszystkie te utwory zmiata z powierzchni ziemi Walking in the Air. Artystka już kiedyś coverowała ten utwór. Nagrała go bowiem razem z Nightwishem na Oceanborn. Nieco obawiałem się, czy drugie wykonanie choćby zbliży się do tamtego. Na szczęście nowa wersja również jest wspaniała. Wolniejsza – ale nadal powalająca.


A jak przedstawiają się świąteczne utwory nagrane w ojczystym języku wokalistki? Już od pierwszej kompozycji – napisanego przez samą Turunen – Kuin Henkäys Ikuisuutta czujemy wspaniałą, grudniową aurę. Podobnie jak pozostałe utwory na krążku charakteryzuje się raczej oszczędną aranżacją. Wedle zasady piękno tkwi w prostocie. Podobnie mógłbym napisać o En Etsi Valtaa, Loistoa, Varpunen Jouluaamuna oraz Mokit Nukkuu Lumiset. No i oczywiście nie mogę przegapić ballad umieszczonych na samym końcu Henkäys Ikuisuudesta. Marian Poika to najbardziej pozytywny kawałek z wydawnictwa. Wyróżnia się wykorzystaniem saksofonu oraz (podobnie jak w przypadku Happy Christmas (War Is Over)) dziecięcego chórku. Niesamowicie radosny akcent w fenomenalny sposób łamiący refleksyjny klimat całości. W kolejnym – Magnificat: Quia Respexit – usłyszymy z kolei flet. Razem z pianinem robią rewelacyjne wrażenie. No i w końcu bodajże najlepszy moment całej płyty. Jouluyö, Juhlayö to fińska wersja kolędy znanej nam jako Cicha noc. To bodajże najpiękniejszy świąteczny utwór, jaki kiedykolwiek powstał. Trudno by więc było go zepsuć, mając taki wokal jak Tarja. Aranżacji nie ruszano – to nadal cudowny, stonowany numer. Na koniec polecam jeszcze Ave Maria. Jeśli ktoś ma jeszcze wątpliwości dotyczące talentu wokalnego artystki – niech posłucha tego numeru. Tak operowo jeszcze nie śpiewała.

Tarja Turunen może zrobić wszystko. I to wszystko będzie cudowne. Nieważne, czy sięga po metal, muzykę akustyczną czy klasycznie operowe utwory. W świątecznych balladach wypada równie świetnie. Choć piosenki z Henkäys Ikuisuudesta są w dużej mierze delikatne, melancholijne, to sporo w nich ciepła i radości. Dlatego też zdecydowanie wolę fińskie ballady od polskich. A co do życzeń – druga część tego krążka. Niech swoim fantastycznym głosem zaśpiewa O Holy Night, Santa Claus Is Coming to Town oraz Auld Lang Syne. Nie obraziłbym się także za Have Yourself a Merry Little Christmas czy też frywolne Joy to the World. Prawdopodobnie – a właściwie na pewno – powstałby bardzo dobry materiał. Póki co po raz kolejny włączę jednak Henkäys Ikuisuudesta.

Ocena: 5/6
Najlepsze: Jouluyö, Juhlayö; Walking in the Air; Marian Poika; You Would Have Loved This; Magnificat: Quia Respexit
Najgorsze: –

Można powiedzieć, że Taylor Swift ma wszystko. Miliony sprzedanych albumów, międzynarodowe hity, mnóstwo fanów na całym świecie. Zanim jednak wokalistka osiągnęła wielki sukces, była zwykłą dziewczyną z sąsiedztwa. Również miała marzenia. Jednym z nich najwyraźniej był świąteczny album. I tak w październiku 2007 ukazało się Sounds of the Season: The Taylor Swift Holiday Collection.


Na EP-kę Sounds of the Season: The Taylor Swift Holiday Collection składa się jedynie sześć utworów. Nie jest to wielka liczba, jak się jednak okazuje – optymalna. Dlaczego? Do tego jeszcze wrócę. Wokalistka nie zdecydowała się na typowo świąteczną muzykę. Nie usłyszymy tu więc dzwoneczków, trąbek, smyczków. Zamiast tego typowe dla Taylor wpływy country. Mamy więc sporo gitary akustycznej, ładny wokal Swift, urocze teksty (autorskie kawałki). O ile jednak w przypadku studyjnych nagrań ten patent się sprawdza, tak przy świątecznym wydawnictwie usnąć można.


Poza scoverowaniem popularnych świątecznych utworów Taylor przygotowała dwie zupełnie nowe kompozycje. Wokalistka ma talent do pisania utworów o złamanym sercu. Takie jest właśnie Christmases When You Were Mine. Przyznam, że podoba mi się tekst tego utworu. Swift śpiewa m.in.
I know this shouldn’t be a lonely time
But there were Christmases when you were mine
W dalszej części kawałek staje się jeszcze smutniejszy, niemal depresyjny. Artystka dostosowała się do tego ponurego klimatu. Zaśpiewała stonowanym wokalem, niepozbawionym jednak emocji. Pod względem samej muzyki utwór to zawierająca wpływy country ballada z ładnym, przyjemnym refrenem. Uważam, że to bardzo dobry utwór, który na Sounds of the Season: The Taylor Swift Holiday Collection wyrasta na mojego zdecydowanego faworyta. Tyle dobrego nie mogę powiedzieć o drugim autorskim kawałku. Christmas Must Be Something More brzmi bardziej nowocześnie od wyżej wymienionej ballady. To szybszy, bardziej radosny numer z ciekawym, dającym do myślenia tekstem. Mimo tego nie przypadł mi zbytnio do gustu. Wokalistka co prawda brzmi w nim całkiem nie najgorzej, ale w piosence w ogóle nie czuć świątecznej atmosfery. I to samo mógłbym niestety napisać o prawie każdym utworze.


Minusa piosenkarka ma już za sam dobór utworów. Przede wszystkim – po co tu Last Christmas? Choć piosenka wraca do nas co roku, mnie przeokropnie irytuje. Uważam, że to słaby kawałek i naprawdę trudno zrobić z niego coś ciekawego. Taylor wzięła się za ten kawałek i – co tu dużo mówić – poległa. Jej wersja jest przesłodzona i nieudana. Zamiast tego mogła nagrać Have Yourself a Merry Little Christmas lub O Holy Night. Czy też nie uważacie, że wyszłyby lepiej? Idąc dalej – kolejną pomyłką jest dla mnie Santa Baby. Kawałek ten najbardziej lubię w seksownym wykonaniu Kylie Minogue. Przy niej Swift wypada nijako. Czemu zamiast tego nie wzięła się za Joy to the World? Silent Night da się znieść, ale w porównaniu do innych, przepięknych wersji ten cover wypada pusto, bezbarwnie. Niczym się nie wyróżnia. Honor coverów z Sounds of the Season: The Taylor Swift Holiday Collection ratuje White Christmas. Wreszcie w tym utworze poczułem pozytywizm i radość z nadchodzących świąt. Szkoda, że tylko w jednej kompozycji.

Taylor chciała więcej zarobić. Bo jeśli nie pieniądze, to dlaczego wokalistka zdecydowała się na wydanie tego albumiku? Dochód przyniósł – w USA (mimo braku promocji) sprzedano prawie milion jego kopii. Tymczasem ja nazwałbym Sounds of the Season: The Taylor Swift Holiday Collection krążkiem świątecznym z nazwy. Nie ma tu ani radości, ani refleksyjnego nastroju. Utwory po prostu są. Poza pięknym Christmases When You Were Mine nie znalazłem tu kawałka, do którego miałbym ochotę wracać. I przyznam, że nawet cieszę się, że mamy tu jedynie 6 numerów. Przy większej ilości chyba bym usnął. Oj słabo Taylor, słabo.

Ocena: 3/6
Najlepsze: Christmases When You Were Mine, White Christmas
Najgorsze: Last Christmas, Santa Baby

Po wielkim sukcesie albumu Survivor dziewczyny z Destiny’s Child mogły trochę poodcinać kuponów. Wydały EP-kę, remiksowy krążek, DVD z teledyskami. Zaczęły też solowe kariery. A między tymi wszystkimi wydawnictwami miały jeszcze czas na świąteczną płytę. 8 Days of Christmas ukazało się w 2001 roku. W Stanach sprzedawało się całkiem nieźle. Patrząc jednak na wydawnictwo z perspektywy czasu: czy tego w ogóle da się słuchać?

Świąteczny album dziewczyn wcale nie różni się zbyt bardzo od ich studyjnych płyt. Nadal sporo tu r&b z wpływami popu i muzyki tanecznej. Jak dla mnie 8 Days of Christmas to kwintesencja udanego świątecznego wydawnictwa. Dlaczego? Usłyszymy tu przeróżne dzwoneczki, a same kompozycje pozytywnie nastrajają. No i przede wszystkim: zarówno Beyonce, Kelly Rowland, jak i Michelle Williams brzmią po prostu fantastycznie. Najlepiej, rzecz jasna, Bey, jednak i jej koleżanki w tyle nie zostają.


Na albumie poza dziesięcioma coverami popularnych świątecznych kawałków znajdziemy trzy autorskie kompozycje. Już na samym początku usłyszymy dwie z nich. 8 Days of Christmas bardzo szybko wpada w ucho. Skłamałbym jednak, mówiąc, że to wysokich lotów utwór. Ze świętami, poza powtarzanym wielokrotnie christmas, nic wspólnego nie ma. Ot, kolejny, przebojowy kawałek, którego ma się dość po kilku przesłuchaniach. Na pytanie zadane w piosence:
Doesn’t it feel like Christmas?
odpowiadam więc: nie. Nie jestem także wielkim fanem Spread a Little Love on Christmas Day. Utwór ma ładny tekst. Dziewczyny cieszą się, że mają blisko rodzinę, dziękują za wszystko, co było im dane. Pod względem melodycznym kompozycja niczym szczególnym się niestety nie wyróżnia. Z utworów przygotowanych specjalnie na 8 Days of Christmas najlepiej wypada Winter Paradise. To ładny, relaksujący kawałek.

Skoro już mowa o minusach – cały środek tego wydawnictwa brzmi bardzo średnio. White Christmas zaczyna się ładnie, spokojnie. Jednak po pewnym czasie przeradza się w taneczny numer. I cała magia tego nagrania gdzieś ulatuje. Platinum Bells również jest szybkie, przebojowe… a także okropne i chaotyczne. Ma jedynie jeden plus – trwa nieco ponad minutę. Więcej bym chyba nie wytrwał. O Spread a Little Love on Christmas Day już pisałem. Jednak ono i tak dobrze wypada przy This Christmas. Mimo tanecznego podkładu kawałek brzmi nudno i nijako.


Na szczęście pozostałe utwory z tego wydawnictwa brzmią znacznie lepiej od tych już wymienionych. Uśmiech na mojej twarzy wywołało A „DC” Christmas Medley. Destiny’s Child połączyły w nim sześć znanych kompozycji: Santa Claus Is Coming to Town, Jingle Bells, Frosty the Snowman, Have a Holly Jolly Christmas, Deck the Halls oraz Here Comes Santa Claus. Wyszło im to bardzo zgrabnie. Gdybym nie znał oryginałów, pomyślałbym, że te piosenki od zawsze stanowiły jedną całość. Jeszcze bardziej uwielbiam Opera of the Bells. To już trzeci utwór dziewczyn wykonywany w całości a capella. Wyszło im po prostu przepięknie. Każda z nich brzmi cudownie. Bez żadnych tanecznych podkładów wypadają zdecydowanie najlepiej.

Na 8 Days of Christmas każda wokalistka dostała także do zaśpiewania solową piosenkę. Beyonce zaśpiewała Silent Night. Powtarzałem to już wielokrotnie i nadal będę – to fantastyczna kolęda. W dodatku idealnie pasuje do Knowles. Artystka już nieraz dała się nam poznać jako lubująca się w patetycznych balladach. I właśnie takie jest Silent Night. Równie dobrze prezentuje się Do You Hear What I Hear – numer Kelly Rowland. Przyznam, że bardzo cieszę się, że nie tylko Beyonce dostała solowy numer. Kelly w swoim utworze udowodniła bowiem, że jest równie utalentowana i trzeba się z nią liczyć. A Michelle? Zaśpiewała kolędę O’ Holy Night. Choć wokalnie nie mam nic do zarzucenia, muszę przyznać, że słyszałem bardziej zachwycające wykonania. Williams nieco zmieniła aranżację. Ucierpiała przez to ta piosenka. Na albumie mamy ponadto niemałą gratkę: dwa kawałki z młodszą Knowles, Solange. Razem z Destiny’s Child zaśpiewała przyjemne, urocze Little Drummer Boy oraz nieco zbyt dziecinne, choć ładne The Proud Family.


Początkowo byłem bardzo sceptycznie do tego wydawnictwa nastawiony. W pamięci miałem nie najlepszy start w postaci singlowego 8 Days of Christmas. Szybko jednak poczułem wizję świąt, którą zaserwowały nam Destinki. Ich album jest po prostu przyjemny. Można przy nim się zrelaksować, ale i też potańczyć (8 Days of Christmas, Platinum Bells). Szkoda tylko, że dziewczyny nie pokusiły się o nagranie większej ilości ballad. Silent Night jest bowiem cudowne, podobnie jak Opera of the Bells. A na zakończenie warto zacytować końcówkę Platinum Bells:
Merry Christmas from Destiny’s Child!
Ocena: 4/6
Najlepsze: Silent Night, Opera of the Bells, Do You Hear What I Hear, A "DC" Christmas Medley 
Najgorsze: Platinum Bells, This Christmas, 8 Days of Christmas

7 komentarzy:

  1. Fajna notka, Happy Christmas (War Is Over) bardzo lubie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham tą płytę Destiny's Child
    PS:Vanessa na zakupach-więcej w NN
    www.vanessa-actress.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Płyta Tarji ma cudną okładkę <3 Ale materiału na niej zawartego nie znam. Podobnie jak u taylor - ale widzę, że nie warto.
    DC słuchałam wczoraj :)

    Podsumowanie 2013 roku: najlepsze albumy cz.1 na http://The-Rockferry.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. Płyta Destiny's Child jest mega! Bardzo, bardzo lubie
    hot-hit-lista.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Zamierzam przesłuchać jedynie płytę Tarji. Reszta to dla mnie szajs.

    Nowa notka na http://namuzowani.blog.onet.pl/! Zapraszam :3

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie znam, nie znam, nie znam... i nie zamierzam poznawać póki co ;] Chociaż może na Tarję się skuszę... hmm...

    OdpowiedzUsuń
  7. U mnie nowa, już noworoczna, notka. Zapraszam i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń