Dziś pod lupę postanowiłem wziąć trzy wydane w tym roku płyty: Emmelie de Forest, Lorde oraz Johna Newmana. Choć wokalistów wiele nie łączy (Emmelie jest z Danii, Lorde z Nowej Zelandii a John z Anglii; grają różną muzykę i mają inny styl), to wszyscy debiutują w 2013. Czy przetrwają dłużej? Przyznam, że mam taką nadzieję. Są warci zapamiętania.
EMMELIE DE FOREST - ONLY TEARDROPS (2013)
Emmelie de Forest to pochodząca z Danii wokalistka i tekściarka. Choć muzyką zajmuje się od najmłodszych lat, to dopiero w tym roku stała się rozpoznawalna. Dlaczego? Wygrała bowiem Eurowizję. Nie znam pozostałych uczestników (nie jara mnie ten konkurs), ale wygrana Emmelie nie jest dla mnie zaskoczeniem. Dziewczyna jest całkiem ładna, nie najgorzej śpiewa, a piosenka Only Teardrops, z którą startowała, to całkiem dobry, przyjemny i wpadający w ucho kawałek. Spodobał się słuchaczom w Europie. Dlatego też piosenkarka stwierdziła, że co jej szkodzi i na płycie mamy trzy wersje tego utworu. Nie mam jej tego jednak za złe, gdyż oparte na głównym motywie Only Teardrops, zawierające elementy muzyki klasycznej intro Teardrops Overture oraz symfoniczna wersja eurowizyjnego hitu są naprawdę piękne. Ogólnie jednak De Forest wydaje mi się być osobą nieco nieśmiałą i wycofaną. Na debiutanckiej płycie łączy pop, elektronikę oraz folk. Szkoda tylko, że tego ostatniego gatunku jest tu mało. Gdyby dodać więcej folkowych brzmień, byłoby na pewno lepiej i ciekawiej. Innym problemem wokalistki jest zeszłoroczna zwyciężczyni Eurowizji – Loreen. Od porównania uciec się nie dało. I jest ono na niekorzyść Dunki. Loreen ma lepszy głos i ciekawszą, chłodniejszą muzykę. Wróćmy jednak do Emmelie. Poza Only Teardrops moje uznanie zdobyły dwie ballady: charakteryzujące się pięknymi dźwiękami smyczków oraz pianina Force of Nature a także Soldier of Love będące najlepszym momentem wokalnym dziewczyny na płycie. Zupełnie nie rozumiem natomiast, po co znalazł się tu numer pt. Change. Zawiera wpływy muzyki... eurodance i nijak nie pasuje do pozostałych jedenastu piosenek. A przy tym niemiłosiernie irytuje. Płytę Only Teardrops warto choć raz przesłuchać. Uważam jednak, że nie jest to szczyt jej możliwości. Może na drugim krążku (o ile takowy powstanie) pokaże więcej.
Ocena: 3/6
Najlepsze: Teardrops Overture, Only Teardrops (obie wersje), Force of Nature
Najgorsze: Change, Hunter & Prey, What Are You Waiting For
LORDE - PURE HEROINE (2013)
Pojawiła się znikąd. No dobra - z Nowej Zelandii, ale wielką wyspą to to nie jest. I nagle cały świat zaczął nucić jej przebój Royals. Singiel, bardzo udany i ze znakomitym tekstem, przez długi czas okupował listy przebojów. Czy kolejne utwory Lorde powtórzą jego sukces? Nie wydaje mi się. Wokalistka warta jest jednak choć chwili uwagi. Przede wszystkim pokazała, że współczesnym nastolatkom nie tylko głupawe EDM w głowie. W swojej muzyce łączy niebanalny pop z delikatną elektroniką. Stawia na minimalizm. Próżno tu szukać rozbuchanych kompozycji z wielką ilością instrumentów. Wszystkie kawałki z Pure Heroine charakteryzują się jednym, podobnym do siebie klimatem i swego rodzaju intymnością. Brawa należą się jej przede wszystkim za teksty. Momentami zadziorne i niezwykle szczere. Lorde zapewnia, że jest tylko zwykłą dziewczyną, że ważniejsi są dla niej ludzie od pieniędzy, praca od imprez. W końcu, w zamykającym płytę A World Alone, śpiewa: Maybe the Internet raised us, or maybe people are jerks. Cudo. Co jednak ciekawe - wokalistka nie ma nie wiadomo jak silnego głosu. Śpiewa raczej delikatnie, lekko, co tylko potęguje moc tekstów i muzyki. Jeśli chodzi o stronę melodyjną i produkcyjną, to całe Pure Heroine nazwałbym materiałem słodko-słonym. Z jednej strony mamy przyjemne, nieco elektroniczne, ładne podkłady. Z drugiej strony brzmią bardzo naturalnie, momentami wręcz surowo (Still Sane). Poza tym utwory utrzymują dość zbliżony poziom. Ja jednak polecam zwłaszcza nieco taneczne, chyba najbardziej przebojowe Ribs oraz delikatne, dziewczęce Buzzcut Season. Podsumowując, Lorde zrobiła na mnie niesamowicie pozytywne wrażenie. Liczę na więcej takich debiutów w przyszłości.
Ostatnim dzisiejszym krążkiem jest Tribute Johna Newmana. On również miał w tym roku swoje pięć minut. Jego singiel Love Me Again przez pewien czas nierzadko grano w radiu. I słusznie, bo to naprawdę fenomenalna kompozycja. Mocna, przekonująca, pełna złości z rewelacyjnym wokalem. Kiedy całe Tribute miało premierę, byłem rozczarowany. Podobne emocje usłyszymy jedynie w drugim singlu - również udanym, przebojowym Cheating. Pozostałe utwory są już raczej spokojniejsze, bardziej bezpieczne. I nie tak zachwycające. Weźmy np. tytułowe Tribute. Początek, w którym usłyszymy, co działo się w muzyce w ciągu ostatnich 10 lat, brzmi cudownie. Jednak reszta piosenki zwyczajnie nudzi. Idąc dalej - orkiestrowe Gold Dust czy też nieco nijaka ballada Easy również nie należą do szczególnie udanych. Na szczęście reszta płyty koniec końców wypada całkiem nie najgorzej. Dobrze wypada zwłaszcza produkcja. Utrzymana na wysokim, światowym poziomie. Słychać także, że John od początku dokładnie wiedział, co chce tym albumem osiągnąć. Płyta ma bowiem jeden, spójny pomysł. Najlepiej słucha się całości, utwory pojedynczo nie robią takiego wrażenia. Chwalić mogę także samego Newmana - ma naprawdę świetny, mocny wokal. Na całym Tribute używa go z rozwagą - raz śpiewa delikatniej, raz daje czadu. A trzeba też zaznaczyć - przez płytę przebiega cały wachlarz różnych emocji: od złości (Love Me Again, Cheating), przez nutkę smutku i szaleństwa (Goodnight Goodbye, Out of My Head), ale wreszcie uświadczymy też nieco radości (Nothing, All I Need Is You). All I Need Is You to ogólnie świetny kawałek - napawa pozytywizmem i obok Love Me Again to mój zdecydowany faworyt. Mały zgrzyt powstaje jedynie przy edycji deluxe. Dlaczego to tam mamy kolejne najlepsze utwory? Emocjonalna ballada Down the Line, szybsze, orkiestralne Nothing czy też będące kwintesencją krążka Day One zasługują na miejsce na podstawie. Tribute na pewno nie każdemu się spodoba. Uważam jednak, że warto choć raz po nie sięgnąć.
Ocena: 4/6
Najlepsze: Love Me Again, Down the Line, All I Need Is You, Nothing
Przesłuchałam Lorde i stwierdziłam, że to nie moje rytmy, mimo, że bardzo przypomina mi Lane Del Rey ^^ Piosenka w moim odczuciu poprawna, ale pewnie gdybym przesłuchała cały album to bym zasnęła :c
Moja przygoda z Lorde dopiero się zaczyna. Bardzo podoba mi się "Team", a co z resztą utworów - czas pokarze. Pozdrawiam gorąco i życzę Wesołych Świąt :)
Celina już trochę wszystkim głosującym się nudzi hot-hit-lista.blogspot.com poza tym szykujemy jej nowy singiel wiec LMBTL pewnie niech szykuje sie do pozegnania :)
Wczoraj słuchałam płyty Lorde i na razie pamiętam tylko całkiem dobre 'Tennis Court'. Na pewno jeszcze do niej wrócę ;) Zapraszam na nowego posta i życzę wesołych świąt :)
Lorde i Johna Newmana to jedni z najlepszych debiutów roku. Uważam że rok 2014 będzie należał do Lorde. Świetne recenzje i zgadzam się z nimi. Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt ;)
Przesłuchałam Lorde i stwierdziłam, że to nie moje rytmy, mimo, że bardzo przypomina mi Lane Del Rey ^^ Piosenka w moim odczuciu poprawna, ale pewnie gdybym przesłuchała cały album to bym zasnęła :c
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Namuzowani,blog.onet.pl
Kocham LORDE :)
OdpowiedzUsuńwww.vanessa-actress.blog.onet.pl
Zapraszam na nową notkę na blogu http://namuzowani.blog.onet.pl/
OdpowiedzUsuńMoja przygoda z Lorde dopiero się zaczyna. Bardzo podoba mi się "Team", a co z resztą utworów - czas pokarze. Pozdrawiam gorąco i życzę Wesołych Świąt :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę przesłuchać "Pure heroine" i "Tribute" :)
OdpowiedzUsuńLorde i John Newman swietne plyta bardzo dobre oceny hot-hit-lista.blogspot.com
OdpowiedzUsuńCelina już trochę wszystkim głosującym się nudzi hot-hit-lista.blogspot.com poza tym szykujemy jej nowy singiel wiec LMBTL pewnie niech szykuje sie do pozegnania :)
OdpowiedzUsuńEmmelie nie słuchałąm od czasu oceniania tej płyty. Co więcej - nie ma na to ochoty. Lorde uwielbiam <3
OdpowiedzUsuńNowa recenzja na http://The-Rockferry.blog.onet.pl
Wczoraj słuchałam płyty Lorde i na razie pamiętam tylko całkiem dobre 'Tennis Court'. Na pewno jeszcze do niej wrócę ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowego posta i życzę wesołych świąt :)
Lorde i Johna Newmana to jedni z najlepszych debiutów roku. Uważam że rok 2014 będzie należał do Lorde. Świetne recenzje i zgadzam się z nimi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę Wesołych Świąt ;)
Z tej trójki tylko ostatniej pozycji nie słyszałem. Ale zapowiada się na coś konkretnego.
OdpowiedzUsuńMały trening Baby V-więcej w NN
OdpowiedzUsuńwww.vanessa-actress.blog.onet.pl
Żadnego albumu nie znam i żadnego nie zamierzam przesłuchiwać... szkoda, że zrezygnowałeś z tlumaczenia zamieszczonych cytatów utworów...
OdpowiedzUsuń