Miło było dla Was pisać...

środa, 8 stycznia 2014

"Ten" Gabriella Cilmi

Gabriella Cilmi zadebiutowała w 2008 roku udanym, choć szybko się nudzącym albumem Lessons to Be Learned. Poza singlem Sweet About Me nie osiągnęła jednak większego sukcesu. Dlatego postanowiła nieco zmienić repertuar. I choć dziś mówiła, jak to ona czuła się zniewolona i zmanipulowana, to dla mnie próbuje po prostu zatuszować finansową porażkę. Ten mogło się lepiej sprzedać.

O ile pierwszy krążek Cilmi pełen był gatunków takich jak soul, funk czy pop alternatywny, na Ten wokalistka postawiła na zupełnie inne brzmienia. Krążek zabiera nas na przejażdżkę w odległe lata 80. Uświadczymy więc muzyki typowo tanecznej: nieco disco, sporo synthpopu, elektroniczne naleciałości.


Podoba mi się okładka tej płyty. Wokalistka trzyma na niej starodawny aparat, a na sobie ma jedynie jego filmowe klatki. Niestety, na tym kończy się oryginalność albumu. Słuchając tego materiału, nie mogłem odpędzić się od wrażenia: już to gdzieś słyszałem. Trochę pomyślałem i doszedłem do wniosku, że słyszę tu sporo echa Kylie Minogue. Może nie tej znanej z Body Language czy X, ale już lata 80. i początek 90. w jej muzyce jak najbardziej się sprawdzają. Szkoda tylko, że Gabrielli daleko do uroku i przebojowości starszej australijskiej koleżanki.

Przy piosenkach z Ten Cilmi współpracowała głównie z grupą The Invisible Men. Znana jest przede wszystkim z produkcji kilku utworów z debiutanckiego albumu Jessie J czy napisania piosenek na płyty Sugababes. Sprawili, że płyta ma spójny i jednolity klimat. Jeśli chodzi o warstwę tekstową, znanych nazwisk nie uświadczymy. Swoje trzy grosze wtrąciły jednak dwie wokalistki: Ellie Goulding oraz Rita Ora. Teksty w takim wypadku nie zaskakują. Gabriella wciela się w silną kobietę (On a Mission), która opowiada nam o swoich miłościach, podbojach czy imprezach. Zwykłe dla tego typu muzyki. Z jednej strony niby dobrze - bo po co mamy przy takim krążku nadwyrężać mózg? Słuchanie tego może jednak być momentami bezcelowe.


A sam podkład? Jego największe minusy to mała zjawiskowość i to wrażenie, o którym już pisałem - wszystko to gdzieś już było. Momentami wydaje się także, że cały czas słuchamy tego samego. Najbardziej przebojowym kawałkiem jest singlowe On a Mission. Kawałek podoba mi się do połowy. Dźwięki gitary elektrycznej w refrenie wypadają naprawdę świetnie, lecz infantylne zwrotki, choć radosne i skoczne, nie wywołały uśmiechu na mojej twarzy. Jednak przeprosiłem się z singlem, kiedy usłyszałem jego następcę. W Hearts Don't Lie bardzo irytują fragmenty, w których Gabriella śpiewa wysokim, przesłodzonym głosikiem. O takich numerach jak Boys (w którym ilość syntezatorów znacznie przekroczyła zalecaną ilość) czy nijakie Superhot nawet się nie pamięta. Znacznie lepiej prezentuje się Love Me Cos You Want To. Jego taneczny refren nie brzmi jak tania podróbka lat 80., a utwór, który rzeczywiście mógł wówczas powstać. To jedna z dwóch kompozycji, które przypadły mi do gustu. Drugą jest Let Me Know. Zrezygnowano w niej z komputerowych efektów. Poza tym to chyba jedyna piosenka, w której poczułem nieco radości znanej z debiutu. Żeby jednak nie było tak do końca tanecznie, wokalistka przygotowała trzy ballady. Cudów nie oczekujcie. Defender i Superman nie zaskakują. Podszyte tanecznym bitem, banalne piosenki nie zdobyły mego uznania. Najlepszą balladą jest Glue. Ale i tu obeszło się bez szaleństw.

Gabriella Cilmi zawiodła. Tak w skrócie można podsumować Ten. Choć piosenki na płycie stylizowane są na lata 80., nie sprawdziłyby się w tamtych czasach. Bowiem wtedy również wolano utwory ciekawe, dobre. Te tutaj takie nie są. Ba - brakuje im nawet przebojowości. Jeśli wokalistka (lub wytwórnia) chciała dominacji na listach przebojów, to nie udało jej się. Ginie bowiem w tłumie innych imprezowych numerów. A jeśli już chciała osadzić klimat w muzyce dyskotekowej i synthpopie, mogła podpatrzeć, jak to zrobili Goldfrapp. Wydali osadzoną w podobnych gatunkach płytę Head First trzy dni wcześniej, a osiągnęli nieporównywalnie lepszy efekt. I choć wokalistka śpiewa, że jest silniejsza niż kiedykolwiek, moim zdaniem próbuje desperacko wcisnąć się do grona popularniejszych piosenkarek. Szkoda tylko, że brakuje jej charyzmy oraz wyrazistości.

Ocena: 2/6
Najlepsze: Let Me Know, Love Me Cos You Want To
Najgorsze: Boys, Hearts Don't Lie, What If You Knew

17 komentarzy:

  1. bardzo fajna okladka ale tylko okladka niestety a zeby XO bylo wysoko to narazie kiepsko idzie, wiecej glosow, mozna glosowac kilka razy dziennie wiec zapraszam hot-hit-lista.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Patrząc na okładkę myślałem, że to wokalistka Marina Diamandis :)
    Dziwię Ci się, że chciało się recenzować taki shit. Ostatnie zdanie najlepiej podsumowuje piosenkarkę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Vanessa twarzą BONGO-więcej w NN
    www.vanessa-actress.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja po wysluchaniu singli stwierdzilem ze dziekuje za wiecej. Dlatego tym bardziej gratuluje ze wytrzymales do konca.

    OdpowiedzUsuń
  5. Raczej nie trafia do mnie taka muzyka.... :)
    Zapraszam na nowego posta.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kojarzę ją tylko z On A Mission, Kojarzy mi się tez z pewną aktorką, ale to historia, o kt. wolę nie opowiadać :) Zgrabna recenzja.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zdjęcia z sesji dla Bongo-więcej w NN
    www.vanessa-actress.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  8. u mnie NN polecam hot-hit-lista.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Słaba płyta. Wolę jej najnowszy.

    Nowe wydanie magazynu "MadHouse" na http://The-Rockferry.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  10. Vanessa w Atlancie- więcej w NN
    www.vanessa-actress.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie przepadam za tą artystką. Zapraszam do mnie jest muzycznomaniaa.blogspot.com/ jest nowe notowanie.

    OdpowiedzUsuń
  12. U mnie nowa notka, zapraszam i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Podobała mi się tylko jedna jej piosenka z poprzedniego albumu.

    OdpowiedzUsuń
  14. Okładka jest prześliczna, ale co do albumu... nie mogę nic powiedzieć. Jeśli dobrze kojarzę, wpisałam jej album do listy (bodajże debiut) ale ten pewnie sobie daruję

    OdpowiedzUsuń