Miło było dla Was pisać...

wtorek, 27 maja 2014

"Love, Marriage & Divorce" Toni Braxton & Babyface

Za Toni Braxton, mimo wielu prób polubienia, nieszczególnie przepadam. Owszem, ma rewelacyjny głos, ale poza albumem The Heat oraz kilkoma innymi piosenkami nie wracam do jej twórczości. Podobnie zresztą powiedzieć mógłbym o producencie Babyface. Ta dwójka nigdy nie leżała w gronie moich muzycznych zainteresowań. Kiedy jednak dowiedziałem się, że Braxton zamierza powrócić do muzyki po dwuletniej przerwie (pamiętacie tragiczne, dyskotekowe I Heart You?), pomyślałem: "co mi szkodzi?" i sięgnąłem po jej nowy krążek.


Choć jeszcze rok temu narzekałem, że Toni nie czyni żadnych postępów i wciąż obraca się w kręgu popu, r&b oraz soulu, dziś się z tego cieszę. W erze dyskotekowych, plastikowych piosenek pozostała sobą. Utalentowaną, wrażliwą kobietą. Bardzo podoba mi się także krok, który wykonała na Love, Marriage & Divorce. Ponownie nawiązała współpracę z Babyfacem, który odpowiada za jej pierwsze płyty (Toni Braxton oraz Secrets). Choć wcześniej mężczyzna jedynie produkował dla artystki utwory, teraz także w nich zaśpiewał. Razem stworzyli album (nota bene, wydany w Walentynki), na którym śpiewają o wszelakich aspektach związanych z miłością.

Choć longplay nosi tytuł Miłość, Ślub oraz Rozwód, dominują tu negatywne emocje. Nawet w I Hope That You're Okay pomimo budujących słów You know I love you Babyface dodaje zaraz But I really don't see this happening anymore. W I Wish Toni śpiewa, że życzy swojemu byłemu jak najgorzej. W kolejnych utworach radośniej nie jest. Często pojawiają się teksty mówiące, że pomimo wszelakich starań włożonych w związek, para musiała się w końcu rozstać. Tylko czasem znajdzie się tu miejsce dla bardziej pozytywnych akcentów (Hurt You, Take It Back).


Pod względem melodycznym płyta jest jednolita. Artyści postawili na pop, r&b oraz soul. Sięgnęli do tradycji, ale jednocześnie zaprezentowali te gatunki w nowoczesny sposób. "Zabawa" zaczyna się już od otwierającego album Roller Coaster. To znakomity utwór będący swego rodzaju wizytówką całości. Ma w sobie sporo uroku i klasy. Kolejne - Sweat - charakteryzuje się subtelnym, ale i zmysłowym bitem. Choć obie te kompozycje bardzo mi się podobają, bledną przy singlowym Hurt You. To piękna, przebojowa ballada zaśpiewana bardzo emocjonalnie. Lubię także przebojowe, nawiązujące do muzyki dyskotekowej lat 90. (które do całego krążka pasuje jednak jak pięść do oka) Heart Attack oraz wspaniałe The D Word. Ten ostatni kawałek zamyka Love, Marriage & Divorce i stanowi jego najlepsze zamknięcie, jakie tylko mogłem sobie wymarzyć. Opowiada o wiecznej miłości, although the lawyer said to mail you.

Wszystkie piosenki z poprzedniego akapitu Toni oraz Babyface wykonują w duecie. Na płycie znajdziemy również ich solowe utwory. Braxton dostała dwa: emocjonalną, choć i nieco... przerażającą (tekst) balladę I Wish oraz szybsze, bardziej dynamiczne I'd Rather Be Broke. Znacznie bardziej podoba mi się jednak I Hope That You're Okay w wykonaniu samego Babyface.


Love, Marriage & Divorce nie jest albumem wybitnym, nie jest to też album, do którego będę wracał za 10 lat, lecz muszę przyznać, że zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Szczególnie spodobały mi się zawarte na nim teksty. Jako bowiem że zarówno Toni Braxton, jak i Babyface dobrze wiedzą, co to miłość, ślub i rozwód, a swoje lata już mają, powstały utwory piękne, bardzo dojrzałe, nieraz smutne, ale emocjonalne. Jeśli natomiast chodzi o same melodie, to prezentują się po prostu ładnie. Oboje artyści wyciągnęli bowiem wszystko, co najlepsze, ze swoich poprzednich dokonań, nieco to unowocześnili i tak powstał naprawdę udany longplay Love, Marriage & Divorce. Polecam nie tylko dla zakochanych.

Ocena: 4/6
Najlepsze: The D Word, Hurt You, Roller Coaster
Najgorsze: brak

5 komentarzy:

  1. ciekawa płyta ale Toni skonczyla sie dla mnie juz dawno niestety
    // www.hot-hit-lista.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie idealny album ale do sluchania jako calosc. Pojedynczo utwory nie brzmia juz tak dobrze. No moze poza "Hurt You"...

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękny blog. Mam nadzieję,że odwdzięczysz się tym samym. W wolnej chwili zajrzyj na mojego bloga. - http://alwaysdirectioners0.blogspot.com/ w sobotę nowy post. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Słuchałam tego albumu, ale jak na razie żaden z utworów mnie nie zaciekawił. Chyba powinnam dać mu drugą szansę :)

    U mnie nowa recenzja, zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. To nie są raczej moje klimaty: r&b czy soul. Jakoś nigdy mnie do nich nie ciągnęło.
    Zapraszam na nową recenzję :)

    OdpowiedzUsuń