Miło było dla Was pisać...

czwartek, 26 czerwca 2014

"Louder" Lea Michele

Louder to płyta chyba najdobitniej pokazująca, jak szybko można zmienić punkt widzenia. Kiedy jej wydanie ogłoszono jakoś tak w listopadzie zeszłego roku, nie byłem nią ani trochę zainteresowany. Później nadszedł singiel Cannonball. Wow. Tak najkrócej można opisać moją reakcje. Z miejsca zarezerwowałem sobie czas na ten longplay. Dalej było jeszcze Battlefield. Jeszcze lepsze. Louder właściwie z miejsca stało się płytą bardzo przeze mnie oczekiwaną. Potem nadeszła... i z mojej radości nie pozostało nic. Ale po kolei.



Lea Michele popularność zdobyła, grając w serialu Glee. Oglądałem ze dwa starsze odcinki i muszę przyznać, że dostała dość mało reprezentatywną rolę. Choć Rachel to główna postać, nieraz po prostu irytuje. Sprawia wrażenie zbyt słodkiej, nieco głupiutkiej dziewczyny. Lea zaciekawiła mnie jednak swoim głosem. Śpiewa naprawdę znakomicie. Może w serialu tego nie słychać, ale już jej solowe dokonania mówią jednoznacznie: to jest talent.

Krążek gotowy był już w wakacje. W lipcu świat obiegła jednak tragiczna wiadomość - zginął Cory Monteith zarówno serialowy, jak i życiowy partner wokalistki. Mieli wziąć ślub, planowali wspólne życie... wszystko się posypało. Wydarzenie to musiało być dla Lei niezwykłym ciosem. Młoda wokalistka nie poddała się jednak, wróciła do studia, nagrała nowe utwory i album wydała. I tutaj od razu muszę pochwalić utwór Cannonball. Pozornie to zwykły, popowy kawałek. Wsłuchajcie się jednak w tekst - tak prosty, a tak prawdziwy, wzruszający. Michele śpiewa, że pomimo załamania spróbuje się podnieść i zwyczajnie żyć. Znakomity jest również drugi ujawniony utwór. Battlefield to najdelikatniejsza na płycie ballada. Muzyka ogranicza się do dźwięków pianina. Tak naprawdę ten utwór buduje sama Lea. Śpiewa pięknym, niepozbawionym emocji głosem. A jak dochodzi (pod koniec) chórek... no to nie sposób nie pokochać.


Na płycie smutek po śmierci Cory'ego słychać. Tu naprzód wysuwa się ballada If You Say So. Nieco musicalowa, przepiękna. Nie tylko ze względu na melodię czy wokal, ale też tekst. Tym razem Michele przyjmuje zupełnie inną pozę: nie radzi sobie z tragedią. Śpiewa m.in.
It’s been seven whole days, seven whole days,
Since you paralyzed me
Seven whole days, seven whole days,
Since you lost your fight
W refrenie dodaje, że bardzo się z partnerem kochali. Pod względem napięcia emocjonalnego i bólu wyróżnia się także doskonały utwór Thousand Needles. Zaczyna się subtelnie, delikatnie. Jednak w samym refrenie Lea przekazała tyle cierpienia, smutku, że byłem w szoku. Na ogromną pochwałę zasługuje jej wokal - niby mocny, ale załamujący się w paru momentach. Ostatnim z moich faworytów jest utwór Empty Handed. Ponownie ballada. Chyba najbardziej rozbudowana. Dźwięki pianina kojarzą mi się momentami z najlepszymi czasami w muzyce Coldplay (A Rush of Blood to the Head). Natomiast tekst w tym wypadku jest znacznie bardziej pozytywny. Artystka oznajmia, że gdyby jej ukochany przyszedł do niej z pustymi rękami bądź pustym sercem, mogłaby zrobić dla niego dosłownie wszystko.

Wróćmy jednak do początku. Pisałem tam, że z mojej radości nie pozostało nic. Dlaczego? Louder jako całość początkowo w ogóle nie przypadło mi do gustu. Przede wszystkim jest to album, któremu brak konsekwencji i to się czuje. Z początku może się wydać nudny, monotonny, w jednym klimacie. A kiedy jednak przyjrzymy mu się bliżej, zobaczymy, że raz otrzymujemy na nim wzruszającą balladę, zaraz taneczny kawałek, a w końcu całkiem pozytywny, popowy utwór. Tak - zdecydowanie brak konsekwencji. A jak już jesteśmy przy minusach, to kilka by się tu znalazło. Przede wszystkim - taneczne, electropopowe numery Louder czy Don't Let Go. Po co ci to, Lea? Nie musisz nagrywać tak tandetnych i pospolitych przebojów, by wbić się w serca słuchaczy. To kawałki, które mogłaby zaśpiewać Lady Gaga, ale Lea Michele nie powinna. Idąc dalej - On My Way to nijaki, przekombinowany utwór. Mamy w nim trochę gitary, kilka spokojniejszych fragmentów, nawet dubstep w refrenie... wszystko i nic. Również nie do końca przekonała mnie kompozycja You're Mine. Mimo ładnych zwrotek refren jest nieco banalny i infantylny.


Postanowiłem sięgnąć także po wersję deluxe. I zacząłem się później zastanawiać: czemu tych utworów nie ma na podstawie?! Są naprawdę świetne. What Is Love? to bardzo emocjonalny kawałek z pięknym refrenem. Gone Tonight również jest urocze. Natomiast Bells charakteryzuje się ciekawym brzmieniem tytułowych dzwonów. Poza tym zrobiło na mnie niesamowite wrażenie tekstem, który ponownie porusza temat smutku po śmierci narzeczonego. Wszystkie te kawałki są naprawdę bardzo dobre i z powodzeniem mogłyby zastąpić kolejno Louder, On My Way oraz Don't Let Go z edycji podstawowej.

Podsumowując, podobało mi się? Tak - ale oczekiwałem troszkę więcej. Początkowo narzekałem na ten krążek bardzo dużo i nadal uważam, że z Lei można by jeszcze coś tam wykrzesać. Podoba mi się jednak fakt, że miała spory wkład w ten album. Napisała kilka tekstów, a przede wszystkim mocno zaangażowała się w śpiew. Jej wokal niesie niespotykaną wręcz ilość emocji. Od radości (Louder, You're Mine) aż do bólu i cierpienia (Bells, If You Say So). To na pewno bardzo życiowy oraz inteligentny materiał. Tak inny od pozostałych w popowym światku. Mam jednak jedno życzenie - więcej ballad. Rozumiem, że Lea jest jeszcze młoda i musi się wyszaleć. Ale kolejny longplay z samymi balladami w stylu Battlefield lub Thousand Needles - marzenie.

Ocena: 4/6
Najlepsze: Battlefield, Thousand Needles, Cannonball, Empty Handed, If You Say So
Najgorsze: Louder, On My Way, Burn With You, You're Mine

16 komentarzy:

  1. Zgodzę się z tobą, że na tym wydawnictwie brakuje trochę konsekwencji. Obok świetnej ballady mamy stereotypową popową sieczkę, ale w przypadku Lei mogę jej to wybaczyć. Czaruje swoim głosem i mimo że Louder i On my way nie są piosenkami, które przejdą do historii muzyki to przypadły mi do gustu. Dla mnie jest to dość mocny debiut, muszę się jednak zgodzić, że ballad wychodzą jej najlepiej.

    Co do Glle. Rachel dostała taką a nie inną rolę i zagrała ją po prostu świetnie. Miała być irytującą, przesłodzoną dziewczynkę, która od życia dostaje to czego zażąda. I zrobiła to idealnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie ona jest taką kolejną (choć nieco tylko dojrzalszą) Carly Rae Jepsen.

    Nowe recenzje na http://The-Rockferry.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mam pojęcia kto to. (Jak ja nie lubię pisać takich komów.. )

    Zapraszam na nową recenzję (The Pretty Reckless - Messed Up World) na blogu http://namuzowani.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  4. Mialem taki czas ze "Cannonball" sluchalem bardzo czesto, bo to naprawde swietny kawalek. Co do samej Lei to ma naprawde niesamowity glos, i jesli dobrze poprowadzi swoja kariere to moze byc kiedys jeszcze o niej bardzo glosno...

    OdpowiedzUsuń
  5. Niestety nie wiem kto to jest ta Lea Michele. Coś słyszałem o tym singlu Cannonball, ale nie słuchałem go. Ale kiedyś go na pewno przesłucham. W każdym bądź razie świetna recenzja. :)
    http://zyciejestmuzykaaa.blogspot.com
    U mnie Forumowa Global Lista

    OdpowiedzUsuń
  6. Znam dziewczynę, ale jeszcze nie słuchałam tego krążka. Może kiedyś.

    U mnie nowy wpis, zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam uprzedzenia do aktorów, którzy biorą się za śpiewanie (aczkolwiek Lea jest "śpiewającą" aktorką). "Cannonball" nawet przypadło mi do gustu, gorzej z "Battlefield".
    U mnie nowa notka, zapraszam i pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kocham ten krążek i jest on po porostu świetny a moja ulubiony utwór z płyty to Don't Let Go. Co do Lea to uwielbiam jej rolę w serialu tak samo jak sam serial, który jest jednym z moich ulubionych.

    OdpowiedzUsuń
  9. Serdecznie zapraszam na nową notkę na blogu NAMUZOWANI.BLOG.ONET.PL a w niej - recenzja hitu Margaret - Wasted!

    OdpowiedzUsuń
  10. Wiesz, że ja naprawdę nie mam pojęcia kim jest ta gwiazda? :D No ale cóż, zdarza się, świetna recenzja! :3



    Zapraszam Cię serdecznie na MUZYCZNE-OPINIE.BLOGSPOT.COM gdzie pojawiła się najnowsza recenzja recenzja!

    Pozdrawiam, Yayo. <3

    OdpowiedzUsuń
  11. jak dla mnie bardzo ciekawa plyta, milo sie slucha
    www.hot-hit-lista.blogspot.com NN

    OdpowiedzUsuń
  12. Po długiej przerwie powracam :) Blog PatriciaxLife zmienił adres na www.MUSIC-ROCKET.blogspot.com Zapraszam serdecznie! Wkrótce nowe recenzje i relacje z koncertów.

    OdpowiedzUsuń
  13. Relacja z koncertu Damona Albarna na http://The-Rockferry.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  14. Coś mi się o niej obiło o uszy, ale jej twórczości nie znam i jakoś nie mam ochoty poznawać.

    NN na www.Rebelle-K.blog.pl Zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
  15. Zapraszam na recenzje Paramore ,,brand new eyes" / www.Music-Rocket.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie wiedziałam, że wydała płytę. W ogóle nie wiedziałam, że robi coś z muzyką ;]

    OdpowiedzUsuń