Miło było dla Was pisać...

czwartek, 3 lipca 2014

"A.K.A." Jennifer Lopez

Tancerka, aktorka, wokalistka. Jakby chciała, to i projektantką mody lub modelką mogłaby się stać. A może już jest? Jennifer Lopez. Wielka amerykańska gwiazda, która od 2007 roku coraz bardziej jednak przygasa. Sukces On the Floor nie bardzo jej pomógł. Cały album Love? przepadł. Choć może to i dobrze? To słaby krążek, na którym poza singlami nie ma ani jednego udanego kawałka. Składanka hitów - Dance Again: The Hits - również okazała się pudłem. Czy A.K.A. podreperuje nieco status celebrytki? Nie wydaje mi się.


Album to bałagan. Mam wrażenie, że jest zupełnie nieprzemyślany i porzucano na niego kawałki na chybił trafił. Podobna sytuacja miała miejsce przy Love?, gdzie z całego tabunu utworów (które często wyciekały do sieci) powybierano same najsłabsze. Natomiast na Dance Again: The Hits zupełnie pominięto największe przeboje, a zamiast nich wciśnięto nam słabe remiksy. Poza tym nie macie wrażenia, że A.K.A. lepiej od Dance Again sprawdziłoby się jako składanka hitów? Mamy tu przeróżne twarze wokalistki. Jest J.Lo taneczna, Love-owata. Mamy ballady, nieco w klimacie tych z mojego ukochanego This Is Me... Then i hiszpańskojęzycznego Como ama una mujer. W końcu czarne, rhythm and bluesowe oraz hip hopowe produkcje jak za czasów Rebirth (tylko bardziej nowoczesne). Wszystko i nic.

Nawiązując do poprzedniego akapitu, nieuporządkowania, bałaganu - wszystkie najlepsze piosenki wyrzucone zostały na edycję deluxe. Nie wiem, dlaczego tak się stało. Kto wie, może w trakcie nagrywania wynikły jakieś walki pomiędzy J.Lo a wytwórnią? Może w płytę mieszali się jeszcze producenci i tekściarze? Zdecydowanie za dużo tu także duetów. Na 14 tracków edycji deluxe tylko 6 J.Lo wykonuje zupełnie sama. Te wszystkie czynniki sprawiają, że A.K.A. to longplay bardzo nierówny.


Sporym zaskoczeniem na A.K.A. jest duża ilość ballad. Na Love? zawarto dwie, w dodatku bardzo słabej jakości. Tutaj natomiast uświadczymy kilku spokojnych numerów. Pierwszy to Never Satisfied. Choć lubię słuchać jego subtelnych zwrotek, przełączam, gdy nadchodzi nieco przekrzyczany refren. Z tego samego powodu nie trawię piosenki Emotions, w której J.Lo brzmi po prostu koszmarnie. A kiedy dołożymy do tego tekst:
I feel good 'cause I don't feel bad
...otrzymujemy małą katastrofę. O takich kawałkach jak podszyte elektroniką So Good czy rhythm and bluesowe, powolne Worry No More nawet nie warto wspominać. Honor ballad ratuje piękne Let It Be Me, w którym dźwięki gitary akustycznej przeplatają się z instrumentami smyczkowymi, tworząc kojącą, relaksującą mieszankę. Nawet trochę przypominającą hiszpańskojęzyczny krążek Como ama una mujer.



Nieco lepiej prezentują się dynamiczne nagrania na płycie. Tytułowe A.K.A. mimo słabych zwrotek nadrabia przebojowym, chwytliwym refrenem. Booty ma interesujący, choć mocno komputerowy bit. Poprzeczka opuszcza się przy nieco nudnym Acting Like That z Iggy Azaleą oraz nijakim First Love. Nic jednak nie przebija singlowego I Luh Ya Papi. To kawałek równie głupi co jego tytuł. Bit jest irytujący, Jennifer bardziej męczy niż zachwyca (podobnie jak partnerujący jej raper), a tekst sięga dna. To chyba najgorsza kompozycja w całej karierze Lopez.

No i tutaj dochodzimy do największego nieporozumienia - edycji deluxe. Gdybym miał oceniać podstawę, dostałaby pewnie naciągane dwa. Wersja rozszerzona mocno ciągnie jednak A.K.A. w górę. Troubeaux z ciekawym wykorzystaniem trąbek i świetną produkcją zdecydowanie zasługuje na miejsce na podstawowej edycji płyty. TENS, choć wulgarne i takie - no wiecie - bitchin', jest też mocne, z pazurem, zadziorne. To imprezowy kawałek o nieco połamanym rytmie. Zdecydowanie zasługuje na uwagę. W końcu - Same Girl! Utwór, który stał się pierwszym singlem promocyjnym. Obudził moją nadzieję: może jednak J.Lo powróci do czasów J.Lo? Ostatecznie piosenka znalazła się daleko, daleko na deluxe w dodatku w remiksie. Raper French Montana brzmi okropnie. Całość jest dobra, ale nie najlepsza. A szkoda, bo wersja solowa to bodajże najbardziej wartościowy kawałek Jennifer od wielu lat.

A.K.A. jest albumem chaotycznym, na którym odczuwa się zupełny brak konsekwencji, wyważenia czy też najzwyczajniej w świecie - pomysłu. Lopez zamiast pokazać nam się z jednej strony, wybrała 2190749 różnych stron. I powstały takie koszmary jak Emotions czy I Luh Ya Papi. Po co ci to, J.Lo? Ucierpiały przez to bodajże jedyne dwa naturalne utwory na płycie: Same Girl oraz Let It Be Me. No bo niby jak mam uwierzyć, że Jennifer nadal jest tą samą dziewczyną z sąsiedztwa, kiedy chwilę później daje nam piękny pokaz kiczu i przepychu?

Ocena: 3/6
Najlepsze: TENS, Let It Be Me, Troubeaux, Same Girl
Najgorsze: I Luh Ya Papi, First Love, Emotions, So Good

16 komentarzy:

  1. Nie słuchałam jeszcze tego albumu, od pewnego momentu zwątpiłam że J.Lo może wydać coś dobrego. Z tej płyty znam jedynie ,,Same Girl", które mi się podoba i miałam nadzieję że ten krążek będzie właśnie w takim klimacie. A po koszmarnym ,,I Luh Ya Papi" i ,,First Love" naprawdę nie mam ochoty słuchać tego albumu. www.Music-Rocket.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie miałam do czynienia z tym albumem i raczej nawet nie chcę. Nie przepadam za muzyką Jennifer, wg mnie ona już dawno się skończyła.
    Świetna recenzja!
    Pozdrawiam, muzyczne-opinie.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja mówię to co Yayo :D

    Zapraszam na najnowszą recenzję (System of a Down – Aerials) na blogu http://namuzowani.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadzam się z tobą. Ta płyta to jeden, wielki bałagan. Same Girl był dobrą zapowiedzią, jednak niestety okazało się inaczej. I Luh Ya Papi to kompletny koszmar....

    OdpowiedzUsuń
  5. Nic mi sie na tej plycie nie podoba. Dales jej trojke, ja chyba ocenil bym go jeszcze nizej.

    OdpowiedzUsuń
  6. Niestety Jennifer już dawno wypadła z rynku. Próbuje ratować się Pitbullem i nową płytą, ale coraz słabiej jej to wychodzi. I Luh Ta Papi jest tragiczne i chyba Jennifer już powinna zakończyć karierę piosenkarki. Siedzi na rynku baaaardzo długo. Czas dać szansę młodszym. :)
    http://zyciejestmuzykaaa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. ja bardzo lubie JLO mam album i mnie sie podoba, szkoda ze faktycznie nie poszla za stylem SAME GIRL
    hot-hit-lisa.blogspot.com NN polecam

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja wciąż nie rozumiem J Lo bo ona wciąż nie wie w jaki kierunek muzyczny ma iść. Co do płyty to wątpię czy po nią sięgnę. Mi również „Same Girl” bardzo się podoba nie to co „ I Luh Ya Papi”, które jest straszne.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja wciąż nie rozumiem J Lo bo ona wciąż nie wie w jaki kierunek muzyczny ma iść. Co do płyty to wątpię czy po nią sięgnę. Mi również „Same Girl” bardzo się podoba nie to co „ I Luh Ya Papi”, które jest straszne.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja już od dawna nie słucham Jennifer. Myślę, że dlatego jest ,,przygasającą gwiazdą, ponieważ: stara się wszystkim dogodzić, chce zdobyć jak największą rzeszę fanów oraz po prostu chce zostać na rynku muzycznym za wszelką cenę. Znudziła mi się bardzo, jest przewidywalna, muzyka wciąż ta sama albo gorsza i zamiast nagrać samej piosenki to cały czas z kimś, aż to wnerwia. Rozumiem, fajnie jest z kimś współpracować, ale chyba ponad połowa jej piosenek zawiera słowo ,,feat''. Nie wiem czy ona chce skorzystać także na współpracy z Iggy Azaleą, którat teraz bardzo sławna dzięki utworowi ,,Work'' i ,,Fancy'' nagranym z Charli XCX. Mam wrażenie, że ona chce wykorzystać pięć minut sławy swojej koleżanki. Czy tylko ja mam takie odczucia?
    Pozdrawiam i zapraszam na nową notkę :)
    music-the-world.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Serdecznie zapraszam na nową recenzję ( Ellie Goulding - Anything Could Happen ) na blogu NAMUZOWANI.blog.onet.pl

    Pozdrawiam, Joanna :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Zapraszam na nową notkę na www.Rebelle-K.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  13. Zapraszam na relację z koncertu Black Radio i Room 94 www.Music-Rocket.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Uważam,że ta płyta jest super
    PS:Nowe wieści od Baby V-więcej w NN
    www.vaness-actress.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  15. Naprawdę bardzo lubię J.Lo, jest piękną kobietą, utalentowaną na wielu polach, jej starsze piosenki są wręcz nieziemskie, jednak do jej obecnej twórczości kompletnie mnie nie ciągnie... :/

    zapraszam na http://your-chart.blogspot.com/ ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. A mi się ta płyta nawet podoba. Nie jest to taka J.Lo jak na poprzednich płytach, więc fani mogą się rozczarować. "I Luh Ya Papi" może akurat wyszło średnio, ale "First Love" podoba mi się jako "lekka i przyjemna" piosenka . Mi najbardziej podobają się utowry "A.K.A." i "Acting like That" - autor mówi,że nudna, ja mówię,że mroczne i spokojne (fakt,że jestem fanem Iggy też pomaga ;)) . Chętnie usłyszałbym te 2 utwory jako single. Osobiście męczyła mnie już nieco ta taneczna Jennifer- przy hymnie Mundialu, notabene bardzo fajnym, miałem jednak już dość -ile można skakać i tańczyć, J.Lo? Oczywiście album nie jest bez wad, faktycznie szkoda dobrych utworów "zepchniętych" na edycję deluxe. Podsumowując- początki są zawsze trudne. Zmiana stylu to niełatwa sprawa, ale jeśli Jennifer ma zamiar iść w tą stronę jestem z Nią. Płyta ta może być pomostem między dwoma różnymi wcieleniami J.Lo. Pożyjemy, zobaczymy. Jedni fani płaczą że to koniec i kaszana i w ogóle, inni się zachwycają. Czy polecam tą płytę ? To zależy. Ci którzy oczekiwali "starej" Jennifer, rozczarują się . Ci którzy lubią mieszanki r'n'b, popu i domieszkę sothern hip-hopu, powinni być zadowoleni. Ja zaliczam się do tej drugiej grupy, więc mi to pasi. Moja ocena w skali 0-10 8 z małym minusem

    OdpowiedzUsuń