Tytuł: 9 Lives Wykonawca: Kat DeLuna Rok wydania: 2008 (Europa) Gatunek: r&b, hip hop, dancehall
Wytwórnia: Konvikt Music
Ilość utworów: 11 (Europa)
Single: Run the Show, Whine up, In the End, Am I Dreaming
|
Kat DeLuna jest jedną z wielu przedstawicielek gatunku
muzycznego r&b. Jednak przy tym gatunku (w przeciwieństwie do popu)
nigdy nie powiem: „omg, setna, taka sama płyta r&b”. Nawet gdyby
r&b było komercyjne, to DeLuna dodała do niego elementy hip hopu,
dancehallu i latin popu. Momentami przypomina mi Rihannę z czasów „Music
of the Sun”. A sama wokalistka pokazuje, że świetnie czuje się w swoim
stylu. Przez cały album jest autentyczna. A ballady („Love me leave me”,
„Love Confusion”, „You are only mine”) wychodzą jej tak samo dobrze jak
taneczne numery. A takich jest na krążku mnóstwo. Chociażby świetny
singiel „Whine up” (z gościnnym udziałem rapera Elephant Man), „Feel
what I feel” czy „Animal”. Choć, niestety, niektóre utwory męczą. Jak
chociażby duet z Akonem „Am I Dreaming”. Melodia i Akon psują mi ten
utwór. Jednak największego minusa daję piosence „Enjoy Saying Goodbye”.
Jest mdła, a Kat pokazuje, że jej głos wcale nie jest najlepszy.
Szczególnie nie podoba mi się w numerze ten a capella początek. Okropny.
Wróćmy jednak do plusów. Przede wszystkim singlowe „Run the Show”,
nawiązujące trochę do reggae – „Whine up” oraz delikatna ballada „You
Are Only Mine”. Całkiem dobrze prezentuje się także „In the End”.
Słychać w tym utworze, momentami, nieco ostrzejszą gitarkę za co
oczywiście plus. Podsumowując, „9 Lives” to bardzo dobry album. Na pewno
nie raz do niego wrócę.
Ocena: 



Najlepsze: You are only mine, Run the Show, Whine Up
Najgorsze: Animal, Am I Dreaming, Enjoy Saying Goodbye
|
Tytuł: Endlessly Wykonawca: Duffy Rok wydania: 2010 Gatunek: pop, soul, r&b
Wytwórnia: A&M Records
Ilość utworów: 10
Single: Well Well Well
|
Dwa lata po świetnym debiucie „Rockferry” otrzymujemy od
Duffy nowy album. Już, niestety, nie tak genialny. Wbrew pozorom,
„Endlessly” bardzo różni się od poprzednika. Oprócz znanych nam już
soulowo-popowych melodii, na albumie można wychwycić trochę muzyki z
gatunku r&b. Mniej tu spokojnych numerów, więcej żywych. Na
szczęście, nie w 100% tanecznych. Wydawnictwo promowane jest przez
singla „Well Well Well”. Gdy usłyszałem tę piosenkę po raz pierwszy –
załamałem się. Bardzo mi się nie podobała. Jednak teraz uznałbym ją za
jedną z najlepszych na „Endlessly”. Na całej płycie mamy kilka dobrych
utworów. Wcześniej wspomniane „Well Well Well”, z nieco dziwnym tekstem
„Too hurt to dance”, spokojne „Breath Away” oraz bardzo ciekawe „Keeping
my baby”. Reszta już nie tak dobra. Przeciwnie. Mogę nawet powiedzieć,
że być może przyszłe single „My Boy” i „Endlessly” mogłaby nagrać nawet
Lady GaGa. Nie są zbyt dobre. W „Girl” denerwuje mnie przewijający się
taneczny bit, w „Lovestruck” Duffy ma bardzo ładny głos, jednak całość
odbieram raczej negatywnie. A m. in. „Hard for the heart” jest
zdecydowanie za długie. Podsumowując, debiutanckim albumem Duffy
postawiła sobie poprzeczkę niezwykle wysoko. Choć na nowym albumie mamy
radośniejsze kompozycje, to piosenkarka niestety nie nagrała płyty na
poziomie tak wysokim jak wcześniej.
Ocena: 


Najlepsze: Well Well Well, Too hurt to dance, Breath away
Najgorsze: Endlessly, My Boy, Lovestruck
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz