Miło było dla Was pisać...

niedziela, 30 stycznia 2011

"9 Lives" Kat DeLuna & "Endlessly" Duffy


 Tytuł
: 9 Lives

 Wykonawca: Kat DeLuna
 Rok wydania: 2008 (Europa)
 Gatunek: r&b, hip hop, dancehall
 Wytwórnia: Konvikt Music
 Ilość utworów: 11 (Europa)
 Single: Run the Show, Whine up, In the End, Am I Dreaming

Kat DeLuna jest jedną z wielu przedstawicielek gatunku muzycznego r&b. Jednak przy tym gatunku (w przeciwieństwie do popu) nigdy nie powiem: „omg, setna, taka sama płyta r&b”. Nawet gdyby r&b było komercyjne, to DeLuna dodała do niego elementy hip hopu, dancehallu i latin popu. Momentami przypomina mi Rihannę z czasów „Music of the Sun”. A sama wokalistka pokazuje, że świetnie czuje się w swoim stylu. Przez cały album jest autentyczna. A ballady („Love me leave me”, „Love Confusion”, „You are only mine”) wychodzą jej tak samo dobrze jak taneczne numery. A takich jest na krążku mnóstwo. Chociażby świetny singiel „Whine up” (z gościnnym udziałem rapera Elephant Man), „Feel what I feel” czy „Animal”. Choć, niestety, niektóre utwory męczą. Jak chociażby duet z Akonem „Am I Dreaming”. Melodia i Akon psują mi ten utwór. Jednak największego minusa daję piosence „Enjoy Saying Goodbye”. Jest mdła, a Kat pokazuje, że jej głos wcale nie jest najlepszy. Szczególnie nie podoba mi się w numerze ten a capella początek. Okropny. Wróćmy jednak do plusów. Przede wszystkim singlowe „Run the Show”, nawiązujące trochę do reggae – „Whine up” oraz delikatna ballada „You Are Only Mine”. Całkiem dobrze prezentuje się także „In the End”. Słychać w tym utworze, momentami, nieco ostrzejszą gitarkę za co oczywiście plus. Podsumowując, „9 Lives” to bardzo dobry album. Na pewno nie raz do niego wrócę.
Ocena:
Najlepsze: You are only mine, Run the Show, Whine Up
Najgorsze: Animal, Am I Dreaming, Enjoy Saying Goodbye

 Tytuł
: Endlessly

 Wykonawca: Duffy
 Rok wydania: 2010
 Gatunek: pop, soul, r&b
 Wytwórnia: A&M Records
 Ilość utworów: 10
 Single: Well Well Well
Dwa lata po świetnym debiucie „Rockferry” otrzymujemy od Duffy nowy album. Już, niestety, nie tak genialny. Wbrew pozorom, „Endlessly” bardzo różni się od poprzednika. Oprócz znanych nam już soulowo-popowych melodii, na albumie można wychwycić trochę muzyki z gatunku r&b. Mniej tu spokojnych numerów, więcej żywych. Na szczęście, nie w 100% tanecznych. Wydawnictwo promowane jest przez singla „Well Well Well”. Gdy usłyszałem tę piosenkę po raz pierwszy – załamałem się. Bardzo mi się nie podobała. Jednak teraz uznałbym ją za jedną z najlepszych na „Endlessly”. Na całej płycie mamy kilka dobrych utworów. Wcześniej wspomniane „Well Well Well”, z nieco dziwnym tekstem „Too hurt to dance”, spokojne „Breath Away” oraz bardzo ciekawe „Keeping my baby”. Reszta już nie tak dobra. Przeciwnie. Mogę nawet powiedzieć, że być może przyszłe single „My Boy” i „Endlessly” mogłaby nagrać nawet Lady GaGa. Nie są zbyt dobre. W „Girl” denerwuje mnie przewijający się taneczny bit, w „Lovestruck” Duffy ma bardzo ładny głos, jednak całość odbieram raczej negatywnie. A m. in. „Hard for the heart” jest zdecydowanie za długie. Podsumowując, debiutanckim albumem Duffy postawiła sobie poprzeczkę niezwykle wysoko. Choć na nowym albumie mamy radośniejsze kompozycje, to piosenkarka niestety nie nagrała płyty na poziomie tak wysokim jak wcześniej.
Ocena:
Najlepsze: Well Well Well, Too hurt to dance, Breath away
Najgorsze: Endlessly, My Boy, Lovestruck

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz