Miło było dla Was pisać...

czwartek, 27 stycznia 2011

"Mi Plan" Nelly Furtado; "The Fall" Norah Jones & "L.A.M.B." Gwen Stefani


 Tytuł
: Mi Plan

 Wykonawca: Nelly Furtado
 Rok wydania: 2009
 Gatunek: pop, latino
 Wytwórnia: Nelstar Records
 Ilość utworów: 11
 Single: Manos al aire, Bajo Otra Luz, Mas
„Mi Plan” jest pierwszą płytą Nelly Furtado, którą bliżej sobie przyswoiłem. Wypuszczono z niej trzy single: świetne „Manos al aire”, średnie „Mas” oraz znacznie gorsze ”Bajo Otra Luz”. Oprócz tego dwa promocyjne single zostały wydane: okropne „Mi Plan” oraz równie słabe (głównie z winy Conche Buiki) ”Fuerte”. Chcę zwrócić też uwagę na sporą ilość duetów. Nelly do studia zaprosiła Alexa Cubę, Alejandro Fernandeza, Julietę Venegas, La Mala Rodrigueza, Conche Buika, Josha Grobana oraz Juan Luisa Guerre. Plus za rozsławianie mało powszechnych na arenie światowej artystów. Minus za to, że jej goście (nie wszyscy) psują piosenki, w których się pojawiają. Oprócz „Manos al aire” urzekło mnie spokojne „Suenos”, utrzymane w podobnej stylistyce „Como Lluvia” oraz mój zdecydowany faworyt z albumu „Silencio”. Głosy Nelly i Josha Grobana świetnie się w nim dopełniają. Jednak jeśli by odjąć te dobre kawałki to krążek jest raczej przeciętny. Utwory przeszły mi bez echa, żaden w pamięci na dłużej mi nie został. Wszystkie utrzymane są w tej samej stylistyce – zagrany na gitarce pop z elementami latino. Jedynymi wyjątkami są żywsze „Manos al aire” oraz, mogę nawet powiedzieć, że taneczne, „Suficiente Tiempo”.
Ocena:
Najlepsze: Manos al aire, Suenos, Silencio
Najgorsze: Mi Plan, Bajo Otra Luz, Fuerte

 Tytuł
: The Fall

 Wykonawca: Norah Jones
 Rok wydania: 2009
 Gatunek: jazz, soul, soft rock
 Wytwórnia: Blue Note Records
 Ilość utworów: 13
 Single: It’s gonna be, Young Blood, Chasing Pirates
Czwarty już album w karierze Nory obiega nieco od poprzednich. Zarówno „Not Too Late”, „Feels Like Home”, jak i „Come away with me” utrzymane były w jazzowej stylistyce. Były jednak zupełnie spokojne. Tutaj Norah nieco się ożywiła. Dorzuciła nieco rockowego grania („It’s gonna be”, „Stuck”) oraz popu („Chasing Pirates”). I, co może wydać się nieco dziwne, to nawet ten rock w jej wykonaniu jest niesamowicie spokojny. Co jednak w niczym mi nie wadzi. Przeciwnie. Moje uszy odpoczywają przy takiej muzyce od tego wszystkiego co można usłyszeć teraz w Esce 24/7. Jednak niektóre utwory mnie nudzą. Jak chociażby „Waiting”. Mimo tego wystarczy dokładniej się w niego wsłuchać, a odkryje się jego potencjał. Najbardziej spodobały mi się gitarowe „Man of the hour”, wyróżniające się w pewien sposób „Back to Manhattan” oraz wyżej wspomniane „It’s gonna be”. Całkiem dobrze prezentują się także „Stuck” i „Tell your mama”. A całego albumu najlepiej słuchać nie robiąc nic innego. Bo choć końcówka ożywa, to można wiele stracić z całego krążka. To jego jedyna wada. Złych piosenek Jones na nim nie umieściła. A na dzień dzisiejszy pragnę jednego: żeby pozostała w swoim stylu i żeby się nie skomercjalizowała.
Ocena:
Najlepsze: It’s gonna be, Back to Manhattan
Najgorsze: -

 Tytuł
:
LAMB (Love. Angel. Music. Baby.)
 Wykonawca: Gwen Stefani
 Rok wydania: 2004
 Gatunek: pop, electronic, dance
 Wytwórnia: Interscope Records
 Ilość utworów: 12
 Single: What you waiting for, Hollaback Girl, Crash, Cool, Rich Girl, Luxurious
Gwen Stefani odłączyła się od swojego zespołu No Doubt w 2004 roku, ale już wcześniej zaczął powstawać jej debiut „Love. Angel. Music. Baby”. Z albumu wypuściła sześć singli. Stały się one hitami na większą i mniejszą skalę. Najlepszym z singli jest „Hollaback Girl”, największy hit w całej solowej karierze Gwen. Oprócz tego singla na albumie znalazło się kilka innych dobrych utworów. Bardzo energiczne „Bubble Pop Electric”, spokojne, a zarazem przebojowe „Harajuku Girls”, zawierające wpływy ragga „Rich Girl” oraz całkiem ciekawe „Serious”. Krążek utrzymany jest w popowej stylistyce. Gdzieniegdzie możemy znaleźć też wpływy rapu, muzyki tanecznej, muzyki elektronicznej, r&b oraz rocka. Ciekawa mieszanka. Tak jak piosenki. Specyficzny wokal Stefani zdecydowanie im pomaga. Nie ma tu miejsca na niewypały, kicze czy tandetę. I choć z początku nie przypasowały mi utwory autorstwa Lindy Perry („What You Waiting For”, „Danger Zone”, „The Real Thing”) tak teraz je po prostu uwielbiam. I jeszcze słówko o tekstach. Opowiadają o modzie (powstała nawet linia odzieżowa „LAMB”) i o osiąganiu sukcesu.
Ocena:
Najlepsze: Harajuku girls, Bubble pop electric, Hollaback girl, Rich girl
Najgorsze: -

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz