Choć tytuł płyty brzmi „No Boys Allowed”
(pl. „Niedozwolone dla chłopców”), to „zaryzykowałem” i przesłuchałem
ten album. Jest on mieszanką imprezowego r&b, tanecznego popu i hip
hopu. Momentami przejawia się motyw syntezatora („Beautiful Mistake”,
„Gimme What I Want”). A sama Keri chce uchodzić za „Bad Girl”. Wystarczy
posłuchać singla „Pretty Girl Rock”, żeby stwierdzić, że Hilson średnio
udało się zdobyć wyznaczony sobie cel. Mimo tego cały krążek jest
lepszy od wyżej wymienionej piosenki. Wystarczy przytoczyć całkiem
chwytliwe „Buyou” wykonywane w duecie z J. Cole oraz „Lose Control/Let
Me Down” z Nelly’m. Niewypałami są natomiast dziwaczne „Breaking Point”
oraz jakby atakujące „The Way You Love Me”. Atakujące, gdyż Keri przez
całą piosenkę krzyczy. Zła wiadomość dla nastolatek kochających
pościelówki. Na płycie znajdziemy tylko jedną balladę („All The Boys”). Z
początku mi nie przypadła, jednak teraz bardzo mi się podoba. „No Boys
Allowed” to album godny posłuchania. Na pewno docenią go osoby lubiące
r&b i hip hop.
Ocena: 



Najlepsze: Buyou, Lose Control, All The Boys
Najgorsze: Breaking Point, One Night Stand
Hilary Duff narobiła mi smaka na tą płytę.
Okładka nie sprawiała wrażenia słodkiej dziewczynki Disney’a. Wyglądało
to tak jakby Duff stała się kobietą z krwi i kości. Trzeci singiel, a
zarazem piosenka otwierająca krążek („Stranger”) również mi się
podobała. Zawierała w sobie electro-rockowe elementy. Miałem nadzieję,
że cały album będzie utrzymany w podobnym klimacie. A tu zawód… Jest
nudno. Większość utworów to popowe, taneczne i elektroniczno-popowe
kompozycje. To mnie zmęczyło i znudziło. W pewnym momencie pomyślałem
nawet „omg, jeszcze trzy piosenki”. Nie chcę urazić fanów Hilary, ale
taka muzyka po prostu do mnie nie przemawia. Na chwilę obecną mogę
powiedzieć, że nie pamiętam jak leci którakolwiek piosenka. Aczkolwiek, z
moich „zapisków” wynika, że najmniej podoba mi się „Gypsy Woman”,
„Dreamer” oraz „Happy”. Dobrą piosenką jest natomiast pop rockowe
„Outside Of You” oraz utrzymane w podobnej stylistyce „I Wish”.
Ocena: 

Najlepsze: Stranger, Outside Of You
Najgorsze: Gypsy Woman, Dreamer
Z początku album „Let Go” mi się nie
podobał. Uważałem, że był nudny, jednak moje zdanie o krążku się
zmieniło. Zacząłem go doceniać. Avril nie była wtedy (jeszcze wtedy)
komercyjną piosenkareczką. Była buntowniczką. I mimo, że na pewno nie
zależało jej na miliardach sprzedanych egzemplarzy płyty, to odniosła
sukces. 16 milionów sprzedanych kopii. Hmm, całkiem niezły wynik. To
może trochę o muzyce. Pierwszym singlem promującym album była spokojna
piosenka „Complicated”. I kolejny dowód na to, że nie była wtedy
komercyjna. Z „The Best Damn Thing” zostało wydane „Girlfriend”, z
„Goodbye Lullaby” – „What The Hell”. Czyli taneczne numery. Tu spokojny.
Choć najbardziej popowy. Całkiem dobry. Jednak pop punkowe „Sk8er Boi”
opowiadające o nieudanej miłości dziewczyny (zapewne Avril) i tytułowego
sk8er boi’a znacznie bardziej mi się podoba. Oprócz tego bardzo podoba
mi się nieco odmienne „Losing Grip”. Utwór z gatunku post-grunge. Av
świetnie brzmi w jego refrenie. Ale jednak ogólna ocena samego głosu
Lavigne nie jest pozytywna. Najbardziej irytuje „yeah, yeah, yeah” z
„I’m With You” czy podobne „sylaby” z „Things I’ll Never Say”. Ale
wróćmy do plusów. Oprócz singli, bardzo podoba mi się „My World”, w
którym Avril opisuje siebie, dziewczynę z małego Napanee, która odnosi
światowy sukces. No i oczywiście świetnym kawałkiem jest żywe „Mobile”. A
obok takich, skocznych utworów, wokalistka prezentuje nam te
spokojniejsze. Z tej części płyty polecam przede wszystkim genialne
„Naked” oraz bardziej rockowe „Too Much to Ask”. Nie przekonuje mnie
ostrzejsze „Unwanted”, nudne „Tommorow” czy też wyżej wspomniane „I’m
With You”. Jednak „Let Go” jest na pewno krążkiem godnym uwagi.
Ocena: 



Najlepsze: Too Much to Ask, Naked, My World, Sk8er Boi, Losing Grip
Najgorsze: Tommorow, Unwanted, I’m With You
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz