„Elephunk” to pierwszy album zespołu Black Eyed Peas po dołączeniu do grupy utalentowanej Fergie. Nie znając poprzednich dokonań „fasolek” naprawdę trudno sobie to wyobrazić. A jednak tak jest. Nie wiem czy było lepiej czy gorzej. Mogło być i w tą, i w tą. Bo „Elephunk” na pewno nie jest albumem wybitnym. Nie jest z drugiej strony tragiczny. Wiele piosenek jest naprawdę spoko. Moim absolutnym faworytem jest inspirowany muzyką latynoską utwór „Latin Girls”. Bardzo mi się podoba. Oprócz tego bardzo ciekawie prezentują się „Anxiety” czy „Fly Away”. Rap połączony z rockiem. A skoro już o gatunkach mowa. Dominuje jak nietrudno się domyślić hip hop („Labor Day”, „Hands up”). Oprócz tego często pojawia się funk. Jak na przykład w „Smells Like Funk”, w którym Fergie nie udziela się za bardzo. Mamy tu i r&b. Zapożyczenia z tego gatunku słychać głównie w „The Apl Song” – piosence wyprodukowanej przez apl.de.ap. Oprócz tego mamy tu elementy innych muzycznych gatunków. Dancehallowe bity usłyszymy w kiepskim „Hey Mama”. Hip hop soul znajdziemy w „Where Is the Love”. A skoro już jesteśmy przy tej piosence. Byłaby ona moją ulubioną gdyby nie partia Justina Timberlake’a. Tak jak przy tej, tak właśnie jest przy każdej innej. Wiele utworów zaczyna się ok. Jednak wysiadają później. Przykłady? Przede wszystkim „Sexy”. W „Hands up” i „Fly Away” bardzo nie podobają mi się chórki. Ostatnio przekonałem się natomiast do „Shut Up”. Całkiem przyjemnie się tego słucha. Cały krążek jest według mnie całkiem udany, choć wolę „Monkey Business”.
Ocena: 



Najlepsze: Let’s get it started, Latin Girls, Anxiety, Labor Day
Najgorsze: The boogie that be, Hey Mama, Sexy
Najgorsze: The boogie that be, Hey Mama, Sexy
Dwa najlepsze przykłady artystów, którzy
kiedyś grali dobrą muzykę, a teraz się skomercjalizowali? Rihanna i
właśnie Alicia Keys. Słuchałem jej „Songs in A Minor”, „The diary of
Alicia Keys” oraz „As I Am”. Przeważał tam r&b i soul. Teraz szala
przechyliła się w stronę popu. W niektórych utworach słychać inspiracje
muzyką dance. Jak w na przykład „Try sleeping with a broken heart” czy
„How it feels to fly”. Brak tu niestety, różnorodności. Wiele piosenek
mi wyleciało. Jak chociażby „Distance and Time”. Niektóre można by
skrócić. Najbardziej w pamięci zapadło mi nieco taneczne „Put it in a
love song (featuring Beyonce)” oraz balladowa, druga część hitu „Empire
State of Mind”. Nieco ponad przeciętność wysuwają się także „Doesn’t
Mean Anything” oraz „Love is blind”. A reszta… Szkoda gadać. Za
zdecydowanie najgorsze „wytwory” uznaję zupełnie nie „aliciowate” „This
Bed”, jakby niedokończone „Wait til you see my smile” oraz „Love is my
disease”. Reszta bardzo przeciętna. Powtórzę: komercja nie służy Alicii,
a przynajmniej jej muzyce. Mogła się bardziej postarać.
Ocena:

Ocena:
Najlepsze: Put it in a love song, Empire State of Mind
Najgorsze: Wait til you see my smile, This Bed
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz