Tytuł: In the Zone Wykonawca: Britney Spears Rok wydania: 2003 Gatunek: pop, r&b, electronic
Wytwórnia: Jive Records
Ilość utworów: 12
Single: Everytime, Toxic, Me Against the Music, Outrageous
|
Czwarty studyjny album Britney Spears („In the Zone”)
pokazuje, że nie bez powodu nazywamy ją księżniczką popu. Jak do tej
pory Britney miała mały wkład w to co robiła. Np. na krążek „…Baby One
More Time”, artystka nie napisała żadnego tekstu i nie miała nawet
najmniejszego wkładu w produkcję albumu. Tu jest inaczej. Spears
współtworzyła osiem z dwunastu tekstów (m. in. „Me Against the Music”)
oraz została główną producentką płyty. Podziękowała Justinowi
Timberlake’owi za współpracę. Nic dziwnego. Mieli się pobrać, ale coś
poszło nie tak. Historię tej nieszczęśliwej miłości „opowiada” świetne
„Everytime”. „Notice me, take my hand, why are we strangers when our love is strong, why carry on without me”
(PL: Zauważ mnie i weź moją rękę, dlaczego jesteśmy sobie obcy, skoro
nasza miłość silna jest, dlaczego to się toczy beze mnie). Uważam, że to
najlepsza piosenka w całej karierze Brit. Taka uczuciowa. A na całym
albumie nudzić się nie będziemy. Jest tu spora różnorodność. Mamy
solidną dawkę popu („Showdown”), nieco muzyki tanecznej („Toxic”),
elektroniczne hity („Breathe on me”), r&b („Outrageous”), hip hop
(wykonywane wspólnie z Ying Yang Twins „I got that boom boom”), nieco
reggae („The Hook Up”) oraz ballady („Shadow”). Britney świetnie
sprawdza się w takich klimatach. Po co ma zmieniać brzmienie, skoro
dobrze czuje się w swoim stylu? Wyboru utworów najlepszych muszę dokonać
pomiędzy klimatycznym „Shadow”, tanecznym „Toxic”, balladowym
„Everytime” i elektronicznym „Breathe on me”. Żaden problem. Mogę
spokojnie zaliczyć wszystkie te utwory do najlepszych. Najmniej zaś
spodobały mi się „Showdown” oraz „Touch of My Hand”. I choć na początku
dałem te utwory do najgorszych, to można się do nich przyzwyczaić.
Ocena: 





Najlepsze: Toxic, Everytime, Shadow, Breathe on me
Najgorsze: -
Tytuł: Humanoid Wykonawca: Tokio Hotel Rok wydania: 2009 Gatunek: alternative rock, electronic, pop
Wytwórnia: Cherrytree Records
Ilość utworów: 12
Single: Automatic, World Behing My Wall, Darkside of the Sun
|
Tokio Hotel zawsze kojarzyli mi się z kiczem, tandetą,
muzyką techno… Prawdą jest, że tak naprawdę grają „rozwidlenia” rocka i
popu. Gdy za pierwszym razem podszedłem do albumu, to podobał mi się
bardziej. Teraz oceniam go nieco gorzej. Piosenki doprawiono szczyptą
elektronicznych brzmień, czego ja osobiście nie toleruję. Dałem jednak
Billowi i jego kumplom szansę. Album o ciekawym tytule „Humanoid”
otwiera utwór „Noise”. Nie przypadł mi szczególnie do gustu. Jednak to
jest dopiero przygotowanie na numer 2 („Darkside of the sun”). Utwór
jest okropny. Nie wiem czym zespół się kierował nagrywając go. No, a
jeśli by się dokładniej zastanowić, to żaden utwór nie jest do końca
dobry. Owszem mamy tu takie rarytasy jak „Pain of Love” czy piosenka
tytułowa. Jednak jak popatrzę na teksty piosenek… Przytoczę tylko
kawałek. „I’m done with senses, I’m done with reasons, I’m done with questions, I’m done with hearing, done with feeding, oh no”
(PL: Skończyłem ze zmysłami, skończyłem z rozumem, skończyłem z
pytaniami, skończyłem ze słuchaniem, skończyłem z jedzeniem). A m. in.
„Dogs Unleashed” czy „Love and Death” mimo iż zawierają w sobie dźwięki
gitary i bębnów, to mogę powiedzieć, że są to piosenki wręcz stworzone
na dancefloor. A z numerem 12 znajdziemy tu balladę „Zoom Into Me”. Jej
tekst opowiada o miłości, ale mimo tego jest rzeczywiście mądry. Mogę
też śmiało powiedzieć, że jest to jedyny oryginalny utwór na krążku. Co
nie znaczy, że jest jakiś wybitny. Poza tym, nie trzeba opisywać każdej
piosenki oddzielnie. Wszystkie są podobne i na dłuższą metę nudne.
Ocena: 


Najlepsze: Humanoid, Dogs Unleashed
Najgorsze: Darkside of the Sun, Hey You, Love and Death
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz