Tytuł: On the 6 Wykonawca: Jennifer Lopez Rok wydania: 1999 Gatunek: pop, latino, r&b
Wytwórnia: Epic Records
Ilość utworów: 16
Single: If you had my love, No Me Ames, Feelin’ So Good, Let’s Get Loud, Waiting for Tonight
|
Jennifer Lopez zadebiutowała w 1999. roku tym albumem.
Jest to pierwsze jej wydawnictwo, którym się zainteresowałem i
przesłuchałem od A do Z. Lub od deski do deski, jak tam sobie chcecie.
Album „On the 6″ jest dosyć oryginalny. Łączy w sobie elementy popu
(„Too Late”), muzyki latino („Should’ve Never”), r&b („If you had my
love”) oraz muzyki tanecznej („Baila”). Pojawia się nawet disco (w
„Waiting for Tonight” czy jego hiszpańskiej wersji „Una Noche Más”) oraz
spokojne utwory. A tych ostatnich tu naprawdę dużo. „Theme from Mahogany
(Do You Know Where You’re Going To)”, „Could This Be Love”, „Talk About
Us” czy „Promise Me You’ll Try” to tylko niektóre z nich. Mamy tu też
dwa utwory (przy czym jeden pojawia się w dwóch wersjach), w których
Jennifer zaprosiła innych artystów do współpracy. Big Pun i Fat Joe
pojawiający się w niezbyt udanym „Feelin’ So Good” oraz mąż Lopez – Marc
Anthony w „No Me Ames”. To właśnie featuring z Marciem pojawia się
dwukrotnie. W wersji balladowej i tropikalnej. Wersja tropikalna
(inaczej remix) bardziej mi się spodobała. Najoryginalniejszymi utworami
z płyty są chyba wspomniane już wcześniej „Baila” oraz „Open Off My
Love”. Słychać w nich sporo instrumentów oraz inspiracje wieloma
muzycznymi stylami. A cały krążek choć może zawiera ciekawe utwory, to
po paru przesłuchaniach zwyczajnie się nudzi. Choć, ja, na pewno jeszcze
do niego wrócę.
Ocena: 



Najlepsze: If you had my love, Theme from Mahogany, Baila
Najgorsze: Waiting for Tonight, Feelin’ So Good
Tytuł: Libra Scale Wykonawca: Ne-Yo Rok wydania: 2010 Gatunek: pop, dance-pop, r&b
Wytwórnia: Def Jam Records
Ilość utworów: 10
Single: One in a million, Champagne Life, Beautiful Monster, Cause I said so
|
Ne-Yo od zawsze kojarzył mi się bardziej z duetami m.
in. „Hate that I love you” z Rihanną czy „Baby by Me” z 50 Centem. Jego
„Libra Scale” postanowiłem przesłuchać ze względu na świetny singiel
„One in a million”. Bardzo mi się podoba. Trochę r&b, trochę popu,
lekki dance. Miałem nadzieję, że cały album będzie utrzymany w podobnym
stylu. Zawiodłem się. Przeważa pop i dance. Czyli rąbanka. Ale o co mi
chodzi? Przecież dance-popowe utwory ze zdawkowymi ilościami r&b, z
miejsca staną się hitami. Jednak nie uprzedzam się. Nie jestem wielkim
fanem muzyki tanecznej, ale jeśli jest ona dobrze nagrana, to będę
happy. Jednak tutaj… Jest nudno. Strasznie. Nie podejrzewałem, że Ne-Yo
aż tak bardzo mnie zanudzi. Pamiętam single. I to też nie wszystkie.
Tragiczne „Beautiful Monster” i wyżej wspomniane „One in a million”.
Reszta zlała mi się w jedno. Ale najgorszy był zdecydowanie utwór „What
have I done”. Ne-Yo chciał nagrać subtelną balladkę, a wyszło mu
zupełnie odwrotnie. Co jeszcze napisać. Muszę przesłuchać poprzednie
albumy Ne-Yo. Z nadzieją, że kiedyś było lepiej.
Ocena: 

Najlepsze: One in a million, Genuine Only
Najgorsze: Beautiful Monster, Cause I said so, What have I done
Tytuł: In a Perfect World… Wykonawca: Keri Hilson Rok wydania: 2009 Gatunek: pop, r&b, hip hop
Wytwórnia: Zone 4
Ilość utworów: 14
Single: Energy, Turnin’ Me On, Return the Favro, Knock You Down, Slow Dance
|
Debiut tej amerykańskiej wokalistki „In a Perfect
World…” wydany miał być już w 2007 roku. Jednak przez finansowe problemy
wytwórni Zone 4 oficjalna data premiery została przesunięta na rok
2009. Od tamtego czasu Keri stale ulepszała piosenki. I jeśli to jest
szczyt jej możliwości… to jest źle. Za produkcje albumu odpowiadali m.
in. Timbaland, Polow da Don, Danja czy The Runaways. Jakby nie było to
ścisła czołówka choć m. in. Timbalandowi BARDZO często udaje się coś
skiepścić. Jeśli chodzi o gatunki zawarte na albumie, to to wcale nie
jest takie klasyczne r&b (jak np. w „Get your money up”). Więcej tu
popu i jego „rozwidleń” typu dance-pop i electropop („Return the
Favor”). Momentami pojawia się i hip hop („How does it feel”). Mieszanka
całkiem dobra. Gorzej z utworami. Choć pomysłowe, szybko się nudzą. Jak
chociażby „Make Love”. Już taki infantylny tytuł mnie odepchnął, a co
dopiero piosenka. Ledwo dobrnąłem do końca (tej piosenki). Ale jednak na
całym albumie jest kilka perełek. Wyżej wspomniane „Get your money”,
„Return the Favor” czy „How does it feel” to tylko niektóre z nich.
Całkiem dobrze prezentuje się samo „Intro”. A wracając do popu – nie mam
tego Keri za złe. M. in. takie „Alienated” mimo iż popowe, to bardzo
dobrze brzmi. Nie spodobało mi się za to „Turnin’ Me On” oraz „Slow
Dance”. W „Turinin’ Me On” Lil Wayne poradził sobie lepiej od samej
Hilson. Poza tym, utwór ten bardziej by pasował do drugiej płyty
wokalistki („No Boys Allowed”). Za to „Slow Dance”… jest strasznie
nużące. Nie przemawiają do mnie piosenki tego pokroju. No i w sumie na
dłuższą metę cały krążek jest dosyć nudny. Zmęczył mnie prawie tak
bardzo jak „Happiness” Hurts czy „Aphrodite” Kylie Minogue. Jednak to
był dopiero debiut Keri. Warto dać jej szansę.
Ocena: 


Najlepsze: Get Your Money Up, Energy, Intro
Najgorsze: Tell Him the Truth, Slow Dance, Make Love
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz