Miło było dla Was pisać...

środa, 22 czerwca 2011

"Whoa, Nelly!" Nelly Furtado & "Survivor" Destiny's Child


 Tytuł
: Whoa, Nelly!

 Wykonawca: Nelly Furtado
 Rok wydania: 2000
 Gatunek: pop, folk, trip hop, r&b
 Wytwórnia: Dreamworks Records
 Ilość utworów: 13
 Single: I’m Like a Bird, On The Radio, Turn Off The Light, Hey Man!

Zakochałem się w „Folklore”. Kupiłem i przekonałem się do „Loose”. Nadal nie polubiłem „Mi Plan”, ale to szczegół. Postanowiłem sięgnąć po „Whoa, Nelly!”. Debiut artystki jest zdecydowanie jej najprawdziwszym krążkiem. Widzimy tu taką Nelly jaką ona naprawdę jest. Nie nagrała dance-popowych, słodkich do bólu numerów, ale zaprasza nas do swego folkowego świata. Do przesłuchania albumu zachęciły mnie single jakie zostały z niego wypuszczone. Zarówno bardzo zwiewne (w pozytywnym sensie) „I’m Like a Bird”, nieco zadziorne „On The Radio (Remember The Days)” jak i trip hopowe „Turn Off The Light” mi się spodobały. Nie mogę się ostatecznie przekonać do „Hey Man!”, ale to już nieważne. A skoro już jesteśmy przy singlach. Nie można im odmówić przede wszystkim… szczerości. Nelly śpiewa w końcu You liked me til you heard my shit on the radio (PL: Lubiłeś mnie dopóki usłyszałeś moje g*wno w radiu). Brawo, nie każdy by to zaśpiewał. Za pierwszym przesłuchiwaniem płyty zwróciłem szczególną uwagę na kawałek „Baby Girl”. Jest bardzo ciekawy, interesujący. Zauważyłem też fragment tekstu brzmiący mniej więcej tak: „ber ma pa pa chi chi”. No cóż. Do najlepszych zaliczyłbym także „Legend” chociaż w tym momencie piosenki nie pamiętam. Ciekawą pozycją jest „Trynna Finda Way” – spodoba się osobom, które na co dzień słuchają hip hopu. Ja też się przekonałem. Są i ballady. Co prawda tylko dwie, ale jakoś z tego powodu nie żałuję. Bardzo lubię delikatne numery od Nelly takie jak np. „In God’s Hands” czy „Try”, ale te z debiutu nie są tak dobre. Pierwszą balladą jest „Scared of You”. To jest ta lepsza. Trwa ponad 6 minut, ale się nie nudzi. Wykonywana po części po angielsku, po części po portugalsku. Drugim spokojnym numerem jest „Onde Estás”. Ta podoba mi się znacznie mniej. A i tak największego minusa dostaje ode mnie głupiutkie „Party”. Może i nie byłby to tak kiepski kawałek, ale w pamięć rzuca się jedynie okropnie irytujący refren. Mam od niego ochotę wymiotować. Podsumowując, Nelly Furtado zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Na pewno będę często wracać do „Whoa, Nelly!”.

Ocena:
Najlepsze: Baby Girl, Legend, Trynna Finda Way, I Will Make U Cry
Najgorsze: Party, Onde Estas



 Tytuł
:
Survivor
 Wykonawca: Destiny’s Child
 Rok wydania: 2001
 Gatunek: r&b, pop
 Wytwórnia: Columbia Records
 Ilość utworów: 18
 Single: Independent Women, Survivor, Bootylicious, Emotion, Nasty Girl

Rok 2001. Debiut grupy Destiny’s Child zdążył się nam już znudzić, wytańczyliśmy się już do „The Writing’s on the Wall”. Czekamy na nowy materiał od dziewczyn. Świat obiega jednak plotka, że dziewczyny nie będą już razem nagrywać. Na szczęście to nieprawda. I w ten sposób powstało całe „Survivor”. Survivor to w polskim tłumaczeniu człowiek, który przeżył. Dziewczyny przeżyły i swoje przemyślenia umieściły w tytułowym kawałku. Jego tekst naprawdę podnosi na duchu. Szczególnie podoba mi się fraza śpiewana przez Michelle – After all of the darkness and sadness Soon comes happiness If I surround my self with positive things I’ll gain prosperity (PL: Wkrótce po ciemności i smutku przyjdzie radość Jeśli otoczę się pozytywami, powodzenie samo nadejdzie). Utwory na krążku są mądrze rozłożone. Na początku dostajemy sporą dawkę energii, dziewczyny zachęcają nas do tańca („Sexy Daddy”, „Independent Women”), dalej serwują nam nieco spokojniejsze piosenki („Apple Pie À La Mode”, „Perfect Man”), a w końcu serwują nam ballady („Brown Eyes”, „Emotion”). Mi się najbardziej podoba balladowa końcówka. Uwielbiam „Dangerously In Love”. I ta wersja, i ta zamieszczona na solowej płycie Beyonce od razu zdobyła moje uznanie. Równie dobre są też „Brown Eyes” (urocze) i „My Heart Still Beats” (soulowe). Jednak słuchając ich, mam wrażenie, że również mogłyby trafić na solowe albumy Bee. Kelly i Michelle udzielają się w nich sporadycznie lub wcale. Jednak o ile balladowa część trwająca od 12 do 15 utworu jest ok, tak sam koniec płyty to porażka. Za nic nie mogę się przekonać do „The Story of Beauty”. Piosenka okropnie mnie denerwuje i jest… po prostu kiepska. „Gospel Medley” jest całkiem niezłe, ale „Outro (DC-3) Thank You” to porażka. Ciekawym pomysłem było zawarcie w piosence swoich podziękowań, ale ten podkład muzyczny jest po prostu bez komentarza. Kiepskim pomysłem było też dodanie interlude. O ile „Bootylicious Interlude” (połączone z „Survivor”) da się przeżyć, tak „Emotion Interlude” i „The Story od Beauty Interlude” są usypiające. Jako całość dziewczyny zrobiły na mnie całkiem dobre wrażenie. Płyta bez rewelacji, gorsza od poprzednich, ale można posłuchać.

Ocena:

Najlepsze: Dance With Me, Survivor, Dangerously In Love, Bootylicious
Najgorsze: Sexy Daddy, Outro (DC-3) Thank You, Emotion, The Story of Beauty

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz