Miło było dla Was pisać...

sobota, 3 września 2011

"Glitter" Mariah Carey; "F.A.M.E." Chris Brown & "A Thousand Suns" Linkin Park

Tytuł: Glitter
Wykonawca: Mariah Carey
Gatunek: pop, r&b, funk, hip hopSingle: Loverboy, Never Too Far, Don’t Stop (Funkin’ 4 Jamaica), Reflections (Care Enough)
Filmu nie widziałem. Po co tracić czas. Jednak straciłem go więcej na trzykrotne przesłuchanie soundtracku do niego. „Glitter”. Już sam tytuł mnie odpycha (dla niezorientowanych glitter = błyszczeć). Nadal nie mogę uwierzyć,że za te piosenki odpowiedzialna jest Mariah Carey. Przecież uważałem ją za taką dobrą artystkę! Nawet „Emotions”jestem w stanie strawić. A „Glitter”?! Taką płytę wstanie byłbym nagrać jedynie jeśli powiedzieliby mi: ‚nagraj, a drzwi do kariery stoją przed tobą otworem’. Mariah tego nie potrzebowała. No, ale film opowiada o dziewczynie, która chce być sławna. Gra ją (jak nietrudno się domyśleć) Mariah. Płyta /soundtrack różni się od muzyki prezentowanej przez wokalistkę wcześniej. Płyty takie jak „Daydream” czy „Music Box” pełne były spokojnych, delikatnych numerów. Utrzymanych na wysokim poziomie, warto dodać. Tu panuje kiczowaty pop, funk, hip hop (wprowadzany przez gości) i gdzieś tam się przewija, niezauważone r&b. Ballady też się pojawiają. Nie spodziewajcie się jednak rewelacji. Nawet takie słabe, spokojne piosenki jak „It’s a Wrap” („Memoirs of an Imperfect Angel”) czy „Till the End of Time” („Emotions”) są lepsze od ‚glitterowych’ ballad. „Lead the Way” i „Twister” są strasznie nijakie, bez polotu. Nie spodziewałem się, że będę zmuszony dać do najlepszych raczej przeciętne ballady „Reflections (Care Enough)” i „Never Too Far”. W pierwszej podoba mi się tekst. Don’t you even care Just the slightest little bit for me Cause I reallyneed to feel you cared (PL: Czy to w ogóle się nie troszczysz? Nawet w najmniejszym stopniu? Bo naprawdę potrzebuję czuć, że się troszczysz). „Never Too Far” natomiast ukazuje siłę głosu Marii. Jednak to jest jej jedyny plus, bo sama piosenka jest bardzo przeciętna. Aż nie chce mi się wierzyć, że You’re never too far (PL: Nigdy nie jesteś za daleko) filmowa postać śpiewa do zmarłego, byłego chłopaka / producenta. Sprawa z tanecznymi utworami ma się gorzej, dużo gorzej. Podziwiam jednak Marię za zaproszenie tylu gości. W „Loverboy” śpiewa Cameo (?). W remixie tego kawałka (który jest zdecydowanie fajniejszy, ale mimo tego mi się nie podoba) rapują Da Brat i Ludacris. Przyćmili Marię. Oni, bardzo żywi i dynamiczni kontra drętwa, nudna Mariah = 1:0. W „If We” pojawiają się Ja Rule oraz Nate Dogg. Tym razem to oni odpowiedzialni są za porażkę. W piosence „Don’t Stop (Funkin’ 4 Jamaica)” pojawia się Mystikal. Swoją drogą – biedna Jamajka. Mystikal rapował także w piosence „Did I Do That?” z płyty „Rainbow”. „Want You” to featuring z Eric Benét, w trwającym prawie 7 minut, usypiającym „Last Night a DJ Saved My Life” słyszymy kolejno Busta Rhymes, Fabolous i DJ Clue. Najlepszy jest ten ostatni. Jego partie ograniczają się do krzyczenia co jakiś czas ‚DJ Clue!’. Znam już pozostałe płyty wokalistki, ale ta jest zdecydowanie najgorsza.
Ocena:
Najlepsze: Never Too Far, Reflections (Care Enough)
Najgorsze: cała reszta


Tytuł: F.A.M.E.
Wykonawca: Chris Brown
Gatunek: pop, hip hop, r&b
Single: Yeah 3x, Look at Me Now, Beautiful People, Next 2 You
Chris Brown od zawsze jest mi obojętny. Nie stracił w moich oczach za pobicie Rihanny. Postanowiłem jednak ocenić jego płyty. Na pierwszy ogień idzie jego ostatnie „dzieło” zatytułowane „F.A.M.E.” czyli po polsku „sława”. Myślałem, że płyta utrzymana będzie w dance popowym klimacie, na imprezę. Znałem „Yeah 3x” i „Beautiful People”, więc chyba mogłem tak pomyśleć, nie? Tutaj mnie jednak Chris zaskoczył. Wokalista wcale nie postawił na względnie dobrą zabawę i nie odciął się do końca od r&b. Jest tu nawet kilka ballad. Wolałbym jednak nawet house czy techno w jego wykonaniu. Takie ballady jak „No Bullshit” (nie przypuszczałbym, że piosenka o takim tytule będzie spokojna) czy „All Back” są wręcz straszne. Artysta (mogę go tak nazywać?) nie ma głosu do subtelnych, delikatnych numerów, melodie też są raczej przeciętne. Ale i tak największe zdziwienie wywołały u mnie spokojne piosenki „Wet the Bed” i „Next 2 You”. Pierwsza wykonywana jest razem z Ludacrisem. Po przesłuchaniu jej zaczynam doceniać utwory Honey czy Seleny Gomez z „When the Sun Goes Down”. Z kim piosenkarz wykonuje „Next 2 You” – wszyscy już to wiemy. Z zakałą muzyki, obecną ‚ikoną’ głupiutkiej, teen popowej muzyki – Justinem Bieberem. Z początku nie chciałem dać tego kawałka do najgorszych. Z czasem zaczynam jednak rozróżniać partie Justinka i już tak dobrze nie jest. Zdecydowanie za dużo tu ballad. Wymienić jeszcze jakieś? „Up 2 You”, „Should’ve Kissed You” i „She Ain’t You” są prawie równie kiepskie. Trochę lepiej sprawa ma się z tymi szybszymi, bardziej imprezowymi numerami. Nie spodziewajcie się jednak rewelacji. Może znacie „Yeah 3x”. Jest to jeden z tych numerów, na które reaguję alergicznie. Często puszczali go w radiu. Nie podoba mi się także zamykające tracklistę „Beautiful People”. Utwór wyprodukowany jest przez Benny Benassi. Koleś specjalizuje się w kiepskiej muzyce imprezowej. Nie inne jest „Beautiful People”. Spośród 13 piosenek spodobała mi się dokładnie jedna – „Look at Me Now”. Jednak niepotrzebna była w niej obecność Chrisa, ani trochę. Busta Rhymes sam świetnie by sobie poradził. Rapuje tak szybko, że nie wiem jak mógł się nie pomylić. Nie opłaca się jednak kupować płyty dla jednej dobrej piosenki.

Ocena:
Najlepsze: Look at Me Now
Najgorsze: Next 2 You, Wet the Bed, Beautiful People, No Bullshit

Tytuł: A Thousand Suns
Wykonawca: Linkin Park
Gatunek: soft rock, electronic
Single: The Catalyst, Waiting for the End, Burning in the Skies, Iridescent
Wiecie co? Linkin Park przez pewien czas byli jednym z moich ulubionych zespołów. Lubiłem ich muzykę, chociaż na co dzień słucham zupełnie innej muzyki. Ich debiut („Hybrid Theory”) spodoba się każdemu. To także jeden z plusów. Szkoda, że teraz nie będę mieć o nich podobnego zdania. Bo po zapoznaniu się z „A Thousand Suns” na pewno nie mogę powiedzieć o sobie „fan Linkin Park”. Ta płyta jest okropna. Zbyt nudna, monotonna jak dla mnie. Sporo tu spokojnych kawałków. Ok, lubię ballady. Te w wykonaniu Amy Lee, Marii Carey czy Christiny Aguilery wbijają w fotel. Te tutaj są straszne. Jedynie akustyczną perełkę „The Messenger” (brak elektroniki!) mogę zaliczyć do tych udanych, delikatnych numerów. Pozostałe mi się nie podobają. Takie piosenki jak „Robot Boy”, „Burning in the Skies” czy „Iridescent” są moim zdaniem okropne. Mojego zdania o krążku nie polepszają intra. Już liczę ile ich jest. 1,2,3… 6! „Fallout” i „Wisdom, Justice and Love” mają w sobie naprawdę dużo elektroniki, „The Requiem” i „The Radiance” są praktycznie takie same, ale i tak najgorszym intrem jest „Jornada del Muerto”. Nic się w nim nie dzieje. Tylko powtarzane cały czas zdanie Lift me up, Let me go (PL: Wznieś mnie, Pozwól mi odejść) w różnych językach. Taki sam fragment tekstu pojawia się też w singlowym „The Catalyst”. A skoro już jesteśmy przy tej piosence. Pierwsza minuta i 30 sekund są nieziemskie. Wręcz uwielbiam fragment gdy Chester zaczyna śpiewać. Ale dalej… Czy ja dobrze słyszę? Techno? Gdyby nie ta melodia, która z czasem staje się coraz bardziej wyrazista, „The Catalyst” mogłoby być super piosenką. Najlepszą piosenką na płycie jest „Blackout”. Jedyna tak wykrzyczana, szalona właśnie piosenka. Wydaję mi się, że za jej sprawą przeniosłem się na chwilę do „Hybrid Theory”. Jednak druga część piosenki zupełnie mi się nie podoba. Lubię także dwa bardzo rapowane utwory „Wretches and Kings” i „When They Come for Me”. Teksty może i są na wysokim poziomie, ale nawet najlepszy tekst można zniszczyć kiepską muzyką. I to właśnie mamy tutaj. Kiepską muzykę. Płyta jest nudna i przewidywalna. Rock to to nie jest, co najwyżej jego bardzo, bardzo lekkie wydanie. Dziękuję jednak Linkinom za nagranie „A Thousand Suns”. Już wiem do czego zasypiać.
Ocena:
Najlepsze: Blackout, Wretches and Kings, When They Come for Me
Najgorsze: Wisdom, Justice, and Love; Fallout; Iridescent; Robot Boy; Jornada del Muerto

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz