Miło było dla Was pisać...

sobota, 1 października 2011

"Secrets" Toni Braxton & "Lethargie" Sellyy


Tytuł
: Secrets
Wykonawca: Toni Braxton
Gatunek: pop, r&b
Single: You’re Makin’ Me High, Un-Break My Heart, I Don’t Want to, How Could an Angel Break My Heart Trzy lata przed wydaniem płyty „Secrets” Toni wydała debiutancki krążek „Toni Braxton”. Tamten album nie zachwycił mnie, ani trochę. Kompletnie mi się nie podoba. Jednak dzięki niemu trochę bardziej doceniłem „Secrets”. Nadal uważam, że ta płyta jest niemiłosiernie nudna, ale w porównaniu do poprzedniej wypada na plus. Toni serwuje nam zabójczą dawkę spokojnych numerów. Dosłownie zabójczą. Na 12 piosenek, są tu może ze dwie nieco żywsze. Zostały jednak ‚podane’ w dosyć głupi sposób. Umieszczono je na początku krążka. Pozostałe kawałki są bardzo spokojne i usypiające. Ale od początku. Płytę rozpoczyna utwór „Come on Over Here”. Jak już mówiłem jest trochę żywszy. Przypomina trochę „Candlelight” z „Toni Braxton”. Mógł to być inny utwór, ale kompletnie tamtych nie pamiętam. Ogólnie jednak „Come on Over Here” zdobyło moje uznanie. Następny utwór to singlowe „You’re Makin’ Me High”. Jest baaardzo podobny do „Come on Over Here”, ale jest niestety znacznie gorszy. Szczególnie nie lubię refrenu i fragmentów, w których padają tytułowe słowa. Toni za bardzo to ‚wyje’. Jej wokal ogólnie średnio mi się podoba, a tu brzmi wręcz koszmarnie. Przy trzecim utworze zacząłem się zastanawiać kiedy skończy się cierpienie. „There’s No Me Without You” jest spokojniejsze od poprzedników, ale całkiem do nich podobne. Na szczęście czwarty kawałek sprawił, że zapomniałem o poprzednich, średnio udanych utworach. Chyba nie muszę nawet mówić o jaki utwór mi chodzi. Oczywiście o „Un-Break My Heart”. Jest to bodajże największy hit Toni Braxton. Teraz taka piosenka przeszłaby niezauważona. Dlaczego? Bo to ballada. Nawet to, że jest genialna prawdopodobnie nie zwróciłoby uwagi ludzi. No cóż, na szczęście „Secrets” zostało wydane ‚trochę’ wcześniej i singiel cieszył się zasłużoną popularnością. Melodia? Cudowna. Wokal? Nie razi tak jak w niektórych piosenkach. Tekst? Mimo, że opowiada o miłości, to mi się podoba. Un-break my heart Say you’ll love me again Undo this hurt you caused When you walked out the door (PL: Ulecz moje serce Powiedz, że znów mnie pokochasz Cofnij ten ból, który spowodowałeś Kiedy wszedłeś za drzwi). Pozostałe utwory… Wszystkie są do siebie podobne i niemiłosiernie nudne. Nienawidzę „Talking in His Sleep”. Muzyka jeszcze daje radę. To wokalistka zniszczyła ten kawałek. Brzmi okropnie. W „Why Should I Care” zagłuszają ją nijakie chórki. A szkoda, bo gdyby nie to, to mogłaby być niezła piosenka. Płyta średnio mi się podoba. Jest lepsza niż poprzednia, ale do ideału nadal sporo brakuje.
Ocena:
Najlepsze: Un-Break My Heart, How Could an Angel Break My Heart
Najgorsze: Find Me a Man, Talking in His Sleep

Tytuł: Lethargie
Wykonawca: Sellyy
Gatunek: pop rock, electronic
Single: Alles schläft, Lethargie, Easy Come Kiedy właściwie poznałem tą austriacką piosenkarkę? W maju tego roku, kiedy to Inna_odInnych oceniała jej płytę (jej recenzję możecie przeczytać tutaj). Zainteresowałem się nią. Gdy przeczytałem, że artystka gra muzykę nawiązującą do gotyku, jeszcze bardziej u mnie ‚zawrzało’. Długo zwlekałem jednak z przesłuchaniem „Lethargie”. Teraz, po przesłuchaniu, czuję niedosyt. O co tyle szumu? Wierzę, że Sellyy ma przed sobą lata pracy i może jeszcze nagra coś co zmiecie te wszystkie Gagi i Rihanny z powierzchni ziemi. Ale teraz perfekcyjnie nie jest. Jaki jest największy minus krążka? Wokalistka dała sobie przepuścić głos przez syntezator. O ile czasem to jeszcze tak nie razi, tak w niektórych momentach bolą mnie od tego uszy. Płytę otwiera singlowy utwór „Alles schläft”. Jest to całkiem niezły numer. Jego zwrotki są świetne. Refren jest gorszy, ale i tak ta piosenka należy do najlepszych. W jej piosenkach to częsty ‚zabieg’: niezłe zwrotki i kiepski refren. Drugą piosenką jest „Alles was bleibt”. Z tego utworu zapamiętałem jedynie okropnie przerobiony wokal artystki i zbyt często powtarzane Alles was bleibt w refrenie. Następna piosenka („Letzte Krieger”) jest znacznie fajniejsza. W zwrotkach po raz kolejny mamy do czynienia z komputerem, ale refren jest super. „Todeskuss” trochę mnie rozczarowało. Spodziewałem się fajnej balladki, pierwsza zwrotka jest całkiem dobra, ale później męczy powtarzany ciągle ten sam, taneczny bit. No i dalej jest rzeź. Od numeru 5 zaczyna się zdecydowanie najgorsza część płyty. W „Weißt du es nicht” nie cierpię refrenu, a szczególnie fragmentów, w których Sellyy ‚wyje’ tytułowe słowa. „Ich wein nicht” jest duetem z niejaką Luzią Nestler. Możliwe, że jest operową śpiewaczką. Ma głos pasujący do takich numerów. W tej piosence Sellyy ją zniszczyła. Kompletnie nie podoba mi się wokal Luzii. A jeszcze niektóre fragmenty są tak mocno zaakcentowane elektroniką, że nie potrafię słuchać tej piosenki. To jeszcze nie koniec cierpień. „Easy Come” jest najgorszą piosenką na albumie. Zwrotki są nudne i usypiające, refren koszmarny. „Deine schwarze Augen” jest z kolei utworem strasznie nijakim, gubiącym się pośród pozostałych. Następne dwie piosenki („Zaubermaschine” i „Lethargie”) trochę wokalistkę rehabilitują. Pierwsza nadaje się na imprezę. Ma taki klimat, a przynajmniej mnie się tak wydaje. Można do niej potańczyć. „Lethargie” wyróżnia się przez powtarzane du i und du. Z początku mnie to denerwowało, ale teraz uważam, że to całkiem fajny dodatek i podoba mi się to. „Nur mit dir” ma ciekawy początek i… to wszystko. „Schatten der Nacht” ni to mnie ziębi, ni grzeje. Uważam, że krążek jest mocno średni. Sellyy mogła się bardziej postarać, ale wierzę, że stać ją na nagranie płyty na znacznie wyższym poziomie.

Ocena:
Najlepsze: Letzte Krieger, Alles schläft, Lethargie
Najgorsze: Alles was bleibt, Easy Come, Deine schwarze Augen

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz