Miło było dla Was pisać...

sobota, 26 listopada 2011

"Celebration" Madonna; "Lights" Ellie Goulding; "Dookie" Green Day & "Minutes to Midnight" Linkin Park


Tytuł: Celebration (wersja jedno płytowa)
Wykonawca: Madonna
Gatunek: pop, dance pop
Single: Celebration W roku 2009 Madonna postanowiła podsumować swoją karierę. Już wcześniej wydała kompilację hitów zatytułowaną „The Immaculate Collection”. Tamta składanka miała jednak dla fanów jakąś wartość. Znalazły się na nim zupełnie nowe aranżacje starych singli. Te tutaj niczym się nie różnią od albumowych wersji. Nie mam jej tego za złe. Miło sobie usiąść i powspominać ponad dwudziestoletnią karierę wokalistki. Na ocenianej przeze mnie wersji krążka (osiemnaście piosenek) znajdziemy jeden nowy singiel – tytułowe „Celebration”. Zapychacz? Na siłę nagrany utwór? Być może. Jak dla mnie to jeden z najgorszych utworów królowej. Poprzednia płyta („Hard Candy”) średnio mi się podobała, a „Celebration” to pociągnięcie złej passy. Tekst tej piosenki również nie jest zbyt ambitny. Come join the party It’s a celebration Anybody just won’t do (PL: Przyłącz się do imprezy To jest świętowanie Nikt po prostu tego nie zrobi). Większość piosenek jest jednak dobrych. Uwielbiam chociażby „Frozen” – utwór promujący płytę „Ray of Light” (1998). Muzyka w tej piosence jest rewelacyjna (szczególnie podoba mi się nieco bardziej dramtyczny moment około 3. minuty, 20. sekundy). Wykonanie Madonny perfekcyjne. Nie śpiewa na siłę, jej głos jest pełen emocji. No i ten tekst. Opowiada o miłości. Artystka śpiewa m.in. Mmm, if I could melt your heart (PL. Mmm, jeśli mogłabym rozpuścić twoje serce); You only see what your eyes want to see (PL: Widzisz tylko to co chcesz widzieć) czy Love is a bird, she needs to fly (PL: Miłość jest ptakiem, potrzebuje latać). Bardzo podoba mi się też inny utwór z tego samego krążka – kawałek o tytule „Ray of Light”. Piosenka jest przebojowa, taneczna. Momentami zahacza o house czy nawet techno. Niektórych może zrazić wokal Madonny w niektórych momentach, ale ja to uwielbiam. Naprawdę. Do mojego top 3, obok „Frozen” i „Ray of Light”, należy oczywiście „Like a Prayer”. Cieszę się, że umieszczono tu ‚normalną’ wersję tej piosenki. Ta z „The Immaculate Collection” trochę mniej mi się podoba. Ta jest z kolei genialna. Ostatnim numerem, który zaliczam do najlepszych jest „Material Girl”. Sam sobie nie dowierzam. Kiedyś nie znosiłem tego kawałka. Teraz bardzo go lubię. Wokalistka fajnie brzmi w dance popowym podkładzie. Tekst jest w sumie prawdziwy. Żyjemy w materialistycznym świecie. Ja sam mógłbym zaśpiewać ‚I’m a material boy’ ;) Szczególnie lubię początek pierwszej zwrotki: Some boys kiss me, some boys hug me I think they’re ok If they don’t give me proper credit I just walk away (PL: Niektórzy chłopcy mnie całują, niektórzy mnie przytulają Myślę, że są ok Jeśli nie dają mi dużo kasy Po prostu odchodzę). Do nieco niżej ocenianych (ale nadal bardzo często słuchanych) utworów należą z pewnością „Like a Virgin”, „Hung Up” czy „Vogue”. No i „Express Yourself”. Trochę szkoda tej piosenki. Jest lepsza od pozostałych, ale z drugiej strony do „Like a Prayer” czy „Frozen” jeszcze jej brakuje. Niestety nie wszystkie utwory zdobyły moje uznanie. Taneczne „Music” i ballada „Open Your Heart” są mocno przeciętne. Jednak one i tak wypadają całkiem pozytywnie ‚w starciu’ z „La Isla Bonita” i „Holiday”. Tej pierwszej nie znoszę odkąd pamiętam. „Holiday” było pierwszym hitem Madonny. Męczy w nim taneczny podkład. Wokalistka brzmi w numerze koszmarnie. Jedynie wers Holiday! Celebrate! (PL: Wakacje! Świętujmy!) mi się podoba. Cała składanka jest ok. Wybrano całkiem niezłe piosenki. Ale ta najnowsza („Celebration”) trochę odstrasza mnie od nowego krążka Madonny, który wyjdzie pewnie w przyszłym roku.
Ocena:
Najlepsze: Frozen, Ray of Light, Material Girl, Like a Prayer
Najgorsze: Celebration, Holiday, La Isla Bonita


Tytuł
: Lights
Wykonawca: Ellie Goulding
Gatunek: pop, indie pop, electropop
Single: Under the Sheets, Starry Eyed, Guns and Horses, The Writer Od dawna już mówię sobie: przesłuchaj krążek Ellie Goulding. Ostatecznie to Wy mnie do tego przekonaliście, zamawiając ten album do recenzji. Trochę się go bałem. Znałem dwa single – „Starry Eyed” i „Your Song” (reedycja) – które nie zrobiły na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia. Cała płyta jest dość przeciętna. Ellie ma nieco dziecinny, jeszcze nierozwinięty wokal. W muzyce denerwuje mnie elektronika. Nawet jeśli w niektórych utworach mamy elementy folku czy indie popu, tak elektronika wszystko ‚przykrywa’. Płyta trochę przynudza. Nie pamiętam praktycznie żadnych piosenek poza kojarzonymi przeze mnie już wcześniej „Starry Eyed” czy „The Writer”. Muszę korzystać z robionych przeze mnie notatek. Podobają mi się dokładnie trzy piosenki spośród dziesięciu. Przede wszystkim „Every Time You Go”. Utwór się wyróżnia. Pozostałe piosenki mają dość spokojną melodię, są do siebie podobne. Ta nie jest tak usypiająco spokojna, ma całkiem fajny, taneczny bit. Nie taki z rodzaju ‚łupiących’, ale całkiem przyjemnych. Drugą piosenką, którą lubię jest „Guns and Horses”. Zwrotek za bardzo nie pamiętam. Jedyne co pamiętam to to, że mi się podobały. Refren jest bardziej chwytliwy. Podoba mi się. Nawet do tego ‚I would, I would, I would’ się przekonałem. Ostatnią piosenką, którą zaliczyłbym do najlepszych jest „The Writer”. Ma naprawdę piękną (no ładną; piękną to może za dużo słowo) melodię, Ellie brzmi dziecinnie, ale już się do tego przyzwyczaiłem i nawet tego nie zauważam. Pozostałe utwory są albo przeciętne, albo słabe. „Wish I Stayed” i „I’ll Hold My Breath” są nijakie, bez polotu. Są też do siebie podobne co sprawie, że trudno którąkolwiek zapamiętać. Nienawidzę z kolei „Starry Eyed”. Znam ten utwór chyba odkąd został wydany. Często lata na MTVNHD. Nigdy mi się ta piosenka nie podobała. Zwrotki są słabe, ale to refren jest największą porażką. Szczególnie denerwujące jest to Oh, everybody’s starry-eyed And everybody glows (PL: Oł, każdego błyszczące oczy I wszyscy błyszczą). „Salt Skin” z początku mi się podobało, ale jest za długie (ponad 4 minuty; niby nie takie długie, ale jednak) i strasznie szybko się nudzi. Mi się znudziło już przy drugim przesłuchaniu. Warto (?) wspomnieć jeszcze o „Under the Sheets”. Trochę się już do tej piosenki przekonałem, ale kiedyś uważałem ją za najgorszą z „Lights”. Początek jest okropny. Ellie takim cieniutkim głosem śpiewa Like all the boys before, like all the boys, boys, boys, boys (PL: Jak wszyscy chłopcy wcześniej, jak wszyscy chłopcy, chłopcy, chłopcy, chłopcy). W pamięć rzucił mi się jeszcze fragment ‚we’re under the sheets and you’re killing me’. Tak, to mnie zabija. Płyta tej brytyjskiej wokalistki nie zrobiła na mnie nie wiadomo jakiego wrażenia. Jest jednak całkiem przyjemna. Ciekawe jak rozwinie się kariera Ellie Goulding.
Ocena:
Najlepsze: Every Time You Go, Guns and Horses, The Writer
Najgorsze: Starry Eyed, Salt Skin, This Love (Will Be Your Downfall)

Klikając w obrazek poniżej przeniesiecie się na YouTube, gdzie możecie posłuchać piosenek z ocenianej przeze mnie płyty Green Daya.

Tytuł: Dookie
Wykonawca: Green Day
Gatunek: rock, punk rock
Single: Longview, Welcome to Paradise, Basket Case, When I Come Around, She
Green Day nie osiągnęli wielkiego sukcesu z płytą „Kerplunk!”. Poprzednie EP-ki też przeszły niezauważone. Oni się jednak nie poddali. W 1994 roku ukazał się krążek „Dookie”. Wielki sukces komercyjny. Około 15 milionów sprzedanych egzemplarzy mówi samo za siebie. Szkoda tylko, że muzyka uległa pogorszeniu. Chłopcy przez te dwa lata, w ogóle się nie rozwinęli. Nadal grają rock i punk rock. Ok. Nie mam im tego za złe. Przeciwnie. Problem w tym, że to co na „Kerplunk!” było lekkie, przyjemne, tu nie robi na mnie żadnego wrażenia. Niestety. Oryginalność tej płyty kończy się na okładce. Jest tu kilka piosenek, które lubię, ale sporo tu i takich, które niczym się nie wyróżniają i są przeciętne. Do tych pierwszych należy z pewnością „Burnout”. Utwór godnie otwiera krążek. Głównym instrumentem jest tu perkusja. Bardzo podobają mi się instrumentalne fragmenty, Billie na szczęście nie ‘skopał’ tej piosenki. Jego wokal bardzo dobrze tu pasuje. Muszę przyznać, że utwór nie jest jakiś specjalnie świetny, ale na tle pozostałych i tak wypada na plus. Dalej mamy kilka słabszych piosenek i, z numerem 5, singiel “Welcome to Paradise”. Piosenka znalazła się wcześniej na płycie „Kerplunk!”. Wersja ‘dookiowa’ jest gorsza, ale i tak mi się podoba. Poza tym dopiero przy słuchaniu tej wersji zdałem sobie sprawę, że wiele razy już ten utwór słyszałem. Często leci w migawce reklamowej VH1 European. Z pozostałych piosenek lubię jeszcze „All by Myself” – ukryty utwór. Nie wiem po co było go ukrywać. W końcu, na tle reszty, wypada całkiem pozytywnie. Został napisany przez perkusistę grupy – Tré Cool. Ten sam koleś odpowiedzialny jest za „Dominated Love Slave” z poprzedniego albumu. Oba te numery jednak się różnią. Poprzedni jest utrzymany w stylu… country. Ten ma coś z reggae. Wolę jednak ten utwór. Na pewno nie jest idealny, ale jest śmieszny, ciekawy, wyróżnia się. Pozostałe piosenki… Nuda. W „Chump” mamy do czynienia ze zdecydowanie za długą perkusyjną solówką. Nie równa się niestety z tą z „Burnout”. „Pulling Teeth” i „Sassafras Road” są nudne, bez polotu. „Longview” ciągnie się i ciągnie, w nieskończoność. „When I Come Around” to po prostu powtarzana ciągle, jedna melodia. Utworów takich jak „She” czy „Having a Blast” nawet się nie zauważa. Zbyt często powtarza się tu jeden schemat, podobne melodie. „In the End” jest męczącą piosenką. Jedynym jej plusem jest to, że nie trwa nawet 2 minut. Za najgorszy utwór uznaję jednak „F.O.D.”. Jest spokojny, ale nieciekawy. Słowem kiepski. Chłopcy nie wyszli poza schemat. Nagrali po prostu to co było dla nich najłatwiejsze. Mieli nadzieję, że tym razem wypali. Wypaliło, ale mnie to nie rusza. Mam nadzieję, że następny krążek będzie lepszy.
Ocena:
Najlepsze: Welcome to Paradise, All by Myself, Burnout
Najgorsze: Pulling Teeth, Sassafras Road, Having a Blast, F.O.D.

Tytuł
: Minutes to Midnight
Wykonawca: Linkin Park
Gatunek: alternative rock, rock
Single: What I’ve Done, Bleed It Out, Shadow of the Day, Given Up, Leave Out All the Rest
Po świetnej płycie „Meteora” (2003) Linkini udali się na przerwę. Popracowali ‚pobocznie’ (Fort Minor), koncertowali i… nagrali swój (wówczas) najgorszy krążek. Rozumiem brak weny i pomysłów. Najlepiej określa to Mike w piosence „Bleed It Out”: Yeah, here we go for the hunderdth time (PL: Yeah, nadchodzimy już setny raz). Dla mnie jednak mogliby czekać i 10 lat z wydaniem albumu. Byleby był świetny, naprawdę genialny. A tak jest jest niedopracowany, nieco nudny. Czy to wina ograniczenia wpływów Mike’a w tworzenie płyty? Pojawia się on jedynie w dwóch piosenkach – „Bleed It Out” i „Hands Held High”. Nie wiem. W każdym razie dobrze nie jest. Płyta może nie jest zła, ale czy w ogóle można to porównać do dwóch poprzednich? Chłopcy złagodnieli. Na płycie są ze 3 szybkie, żywe numery. Reszta to ballady i spokojne piosenki. Może zacznę od tych, które lubię najbardziej. Są to (jak chyba zdążyliście się już domyśleć) te 3 mocniejsze kawałki. Przede wszystkim „Given Up”. Świetna piosenka. Muzycznie, wokalnie (te wrzaski!) i tekstowo. I’ve given up; I’m sick of feeling Is there nothing you can say? Take this all away; I’m suffocating Tell me what the fuck is wrong with me! (PL: Poddałem się; Mam dosyć czucia Nie masz nic do powiedzenia? Zabierz to wszystko; Duszę się Powiedz mi, co do cholery jest ze mną nie tak!). Najbardziej jednak podoba mi się bridge. Wtedy to dopiero Chester daje czadu. Uwielbia też „Bleed It Out”. Jak już pisałem, to jedna z dwóch piosenek, w których Mike rapuje. Chester tylko mu wtóruje. Mam jednak wrażenie, że utwór składa się jedynie z dwóch części: refrenu i ‚części pozarefrenowych’. Tych pierwszych jest więcej xD Ale i tak bardzo ją lubię. No i mój numer 3 – „No More Sorrow”. Bardzo fajna, rytmiczna piosenka. Tutaj wokalista również raczy nam trochę powrzeszczeć. I dobrze! Tekst też mi się podoba. Opowiada o politykach i hipokrytach. Are you lost in your lies? Do you tell yourself I don’t realize Your crusade’s a disguise Replaced freedom with fear (PL: Zagubiłeś się wśród swoich kłamstw? Wmawiasz sobie, że nie zdajesz sobie sprawy Twoja krucjata jest przykrywką Zastąpiłeś wolność strachem). Z pozostałych numerów podoba mi się kojące „In Pieces” (ciekawa piosenka) i „What I’ve Done” (świetny tekst). What I’ve done I’ll face myself To cross out what I’ve become Erase myself And let go of what I’ve done (PL: Co ja zrobiłem Zmierzę się z samym sobą By przekreślić to, czym się stałem, Oczyścić swoje imię I zapomnieć o tym co zrobiłem). Muzycznie „What I’ve Done” mogłoby być ostrzejsze, bardziej w stylu poprzednich płyt, ale i tak zaliczam utwór do najlepszych. Co dalej? „Leave Out All the Rest” znam od dawna. Zawsze mi się podobało, ale na tle piosenek takich jak „Given Up” czy „No More Sorrow” gorzej się prezentuje. „Shadow of the Day” jest ok, „Valentine’s Day” przynudza, mimo tego, że pod koniec się rozkręca. Chester śpiewa w tym numerze nie jak Chester. Szczególnie na początku ma taki cienki głosik. „The Little Things Give You Away” to długa, akustyczna ballada (prawie 7 minut); jest dobra, ale zestawienie jej z „In Between” i „Valentine’s Day” było najgorszym co mogli zrobić. Razem trochę przynudzają. Nie lubię szczególnie „In Between”. Baaardzo ciekawy numer. Tak bardzo, że już nieraz przy nim zasnąłem. Najbardziej jednak nie lubię „Hands Held High”. Rapowane zwrotki są co prawda całkiem niezłe, ale refren (amen, amen…) i końcówka są straszne; psują całe dobre wrażenie. A tekst? Jak dla mnie jest bez sensu. Like they understand you in the back of the jet When you can’t put gas in your tank These fuckers are laughing their way to the bank and cashing the check Asking you to have compassion and have some respect (PL: I że niby rozumieją twoje potrzeby, siedząc w swoich odrzutowcach, podczas Gdy ciebie nie stać na zatankowanie auta, i ci pier**lcy śmieją się podczas drogi do banku, realizując czeki mówią, żebyś odczuwał współczucie, i darzył szacunkiem). Chłopcy chcieli zrobić coś innego. No i zrobili. Płyta jest gorsza od „Hybrid Theory” i „Meteora”, znacznie lepsza niż „A Thousand Suns”. Lubię czasem i do tego powrócić.
Ocena:
Najlepsze: Given Up, Bleed It Out, No More Sorrow, What I’ve Done
Najgorsze: In Between, Hands Held High, Valentine’s Day

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz