Tytuł: Schrei
Wykonawca: Tokio Hotel
Gatunek: pop rock, power pop
Single: Durch den Monsun, Schrei, Rette mich, Der letzte Tag
Długo musiałem się przekonywać do muzyki Tokio Hotel. W tym czasie kiedy się za nimi szalało (bądź się ich nienawidziło) ja za bardzo się muzyką nie interesowałem. Ich jednak zawsze kojarzyłem. Z początku byli mi obojętni. „Durch den Monsun” nigdy mi się za bardzo nie podobało. Od poznania twórczości chłopaków jeszcze bardziej odsunęła mnie ich ostatnia płyta pt. „Humanoid”. Kiepska jest. „Schrei” jest na szczęście lepsze. Co mi się przede wszystkim podoba w piosenkach tu zawartych? Wydaje mi się, że wszystkie są takie energiczne i optymistyczne. A przynajmniej większość. Zaczyna się świetnie – tytułowy utwór „Schrei” jest moim zdaniem genialny. Jest zdecydowanie najostrzejszym numer na płycie o tym samym tytule. Początek jest mocny. Dalej nieco się uspokaja. Jednak w refrenie Bill daje czadu. Zresztą się nie dziwię. W końcu tytuł tej piosenki to ‚krzycz’. Tekst piosenki też na plus: Schrei! Bis du du selbst bist Schrei! Und wenn es das Letzte ist Schrei! Auch wenn es weh tut Schrei so laut du kannst (PL: Krzycz! Aż będziesz sobą Krzycz! I gdy to ostatnia rzecz jest Krzycz! Nawet, kiedy to sprawia ból Krzycz tak głośno jak możesz). Do „Durch den Monsun” nawet się przekonałem. Jest to spokojny kawałek. Pod koniec jednak się rozkręca i przechodzi do bardziej rockowych momentów. Czasem jednak utwór nadal trochę mnie nudzi. Do mych ulubionych należeć na pewno nie będzie. Pozostałe piosenki różnią się od tych dwóch. Są to głównie energiczne piosenki utrzymane w stylu pop rock i power pop. Są i ballady. Uwielbiam wręcz utwór „Leb die Sekunde”. To bardzo pozytywna, optymistyczna piosenka. Bardzo podoba mi się jej refren i sam tekst: Leb die Sekunde Hier und jetzt Halt sie Fest Leb die Sekunde Hier und jetzt Halt sie fest Sonst ist sie weg! Sonst ist sie weg! (PL: Żyj sekunda – tu i teraz – zatrzymaj ją Żyj sekundą – tu i teraz – zatrzymaj ją bo ucieknie – bo ucieknie). Gdy słucham tego utworu – uśmiecham się. Lubię też dwie inne piosenki – „Freunde bleiben” i „Jung und nicht mehr jugendfrei”. One też są bardzo przyjemne, radosne. Miło się ich słucha. Lubię do nich wracać. W pierwszej podoba mi się chórek na końcu. O „Jung und nicht mehr jugendfrei” nic więcej nie umiem napisać. Po prostu mi się podoba. Po kilku przesłuchaniach płyty przekonałem się do singlowego numeru „Der letzte Tag”. Z początku nawet tego utworu nie zauważałem. Teraz dziwię się dlaczego. Może nie jest to utwór na miarę „Schrei”, ale jest naprawdę dobry. W „Ich bin nich’ ich” najbardziej podoba mi się bridge. Spokojne zwrotki także są niezłe. Jedynie refren średnio mi się podoba. W niektórych fragmentach „Laß uns hier raus” Bill strasznie fałszował. I jak dla mnie to ogromny minus tej piosenki i jest tym samym jedną z najgorszych. Są tu jeszcze dwie inne piosenki, które mi się nie podobają: „Rette mich” i „Unendlichkeit”. Są jakieś takie nijakie, mało interesujące. W „Rette mich” nie podoba mi się wykonanie. Nawet w ‚video version’ ze zmienionym wokalem ten utwór brzmi słabo. Cała płyta zrobiła na mnie pozytywne wrażenie. Jest znacznie lepsza niż „Humanoid”. Z chęcią sięgnę także po drugi krążek grupy – „Zimmer 483″. Warto.
Ocena:
Najlepsze: Schrei, Jung und nicht mehr jugendfrei, Leb die Sekunde, Freunde bleiben
Najgorsze: Laß uns hier raus, Unendlichkeit
Tytuł: Best of LaFee
Wykonawca: LaFee
Gatunek: rock, deustch-rock
Single: Der Regen fällt (2009)
Rok 2009 z pewnością nie jest najlepszym w karierze LaFee. Najpierw słabo sprzedająca się płyta „Ring frei”, później odejście od wokalistki managera i zespołu. Na szybko wydano „Best of LaFee”, a artystka udała się na przerwę. Przyznam, że za bardzo się nie postarali. Zdecydowanie za szybko to wydali. Na krążku nie ma ani jednej nowej piosenki. Fani nie znali raptem nieco odświeżonej wersji „Der Regen fällt”. Tak naprawdę mógłbym napisać tylko o tej piosence. Wydaje mi się, że nie nagrywano jej od nowa. To prędzej wersja albumowa z dodanymi nowymi instrumentami z wersji orkiestrowej. Lubię tą wersję, ale szczerze mówiąc wolę słuchać ‚zwykłej’ i orkiestrowej oddzielnie. Razem nie powala, ale jak mówiłem – lubię tą wersję. Wcześniej nie znałem też innej piosenki – „Du liebst mich nicht”. To jedna z najbardziej wyróżniających się piosenek LaFee. Wokalistka nawet w niej… rapuje! Wydaje mi się, że śpiewa z zatkanym nosem, ale to też ma swój urok. Z początku nie znosiłem tego utworu. Teraz jednak całkiem mi się spodobał i uważam, że dodanie go tutaj było przemyślaną decyzją. Ci, którzy znali tylko podstawowe wersje płyt LaFee, na pewno ucieszą się jeszcze z jednej ‚nowej’ piosenki (a właściwie nowej wersji) – „Sterben für dich” (Piano Version). Moim zdaniem ta wersja jest śliczna. Podoba mi się nawet bardziej niż oryginał. Może i nie dorównuje orkiestrowej wersji, ale i tak ją uwielbiam. Pozostałe utwory to głównie starsze single wokalistki. Są to jednak ‚radio’ i ‚video’ wersje dzięki czemu ci co to tworzyli mogą powiedzieć: ‚ha! daliśmy tu coś nowego’. W „Virus” bardzo podoba mi się dodana (?) gitarowa solówka zagrana chyba przez Rickiego. Świetnie to brzmi i dzięki temu jeszcze bardziej doceniłem ‚wirusa’. W „Prinzesschen” skrócono gitarowy początek. Może wycięli / dodali coś jeszcze, ale ja nie zauważyłem więcej zmian. Więc standardowo: uwielbiam tą wersję
Ocena:
Najlepsze: Wszystko oprócz:
Najgorsze: Normalerweise
Tytuł: My Kind of Christmas
Wykonawca: Christina Aguilera
Gatunek: pop, muzyka świąteczna
Single: Christmas Time, The Christmas Song
Tak to właśnie jest jak artysta nie jest pewny siebie i boi się, że zaraz przestaną się nim interesować. Był wtedy czas, że od Christiny co chwilę otrzymywaliśmy coś nowego. Rok po niezłym debiucie zatytułowanym po prostu „Christina Aguilera”, otrzymaliśmy od niej hiszpańskojęzyczne wersje piosenek (album „Mi Reflejo”) a ledwo miesiąc (!) później już możemy się cieszyć płytą „My Kind of Christmas”. O „Just Be Free” nawet nie wspomnę. Świątecznych utworów Kryśki na szczęście da się słuchać. Co najbardziej mi się w nich podoba? To, że nie są to taneczne numery. Nie są też balladami. To dość przebojowe, ale wciąż spokojne piosenki. Oczywiście zdarzają się momenty z wyraźną przewagą muzyki tanecznej („Christmas Time”, „This Christmas”). Są i ballady („Have Yourself a Merry Little Christmas”, „The Christmas Song”). Ogólnie to jednak coś pośrodku. Płytę otwiera wspomniana już wcześniej piosenka „Christmas Time”. Rozpoczyna ją śmieszny chórek. Z początku odstraszało mnie to trochę od poznania całego utworu. Pomyślałem jednak: raz kozie śmierć i… bardzo polubiłem ten utwór. Ta taneczna melodia jest bardzo fajna. Już nawet ten chórek mi nie przeszkadza. Następny numer („This Year”) zdecydowanie mniej mi się podoba. Brak mi w nim świątecznej magii. Równie dobrze mógłby się znaleźć na studyjnej płycie Xtiny. Podoba mi się jednak wymienianie też innych świąt w tekście: You’ll be my New Year’s Day, my Valentine (…) You’ll be my autumn leaves, my Halloween (PL: Będziesz moim Nowy Rokiem, moją walentynką (…) Będziesz moimi jesiennymi liśćmi, moim Halloween). Uwielbiam balladę „Have Yourself a Merry Little Christmas”. Jakie było moje zdziwienie, że już wcześniej znałem ten kawałek. Tak czy tak – jest świetny. Bardzo delikatny, ale to tylko jego plus. Christina brzmi tu bosko. Właśnie takie piosenki obnażają wszystkie atuty jej wokalu. Inna piosenka z płyty – „Oh Holy Night” – została umieszczona na liście „5 znienawidzonych piosenek świątecznych„. Dlaczego? Moim zdaniem jest świetna. Słyszałem już kilka wersji tego utworu. Może ta od Christiny nie jest naj, najlepsza, ale i tak jest super. Ostatnim utworem, który tak mi się spodobał jest „The Christmas Song”. To naprawdę dobra ballada. Może i nie wchodzi łatwo w pamięć, ale mnie tam się podoba. Ale remiksowanie tego utworu było jak dla mnie przesadą. Co to za półgłówek wpadł na tak ‚genialny’ pomysł? Ok, nie każdy remiks to masakra, ale przerabianie ballad to samobójstwo. „Xtina’s Xmas” nie jest chyba nawet remiksem. Takie nie wiadomo co. W dodatku jest to takie rozlazłe, słabe. Na Wikipedii napisali, że wokalistka sama napisała tekst do tego utworu. No brawo. Cała piosenka opiera się na jednym zdaniu (na dodatek wyciętym z „Christmas Time”): It’s Christmas time (PL: To świąteczny czas). Pozostałe piosenki (jak i również wspomniane już „This Year”) są miłe dla ucha, ale na dłuższą metę nie robią wrażenia. Tylko „Angels We Have Heard on High” zasługuje na osobny komentarz. Artystka wykonuje ten numer z Ericiem Dawkinsem. Gdyby nie jego świetny wokal i cudne chórki to z miejsca wstawiłbym kawałek do najgorszych. Artystka śpiewa ten utwór tak bez życia. Na szczęście została zepchnięta w tło. O ile normalnie czegoś takiego nie lubię, tak tu to jest plusem. Świąteczny album Xtiny jest na pewno poprawny. Czy coś więcej? To już musicie stwierdzić sami. Ja więcej magii świąt czuję przy muzyce Marii Carey (przy okazji polecam jej dwa świąteczne krążki: „Merry Christmas” i „Merry Christmas II You”).
Ocena:
Najlepsze: Christmas Time, The Christmas Song, Oh Holy Night, Have Yourself a Merry Little Christmas
Najgorsze: Xtina’s Xmas, The Christmas Song (Holiday Remix), This Christmas
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz