Miło było dla Was pisać...

sobota, 3 marca 2012

"Call Off the Search" Katie Melua & "V" Vanessa Hudgens


Tytuł
: Call Off the Search
Wykonawca: Katie Melua
Gatunek: soul, jazz, blues
Single: The Closest Thing to Crazy, Call Off the Search, Crawling Up a Hill Katie Melua jest jazzową i soulową piosenkarką pochodzącą z Gruzji. W wieku czternastu lat przeniosła się z rodzicami do Londynu. Od zawsze wiedziała w jakim kierunku chciała iść. W młodym wieku nauczyła się grać na gitarze, pianinie, skrzypcach. Umiała także śpiewać. To pozwoliło jej zrobić karierę. Już w 2003 podpisała kontrakt płytowy z małą wytwórnią Dramatico. W listopadzie tego samego roku wydała swój debiutancki album „Call Off the Search”.
Może tym razem zacznę od tekstów. Trochę mnie szczerze mówiąc (pod tym względem) zawiodła. Nie chodzi mi teraz nawet o to, że teksty są złe, co o to, że Katie napisała jedynie dwa z dwunastu („Faraway Voice” i „Belfast (Penguins and Cats)”). Są także trzy covery. Najwięcej napisał jednak niejaki Mike Batt. On też wyprodukował całą płytę. Ale wracając do tekstów. Podoba mi się większość tekstów z tego krążka. Duży plus dla samej artystki za tekst do „Faraway Voice”. Napisała ten utwór dla zmarłej piosenkarki Evy Cassidy: Whoo Faraway voice, We can hear you whoo voice, What’s it like to be heard, But from you not a word (PL: Ooh, odległy głos Możemy cię usłyszeć głosie Jak to jest, być słyszanym Ale od ciebie ani słowa). Z kolei „Belfast (Penguins and Cats)” opowiada o jej rodzinnym mieście. ‘Pingwiny’ jako protestanci i ‘koty’ jako katolicy. No a ‘Belfast’ to po prostu ‘Belfast’.
Katie Melua ma nieco dziecinny wokal. W niektórych utworach wypada fajnie, w innych wolałbym, żeby jeszcze poczekała z wydaniem tego albumu. Na następnej płycie „Piece by Piece” brzmi doroślej. Nie traktuję jednak tego jako minus. Przeciwnie. Miło się kogoś takiego słucha. Uśmiech sam ciśnie się na twarz. Poza tym jeśli ktoś powie mi, że artystka kiepsko brzmi, niech sam zaśpiewa lepiej.
Może jednak skupię się na samej muzyce. Głównie są to spokojne piosenki z tylko kilkoma szybszymi momentami („Crawling Up a Hill”, „My Aphrodisiac Is You”). Z ballad uwielbiam tytułowe „Call Off the Search” oraz „The Closest Thing to Crazy”. “Call Off the Search” jest wręcz magiczne. Nie często spotyka się piosenki, gdzie głównymi instrumentami są smyczki. Katie stworzyła wspaniały klimat. Kojący numer. Z początku bałem się, że pozostałe ballady z tej płyty nie dorównają tej jednej. Na szczęście tak nie jest. „The Closest Thing to Crazy” też jest genialne. Mam wrażenie, że wokalistka śpiewa nieco smutno. No cóż, utwór na pewno nie jest najbliższą rzeczą do szaleństwa, ale i tak jest świetny. A swoją drogą – kiedy wydano tą płytę, artystka miała zaledwie 19 lat. No poważnie, która 19-latka nagrałaby teraz jazzową płytę? Właśnie to ‘zjawisko’ opisuje w tej piosence: Feelin’ twenty-two Acting seventeen (PL: Czuję się jakbym miała dwadzieścia dwa lata Zachowuję się jakbym miała siedemnaście). Jednak najbardziej zaczarowała mnie żywsza piosenka „Crawling Up a Hill”. Aż trudno uwierzyć, że to cover. Idealnie pasuje do Katie. Nawet bardziej niż nowo napisane utwory. Ja to uwielbiam. Właściwie nie ma co więcej o tym pisać. Posłuchajcie. Innym, nieco żywszym numerem jest też „My Aphrodisiac Is You”. Może nie podoba mi się tak bardzo jak „Crawling Up a Hill”, ale też zaliczam go do najlepszych.
Właściwie nie ma tu utworu, który zaliczyłbym do najsłabszych. Minusem jest natomiast to, że po kilku przesłuchaniach „Call Off the Search” nie pamiętam większości piosenek. Nie jest to płyta, przy której się zaśnie, ale mogłoby być tu więcej żywych numerów. Oprócz „Crawling Up a Hill” i „My Aphrodisiac Is You” żywsze jest także „Mockingbird Song”. Fajna muzyka, niezły wokal Katie, ale ogólnie wolę pozostałe numery z tego albumu.
Płyta zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie. Może nie zmieni muzyki jazzowej, bluesowej czy soulowej, ale jak najbardziej dobrze się tego słucha. Do numerów takich jak „Crawling Up a Hill” czy „Call Off the Search” z pewnością będę często wracał. Muzyka jest prosta, ale ładna. Warto dać temu albumowi szansę.
Ocena:
Najlepsze: Call Off the Search, Crawling Up a Hill, The Closest Thing to Crazy, My Aphrodisiac Is You
Najgorsze: -

Tytuł
: V
Wykonawca: Vanessa Hudgens
Gatunek: pop, dancepop, teen pop
Single: Come Back to Me, Say Ok
Po spektakularnym sukcesie odniesionym z filmem „High School Musical” było pewne, że Vanessa Hudgens wyda swoją płytę. No bo jak inaczej? Każda gwiazdka Disney’a po roli w jakimś serialu / filmie dostaje możliwość nagrania własnego albumu. Z tej szansy skorzystała także Vanessa. Co z tego wynikło?
Na krążki większości gwiazdek Disney’a składają się piosenki z gatunku pop, dancepop, teen pop. Czasem dodają do tego elementy r&b czy pop rocka. Nie inny jest także krążek Nessy. Mam jednak wrażenie, że „V” to próba połączenia utworów w stylu granej przez nią postaci w „High School Musical” (ckliwe ballady) z tanecznymi piosenkami. Miks niezbyt udany. Więcej tu spokojnych numerów niż dance-popowych kawałków. Ja jednak wolę taneczne piosenki w jej wykonaniu.
Co do samego wokalu Vanessy Hudgens. Mnie się on nie podoba. Wiem, że niektórzy (głownie fanki) uważają, że ma piękny głos. Ja myślę jednak inaczej. Szczególnie ballady mocno średnio jej wychodzą. Większość spokojnych piosenek jest przesłodzonych. Niestety nie tylko one. Jedynie w dwóch utworach czuję więcej mocy, pewności siebie. Ale o nich później.
Sama muzyka jest nawet ok. „Come Back to Me” to fajny taneczny numer łączący w sobie elementy popu i r&b. „Let Go” to próba połączenia tanecznej muzyki z akustyczną muzyką. Gdzieś się jednak pogubili. Mnie się to połączenie średnio podoba. Najbardziej jednak uwielbiam dwie piosenki – „Never Underestimate a Girl” i „Let’s Dance”. Są taneczne, ale jak na piosenkarkę bardzo charakterne. To o nich wcześniej mówiłem. Tu wokalistka wykazuje najwięcej pewności siebie. Są nawet nieco zadziorne. W pewien sposób oczywiście. „Let’s Dance” ma świetny, gitarowy refren. W zwrotkach elektronicznie przerobili Vanessie głos. Nawet fajnie im się udało.
Większą część utworów stanowią jednak ballady. Najlepszą z nich jest „Say Ok”. To dosyć spokojny numer z tanecznym bitem. Mimo że przez całą piosenkę jest on taki sam, to utwór się nie nudzi i przyjemnie się go słucha. Z pozostałych ballad najbardziej podoba mi się „Drive”. Zwrotki są przyjemne i miłe dla ucha. Jedynie końcówka zawodzi. Muzycznie jest ok, ale nie podoba mi się głos Hudgens. Nie wyszło jej. Uwielbiam początek utworu „Promise”. Jest, hmm, może nawet nieco magiczny. Jeśli piosenka byłaby taka w całości, z pewnością trafiłaby do grona moich ulubionych. Jej refren jest niestety przesłodzony. Co do pozostałych ballad jestem bardziej na ‚nie’ niż na ‚tak’. Są zbyt płaczliwe, łzawe. Wokalistka / aktorka udowadnia w nich, że musi jeszcze trochę popracować nad swoim wokalem.
Vanessa nie napisała ani jednej piosenki na tą płytę. Tego się zresztą spodziewałem. Praktycznie wszystkie opowiadają o miłości. Nastoletniej, stąd ‚teen pop’ w gatunkach. Tak więc młodsza publiczność będzie w siódmym niebie. Teksty nie są złe, ale daleko im też do perfekcji. Tak więc żadnym zaskoczeniem nie są cytaty typu Why am I so afraid to crash down and lose my heart again I don’t know, I can’t see, what’s come over me Why am I so afraid to break down and lose my mind again I don’t know, I can’t see, what’s come over me (PL: Dlaczego jestem zbyt przestraszona by upaść i zostawić moje serce ponownie? Nie wiem, nie widzę, co jest z przeszłości ponownie nade mną Dlaczego jestem zbyt przestraszona by się przełamać i sprzeciwić się sercu ponownie? Nie wiem, nie widzę, co jest z przeszłości ponownie nade mną) czy So tell me when it’s not alright When it’s not OK Will you try to make me feel better? (PL: Więc powiedz mi kiedy coś jest nie w porządku Gdy nie jest dobrze Czy spróbujesz poprawić mi humor?).
I jeszcze jedna rzecz, o której nie wspomniałem wcześniej. Rok po wydaniu „V” i koleżanka Vanessy z planu – Ashley Tisdale – postanowiła nagrać debiutancki album. Płyta, którą teraz oceniam bardziej podoba mi się od ashleyowskiego „Headstrong”. Nessa ma lepszy głos. W tanecznych numerach jest mniej słodka, bardziej pewna siebie.
Po pierwszym przesłuchaniu tego krążka byłem trochę znudzony. Spodobały mi się aż dwie piosenki („Never Underestimate a Girl” i „Let’s Dance”; przy czym nadal uważam je za najlepsze) a reszta średnio. Jednak później było tylko lepiej. Nie jest to może album, do którego będę często wracał; stawiając ją koło wielu innych debiutantek, też nie ma szału. Jednak jak najbardziej przyjemnie się tego słucha. Piosenki są dość urokliwe, niektóre bardzo mi się podobają i z pewnością będę ich do czasu do czasu słuchać. Muszę przyznać, że spodziewałem się czegoś gorszego. Warto sięgnąć po ten krążek. Chociażby po to, żeby przekonać się, że Vanessa to nie tylko postać z „HSM”.
Ocena:
Najlepsze: Never Underestimate a Girl, Let’s Dance, Say Ok
Najgorsze: Physic, Lose Your Love, Whatever Will Be

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz