Tytuł: Paris
Wykonawca: Paris Hilton
Gatunek: pop, dance
Single: Stars Are Blind, Nothing in This World, Turn It Up Paris Hilton ustawiona jest już do końca życia. Linia hoteli ‚Hilton’ dziadziusia (?) zapewniła jej bogactwo. Sama jednak nie chciała siedzieć bezczynnie. Wiecie, że zarobiła podobno już ponad miliard? Robi wszystko. Gra w filmach (dwie Złote Maliny – jedna z „Dom woskowych ciał”), projektuje ubrania (sama również jest modelką), no i śpiewa. Tak więc nie jest ważne czy reklamuje papier toaletowy, czy kolejny ciuszek, to i tak się sprzeda.
Sama muzyka to tylko dodatek do samej Paris. A tak, żeby była. Podobno ta płyta miała być w stylu pop i ROCK. Heh, coś nie wypaliło. Znacznie więcej tu dance popu. Gdzieś tam przewija się r&b i hip hop (tylko dzięki gościnnemu udziałowi Fat Joe’go i Jadakissa). Jest to więc bardzo zwyczajny krążek.
Do producentów, którzy jakoś ten krążek skleili należą Scott Storch (50 Cent, Beyoncé) i Dr. Luke (Avril Lavigne, Kelly Clarkson). Nadali temu albumowi świeże (jak na 2006 rok) brzmienie. Nie jest to jednak płyta do posłuchania. Bardziej nada się na jakąś wakacyjną ‚dyskoteczkę’. Co idealnie potwierdza ostatni utwór zamieszczony na albumie – „Do Ya Think I’m Sexy”. Zdziwił mnie fakt, że to cover (oryginał – Rod Stewart). Aż boję się słuchać pierwowzoru. Wersja Paris Hilton jest, lekko mówiąc, koszmarna. Rąbanka, idealna do klubu. Co plusem nie jest.
Ewidentnym minusem jest to, że niektóre piosenki są… po prostu nudne. Raz na jakiś czas można ich posłuchać. Po trzech przesłuchaniach „Paris” pod rząd praktycznie każdy utwór wyłączam po połowie. Moim numerem 1 jest zdecydowanie „Stars Are Blind”. Co tu dużo mówić: jest to po prostu przyjemny kawałek łączący elementy popu i reggae. I to właśnie ten o wiele bardziej kojarzy mi się z wakacjami niż ‚cudowne’ „Do Ya Think I’m Sexy”. Inną piosenką, która bardziej przypadła mi do gustu jest „Jealousy”. Szczególnie początek mnie zauroczył. Świetna partia na skrzypcach. Nie obraziłbym się nawet, gdyby tylko ten kilkusekundowy fragment uciąć i wstawić jako interlude. Cała piosenka zawiera w sobie wpływy rocka. Ogólnie podoba mi się. Lubię też „Turn It Up”. Zaczyna się jakąś syreną. Paris bardziej mówi i wzdycha niż śpiewa. Chyba starała się rapować. Jeśli tak – kiepsko wyszło. Ale jako całość „Turn It Up” to całkiem niezły utwór.
Najsłabiej oceniam chyba wokal Paris Hilton. Wiadomo – ona mogła wyłożyć kasę na nagranie albumu, ale dobrego głosu nie można kupić. Mam wrażenie, że w większości utworów wokalistka bardziej podśpiewuje gdzieś obok niż śpiewa. Dobrze, że na płycie jest tylko jeden spokojny numer. Bo gdyby miała w kilku wyć tak jak w „Heartbeat”, nie wiem czy bym to wytrzymał. Ale to jeszcze nic. Niby miałem nie wspominać o la, la, la, la w „Turn You On”, ale po prostu nie mogłem o tym nie napisać. Straszne.
Teksty są napisane przez profesjonalnych song–writerów. Utrzymują jednak poziom idealnie pasujący do inteligencji Paris. Dużo więc tu chłopakach, flirtach. I o tym jaka to ona jest seksowna: Every time I turn around the boys fighting over me (…) Maybe cuz im hot to death and I’m so so so sexy (PL: Za każdym razem kiedy się obrócę chłopcy biją się o mnie (…) Może dlatego że jestem zabójczo gorąca i tak bardzo bardzo bardzo sexy). Teksty może i nie są taką kompletną masakrą, ale ja nie zgodziłbym się wpisać swojego nazwiska w książeczce z creditami. A fragment tekstu „Turn You On” przypomina mi… „Sexy and I Know It” LMFAO: I’m sexy and you know it, clap your hands I’m not afraid to show it, understand? (PL: Jestem sexy i ty to wiesz, klaśnij w dłonie Nie boję się tego pokazać, rozumiesz?).
Płyta Paris Hilton muzyki nie zmieni. To po prostu longplay z gatunku pop i dance. Nie wyróżnia się absolutnie niczym. No może zaproszeniem do featuringu rapreów Fat Joe i Jadakiss oraz elementami reggae w „Stars Are Blind”.
Podobno ta wokalistko-aktorko-cośtam nagrywa kolejny album. Mam nadzieję na więcej numerów w stylu „Stars Are Blind” właśnie. Jednak tutaj nadzieja matką głupich, bo Hiltonówna sama przyznała się, że płyta będzie bardzo taneczna, nowoczesna (efekty współpracy z Davidem Guettą, Flo Ridą i Snopp Doggiem).
Ocena:
Najlepsze: Stars Are Blind, Nothing in This World, Turn It Up
Najgorsze: Turn You On, Not Leaving Without You, Do Ya Think I’m Sexy
Tytuł: Here We Go
Wykonawca: US5
Gatunek: pop, dance
Single: Maria, Just Because of You
Może zacznę od takiego jednego drobiazgu – okładka tej płyty jest obrzydliwa. Wersji deluxe nie jest zbyt ładna, ale jednak lepsza niż to coś. Dobra, wstępne słowa mam za sobą.
US5 jest zespołem, który zyskał kiedyś u nas wielką popularność. Przepis na sukces był prosty – kilku ładnych chłopców zaśpiewało parę piosenek o miłości i był szaaał. Podobny (a właściwie taki sam) patent wykorzystali m.in. One Direction czy The Wanted.
Płyta „Here We Go” jest przewidywalna. Nic nowego. To po prostu pop, dance-pop. Chłopaki nie zrobili nic, by się jakoś wyróżniać. Jednak oprócz tanecznych numerów w postaci „Just Because of You” czy „Spell on Me” mamy tu kilka nieco nudnych balladek („Your Love”, „The Day You Cried”). Wow.
Jedynym plusem tych piosenek jest to, że (w przeciwieństwie do wielu obecnych hitów) słychać tu instrumenty. Jest gitara elektryczna, akustyczna, pianino itp. Muzyka jest niestety bardzo ‘płaska’. Nie ma tu nic co, by mnie przyciągnęło na dłużej. Tytułowe „Here We Go” to zwyczajna, elektryczna sieczka. Tego się słuchać nie da. Nie rozumiem sensu zamieszczenia tu utworu „Jesus”. Jest dużo religijnych piosenek. Ta nie wnosi nic nowego, ciekawego. Jest też nudna i bez polotu. Już wolę pójść do kościoła i posłuchać ‘tradycyjnych’ psalmów. Plusem albumu jest to, że większości utworów w ogóle nie pamiętam. Nie wiem czy wytrzymałbym, gdyby wciąż biły mi się po głowie. W ostateczności mógłbym dać szansę piosence „I Can’t Sleep”. Chcieli chyba pokazać, że umieją nagrać coś więcej niż przeciętne, popowe numery. Ten ma w sobie elementy rocka. Szybko się jednak nudzi. Nadal nie jest to utwór, który trafi do mojej playlisty.
Za najlepszą piosenkę uznaję singlowe „Just Because of You”. Nie jest to może arcydzieło, ale przyjemne do posłuchania. Raz na jakiś czas, rzecz jasna. Bez przesady. Ma fajną, taneczną muzykę. Nie bardzo podoba mi się jednak fakt, że utwór dostajemy zaraz na początku płyty. Przydałby się pod koniec, by rozruszać nas po porcji ballad. To właśnie jest największy błąd tego krążka – rozmieszczenie numerów. Zamiast wymieszać spokojne piosenki z tanecznymi, dali nam kilka dance-popów, przy których możemy trochę pogibać na parkiecie, a dalej zasypiamy przy niezwykle ‘porywających’ balladach.
Teksty też nie zaskakują. O czym śpiewają na „Here We Go”, wszyscy już wiemy. Sporo tu miłości. Aż głowa może rozboleć. Totalną porażką jest tekst do „Here We Go”. Wystarczy przytoczyć fragment pierwszej zwrotki: We got style a class and closed to smile But I ain`t here on try I make it wores you`re while – You`re while (PL: Mamy styl, klasę, bliską do uśmiechu Ale nie jestem tu po to by próbować Sprawiam, że to jest warte twojej chwili – Twojej chwili). Kto to pisał? Albo ten tutaj cytacik: She`s looking really hot like fire She’s everything that I desire I love the way her booty rolls She’s got me fiendin’ and I’m just schemin’ (PL: Jest gorąca jak ogień Ma wszystko czego pożądam Uwielbiam kiedy jej pupa się kołysze Jestem od niej uzależniony). Najbardziej jednak rozwala mnie ckliwa piosenka “One of Us”. W jej refrenie pojawiają się słowa One of us is crying One of us is lying In her lonely bed (PL: Jeden z nas płacze Jeden z nas leży W jej samotnym łóżku). Chyba jednak źle reaguję. Zamiast się popłakać, współczuć, zacząłem się śmiać.
Nie wspomniałem o tym wcześniej, ale właściwie teraz też mogę – chłopaków w tym zespołu jest pięciu. Mnie się jednak wydaje, że cały czas śpiewa jeden. Nie umiem rozróżnić ich wokali. Ba, traktuję jako sukces fakt, że połapałem się, że śpiewa tu kilku różnych kolesi. W kilku przypadkach jednak muzyka jest na tyle okropna, że nawet nie zwracam uwagi na wokale.
Po „Here We Go” spodziewałem się totalnej masakry, kiepskiej tanecznej muzyki. Zgadłem. Płyta jest bardzo słaba. Zaskoczyli mnie tylko trochę umieszczeniem nieco rockowego „I Can’t Sleep” czy balladami. Niektóre utwory mają też w sobie coś z muzyki latynoskiej. Ciekawy dodatek. Nie zmienia to jednak mojego zdania o tych kawałkach. Są po prostu nijakie, nieinteresujące.
Wątpię, żebym jeszcze kiedyś sięgnął po ten album. Wiem, że są osoby, którym ta muzyka się podoba. Ja się jednak do nich nie zaliczam. Mnie się „Here We Go” kompletnie nie podoba.
Ocena:
Najlepsze: Just Because of You
Najgorsze: Here We Go, Spell on Me, One of Us, Senorita
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz