W sumie jest to już moja trzecia krążka tego niemieckiego zespołu, a tak naprawdę jeszcze go Wam nie przedstawiłem. Tak więc zespół założony pod koniec lat osiemdziesiątych. Zaczęli od elektroniki i EBM (electronic body music), skończyli na metalu. Są też przedstawicielami gatunku Neue Deutsche Härte. Bardziej zainteresował mnie jednak fakt, że bandem inspirował się Rammstein. Młodsi (stażem) koledzy stali się znani na całym świecie, czego o Oomph! (przynajmniej dzisiaj) powiedzieć niestety nie można. Nie oznacza to jednak, że grają słabą muzykę. Przeciwnie.
Na krążek „Defekt” składa się 12 utworów. Utrzymane są w nieco innym klimacie niż te z „Oomph!” czy „Sperm”. Więcej tu metalu niż elektroniki. Wcześniej było odwrotnie. Przy pierwszym podejściu do tego albumu słuchać go nie mogłem. Zupełnie nie przypadł mi do gustu. Nie minęło mi jeszcze wtedy oczarowanie płytą „Sperm” i chyba za szybko sięgnąłem po następną. Tak więc na kilka miesięcy odstawiłem ich muzykę na bok. Teraz wróciłem do „Defekt”. Stwierdzam też, że krążek podoba mi się bardziej niż poprzednie.
Bardzo łatwo można podzielić album na dwie połowy. Pierwsza jest genialna. Z drugą nieco gorzej. Zwróciłem na niej uwagę jedynie na dwa numery – „Decubitus Vulgaris” i tytułowe „Defekt”. Od razu jednak mówię, że moją uwagę przyciągnęły w niekoniecznie pozytywny sposób. „Decubitus Vulgaris” to ścieżka instrumentalna. (Na szczęście) krótka. Zaczyna się od irytującego elektronicznego dźwięku. Dobrze, że później zastępuje go inna melodia. Inaczej z miejsca wstawiłbym kawałek do najgorszych. Największym defektem „Defektu” jest jednak utwór „Defekt”. Ale się śmiesznie złożyło ;) Pierwsze pięć minut to normalny utwór ze zwrotkami i refrenem. Całkiem niezły, choć nie dorównujący pozostałym piosenkom z albumu. Ale co jest przez kolejne pięć minut? Krzyczane na okrągło Defekt! Defekt! Defekt! Defekt!... Tak do znudzenia. Nigdy wcześniej się z czymś takim nie spotkałem. I spotkać się więcej nie chcę.
Zacząłem od skrytykowania chłopaków, wróćmy więc do numerów, które zdobyły moje uznanie. Należy do nich z pewnością „Hate Sweet Hate”. Jak widać można kochać kawałek mający w tytule 'nienawiść'. O muzyce chyba pisać nie muszę – utrzymana na bardzo wysokim poziomie, łatwo wpada w ucho. Dźwięk użyty na początku był zbędny, ale nie uważam go za minus. Fajnie łączy się później z drugim, trzecim refrenem. Na pochwałę zasługuje też wokal Dero. W zwrotkach wyszedł nieco mhrocznie. To jednak w refrenie daje najwięcej czadu. Wrzeszczeć to jednak potrafi. Podobnie zbudowane jest też „Ice-Coffin”: dziwny dźwięk (który tu przewija się przez cały numer), fajna muzyka i nieziemski głos Dero. Tyle, że tu brzmi jeszcze lepiej. Szczególnie refrenu świetnie się słucha. Z „Hello My Name Is Cancer” uwielbiam początek, w którym wokalista mocnym głosem mówi This is the right time To say hello My name is cancer I never go (PL: To jest właściwy czas By powiedzieć cześć Moje imię to rak Nigdy nie odchodzę). „Zeitweilig Incontinent” to podobnie jak „Decubitus Vulgaris” kawałek instrumentalny. Z tą różnicą, że ten podoba mi się nieporównywalnie bardziej. Oryginalna muzyka (nieco nawet horrorowa), krakanie kruków... Super. To jednak utwór „Hast du geglaubt” podoba mi się obok „Hate Sweet Hate” najbardziej. W zwrotkach Dero śpiewa bardzo szybko, niemalże rapuje. Refren nie różni się od zwrotek muzycznie, ale samym wokalem, tekstem. No i tym, że dołącza w nim jakaś kobieta. Szczerze mówiąc, jej part był tu zbędny. Samo to Ich hasse dich, ich hasse dich, oh Gott Ich hasse dich, ich hasse dich, unendlich (PL: Nienawidzę cię, nienawidzę cię, o Boże Nienawidzę cię, nienawidzę cię, bez końca) już wbija w fotel.
Tekstowo również się rozwinęli. O ile na „Sperm” pełno było tekstów typu Gib mir Sex (PL: Daj mi sex) czy Isn't it all you want? A dickhead! (PL: Czy to nie wszystko czego chcesz? Ch*j!), tak tu nieco się opamiętali. Nie bardzo podoba mi się jednak to, że wiele tekstów jest schematycznych. To równa się dużo śpiewania, ale mało treści. Spodobał mi się jednak tekst do "Defekt" (największy plus tej piosenki): Angst wird grör Angst wird stärker Angst vermehrt sich Macht sich breit Angst fri weiter Seele wehrt sich Seele krümmt sich Seele schreit (PL: Strach staje się większy Strach staje się silniejszy Strach się rozprzestrzenia Rozszerza się Strach dalej pożera Dusza się broni Dusza się wije Dusza krzyczy).
Podsumowując, płyta „Defekt” jest na pewno poprawna. Czy coś więcej? Jak widać tak. Mam jednak nadzieję, że najlepszą od chłopaków nie jest. Bo jednak szkoda by było, gdyby nagle zaczęli się cofać. Do niektórych utworów („Hate Sweet Hate”, „Hast du geglaubt”) często będę powracał. Do innych – raz na jakiś czas. W porównaniu do „Oomph!” czy „Sperm” miło posłuchać „Defekt” i zobaczyć, że zrobili krok w przód. A tymczasem idę słuchać kolejnej płyty Oomph!.
Na krążek „Defekt” składa się 12 utworów. Utrzymane są w nieco innym klimacie niż te z „Oomph!” czy „Sperm”. Więcej tu metalu niż elektroniki. Wcześniej było odwrotnie. Przy pierwszym podejściu do tego albumu słuchać go nie mogłem. Zupełnie nie przypadł mi do gustu. Nie minęło mi jeszcze wtedy oczarowanie płytą „Sperm” i chyba za szybko sięgnąłem po następną. Tak więc na kilka miesięcy odstawiłem ich muzykę na bok. Teraz wróciłem do „Defekt”. Stwierdzam też, że krążek podoba mi się bardziej niż poprzednie.
Bardzo łatwo można podzielić album na dwie połowy. Pierwsza jest genialna. Z drugą nieco gorzej. Zwróciłem na niej uwagę jedynie na dwa numery – „Decubitus Vulgaris” i tytułowe „Defekt”. Od razu jednak mówię, że moją uwagę przyciągnęły w niekoniecznie pozytywny sposób. „Decubitus Vulgaris” to ścieżka instrumentalna. (Na szczęście) krótka. Zaczyna się od irytującego elektronicznego dźwięku. Dobrze, że później zastępuje go inna melodia. Inaczej z miejsca wstawiłbym kawałek do najgorszych. Największym defektem „Defektu” jest jednak utwór „Defekt”. Ale się śmiesznie złożyło ;) Pierwsze pięć minut to normalny utwór ze zwrotkami i refrenem. Całkiem niezły, choć nie dorównujący pozostałym piosenkom z albumu. Ale co jest przez kolejne pięć minut? Krzyczane na okrągło Defekt! Defekt! Defekt! Defekt!... Tak do znudzenia. Nigdy wcześniej się z czymś takim nie spotkałem. I spotkać się więcej nie chcę.
Zacząłem od skrytykowania chłopaków, wróćmy więc do numerów, które zdobyły moje uznanie. Należy do nich z pewnością „Hate Sweet Hate”. Jak widać można kochać kawałek mający w tytule 'nienawiść'. O muzyce chyba pisać nie muszę – utrzymana na bardzo wysokim poziomie, łatwo wpada w ucho. Dźwięk użyty na początku był zbędny, ale nie uważam go za minus. Fajnie łączy się później z drugim, trzecim refrenem. Na pochwałę zasługuje też wokal Dero. W zwrotkach wyszedł nieco mhrocznie. To jednak w refrenie daje najwięcej czadu. Wrzeszczeć to jednak potrafi. Podobnie zbudowane jest też „Ice-Coffin”: dziwny dźwięk (który tu przewija się przez cały numer), fajna muzyka i nieziemski głos Dero. Tyle, że tu brzmi jeszcze lepiej. Szczególnie refrenu świetnie się słucha. Z „Hello My Name Is Cancer” uwielbiam początek, w którym wokalista mocnym głosem mówi This is the right time To say hello My name is cancer I never go (PL: To jest właściwy czas By powiedzieć cześć Moje imię to rak Nigdy nie odchodzę). „Zeitweilig Incontinent” to podobnie jak „Decubitus Vulgaris” kawałek instrumentalny. Z tą różnicą, że ten podoba mi się nieporównywalnie bardziej. Oryginalna muzyka (nieco nawet horrorowa), krakanie kruków... Super. To jednak utwór „Hast du geglaubt” podoba mi się obok „Hate Sweet Hate” najbardziej. W zwrotkach Dero śpiewa bardzo szybko, niemalże rapuje. Refren nie różni się od zwrotek muzycznie, ale samym wokalem, tekstem. No i tym, że dołącza w nim jakaś kobieta. Szczerze mówiąc, jej part był tu zbędny. Samo to Ich hasse dich, ich hasse dich, oh Gott Ich hasse dich, ich hasse dich, unendlich (PL: Nienawidzę cię, nienawidzę cię, o Boże Nienawidzę cię, nienawidzę cię, bez końca) już wbija w fotel.
Tekstowo również się rozwinęli. O ile na „Sperm” pełno było tekstów typu Gib mir Sex (PL: Daj mi sex) czy Isn't it all you want? A dickhead! (PL: Czy to nie wszystko czego chcesz? Ch*j!), tak tu nieco się opamiętali. Nie bardzo podoba mi się jednak to, że wiele tekstów jest schematycznych. To równa się dużo śpiewania, ale mało treści. Spodobał mi się jednak tekst do "Defekt" (największy plus tej piosenki): Angst wird grör Angst wird stärker Angst vermehrt sich Macht sich breit Angst fri weiter Seele wehrt sich Seele krümmt sich Seele schreit (PL: Strach staje się większy Strach staje się silniejszy Strach się rozprzestrzenia Rozszerza się Strach dalej pożera Dusza się broni Dusza się wije Dusza krzyczy).
Podsumowując, płyta „Defekt” jest na pewno poprawna. Czy coś więcej? Jak widać tak. Mam jednak nadzieję, że najlepszą od chłopaków nie jest. Bo jednak szkoda by było, gdyby nagle zaczęli się cofać. Do niektórych utworów („Hate Sweet Hate”, „Hast du geglaubt”) często będę powracał. Do innych – raz na jakiś czas. W porównaniu do „Oomph!” czy „Sperm” miło posłuchać „Defekt” i zobaczyć, że zrobili krok w przód. A tymczasem idę słuchać kolejnej płyty Oomph!.
Ocena: 5/6
Najlepsze: Hate Sweet Hate, Ice-Coffin, Hast du geglaubt, Zeitweilig Incontinent
Najgorsze: Defekt

A mnie byłoby miło, gdybyś wyłączył AntySpam, który na blogspocie jest jeszcze bardziej wkurzający niż na onecie ;p
OdpowiedzUsuń"Nigdy wcześniej się z czymś takim nie spotkałem. I spotkać się więcej nie chcę." zgadzam się... raz przesłuchałam ten numer w całości i nigdy więcej xD tylko pierwszą połowę xD
"Mam jednak nadzieję, że najlepszą od chłopaków nie jest." moim zdaniem mają lepszy album ;p Do tego krążka nie sięgałam już kupę czasu, więc nie bardzo pamiętam go. Wkrótce będę sięgać po najnowszy, a dopiero później po czwarty ;)
absolutnie nie znam tej plyty pierwszy raz widze takze jak dla mnie fajna okladka aha i mialem pisac ze super lay lista-przebojow.bloog.pl
OdpowiedzUsuńNie podoba mi się ale może po kolejnym przesłuchaniu zmienię zdanie. ania-and-amanda
OdpowiedzUsuńHEJ. :D Co byś powiedziała na dodanie się do aff i informowaniu o nn? :) / best-hits.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuń