Miło było dla Was pisać...

sobota, 14 lutego 2015

Pomopowanie bańki przechodzi do lamusa, albumy-niespodzianki to przyszłość. Felieton


Czy wiecie, co po angielsku oznacza game-changing? Jest to przymiotnik, który po dosłownym przełożeniu, brzmi po prostu "zmieniający grę". Czy może raczej jej zasady. W muzyce często odnosi się go do artystów/albumów/utworów monopolizujących w pewien sposób biznes, mających ogromny wpływ na wygląd reszty list przebojów czy też planów wydawniczych gwiazd. Game-changing z pewnością byli The Beatles i Rolling Stones, game-changing były Whitney Houston czy Madonna. Teraz game-changing jest Beyoncé, która na dobrą sprawę wymyśliła nowy rodzaj promocji. Niespodziankę.

I miss that immersive experience, now people only listen to a few seconds of song on the iPods and they don't really invest in the whole experience. It's all about the single, and the hype. It's so much that gets between the music and the art and the fans. I felt like, I don't want anybody to get the message, when my record is coming out. I just want this to come out when it's ready and from me to my fans. 13 grudnia 2013 roku zapowiadał się jako kolejny nudny dzień. Część największych magazynów już opublikowała swoje podsumowania najlepszych singli i albumów, pozostałe portale właśnie miały je publikować. I nagle bum. Dosłownie i w przenośni. Beyoncé stwierdziła, że jej album jest gotowy i - a co! - umieściła go w sieci. Zapoczątkowała przy tym nowy trend, co pokazuje, jak bardzo iconic ona jest.



Internet oszalał, Twitter oszalał, iTunes oszalał. Wszyscy fani oszaleli, wszyscy krytycy oszaleli, inni muzycy również oszaleli. Album był swoją drogą znakomity, ponętny, seksowny, innowacyjny. A przy okazji okazał się niebywałym sukcesem - na Metacritic ma ocenę 85/100 (średnia z 34 recenzji), co oznacza, że musi być orgazmicznie dobry, pobił też wszelakie sprzedażowe rekordy. W pierwsze trzy godziny sprzedał się w ilości 80 tys. kopii w samych Stanach, a przez 3 dni rozszedł się w ilości 617,213 egzemplarzy. Po 11 dniach pokrył się platyną i tym samym stał się najlepiej sprzedającym się krążkiem kobiecym w całym 2013 roku w USA. Na świecie było tylko troszkę słabiej. Do dnia dzisiejszego sprzedaż wynosi ponoć ok. 5 milionów. Co warto zaznaczyć, wokalistka nie była pierwszą artystką, która zdecydowała się na wydanie albumu-niespodzianki, ale to właśnie ona takowy krok spopularyzowała.

Gusta są różne, każdy może mieć o płycie inne zdanie. Nikt jednak nie zaprzeczy, że ten krążek naprawdę changed the game. Od tego czasu praktycznie co tydzień słyszymy: "XYZ wydał/wydaje/wyda album-niespodziankę". Do artystów, którzy już to zrobili, należą chociażby Kid Cudi, Azealia Banks, U2 (płyta za darmo!) czy D'Angelo (dokładnie rok i dwa dni po Beyoncé). W ostatnich dniach dołączyli do nich Aphex Twin, CeeLo Green, Björk oraz Drake (wczoraj). "Pół-Beyoncé", jak lubią to określać dziennikarze, popełniła Madonna. Natomiast coraz częściej mówi się, że po rozdaniu nagród Grammy album-niespodziankę wyda Rihanna*. Do prawdy, wpływ wizualnego albumu na muzyczny rynek był ogromny. O tego typu longplayach mówi się wręcz, że dany artysta nie tyle wydał go z zaskoczenia, co pulled a Beyoncé.


Zatrzymajmy się na chwilę przy dwóch przypadkach wymienionych w poprzednim akapicie: U2 oraz Björk. U2 w ogóle poszli na całość - przez cały rok karmili nas nowinkami, różnymi kiwkami, to przesuwali, to znów cofali datę wydania płyty, aż w końcu zastraszyli fanów informacją, że pracowali w studiu z Davidem Guettą oraz will.i.am-em (fake, całe szczęście). Ich krążek ukazał się na iTunes 9 września 2014 roku w postaci bardziej drastycznej. Krążek był bowiem automatycznie dodawany do bibliotek użytkowników internetowego sklepu. Działanie zostało skrytykowane przez dziennikarzy i anty-fanów grupy (bo tak trudno wcisnąć przycisk usuń...), niemniej być może właśnie dzięki temu dyskusja o Songs of Innocence tak szybko nie ucichła.

Do pull-nięcia a Beyoncé została też zmuszona Björk. Dlaczego zmuszona? Kilka dni po ogłoszeniu wydania Vulnicury krążek w całości wyciekł do internetu. Rozwiązania były dwa. Pierwsze to udać, że nic się nie stało i czekać do planowej daty wydania w marcu. Rozwiązanie tragiczne i jakże dla wytwórni stratne (fani od dawna mogliby piosenek posłuchać i kto wie, czy rwaliby się do sklepów po nowe dzieło). Wybrano opcję nr 2, album-niespodzianka. Może to dziwne, ale to dopiero ten longplay skłonił mnie do myślenia - czy tradycyjna promocja, wywiady, pompowanie bańki i hajpowanie płyty jeszcze w ogóle ma sens?


W chwili powstawania artykułu (01/28/15; godz. 20:52) album Vulnicura przebywał siódmy dzień na szczycie ogólnoświatowego iTunesa. To spore osiągnięcie, biorąc pod uwagę brak promocji. No ale właśnie - wszyscy już zdążyli zauważyć, że ten rzekomy brak promocji stał się właściwie nową formą promocji. Naprawdę - czy Vulnicura utrzymałaby się tak długo na szczycie zestawienia, gdyby nie niespodziewane wydanie? Czy Björk, której szczyt popularności przypada na lata 90. (płyty Debut, Post i Homogenic), a jej poprzednie dwa dzieła - Volta oraz Biophilia - ogólnie uważane są za przeciętne, ma obecnie aż tak dużą grupę oddanych fanów? Nie wydaje mi się.

Albumy-niespodzianki sprawiają, że występy w popularnych programach śniadaniowych bądź kolacyjnych, przeprowadzanie wywiadów z gwiazdami czy wydawanie kolejnych singli powoli traci sens. Najlepszym przykładem tę tezę potwierdzającym będzie chyba Artpop Lady Gagi. Już abstrahując od absurdalnych, a dla niektórych zabawnych i niezwykle błyskotliwych, wypowiedzi, że to album milenium i największe dzieło od Thrillera - przed wydaniem płyty bańkę napompowano. Do niebotycznych rozmiarów: o płycie Gaga trąbiła ponad rok przed jej premierą, zdradzała kolejnych współpracowników, fragmenty piosenek, w końcu dobrze przyjęty singiel Applause z naprawdę ciekawym klipem. I co z tego, krążek sprzedał się naprawdę słabo i już w drugim tygodniu zanotował czwarty największy spadek zainteresowania w historii Billboardu (aż o 82%).


Tutaj rodzi się jednak pytanie - do czego to nas zaprowadzi? Ok, nadal zdecydowana większość artystów wydaje płyty, wcześniej je zapowiadając, promując i bańkę pompując. Z drugiej jednak strony - jeśli dziś takie legendy jak Björk, U2 czy D'Angelo decydują się na albumy-niespodzianki, to kto wie - może jutro będzie się wydawać płyty już tylko tak? Może wszyscy będą promować się brakiem promocji, wszakże, gdy tylko ktoś taki krążek wyda, od razu trąbią o nim wszystkie ważne portale. Obawiam się jednak, że coraz większa popularność albumów-niespodzianek może nas doprowadzić do szybszego, niż wszyscy myślimy zniknięcia płyt fizycznych. Ale to już temat na kolejne opowiadanie.

* EDIT 02/14/15: Oczywiście Ri albumu nie wydała, nie chciałem jednak już zmieniać pierwotnej wersji tekstu

Przeczytaj również:
Jak się podobał mój pierwszy felieton? To w ogóle ma ręce i nogi, da się to czytać? :)

18 komentarzy:

  1. Da się czytać ;) Nawet całkiem fajnie (PS: Wystraszyłeś trochę tą Bijące - spodziewałem się jakiegoś hejtu :P). Ciekawe, kto fajny pokazał Ci tego gifa ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na All About Music znalazłem ;*

      Usuń
    2. Za chwilę usunę, ze swojego konta google+ i zobaczymy skąd go masz :*

      Usuń
  2. Pamiętam, że zaraz po wydaniu płyty Beyonce, Nicki Minaj zasugerowała, że pójdzie tym samym tropem, ale nie sądziłem, że aż tak wielu! Sprawa trochę śmieszna, bo wiadomo, w przypadku Beyonce był to czysty chwyt marketingowy, który okazał się sukcesem i miał on uzasadnienie - czegoś takiego jeszcze nikt nie zrobił. Być może Beyonce, tak jak napisałeś, ustaliła nowe reguły gry, ale nie przyjmie się to na stałe. Wyobrażasz sobie czasy, kiedy nikt nie zapowiada swoich płyt? :D :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przerażająca wizja, fakt, niemniej, kiedy U2 się na ten krok zdecydowali, zacząłem się poważnie nad tym zastanawiać...
      Mówi się, że płyty mają w ogóle zniknąć i że mają być wydawane same single. Z dwojga złego wolałbym jednak opcję, że wszystkie płyty wydawane są bez zapowiedzi. No i ten bałagan, który by zapanował, mógłby być w zasadzie zabawny :D

      Usuń
    2. I weź tu planuj jakiś prezent. Czekasz na płytę ulubionego zespołu, a tu nagle przed świętami wszyscy twoi ulubieńcy wydają albumy! Istny chaos!

      Jak dla mnie wydawanie albumu bez zapowiedzi teraz to trochę jednak desperacki krok.

      Usuń
    3. Zgodzę się, jak zrobiła to Beyonce, to to było nowe, ciekawe, świeże. A teraz kiedy nagle te albumy-niespodzianki zaczęły się wydawać lawinowo (w pewnym momencie miałem wrażenie, że co tydzień ktoś tak wydawał), to niestety stało się to desperackie. Ale czego się nie zrobi dla tych kilku tysięcy sprzedanych kopii więcej...

      Usuń
  3. Feletion bardzo fajny. Znacznie przyjemniej mi się czyta tego typu rzeczy niż tradycyjne recenzje. Osobiście wolę tradycyjną promocję. Wtedy moment, gdy wreszcie mogę czegoś posłuchać jest wspaniały, szczególnie gdy długo na to czekałam. Gorzej jeśli album wycieknie... wtedy całkowicie tracę chęci. Szkoda, że nie mogę przewidywać przyszłości. Mam nadzieję, że Rammstein/BMTH/SOAD wezmą przykład z Bey i wydadzą płytę niespodziankę. W ich przypadku nie potrzebna mi promocja. Chcę wreszcie ich nowe albumy!

    Pozdrawiam, Namuzowani.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak Beyonce zaskoczyła wszystkich wydajać niespodzianie album Jej przykładem poszły kolejne gwiazdy typu Drake. Nie zdziwi mnie też ze Rihann szybko niedługo niespodziewanie wyda zapowiedziana płytę. Miało być to na Grammy, ale okazało się to tylko plotką.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobrze się czyta twoją dzisiejszą notkę. Ok, raz na jakiś czas może wyjść album bez zapowiedzi, ale gdyby się działo to za często to moim zdaniem to nie jest wyjście z sytuacji. Nie wyobrażam sobie otrzymywać co kilka dni informacji, że ktoś wydał album i nagle jest jakieś wielkie boom na jakiegoś artystę. Za dużo chaosu. Niech lepiej zostanie tak jak jest. Płyty niespodzianki nie są dobry rozwiązaniem.
    http://zyciejestmuzykaaa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Nastała nowa moda na promocję. Wątpię, że RiRi wyda niespodziewanie album, ale po niej wszystkiego można się spodziewać. Bardzo ciekawy felieton. Mam nadzieję, że będzie ich więcej. ;)

    Jest już nowe wydanie POUR THE MUSIC. Serdecznie zapraszam.
    http://pour-the-music.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny felieton i bardzo na czasie. Mi spodobało się, gdy Beyonce wydała swój album z zaskoczenia, ale teraz słyszę ten tekst cały czas: czy artysta wyda swój album z zaskoczenia? Myślę, że to trend, który z czasem zaniknie.Chociaż kto wie co się wydarzy...
    songnevergrewold.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. A mi w sumie obojętnie, czy cd wydana zostanie po zapowiedziach, czy nagle. Byle była dobra :D Na razie nie narzekam - Beyonce nagrała fajny krążek, pozytywnie zaskoczyli U2 i Thom Yorke. Nie mówiąc już o Azeali Banks <3

    Nowa recenzja na http://The-Rockferry.blog.onet.pl (Imagine Dragons)

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo fajny pomysł na notki. Fajnie się czyta takie rzeczy ^^

    Zapraszam na nową recenzję na blogu http://muzyczne-opinie.blogspot.com/

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. hej na www.listamegaprzebojowalicia.bloog.pl jest nowe notowanie serdecznie zapraszam do głosowania :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Chciałabym jakoś skomentować Twój felieton, ale nie mogę ułożyć ani jednego zdania. Nie chodzi o to, czy jest zły, bo nie jest. Po prostu nie wiem, co powiedzieć. :D

    U mnie nowa notka, zapraszam i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetny pomysł na notkę! Bardzo fajnie czyta się takie rzeczy, a najlepsze jest to, że takie teksty zmuszają do zastanowienia się nad tematem. Czekam na kolejne felietony :)
    Zapraszam na nową notkę - recenzja soundtracku do "Pięćdziesięciu twarzy Greya" bruisesly.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Im więcej osób będzie wydawać takie płyty-niespodzianki, tym mniejszą uwagę będą zwracać na siebie... Ileż można?
    Poza tym czytając zdanie 'fani od dawna mogliby piosenek posłuchać i kto wie, czy rwaliby się do sklepów po nowe dzieło" zaczynam się zastanawiać, czy jestem jedyną osobą, która nigdy nie kupuje w ciemno albumu? Niestety cierpię na ciągły brak kasy, ale jestem pewna, ze gdyby było mnie na to stać, kupiłabym album Mansona w dniu premiery, właśnie dlatego, że wcześniej mogłam przesłuchać, jak genialny krążek to jest... no cóż, może następnym razem, jak już będę mieć pracę, to będę mogła sobie pozwolić :) Teraz niestety musi poczekać :(
    Z albumami-niespodziankami jest przynajmniej jedna zaleta... artysta (jak np. Gaga) nie zdąży powiedzieć, jak to zajebisty album jest, jak genialny itp. itd., dzięki czemu słuchacz się nie rozczaruje przy pierwszym przesłuchaniu tylko zobaczy: o nowy album i sam będzie mógł do tego podejść bez żadnych oczekiwań :)
    Świetnie Ci wyszedł ten felieton ;) Pisz takich więcej :)

    OdpowiedzUsuń