Miło było dla Was pisać...

sobota, 21 września 2013

"Blurred Lines" Robin Thicke





Tytuł: Blurred Lines
Wykonawca: Robin Thicke
Rok wydania: 2013
Gatunek: pop, r&b, electropop
Single: Blurred Lines, Give It 2 U









Próbował, próbował i wreszcie mu się udało. Żeby zdominować oba główne zestawienia Billboardu Robin Thicke musiał wydać aż sześć albumów studyjnych. Poprzednie pięć całkiem nie najgorzej radziły sobie w Stanach Zjednoczonych. U nas jednak nie osiągnęły żadnego sukcesu. A tu proszę, czary mary i singiel „Blurred Lines” hula na listach przebojów po obu stronach oceanu. Cała płyta o tym samym tytule nie okazała się aż takim strzałem w dziesiątkę jak sam utwór, ale też dobrze się sprzedaje. Szkoda jednak, że od dobrej muzyki i autentyczności ważniejsza jest dla niego sprzedaż.



Poczułem ostatnio, że przez te wszystkie lata traktowałem siebie trochę nazbyt poważnie. (...) I nagle w zeszłym roku stwierdziliśmy z żoną, że mamy ochotę znów poczuć się młodo, wyjść gdzieś ze znajomymi, zabawić się i potańczyć – tak Robin mówił przed wydaniem „Blurred Lines”. I rzeczywiście – zamiast nagrać dobre, przyjemne r&b i soul, postawił na dobrą zabawę. Ale czy na pewno można dobrze bawić się przy tej muzyce? Najbardziej boli to, że wokalista zupełnie zatracił swoją indywidualność. Poprzednie płyty były dobre i takie, hmm, robinowe. Z kolei ta to usilne gonienie za popularnością. Warto też dodać, że wokalista raz po raz dostaje zadyszki („Take It Easy on Me”, „Ain't No Hat 4 That”).

Nikogo chyba nie zdziwię, jeśli zacznę od singlowego hitu „Blurred Lines”. Za produkcję odpowiada Pharrell Williams, gościnnie rapuje T.I. Utwór odniósł niebywały sukces. Jest przyjemny, wakacyjny i... głupkowaty. Z początku i mnie piosenka całkiem się podobała. Zbyt często grali ją jednak w radiu. Zwyczajnie mi się przejadła. Jednak ona i tak dobrze wypada w porównaniu do drugiego singla. Czy zaskoczył mnie wybór „Give It 2 U”? Ani trochę. To klubowy, electropopowy numer. Gościnny udział Kendricka Lamara ma chyba pomóc jeszcze bardziej na listach przebojów. Sukcesu poprzednika jednak nie powtórzy. Kawałek jest koszmarny. Od tego electropopowego bitu boli mnie głowa.


A jak przedstawiają się pozostałe utwory? Zdecydowanie najbardziej wtórnymi i banalnymi kawałkami są te, w których Thicke sięga po taneczne i electropopowe brzmienia. Przy „Take It Easy on Me” oraz „Feel Good” (ładny początek, tragiczna końcówka) trudno wytrzymać do końca. W kilku innych numerach („Ooo La La”, „Ain't No Hat 4 That”, „Get in My Way”) artysta sięgnął po inspiracje funkiem i r&b lat 70. Szkoda tylko, że te piosenki brzmią niemal identycznie. A umieszczenie ich koło siebie na płycie było samobójstwem. Ma się wrażenie, że to jeden i ten sam utwór. Poza tym Robin puszcza oko w stronę starszych fanów, którzy pokochali go za albumy „The Evolution of Robin Thicke” czy „A Beautiful World”. Nagrał bowiem dwie ballady. Cudów jednak nie oczekujcie. W „4 the Rest of My Life” przypomina mi Justina Timberlake'a. Jest to piosenka całkiem ładna, bardzo delikatna i... usypiająca. Już w połowie mnie znudziła. Znacznie lepiej wypada „The Good Life”. To nieco musicalowa ballada. Pianino i smyczki brzmią bardzo ładnie. Szkoda tylko, że to jedyny dobry utwór na płycie.

Teksty jak teksty. Niby nie irytują jakoś bardzo, ale tym bardziej nie zachwycają. Wiele z nich opowiada o seksie, kobietach, pierdołach, kobietach... Nic ciekawego, nic nowego. Słuchając tego albumu, możecie sobie w ogóle teksty pominąć. Nic nie stracicie, nie znając ich.


Zanim przesłuchałem „Blurred Lines” poznałem wszystkie poprzednie albumy wokalisty. Niegdyś śpiewał przyjemne i dobre r&b oraz soul. Do „Sex Therapy: The Experience” czy „The Evolution of Robin Thicke” wracam bardzo chętnie. Jako forma umilenia czasu sprawdzają się znakomicie. Szkoda, że podobnego zdania nie będę mieć o „Blurred Lines”. Płyta jest ciężka. Przebrnięcie przez nią w całości było dla mnie nie lada wyzwaniem. Całkiem nieźle się zaczyna („Blurred Lines”) i kończy („The Good Life”), jednak środek tego wydawnictwa to masakra. Nie potrafię mu póki co wybaczyć sięgnięcia po słabe, electropopowe twory. Gdyby „Blurred Lines” zostało nagrane przez debiutanta, oceniłbym je wyżej. Patrząc na nią jednak przez pryzmat poprzednich dokonań artysty, płyta wypada wręcz śmiesznie.

Ocena: 2+/6
Najlepsze: The Good Life, Blurred Lines
Najgorsze: Take It Easy on Me, Give It 2 U, Feel Good

12 komentarzy:

  1. W dzisiejszych czasach co raz więcej artystów właśnie wybiera komercję, zatracając swoją muzyczną przeszłość. Wolą żeby ich albumy odnosiły większą sprzedaż. Mi również przejadło się "Blurred Lines", no bo serio, ile można tego słuchać?

    OdpowiedzUsuń
  2. A on mnie ciagle nie przekonal i juz chyba tego nie zrobi.

    OdpowiedzUsuń
  3. powiem tak mnie Robin przyciagnal, plyta na prawde wpada w ucho i jest na niej wiele perełek ale sadze ze to artystka jednego hitu hot-hit-lista.blogspot.com albo raczej teledysku PS
    TAK szykuje sie mega premiera Britney, wedlug nas piosenka ma potencjal :) okaze sie jaki na liscie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kawałek Blurred Lines mi się nie podobał i za tym artystą też nie przepadam.
    Zapraszam do siebie http://mybestmusic.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  5. nie przepadam za nim. ,,Blurred Lines" nie jest taki zły, ale szybko się nudzi. nowa recenzja myślę że będzie w następnym tygodniu. mam ją gotową od miesiąca ale jakoś nie śpieszy mi się aby ją publikować xD www.PatriciaxLife.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Mi się utwór podobał "Blurred Lines" ale ile można tego słuchać. Niestety ale mi się wydaje że Robin zostanie artystą jednego przeboju.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie przepadam za takimi wykonawcami.

    OdpowiedzUsuń
  8. "Blurred Lines" jest tak głupie, że aż mi się podoba :D. Oglądam jednak teledysk, najpierw do "Lines", potem do "Give It 2 U" i z całego serca współczuję jego żonie :). U mnie nowa notka, zapraszam i pozdrawiam.
    PS. Dzięki za głos :).

    OdpowiedzUsuń
  9. Całkowicie nie słucham takiej muzyki. I za nim nie przepadam, jedyna nie jestem, chociaż słyszałam już gorsze gówno. W dzisiejszych czasach trzeba być odpornym, ale też nietolerancyjnym, bo nas niedługo to zaleje.
    U mnie zapowiadana od dawna, niekonwencjonalna recenzja i pytanie związane z nią. Zapraszam!
    Coolturalny-tygodnik.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. A mi się całkiem spodobała ta płyta :)


    Nowa recenzja na http://the-rockferry.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie lubię tytułowej piosenki, więc raczej nie sięgnę po całość.
    U mnie nowa notka :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie wiem, co ludzie widzą w tytułowej piosence, jak dla mnie, ona jest straszna... Puściłam ją raz na YT, bo wcześniej gościa nie kojarzyłam, tak samo jak tej piosenki (oczywiście gdzieś ją wcześniej słyszałam, bo była znajoma) jednak nie byłam w stanie przesłuchać jej całej... Po całość nie sięgnę.

    OdpowiedzUsuń